Leave a Comment Oparta na prawdziwych wydarzeniach opowieść o Wyattcie Earpie, ukazująca jego życie od czasu, gdy był nastolatkiem, aż do wieku dojrzałego. W filmie tym widzimy zatem, jak nastoletni Wyatt pragnie walczyć w wojnie secesyjnej po stronie Unii, by następnie będąc dwudziestokilkuletnim, przebywającym na tzw. Dzikim Zachodzie, mężczyzną, zakochać się w pewnej młodej damie i ożenić się z nią. Niestety jednak kobieta ta w niedługim czasie po ich ślubie, umiera na tyfus, w skutek czego Wyatt popada w rozpacz, pijaństwo i materialną nędzę. To z kolei kończy się dla głównego bohatera tym, iż pewnego dnia, nie mając za co pić, napada i bije Bogu ducha winnego, a co więcej gotowego mu pomóc człowieka, by potem ukraść jego konia. Na „Dzikim Zachodzie” w XIX wieku koń był jednak uważany za rzecz niemal konieczną do przetrwania, przez co jego kradzież była karana nawet śmiercią. Gdy więc Wyatt zostaje złapany, grozi mu powieszenie. Ostatecznie jednak skórę ratuje mu ojciec, który co prawda ze wzgardą dla syna, pomaga jednak Wyattowi uciec z aresztu. Ów fakt okaże się dla Wyatta okazją do nowego życia, z której skorzysta, stając się po kilku latach, jednym z szanowanych i cenionych stróżów prawa na „Dzikim Zachodzie”.
Gdy zabierałem się do oglądania tego filmu, miałem mniej więcej takie oto nastawienie: „To chyba dobra produkcja. Coś w rodzaju tradycyjnych westernów z jasnym podziałem na dobro i zło, której morałem jest to, iż mimo wielu przeszkód warto postępować przyzwoicie”. Niestety jednak w miarę zapoznawania się z jego treścią byłem coraz bardziej zawiedziony i zniesmaczony. Początek filmu zapowiadał się owszem obiecująco. Ot, widzimy tu młodego człowieka, wychowanego w normalnej rodzinie, któremu ojciec stara się wszczepić poszanowanie dla prawa i zwykłą ludzką przyzwoitość. Później widzimy, Wyatta jak co prawda bywa w niebezpiecznych dla moralności miejscach (czyli tzw. saloonach), ale potrafi się oprzeć pewnym seksualnym pokusom, gdyż jak mówi „jego serce ma już wybrankę”. I, nawet gdy widzimy go już na samym dnie moralnego upodlenia, gdy ciężko bije i okrada swego niedoszłego dobroczyńcę, to przy tej okazji, słyszymy przynajmniej krytykę grzechu pijaństwa, a co więcej widzimy, do czego ów może doprowadzić. Wreszcie, kiedy patrzymy na Wyatta kilka lat później, gdy jako stateczny obywatel, strzeże prawa i opiera się nieuczciwym propozycjom, to ciągle można mieć nadzieję, iż będzie to utrzymany w tradycyjnym duchu western. Niestety jednak później, jest już tylko gorzej. Wyatt sypia bowiem z kobietą, która nie jest jego żoną, a następnie nawet ją zdradza z inną niewiastą (mimo, że ta pierwsza popada z tego powodu w rozpacz i chce się nawet w związku z tym zabić). Nawet praworządność głównego bohatera ulega ostatecznie poważnemu nadszarpnięciu, gdy w akcie krwawej zemsty zabija mordercę swego brata (co prawda jako jeden z szeryfów miał on moralne i cywilne prawo to uczynić, jednak zrobił to w sposób ewidentnie wykraczający poza granice konieczności i z intencją dokonania prywatnej pomsty).
Summa summarum: mamy tu więc mało budującą opowieść o tym, jak człowiek z biegiem lat staje się gorszy. Powie ktoś, że to przecież jeden z bardzo realistycznych i życiowych scenariuszy, niejako „Samo życie”. Pewnie i tak, ale czy aby zadaniem sztuki jest maksymalnie wierne odwzorowywanie otaczającej nas rzeczywistości? Czy aby może słuszniejszym nie jest bardziej tradycyjne spojrzenie na rolę kultury w naszym życiu, wedle którego ma ona nas raczej uwznioślać, dodawać otuchy, wskazywać na ideały i podnosić na duchu? Czy zamiast kolejnych filmów o tym, jakie to życie jest złe, paskudne i do kitu, nie lepiej jest kręcić obrazy o tym, że coś się może udać, z jakiegoś bagna można wyjść i że zło nie zawsze uchodzi płazem? Ta druga opcja też będzie wszak odpowiadać pewnej części rzeczywistości, a przy okazji nie będzie przynajmniej dołować widzów i podświadomie pogrążać w przekonaniu, iż świat jest tak bardzo zły, że nawet nie ma sensu cokolwiek z tym robić.
Ps. Spodobała Ci się ta recenzja? Przekaż nam choćby symboliczną darowiznę w wysokości 2 złotych. To mniej, niż kosztuje najtańszy z tygodników opinii, a nasze teksty możesz czytać bez żadnych limitów i ograniczeń.
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Opowieść o Carmine Crocco, dziewiętnastowiecznym przywódcy jednej z grup tzw. brygantów, czyli działających niegdyś we Włoszech, rozbójników. W tym jednak wypadku aktywność dowodzonych przez Crocco brygantów, obok bardziej kryminalnego wymiaru, ma też aspekt polityczny, gdyż ich napady i grabieże zbiegają się w czasie z walkami dążącego do zjednoczenia Włoch Garibaldiego, przez co i oni zostają też wciągnięci w ów konflikt. Omawiany film obok osobistych i nazwijmy to „romantycznych” perypetii samego Crocco, pokazuje nam też jego różne polityczne i ideowe rozterki, przed którym stanął, żyjąc i dowodząc brygantami w tych burzliwych dla Włoch czasach.
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej trudno jest ów film ocenić w zasadniczo pozytywny sposób. Owszem, widzimy w nim napiętnowanie i naganę różnych zjawisk, które na to zasługują, a więc np. uciskanie biednych przez bogatych, czy poczucie bezkarności różnych możnych, ale z drugiej strony recepta, którą w owym obrazie się sugeruje, wcale nie wydaje się lepsza od wskazanych wyżej chorób. Sympatia twórców tego filmu jest bowiem usadowiona wyraźnie po stronie zwolenników politycznego liberalizmu oraz Carmine Crocco, który przecież był nieposłusznym władzy rebeliantem, dokonującym wielu przestępstw oraz aktów prywatnej zemsty. Można też powiedzieć, że w produkcji tej da się również wyczuć pewne wątki feministyczne, gdyż obok dowartościowania słusznej idei równouprawnienia kobiet w dostępie do tych zawodów, gdzie rzeczywiście trudno wskazywać jakieś istotne argumenty przeciw (czyli profesji lekarza), widzimy tu też spaczoną wersję takowego równouprawnienia. Chodzi mi mianowicie o to, że kobiety będące członkami „brygantów” walczą z bronią w ręku, ramię w ramię z mężczyznami, tak że nieraz trudno jest wskazać jakieś zasadnicze różnice, jakie w czasie walk zbrojnych miałyby tu występować pomiędzy obiema płciami.
Do przesłania tego filmu można odnieść następującą przestrogę Pisma świętego: „Czym jest pożądanie eunucha, by dziewczynę pozbawić dziewictwa, tym jest przeprowadzanie sprawiedliwości przemocą” (Syr 20: 4). Nie chodzi tu oczywiście o potępienie wszelkiej przemocy, gdyż w innym miejscu tej samej księgi, jest napisane, że Bóg jest tym, który „namaścił królów na mścicieli” (tamże: 48: 8). Rzecz jednak w tym, że działające na własną rękę jednostki nie są uprawnione do używania przemocy, by ukarać jakichś złoczyńców. Tę zasadę łamał Carmine Crocco i dlatego powinien być za to ganiony, a nie stawiany przez przemysł filmowy na piedestale jako romantyczny bohater.
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Serial ten opowiada o losach trzech żołnierzy, których losy połączył fakt odzyskania w 1918 roku przez Polskę niepodległości. Wszyscy oni w czasie I wojny światowej służyli w armiach zaborców, lecz po skończeniu owej wojny, dane im będzie razem wstąpić do wojska odrodzonego Państwa Polskiego. Jak wiemy z historii, niebawem będą zmuszeni znów walczyć, tym razem jednak nie w interesie obcych władców, ale w obronie niepodległości Polski przed inwazją bolszewickiej Rosji. W tle owych wojennych zmagań obserwujemy też miłosne perypetie bohaterów, a także społeczne realia odradzającego się Państwa Polskiego.
Produkcja ta ma z pewnością kilka swych mocnych punktów. Niewątpliwie na pochwałę zasługuje tu jej wyrazisty antykomunizm, patriotyzm i pieczołowite ukazanie takich tradycyjnych cnót jak: odwaga, waleczność i poświęcenie. Serial ten w sympatyczny sposób pokazuje też chrześcijaństwo (niektórzy z pozytywnych bohaterów czasami modlą się, chodzą do kościoła i z szacunkiem wypowiadają imię Boże). Można też powiedzieć, iż na przykładzie postaci Józefa (dawnego oficera armii austro-węgierskiej) widzom przybliżono sylwetkę pobożnego, wiernego oraz oddanego męża i głowy rodziny . W jednej ze scen zasugerowano, że nie korzysta on z okazji by zdradzić swą żonę, mimo że przeżywa poważny psychiczny kryzys wynikający z podejrzenia, iż jego małżonka wyszła za niego nie z miłości, lecz po to by móc skuteczniej szpiegować polską armię.
Niestety jednak, te zalety są dość mocno osłabiane przez pokazywanie tu niczym czegoś normalnego i pożądanego pewnych wad oraz nieprawości. I tak np. widzimy tu, jak niektórzy z Polaków mszczą się na „czerwonoarmistach” zabijając ich bez wyroku sądowego również wtedy, kiedy ci są już bezbronni i wzięci do niewoli. Jeden z bohaterów serialu formuje nawet oddział, którego specjalnym celem jest zabijanie wszystkich bolszewickich żołnierzy, bez rozróżnienia czy ci chcą dalej walczyć, czy też się poddają (jak mówi: „Nie bierzemy jeńców„). Niestety, ta aż nadto wątpliwa postawa, nie spotyka się z żadną wyraźną krytyką czy naganą ze strony innych pozytywnych postaci tego filmu. Innym dwuznacznym moralnie elementem tej produkcji jest to, iż bujne „nocne życie” Warszawy z jego nieskromnymi strojami i tańcami, jest tu przedstawione w dość przychylny sposób. Logicznym efektem owej sympatii względem tak niebezpiecznych miejsc i sytuacji wydaje się też być jedna ze scen owego serialu, gdzie nastoletni żołnierz po tym jak prawdopodobnie oddawał się rozpuście z jedną z sanitariuszek zostaje za to „de facto” pochwalony przez swego dowódcę (i tym razem nikt nie gani podobnych zachowań).
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Kontynuacja debiutanckiej komedii Juliusza Machulskiego. Film opowiada o tym, jak Gustaw Kramer, osadzony niegdyś wskutek intrygi Henryka Kwity w więzieniu, ucieka zeń i próbuje dostać się do Szwajcarii, ale przedtem postanawia jeszcze zemścić się na swym dawnym wspólniku. W tym celu organizuje porwanie Justysi, dziewczynki, którą Kwinto zaczął wychowywać wspólnie z żoną swego nieżyjącego przyjaciela, Tadeusza. Kramer liczy, że kasiarz przyjdzie do niego w celu uwolnienia tego dziecka i wtedy będzie można „wrobić go” w próbę kradzieży.
Chociaż sequel „Vabanku” niewiele różni się pod względem moralnym od poprzedniej części, to chciałbym najpierw wskazać na te punkty obrazu, które świadczą o jego nieco wyższej wartości.
O ile fabuła pierwszej części kręciła się głównie wokół realizowanej przez Kwintę prywatnej zemsty na Kramerze (a więc działania obrzydłego Panu Bogu), o tyle w drugiej to odmalowany w negatywnych barwach Kramer mści się na kasiarzu, przez co wymierzanie sprawiedliwości na własną rękę wypada tu gorzej. Kwinto natomiast w pewnym momencie zdaje się wątpić w słuszność tego, co uczynił w poprzednim filmie – w rozmowie z przyjacielem Duńczykiem zauważa, że przez swą zemstę rozkręcił spiralę nienawiści, a porwanie Justysi nie miałoby teraz miejsca, gdyby nie owe niegdysiejsze wydarzenia.
Ogólnie wydaje się, że pozytywni bohaterowie, którzy niegdyś chętnie parali się przestępczym procederem prowadzą w tym filmie na co dzień bardziej stateczną i pożyteczną działalność – Duńczyk, Nuta, Moks i Natalia pracują w wytwórni filmowej, Kwinto uprawia ogródek. Dopiero cios ze strony Kramera odciąga ich od tych zajęć.
Kwinto wykazuje się tu też niewątpliwą odwagą. Idąc w celu uwolnienia dziewczynki do domu, w którym oczekuje go Kramer, zdaje sobie sprawę, że dosięgnąć go może zemsta tego człowieka. Mimo to, dla ocalenia niewinnego dziecka, ryzykuje swą wolnością, a niewykluczone, że nawet życiem.
Te zalety nie są jednak w stanie zrównoważyć wad i niebezpieczeństw omawianej produkcji. Krytyka prywatnej zemsty jest tu bardzo niekonsekwentna. Kwinto i jego towarzysze nie ograniczają się bowiem do uwolnienia Justysi. Opracowują oni skomplikowany plan wtrącenia Kramera z powrotem do więzienia. Ma on na celu takie pokierowanie podróżą tego człowieka do Szwajcarii, aby ten, myśląc, że dotarł do celu, tak na prawdę pozostał w Polsce, gdzie można go będzie ująć. Gdyby Kramer zasługiwał na więzienie, a pozytywni bohaterowie (tak jak jest to pokazane) znaliby miejsce jego pobytu, to powinni oni zawiadomić o tym właściwe organy powołane do ścigania przestępców. Stwarzanie u Kramera wrażenia, iż wyjechał z Polski, by potem „wylać mu na głowę kubeł zimniej wody” służyło tylko powiększeniu jego rozczarowania i wściekłości; nie było konieczne dla jego złapania. Mamy tu więc ponownie do czynienia z pozytywnie ukazaną prywatną zemstą. Co gorsza Kwinto, by powiększyć zadawane przeciwnikowi na własną rękę dolegliwości, podstępem doprowadza go do podpisania czeków, dzięki którym bezprawnie pobiera pieniądze z jego konta; działanie to odmalowane jest w przychylny i humorystyczny sposób.
Czy jednak Kramer w ogóle zasługiwał na odesłanie do więzienia? Odpowiedź na to pytanie jest złożona. Jeśli przyjrzy się jego czynom to, biorąc pod uwagę ówczesne polskie prawo (akcja filmu ma miejsce w 1936 r.), można stwierdzić, że groziło mu nie tylko pozbawienie wolności, ale niewykluczone, że nawet kara śmierci. Zlecał on bowiem w przeszłości zabójstwa, zaś art. 225 par. 1 Kodeksu karnego z 1932 r. stanowił: „Kto zabija człowieka, podlega karze więzienia na czas nie krótszy od lat 5 lub dożywotnio albo karze śmierci” (część ogólna tego aktu zawierała zaś generalną zasadę mówiącą, że podżegacz ma odpowiadać zawsze w takich samych granicach jak bezpośredni sprawca danego przestępstwa). Pamiętajmy jednak, że Kramer w więzieniu osadzony był nie za wspomniane nieprawości, ale pod fałszywym zarzutem okradzenia własnego banku. Ktoś powie – co za różnica, skoro i tak powinien tam trafić? Chrześcijaninowi powinnien być jednak znany bezwarunkowy zakaz rzucania oszczerstw wyrażony chociażby w przykazaniu: „Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”. Nie wolno więc nawet największego zbrodniarza fałszywie oskarżać o np. drobną kradzież, której nie popełnił. Kwinto wraz z kolegami nie stara się w tym filmie o ujawnienie prawdziwych przestępstw Kramera, lecz dąży do utrwalenia sytuacji, w której ten uważany jest za winnego czegoś, czego nie zrobił i odsiaduje za to wyrok. Postawa kasiarza i jego kompanów nie ma nic wspólnego z miłością, która „nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą” (1 Kor 13, 6).
Do powyższych wad dochodzi jeszcze przedstawienie bez negatywnego komentarza związku Kwinty z żoną swego tragicznie zmarłego kolegi (co prawda niewiasta ta, jako wdowa, miała prawo zawrzeć nową relację, lecz kasiarz, jak wiadomo z pierwszej części, miał żonę, z którą się rozstał, nic zaś nie wiadomo o jej śmierci lub stwierdzeniu nieważności tamtego małżeństwa).
Film „Vabank II, czyli riposta” pozostaje wobec tego dość toksyczną mieszaniną pochwały postaw szlachetnych i promowania nieprawości. Nie da się polecić tego obrazu nawet z bardzo poważnymi zastrzeżeniami.
Michał Jedynak
/.../
Leave a Comment Ekranizacja bestsellerowej powieści Lewisa Wallace’a, doceniona przez Amerykańską Akademie Filmową 11 Oskarami. Akcja filmu przenosi nas w czasy rzymskiego panowania w Jerozolimie. Bohatera filmu, żydowskiego księcia, Judę syna Hura poznajemy, kiedy z rodziną (matką i siostrą) cieszy się na przybycie dawno nie widzianego przyjaciela. Ów wyczekiwany przyjaciel to młody Rzymianin, Messala, który powraca do Rzymu jako trybun. Messala, odpowiedzialny za utrzymanie pokoju w mieście, obawia się zamieszek, jakie mogą wybuchnąć w dniu przyjazdu nowego gubernatora Judei. W związku z tym prosi Judę, aby został jego zaufanym człowiekiem w Jerozolimie, a mówiąc wprost informatorem Rzymu. Juda zdecydowanie odmawia, co Messala odbiera jako osobistą zniewagę. Podczas wjazdu nowego gubernatora zdarzy się wypadek, który pozwoli trybunowi okrutnie zemścić się byłym przyjacielu …
Tytuł tego filmu z pewnością jest dobrze znany, lub przynajmniej obił się o uszy czytelnika. Obraz ten cieszy się dobrze zasłużoną sławą, gdyż jest to nie tylko pełne rozmachu (jak i subtelnych odcieni) dzieło, które wciąż z powodzeniem wytrzymuje próbę czasu, ale przede wszystkim jeden z najbardziej chrześcijańskich filmów w dziejach kina. Chociaż, jak można się przekonać czytając komentarze na różnych portalach filmowych, ta chrześcijańskość zdaje się razić wielu jego współczesnych odbiorców. Można nawet natrafić na opinie, że postać Jezusa jest tu sztucznie przyklejona . Nic bardziej mylnego. Warto przypomnieć, że powieść „Ben Hur” powstała właśnie po to by mówić o tej postaci. Tak powieść jak i omawiana tu jej ekranizacja noszą zobowiązujący podtytuł „A Tale of the Christ”. Zgodnie z tym podtytułem historia Jezusa z Nazaretu ściśle łączy się z opowiadaniem o Ben Hurze. Nie tylko nie jest przyklejona, ale bez niej opowieść o żydowskim księciu wiele by straciła.
Zatem, nie tylko ze względu na widowiskowy wyścig rydwanów, gorąco polecam ten film zwłaszcza osobom, które sądzą, że kino chrześcijańskie ogranicza się do kilku filmów o tematyce biblijnej lub ckliwych opowiastek oglądanych z nudów w okresach świątecznych.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment Z pozoru niegroźna kolizja drogowa z udziałem śpieszącego się na rozprawę młodego prawnika i zdążającego na sprawę o opiekę nad dziećmi agenta ubezpieczeniowego staje się początkiem narastającej wrogości pomiędzy oboma uczestnikami tego zdarzenia.
Fabuła tego filmu posłużyła jego twórcom do stworzenia całkiem dobrej opowieści o tym, jak destrukcyjna oraz wyniszczająca potrafi być zemsta i że lepiej jest wybaczyć, „odpuścić”, zamiast pielęgnować w sobie złe emocje i chęć odwetu. Ten przekaz nie jest tu czymś, czego widz ma sam się domyślać, ale w jasny sposób jest nam sugerowany. „Zmiana pasa” nie stanowi zatem jednego z wielu filmów, które co prawda nie pochwalają pokazywanego zła, jednak w pewien sposób przytłaczają widza jego rozległymi opisami, nie podając przy tym żadnej jasnej recepty jak wybrnąć z tego stanu rzeczy. Zamiast więc sugestii typu: „Świat jest zły i okropny, najlepiej byłoby w ogóle się nie rodzić” mamy tradycyjny dla Hollywood motyw „Happy Endu” czyli: „Jest wiele problemów i zła na tym świecie, ale zawsze istnieje możliwość ich pokonania„.
Dodatkowo, w treść tego obrazu, zostały wplecione czytelne i pozytywne aluzje wobec Pana Jezusa (który w jednej ze scen jest, w nawiązaniu do Jego śmierci na krzyżu, nazywany „Zbawcą świata”) modlitwy oraz chrześcijaństwa. Poprzez postać Doyla, który ma za sobą problem pijaństwa (uczestniczy on w spotkaniach „Anonimowych Alkoholików”), została też zwrócona uwaga na zło nadużywania alkoholu – co jest dodatkowym atutem tego filmu.
W produkcji tej nie ma też seksu, nagości, obscenicznych aluzji, a pokazane sceny przemocy nie sprawiają wrażenia bycia eksploatowanymi w celu zabawienia czy ekscytacji widza. Gdyby więc nie fakt, iż jest tu niestety dużo wulgarnej mowy, można by ów film zalecać bez poważniejszych zastrzeżeń.
/.../
Leave a Comment Film ten opowiada o tytułowym Joe Schefferze, pracowniku dużej firmy medycznej. Główny bohater jawi nam się tu jako bardzo przeciętna postać. Mimo, że jest on dobrym pracownikiem, od lat nie został awansowany, a współpracownicy nie zwracają na niego uwagi. Żona opuściła zaś go dla początkującego aktora. Kiedy jednak zostaje pobity na oczach swej 12-letniej córki i innych ludzi przez Marka McKinneya kolegę z pracy, coś się w nim przełamuje i postanawia się zemścić, wyzywając go na pojedynek. Od tej chwili, życie Joe zaczyna się nagle zmieniać i staje się bardzo popularny wśród znajomych z pracy. Nasz bohater nabiera pewności siebie, bryluje na imprezach i przygotowuje się do walki z McKinneyem.
„Niejaki Joe” w swym głównym przesłaniu wydaje się być miłą komedią z dobrym przesłaniem i morałem. Przekazuje nam on bowiem trzy ważne lekcje moralne:
Warto porzucić zemstę. Główny bohater ostatecznie bowiem rezygnuje z pojedynku z McKinneyem, ów zaś rozumie zło, jakie wobec niego uczynił i przeprasza Joe za swe zachowanie.
Są rzeczy o wiele ważniejsze niż bycie popularnym. Choć zapowiadana zemsta Joe na McKinneyu przysparza mu wielkiej popularności, porzuca on jednak ten swój zamiar. Dzieje się to między innymi za przyczyną byłego aktora i mistrza sztuk walki, który na swym przykładzie pokazuje Joe, iż bycie lubianym oraz sławnym jest wartością bardzo ulotną, chwiejną i „kapryśną”. To sugeruje nam dystans do takich rzeczy jak popularność, sława czy „bycie gwiazdą”.
Bycie dobrym ojcem to cenna wartość. Joe chce być dobrym ojcem dla Natalie, swej 12 -letniej córki. Wątek ich wzajemnych relacji jest tu wyraźnie podkreślony. Natalie nie chce by jej tata się mścił, dlatego też to, iż ostatecznie główny bohater rezygnuje z zemsty, można też interpretować, jako zwycięstwo ojcowskiej miłości.
Na plus tego filmu można też policzyć jego względnie łagodną formę, czyli brak epatowania seksem, obscenicznością, krwawą przemocą przy pewnym ładunku nieprzyzwoitej mowy).
Niestety jednak, w filmie tym znalazły się też poważne wady. Oprócz wulgarnej i nieprzyzwoitej mowy tu zawartej, jeden z wątków sugeruje sympatię dla cudzołóstwa. Otóż znajomość (rozwiedzionego przecież, a więc faktycznie wciąż mającego żonę) Joe z Meg, czyli jedną z koleżanek z pracy, z biegiem akcji przybiera coraz bardziej śmiałe i intymne oblicze. Dochodzi pomiędzy nimi do zmysłowych pocałunków, a także dość bliskiego i poufałego tańca. W końcówce filmu, jako jeden z elementów „happy endu” jest zaś przedstawiona sugestia, iż Joe będzie od tej pory razem z Meg. Tak też, choć film nie epatuje widza wizualnymi bądź słownymi odniesieniami do niemoralności seksualnej, to jednak wyraża aprobatę dla jednej z jej form i przejawów. Istotnym brakiem filmu jest też całkowity brak odniesień do Boga, Pana Jezusa, modlitwy, łaski Bożej czy chrześcijaństwa. Można więc powiedzieć, iż istnieje niebezpieczeństwo swoistego wpisania wskazanych wyżej dobrych rzeczy promowanych przez tą produkcję w nurt świeckiego humanizmu i pelagianizmu (gdzie twierdzi się, że człowiek może prowadzić dobre i cnotliwe życie bez łaski Bożej).
Jeśli chodzi o artystyczną i „techniczną” warstwę filmu, to został on nakręcony i zagrany dość przeciętnie.
Pozostaje zatem pytanie, jak – na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej – należy ocenić ów film jako całość. Odpowiedź jest tu dość trudna, gdyż jak zostało to powyżej wskazane, omawiana produkcja w swych ważnych wątkach łączy sympatię tak dla tradycyjnie chrześcijańskich cnót, jak i dla pewnych grzechów oraz okazji do grzechu. Nie będzie chyba jednak sporym nadużyciem, jeśli damy tej produkcji najniższą z pozytywnych ocen, czyli +1, a więc „Dobry, ale z bardzo poważnymi zastrzeżeniami”. W każdym razie, jeśli ów oglądać i polecać innym, to należy zachować przy tym dużą czujność i krytycyzm.
Mirosław Salwowski
Wspieraj nas
/.../
Leave a Comment Jeden z najbardziej znanych i kasowych filmów polskich. Tematem „Vabank” jest osobista zemsta, którą znany złodziej Henryk Kwinto wykonuje na swym dawnym wspólniku Gustawie Kramerze. Kwinto trafił bowiem na 6 lat do więzienia w wyniku zdrady Kramera, przy czym ten ostatni doprowadził jeszcze do bankructwa i śmierci jego przyjaciela. Główny bohater po wyjściu z więzienia okrada zatem bank będący własnością Gustawa. Czyni to jednak w taki sposób, iż podejrzenie spada na Kramera, w wyniku czego ów dawny jego wspólnik zostaje aresztowany i skazany za rzekome okradzenie swego własnego banku.
Jeśli chodzi o walory moralne i światopoglądowe „Vabank” to trudno takowe wymienić. Przeciwnie, na tych płaszczyznach ów film może być uznany za toksyczny, dwuznaczny i niebezpieczny. Oglądając tę produkcję ciągle bowiem obcuje się ze światem kryminalnej przestępczości i nieprawości, który jest jednak tu przedstawiony z życzliwością i sympatią. Wszyscy główni bohaterowie „Vabank” to złodzieje, kłamcy, przestępcy i oszuści – nie ma tam za to postaci, które przynajmniej w swym głównym zarysie charakterologicznym byłyby przykładem praktykowania chrześcijańskich cnót. Twórcy filmu sprawnie wciągają więc widza w moralnie ciemną i mroczną rzeczywistość przedwojennego (akcja toczy się bowiem w latach 30-tych XX wieku) warszawskiego półświatka. Jednak pułapka polega tu na tym, że ten w istocie odrażający i mroczny świat złodziejstwa, kłamstwa, oszustwa i zemsty ukazany jest w filmie jako intrygujący i pełen barw. To co jest niemoralne i czego Bóg nienawidzi, „Vabank” pokazuje z sympatią i życzliwością. Jak naucza Słowo Boże złodzieje nie wejdą do Królestwa Bożego , tu jednak są oni głównymi bohaterami, którym dopingujemy. „Wstrętne są dla Jahwe usta kłamliwe, lecz w prawdomównych ma upodobanie” ( Przyp 12, 22), jednak w „Vabank” kłamstwo i oszustwo są na porządku dziennym. Pan Bóg mówi: ” (…) nie wymierzajcie sami sobie sprawiedliwości, lecz pozostawcie to pomście [Bożej]! Napisano bowiem: Do Mnie należy pomsta. Ja wymierzę zapłatę” (Rzym. 12, 19), ale film jest skonstruowany tak, byśmy dopingowali osobistej zemście Kwinto na Kramerze.
Smutne jest to, że ten, tak życzliwy wobec występku i niemoralności film, wszedł do klasyki polskiej kinematografii.
/.../
Leave a Comment Do małego lecz niespokojnego miasteczka w Meksyku przybywa tajemniczy przybysz z czarnym futerałem na gitarę (jego jedyny bagaż). Przybysz, który da się wkrótce poznać jako El Mariachi, jak się okazuje szuka zemsty na miejscowym bossie narkotykowym. Ów boss, Buch, odpowiedzialny jest za zamordowanie dziewczyny głównego bohatera oraz przestrzelenie jego dłoni, co dla zawodowego muzyka również nie jest bez znaczenia. Szukając zemsty El Mariachi trafia do baru, który jest „skrzynką kontaktową” Bucha. Uciekając po krwawej strzelaninie, jaka wywiązuje się w tym miejscu, trafia do księgarni prowadzonej przez Caroline. Tu zyskuje schronienie i dalszą pomoc ze strony dziewczyny.
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej „Desperado” to zdecydowanie zły film. Z sympatią jest tam przedstawiona prywatna zemsta, a także nierząd (czyli seks przedmałżeński). Poza tym sposób i częstotliwość, z jaką pokazane są tam przemoc i seks wskazują na to, iż intencją towarzyszącą jego twórcom było dostarczenie widzom rozrywki i ekscytacji płynącej z oglądania na ekranie takich aktów. Do tego jeszcze dochodzi obecna tu obfitość nieprzyzwoitego języka.
/.../
Leave a Comment Jeden z najbardziej znanych filmów w historii polskiego kina, przez wielu uznawany za wręcz „kultowy”, bądź przełomowy. W tej produkcji jej reżyser, Władysław Pasikowski, na tle przeobrażania się PRL-u w III RP pokazuje perypetie funkcjonariuszy dawnej Służby Bezpieczeństwa, którzy będą musieli stanąć w obliczu wyzwań, jakie stawi przed nimi nowa rzeczywistość. W sposób szczególny zaś są tu ukazane losy dwóch byłych oficerów SB – Franciszka Mauera (nazywanego też „Franzem”) oraz Olgierda Żwirskiego („Olo”). Ten pierwszy, po likwidacji Służby Bezpieczeństwa, przechodząc pozytywną weryfikację, zostaje przeniesiony do Policji, w której próbuje solidnie pełnić swe nowe obowiązki. „Olo” z kolei po tym, jak nie zostaje zakwalifikowany do służby w Policji, angażuje się w działalność przestępczą, pracując dla „Siwego”, jednego z wyjątkowo groźnych i bezwzględnych gangsterów. Choć „Olo” próbuje grać na przysłowiowe „dwa fronty”, służąc tak „Siwemu”, jak i informując „Franza” o niektórych planach swego nowego pracodawcy , w pewnym momencie dochodzi do bezpośredniej konfrontacji pomiędzy tymi dwoma byłymi funkcjonariuszami Służby Bezpieczeństwa.
W pewnych swych aspektach film pt. „Psy” jest ciekawym obrazem. Chodzi zwłaszcza o dość pogłębione psychologicznie portrety występujących tam postaci oraz ukazanie różnych meandrów ustrojowej transformacji, która przed przeszło 25 laty dokonała się w naszym kraju. Można też powiedzieć, że twórcom owej produkcji, udało się uniknąć jakiejś gloryfikacji czy usprawiedliwiania działalności SB, mimo iż taki zabieg byłby tu łatwy do zastosowania, zważywszy na to, iż rzeczywistość jest w tym filmie pokazywana oczami byłych jej funkcjonariuszy.
Powyższe rzeczy to jednak zdecydowanie za mało, by – choćby z poważnymi zastrzeżeniami – chwalić i polecać ów film. „Psy” owszem mogą być uznane za dzieło „przełomowe”, ale raczej w negatywnym tego słowa znaczeniu. Obraz ten, w historii polskiego kina, był bowiem jednym z pierwszych, który w rozmaitych aspektach przełamywał różnego rodzaju „tabu” i bariery chroniące naszych rodaków przed epatowaniem ich widokiem różnego rodzaju obrzydliwości. O ile bowiem, owszem i wcześniej w polskich filmach zdarzyły się np. śmielsze sceny erotyczne, o tyle „Psy” szokowały w latach 90-tych 20 wieku niemal „na wszystkich frontach”. Obok wszak seksualnej obsceniczności, polski widz mógł tam wysłuchać pokaźnej dawki wulgarnej mowy, oraz oglądać sceny w rodzaju rozbryzgującego się mózgu. Film ten był więc „przełomowy” dla polskiego kina pod tym względem, że nadganiał on jego „zaległości” względem pochodzących z Hollywood wytworów, które po upadku obowiązywania tzw. Kodeksu Haysa (co miało miejsce na przełomie lat 60 i 70-tych XX wieku) zaczęły często wzajemnie prześcigać się w pokazywaniu widzom coraz to bardziej rażących i szokujących scen oraz dialogów.
Niestety też, nie będzie chyba czymś nieprawdopodobnym wysunąć tezę, iż film „Psy” odcisnął swe trwałe i naganne piętno na codziennej kulturze i moralności w Polsce. Chodzi bowiem o natłok wulgaryzmów obecny w owej produkcji. Był to bowiem pierwszy polski film, gdzie wulgarna, knajacka mowa była tak obfita i wręcz wszechobecna. Ktoś powie może teraz, że „Psy” w tym względzie tylko pokazywały brzydką i odstręczającą rzeczywistość. Otóż nie – owszem po części pewno i pokazywały realia w tym względzie, ale też prawdopodobnie zaczęły je kreować, wprowadzając i wytwarzając coraz bardziej powszechną modę na używanie wulgarnych słów. O ile bowiem, jeszcze w latach 60-tych XX wieku, wulgarna mowa była domeną środowisk robotniczych i kryminogennych, podczas gdy np. na naszej polskiej wsi takowa była wręcz nieobecna, a w PRL-u za głośniejsze wypowiedzenie takowych słów w miejscu publicznym można było zostać ukaranym mandatem, o tyle w ostatnim ćwierćwieczu ów sposób słownej ekspresji stał się w naszym kraju wręcz wszechobecny. Dziś bowiem, można powiedzieć, że „klną” przedstawiciele wszystkich warstw i środowisk społecznych – mieszkańcy miast i wsi, młodzi i starzy, wierzący i niewierzący, ludzi o przekonaniach prawicowych i lewicowych. W dużej mierze niestety winna jest temu zwulgaryzowana popkultura, w której filmy typu „Psy” odegrały ważną rolę.
Zostawmy jednak teraz na boku konkretne sceny i słowa z owego tworu pana Pasikowskiego? Może przynajmniej wyłaniający się z tego filmu morał i lekcja są budujące? Choć, kilka scen daje nam na to nadzieję (vide: wywody „Franza” o potrzebie zachowania policyjnego honoru), to ostatecznie mamy tu do czynienia z obrazem coraz bardziej pogrążających się w złu i nieprawości ludzi. Oto bowiem, „Franz” w porywie wściekłości i urażonej męskiej dumy oddaje się prywatnej, krwawej zemście i na końcu widzimy, jak serią strzałów z kałasznikowa rozwala na kawałki mózg swego dawnego przyjaciela „Ola” za to, że ten uprawiał seks z jego kochanką. Co więcej, „Franz” czyni to, po wcześniejszym nawiązaniu współpracy z gangsterskim konkurentem „Siwego” i wolno puszcza podwładnych tego ostatniego, więc interpretacja, iż przynajmniej na własną rękę chciał on w ten sposób zwalczać przestępczość, wydaje się więc mocno wątpliwa.
Podsumowując, film „Psy” to jeden z gorszych obrazów w historii polskiego kina – wulgarny, obsceniczny, ociekający krwią i dołujący, „przełomowy”, ale w złym tego słowa znaczeniu. Jest ów też dobrym przykładem tego, jak kino może negatywnie i niszcząco wpływać na codzienną mentalność i obyczajowość. Jak mówi wszak Pismo święte: „W skutek złych rozmów psują się dobre obyczaje” (1 Koryntian 15: 33).
Ps. Spodobała Ci się ta recenzja? Przekaż nam choćby symboliczną darowiznę w wysokości 2 złotych. To mniej, niż kosztuje najtańszy z tygodników opinii, a nasze teksty możesz czytać bez żadnych limitów i ograniczeń.
Numer konta: 22 1140 2004 0000 3402 4023 1523, Mirosław Salwowski
/.../