Filmy
Wyatt Earp

Ocena ogólna:  Wyraźnie niebezpieczny albo dwuznaczny (-1)

Tytuł oryginalny
Wyatt Earp
Data premiery (świat)
24 czerwca 1994
Rok produkcji
1994
Gatunek
Dramat/Western
Czas trwania
186 minut
Reżyseria
Lawrence Kasdan
Scenariusz
Lawrence Kasdan, Dan Gordon
Obsada
Kevin Costner, Dennis Quaid, Gene Hackman, Michael Madsen, Bill Pullman, JoBeth Williams, Mare Winningham, Mark Harmon, Jeff Fahey
Kraj
USA
BrakNiewieleUmiarkowanieDużoBardzo dużo
Nieprzyzwoity język
Przemoc / Groza
Seks
Nagość / Nieskromność
Wątki antychrześcijańskie
Fałszywe doktryny

Oparta na prawdziwych wydarzeniach opowieść o Wyattcie Earpie, ukazująca jego życie od czasu, gdy  był nastolatkiem, aż do wieku dojrzałego. W filmie tym widzimy zatem, jak nastoletni Wyatt pragnie walczyć w wojnie secesyjnej po stronie Unii, by następnie będąc dwudziestokilkuletnim, przebywającym na tzw. Dzikim Zachodzie, mężczyzną, zakochać się w pewnej młodej damie i ożenić się z nią. Niestety jednak kobieta ta w niedługim czasie po ich ślubie, umiera na tyfus, w skutek czego Wyatt popada w rozpacz, pijaństwo i materialną nędzę.  To z kolei kończy się dla głównego bohatera tym, iż pewnego dnia, nie mając za co pić, napada i bije Bogu ducha winnego, a co więcej gotowego mu pomóc człowieka, by potem ukraść jego konia. Na „Dzikim Zachodzie” w XIX wieku koń był jednak uważany za rzecz niemal konieczną do przetrwania, przez co jego kradzież była karana nawet śmiercią. Gdy więc Wyatt zostaje złapany, grozi mu powieszenie. Ostatecznie jednak skórę  ratuje mu ojciec, który co prawda ze wzgardą dla syna, pomaga jednak Wyattowi uciec z aresztu.  Ów fakt okaże się dla Wyatta okazją do nowego życia, z której  skorzysta, stając się po kilku latach, jednym z szanowanych i cenionych stróżów prawa na „Dzikim Zachodzie”.

Gdy zabierałem się do oglądania tego filmu, miałem mniej więcej takie oto nastawienie: „To chyba dobra produkcja. Coś w rodzaju tradycyjnych westernów z jasnym podziałem na dobro i zło, której morałem jest to, iż mimo wielu przeszkód warto postępować przyzwoicie”. Niestety jednak w miarę  zapoznawania się z jego treścią byłem coraz bardziej zawiedziony i zniesmaczony. Początek filmu zapowiadał się owszem obiecująco. Ot, widzimy tu młodego człowieka, wychowanego w normalnej rodzinie, któremu ojciec stara się wszczepić poszanowanie dla prawa i zwykłą ludzką przyzwoitość. Później widzimy, Wyatta jak co prawda bywa w niebezpiecznych dla moralności miejscach (czyli tzw. saloonach), ale potrafi się oprzeć pewnym seksualnym pokusom, gdyż jak mówi „jego serce ma już wybrankę”. I, nawet gdy widzimy go już na samym dnie moralnego upodlenia, gdy ciężko bije i okrada swego niedoszłego dobroczyńcę, to przy tej okazji, słyszymy przynajmniej krytykę grzechu pijaństwa, a co więcej widzimy, do czego ów może doprowadzić. Wreszcie, kiedy patrzymy na Wyatta kilka lat później, gdy jako stateczny obywatel, strzeże prawa i opiera się nieuczciwym propozycjom, to ciągle można mieć nadzieję, iż będzie to utrzymany w tradycyjnym duchu western. Niestety jednak później, jest już tylko gorzej. Wyatt sypia bowiem z kobietą, która nie jest jego żoną, a następnie nawet ją zdradza z inną niewiastą (mimo, że ta pierwsza popada z tego powodu w rozpacz i chce się nawet w związku z tym zabić). Nawet praworządność głównego bohatera ulega ostatecznie poważnemu nadszarpnięciu, gdy w akcie krwawej zemsty zabija mordercę swego brata (co prawda jako jeden z szeryfów miał on moralne i cywilne prawo to uczynić, jednak zrobił to w sposób ewidentnie wykraczający poza granice konieczności i z intencją dokonania prywatnej pomsty).

filmweb.pl

filmweb.pl

Summa summarum: mamy tu więc mało budującą opowieść o tym, jak człowiek z biegiem lat staje się gorszy. Powie ktoś, że to przecież jeden z bardzo realistycznych i życiowych scenariuszy, niejako „Samo życie”. Pewnie i tak, ale czy aby zadaniem sztuki jest maksymalnie wierne odwzorowywanie otaczającej nas rzeczywistości? Czy aby może słuszniejszym nie jest bardziej tradycyjne spojrzenie na rolę kultury w naszym życiu, wedle którego ma ona nas raczej uwznioślać, dodawać otuchy, wskazywać na ideały i podnosić na duchu? Czy zamiast kolejnych filmów o tym, jakie to życie jest złe, paskudne i do kitu, nie lepiej jest kręcić obrazy o tym, że coś się może udać, z jakiegoś bagna można wyjść i że zło nie zawsze uchodzi płazem? Ta druga opcja też będzie wszak odpowiadać pewnej części rzeczywistości, a przy okazji nie będzie przynajmniej dołować widzów i podświadomie pogrążać w przekonaniu, iż świat jest tak bardzo zły, że  nawet nie ma sensu cokolwiek z tym robić.

Ps.  Spodobała Ci się ta recenzja? Przekaż nam choćby symboliczną darowiznę w wysokości 2 złotych. To mniej, niż kosztuje najtańszy z tygodników opinii, a nasze teksty możesz czytać bez żadnych limitów i ograniczeń.

Mirosław Salwowski

15 czerwca 2019 14:42