Leave a Comment „Drobny” dealer narkotyków Dawid po tym, jak zostaje okradziony z towaru, dostaje od swego szefa propozycję „nie do odrzucenia”. By uniknąć drastycznych konsekwencji, ma dla niego przywieźć z Meksyku kilkaset kilogramów marihuany. By ograniczyć ryzyko ściągnięcia na siebie podejrzeń o nielegalną działalność i w miarę niezauważonym przedostać się do Meksyku i z powrotem do USA, Dawid wpada na specyficzny plan. Otóż, postanawia namówić kilku swych znajomych, by razem z nim udawali przeciętną, normalną, kochającą się amerykańską rodzinę. Sęk w tym, że wszystkie osoby mające wziąć w tym udziałem – delikatnie mówiąc – „nie za bardzo” nadają się do odgrywania takiej roli. Mająca wszak udawać żonę Dawida, Rose to striptizerka; Kenny, który ma wcielić się w jego syna to de facto opuszczony przez swych rodziców młody chłopiec, a Casey grająca nastoletnią córkę jest bezdomną, która uciekła z domu na ulicę i od czasu do czasu pomieszkuje u swych znajomych. Wszystkie te postaci mają zaś od tej pory być normalną amerykańską rodziną Millerów.
Na płaszczyźnie etycznej i światopoglądowej, gdyby próbować doszukiwać się czegoś dobrego w tym filmie, to można by przede wszystkim wskazać na pewne – nazwijmy to „pro-rodzinne tęsknoty” w nim zawarte. Choć bowiem owszem, w pewnych wątkach i scenach „Millerów” widzimy ironiczne spojrzenie na tradycyjną amerykańską rodzinę, to z drugiej strony koniec końców „Happy Endem” w tej produkcji jest to, że główne postaci w nim występujące w pewien sposób tworzą coś w rodzaju namiastki takiej wspólnoty. I ów „prorodzinny” wątek tego filmu widzimy nie tylko w jego zakończeniu, ale też wcześniej, gdy udający Millerów zaczynają się o siebie troszczyć oraz przejawiać pewne typowe i naturalne dla członków rodziny zachowania i odruchy.
Niestety jednak, ów – relatywnie zdrowy – wątek „prorodzinnych tęsknot” został w tym filmie głęboko zanurzony w wyjątkowo wielki kubeł pełnym śmierdzących nieczystości, rozkładających się odpadków i odrażających widoków. Ilość, natężenie i drastyczność obsceniczności, sprośności, wulgarności, nieprzyzwoitości oraz bezwstydu tu zawarta są bowiem zatrważające. Szkoda – bo przy odrobinie pomysłowości, mogła to być całkiem ciekawa komedia z umiarkowanie tradycyjnym, konserwatywnym i prorodzinnym przesłaniem. A tak mamy do czynienia z wyjątkowo plugawym, ohydnym, wstrętnym i bezbożnym tworem.
Mirosław Salwowski
/.../
11 komentarzy Danny Ocean po tym jak wychodzi z więzienia na zwolnieniu warunkowym, zbiera 10 innych innych sprawnych złodziei i rabusiów po to by zrealizować swój wielki plan obrabowania trzech największych kasyn w USA. Chce on przy tym odzyskać też swą byłą żonę, która teraz jest kochanką właściciela owych kasyn.
Taka jest mniej więcej fabuła owej słynnej produkcji. I niestety, zawiedzie się ten, kto by oczekiwał jakichś większych śladów refleksji moralnej w tym filmie. Bohaterowie planują i realizują swe przestępstwa i grzechy tak, jak gospodyni domowa dąży do tego, by ugotować dobry obiad. Nikt tu nie zastanawia się, czy czasem nie postępuje źle i nikt z powodów etycznych nie rezygnuje z popełniania przestępstw. A jako że złodzieje i oszuści okradają tu innego oszusta, tym bardziej widz nie jest zachęcany, by zastanawiać się nad moralną wagą pokazanych tu czynów. Do tego dochodzi jeszcze niemała liczba wulgaryzmów, obscenicznych tańców i bardzo bezwstydnych strojów (w klubach ze striptizem), wyraziście seksualnych aluzji. Jednym zdaniem: świat grzechu jest tu pokazany w swej obfitości i różnorodności (oszustwa, złodziejstwa, hazard, lubieżność, bezwstyd, przestępczość, wulgarność) nie będąc tu piętnowany. Nie ma więc tu zasadniczo niczego, co byłoby godne polecenia i uwagi.
Mirosław Salwowski
Wspieraj nas
/.../
Leave a Comment Jeden z najbardziej znanych i kasowych filmów polskich. Tematem „Vabank” jest osobista zemsta, którą znany złodziej Henryk Kwinto wykonuje na swym dawnym wspólniku Gustawie Kramerze. Kwinto trafił bowiem na 6 lat do więzienia w wyniku zdrady Kramera, przy czym ten ostatni doprowadził jeszcze do bankructwa i śmierci jego przyjaciela. Główny bohater po wyjściu z więzienia okrada zatem bank będący własnością Gustawa. Czyni to jednak w taki sposób, iż podejrzenie spada na Kramera, w wyniku czego ów dawny jego wspólnik zostaje aresztowany i skazany za rzekome okradzenie swego własnego banku.
Jeśli chodzi o walory moralne i światopoglądowe „Vabank” to trudno takowe wymienić. Przeciwnie, na tych płaszczyznach ów film może być uznany za toksyczny, dwuznaczny i niebezpieczny. Oglądając tę produkcję ciągle bowiem obcuje się ze światem kryminalnej przestępczości i nieprawości, który jest jednak tu przedstawiony z życzliwością i sympatią. Wszyscy główni bohaterowie „Vabank” to złodzieje, kłamcy, przestępcy i oszuści – nie ma tam za to postaci, które przynajmniej w swym głównym zarysie charakterologicznym byłyby przykładem praktykowania chrześcijańskich cnót. Twórcy filmu sprawnie wciągają więc widza w moralnie ciemną i mroczną rzeczywistość przedwojennego (akcja toczy się bowiem w latach 30-tych XX wieku) warszawskiego półświatka. Jednak pułapka polega tu na tym, że ten w istocie odrażający i mroczny świat złodziejstwa, kłamstwa, oszustwa i zemsty ukazany jest w filmie jako intrygujący i pełen barw. To co jest niemoralne i czego Bóg nienawidzi, „Vabank” pokazuje z sympatią i życzliwością. Jak naucza Słowo Boże złodzieje nie wejdą do Królestwa Bożego , tu jednak są oni głównymi bohaterami, którym dopingujemy. „Wstrętne są dla Jahwe usta kłamliwe, lecz w prawdomównych ma upodobanie” ( Przyp 12, 22), jednak w „Vabank” kłamstwo i oszustwo są na porządku dziennym. Pan Bóg mówi: ” (…) nie wymierzajcie sami sobie sprawiedliwości, lecz pozostawcie to pomście [Bożej]! Napisano bowiem: Do Mnie należy pomsta. Ja wymierzę zapłatę” (Rzym. 12, 19), ale film jest skonstruowany tak, byśmy dopingowali osobistej zemście Kwinto na Kramerze.
Smutne jest to, że ten, tak życzliwy wobec występku i niemoralności film, wszedł do klasyki polskiej kinematografii.
/.../
Leave a Comment Cztery młode niewiasty z Ukrainy przyjeżdżają ze swego kraju do współczesnej Polski w poszukiwaniu lepszej pracy oraz osobistego szczęścia. Wszystkie one, choć różnią się charakterami, osobowością i wykształceniem jadą do Polski, gdyż w swym kraju, z rozmaitych powodów nie mają już żadnych perspektyw na zdobycie pracy i normalne ułożenie sobie życia. Podejmują się więc one w naszym państwie najprostszych i najmniej cenionych prac w rodzaju sprzątania domów i firm, by przynajmniej niektóre z nich później mogły zająć się czymś dającym większe pieniądze i szanse na zawodowy rozwój. Część z tych dziewczyn w Polsce poznaje też miłości swego życia, mając nadzieję, iż również w sferze uczuciowej ułożą sobie jakoś życie.
Można by powiedzieć, iż jest to „zwykły serial o zwykłych ludziach”. I owszem, nie jest to wszak produkcja poświęcona jakimś dewiacjom, bądź ekstrawagancjom. Główne bohaterki tego obrazu to wszak całkiem normalne i reprezentatywne dla większej części płci pięknej niewiasty. Nie są to wszak ani medialne celebrytki, ani nie reprezentują one obyczajowych patologii w rodzaju homoseksualizmu, narkomanii czy transwestytyzmu. Ich życiowe problemy można by powiedzieć, że są „przeciętne”, zrozumiałe i często znane większości ludzi z ich własnego życiowego doświadczenia. Niestety jednak, ta „życiowa normalność” odnosi się również do pokazywanych tam grzechów, które, co gorsza, nie są raczej piętnowane, krytykowane albo ganione. Mamy tu więc np. pijaństwo tytułowych „Dziewczyn ze Lwowa”, które przedstawione jest tak, jakby w zasadzie nie działo się przy nim coś złego, obrzydliwego albo nieprawego. Jedna z bohaterek, z premedytacją uwodzi seksualnie swego pracodawcę i dalszy rozwój akcji wskazuje na to, iż związek z tego zrodzony będzie szczęśliwy oraz pożyteczny. W serialu tym pokazane są też różne „machloje” i „przekręty” w wykonaniu tytułowych bohaterek począwszy od relatywnie niewinnie wyglądającej „pracy na czarno”, a skończywszy na nielegalnym przemycie – i w tym wypadku sporadyczne głosy nieśmiałej krytyki formułowane przez jedną z drugoplanowych postaci giną w narracji wskazującej na „życiową konieczność” i tym podobne tłumaczenia takich nieprawości (w pewnym momencie człowiek, który zgłasza swe krytyczne uwagi zostaje „przygaszony” ripostą, że przecież sam „na czarno” zatrudniał jedną z ukraińskich kobiet).
Serial ten więc pokazuje pijaństwo, cudzołóstwa oraz łamanie prawa w co najmniej neutralnym, by nie powiedzieć, że wręcz życzliwym kontekście, przez co w dużej mierze nie jest budujący i godny polecenia (choć niektóre z pobocznych rzeczy są tu moralnie wartościowe, jak np. krytyka chciwości, wykorzystywania finansowego osób znajdujących się w trudnej sytuacji materialnej, negatywne pokazanie prostytucji oraz lenistwa). Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze polityczny wątek tej produkcji, który niezwykle jednostronnie przedstawia wydarzenia mające miejsce na Ukrainie na przełomie 2013 i 2014 roku. Chodzi oczywiście o słynną „rewolucję godności” na Majdanie, w wyniku której za pomocą przemocy i krwawych rozruchów obalono legalnie i demokratycznie wybranego prezydenta tego kraju, to jest Wiktora Janukowycza. Jak nie trudno się domyśleć, całość owych wydarzeń została pokazana tak, by widzowie doszli do wniosku, iż końcowy ich finał w postaci zbrojnego przewrotu był moralnie usprawiedliwiony i dobry. Jednostronność zaś narracji na temat rewolucji na Majdanie tu pokazana polega zaś choćby na tym, iż mowa jest t tylko o sytuacji, w której siły milicyjne wierne Janukowyczowi używały wobec demonstrantów przemocy, a pomija się te liczne zdarzenia, gdy działo się na odwrót, a więc kiedy to część manifestantów z „Majdanu” inicjowała krwawe zajścia, a także prowokowała i atakowała pasywnie zachowujących się milicjantów.
Podsumowując, nie polecamy tej produkcji telewizyjnej, gdyż mamy wrażenie, że znajdujące się w niej plusy nie przeważają ani nie równoważą silnie tam obecnych elementów zła, niemoralności oraz fałszywych doktryn, które dodatkowo zostały pokazane w życzliwy, sympatyczny i sprzyjający ich usprawiedliwieniu sposób.
/.../
Leave a Comment Opowieść o grupie iluzjonistów (magików?), która z inspiracji istniejącej od wieków tajnej organizacji „OKO” dokonuje różnych niewiarygodnych i zapierających dech w piersiach wyczynów. Kiedy zaś ludzie ci za pomocą swych tajemnych sztuczek obrabowują znajdujący się kilka tysięcy kilometrów od nich bank, zwracają na siebie uwagę agentów FBI oraz Interpolu. Iluzjoniści nie kończą swej przestępczej działalności na okradzeniu jednego banku, ale uszczuplają też konto swego sponsora, rozdając jego pieniądze ludziom zgromadzonym na spektaklu. Jednakże, jako że kradzieże przez nich dokonywane nie są czynione w „tradycyjny” sposób, lecz za pomocą magicznych trików, FBI próbując udowodnić, iż to rzeczywiście oni są odpowiedzialni za owe występki, będzie miało przed sobą niezwykle ciężki orzech do zgryzienia.
Na płaszczyźnie etycznej i światopoglądowej, trudno jest znaleźć w tym filmie coś, co w bardziej wyraźny sposób zasługiwałoby na pochwałę. Co prawda, główni bohaterowie okradają tu bogatych, po by rozdać ich pieniądze biedniejszym (i wcześniej zmanipulowanym przez tych pierwszych), jednak kradzież pozostaje przecież kradzieżą i z pewnością metoda „Janosika” albo Robina Hooda nie może być usprawiedliwionym środkiem dochodzenia sprawiedliwości i karania chciwości możnych tego świata. Zresztą, gdyby nawet znaleźć jakieś moralne uzasadnienie dla odzyskiwania wcześniej utraconych pieniędzy na drodze nielegalnych działań, to i tak w omawianym filmie przeważnie nie jest jasne i jednoznaczne, czy grupa iluzjonistów rozdaje ukradzione przez siebie pieniądze akurat tym ludziom, którzy przez dany bank zostali wcześniej oszukani bądź zmanipulowani (z takim przypadkiem mamy w owym obrazie do czynienia na pewno tylko raz). W tym aspekcie być może na jakieś uznanie zasługuje zwrócenie uwagi widzów na nieuczciwe, oszukańcze i lichwiarskie praktyki banków – ale to jednak nie równoważy wskazanych powyżej dwuznaczności owej produkcji.
Ponadto w filmie tym rozmywa się granica pomiędzy sztuczkami iluzjonistycznymi, a praktykami okultystycznymi. Owo rozmycie wydaje się zresztą być na korzyść interpretacji, iż grupa bohaterów tego filmu w rzeczywistości para się magią i czarami – zwłaszcza, gdy zważy się na wspomniany już jego wątek tajnej okultystycznej organizacji, która nimi kieruje i ich inspiruje. Poważne zastrzeżenia budzą tu także niektóre sceny, w których eksponowany jest widok nieskromnie i bezwstydnie odzianych niewiast.
„Iluzja” to zatem produkcja z moralnie oraz światopoglądowo wątpliwym przesłaniem oraz lekcjami, które mogą namieszać ludziom w głowach oraz niepotrzebnie rozmyć w ich sumieniach rozróżnienia pomiędzy dobrem a złem oraz prawdą i fałszem. Zdecydowanie zatem odradzamy i nie polecamy.
Ps. Spodobała Ci się ta recenzja? Przekaż nam choćby symboliczną darowiznę w wysokości 2 złotych. To mniej, niż kosztuje najtańszy z tygodników opinii, a nasze teksty możesz czytać bez żadnych limitów i ograniczeń.
Numer konta: 22 1140 2004 0000 3402 4023 1523, Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Ten niskobudżetowy film opowiada o nawróceniu się do Pana Jezusa pewnego bardzo nieuczciwego sprzedawcy samochodów. Jay Austin (ów handlarz autami) początkowo oszukuje swych klientów i zachęca do tego samego pracowników swej firmy. On ma też żonę (Julię) i syna, jednak nie traktuje ich dobrze. Jay uważa, iż skoro przynosi pieniądze do domu, to tym samym w dobry sposób spełnia swą rolę męża i ojca rodziny. Choć żona Jaya modli się o o jego nawrócenie, on raczej się tym nie przejmuje i kpi sobie ze wspólnot chrześcijańskich. W końcu jednak modlitwy jego żony przynoszą skutek i Jay nawraca się do Pana Jezusa. Wzorem opisanego w Piśmie świętym nieuczciwego poborcy podatków Zacheusza, główny bohater postanawia naprawić wyrządzone przez siebie krzywdy i oddać swym klientom to co uzyskał od nich za pomocą kłamstw i oszustw. Jay już jest zadłużony na niemałą sumę w banku, tak też zwrot nieuczciwie zarobionych pieniędzy, będzie wymagał od niego naprawdę dużego zaufania Panu Bogu. Te działania doprowadzają Jaya i jego firmę na skraj bankructwa… Czy Wszechmocny interweniuje i pobłogosławi uczciwość głównego bohatera? A może będzie on musiał już do końca życia ponosić konsekwencje swych dawnych grzechów?
„Koło Zamachowe” w oczywisty i jawny sposób stanowi pochwałę i promocję chrześcijaństwa i tradycyjnych cnót z niego wynikających takich jak: uczciwość i prawdomówność, zadośćuczynienie bliźnim (w tym wypadku zwrot tego co zostało zarobione w nieuczciwy sposób). W filmie tym brak jest wulgarnej mowy, sprośnych aluzji, przemocy, scen nagości, seksu czy eksponowania nieskromnych strojów – tak więc można go spokojnie i bezpiecznie oglądać z całą rodziną. Mankamentem tego filmu jest kiepska jakość zrobionych do niego zdjęć, ale to oczywiście nie wpływa na jego ocenę moralną i światopoglądową.
Ps. Spodobała Ci się ta recenzja? Przekaż nam choćby symboliczną darowiznę w wysokości 2 złotych. To mniej, niż kosztuje najtańszy z tygodników opinii, a nasze teksty możesz czytać bez żadnych limitów i ograniczeń.
Numer konta: 22 1140 2004 0000 3402 4023 1523, Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Główny bohater filmu „Fargo” to Jerry Lundegaard -stateczny amerykański mąż i ojciec, sprzedawca samochodów, który popada w poważne finansowe tarapaty. Jerry ma wprawdzie bardzo bogatego teścia, nie może jednak liczyć na jego dobrowolną pomoc. Postanawia więc wyłudzić od niego pieniądze. Wynajmuje dwóch zbirów, którzy mają porwać jego żonę i zażądać okupu. Okup ten, który w rzeczywistości ma być o wiele wyższy, niż przypuszczają wynajęci kidnaperzy, ma oczywiście zapłacić ojciec porwanej. Całe przedsięwzięcie wydaje się proste, wręcz „skazane na sukces”. Pomysłodawca porwania oczywiście zakłada, że nikomu nic się nie stanie, a żona wkrótce wróci do domu cała i zdrowa, by szykować domowe obiadki. Sprawy jednak w pewnym momencie wymykają się spod kontroli, a nakręcona spirala przemocy nie da się już tak łatwo zatrzymać.
W opiniach na temat „Fargo” często powtarza się zdanie, że jest to film o ludzkiej głupocie. I rzeczywiście głupoty jest tu dużo, tak w działaniach, jak i słowach. Jednak główną zaletą tego filmu jest wyraziste pokazanie jaką głupotą jest przekonanie, leżące u podstaw wielu ludzkich czynów, że zło jest czymś, co da się łatwo kontrolować. „Fargo” unaocznia, że człowiek wprawdzie może łatwo zainicjować zło, ale raz zainicjowane jest jak dzika bestia, gotowa pożreć tak przypadkowe ofiary, jak i swego „pana”. Film braci Coen bardzo dobrze pokazuje ten mechanizm i jest wyrazistym ostrzeżeniem przed taką głupotą.
Inną zaletą filmu „Fargo” jest to, że można go łatwo odebrać jako rodzaj hołdu złożonego przez jego twórców amerykańskiej prowincji, reprezentowanej tu przez rodzinne strony braci Coen. „Fargo” bowiem wyraźnie kontrastuje „miastowe” cwaniactwo, egoizm, chciwość, rozwiązłość, tchórzostwo, czy znieczulicę z niewinnością, czystością, ciepłem i prostotą mieszkańców amerykańskiej prowincji. Jej przedstawiciele to: wytrwale tropiąca złoczyńców policjantka i jej otoczenie (na czele z kochającym i troskliwym mężem). Na pozór ociężała i niezbyt lotna Marge, okazuje się bardzo bystrym i skutecznym stróżem prawa. Jest to jednocześnie osoba wyjątkowo wręcz prostolinijna, która nie potrafi pojąć, jak ktoś może odebrać życie drugiemu człowiekowi za garść dolarów i jak można nie rozumieć, że pieniądze nie są najważniejsze. Na marginesie warto zauważyć, że Marge jest w ciąży, a więc, pośród tego spektaklu przemocy i śmierci, nosi w sobie nowe życie. I to właśnie ona w swojej niewinności i prostolinijności (ale nie głupocie) „zatryumfuje” na końcu filmu, a wraz z nią świat wartości, jaki reprezentuje. A że amerykańska prowincja uchodzi za jeden z bastionów chrześcijańskich wartości, można przyjąć, że w sposób pośredni „Fargo” oddaje hołd tym wartościom.
Niestety, film, poza licznymi zaletami, ma również poważne wady. A są nimi: znaczna ilość wulgaryzmów, nadużywanie świętego imienia Jezus (tu w formie nieco zmienionej „Jeez”) oraz dwie dość naturalistycznie pokazane sceny nierządu. Jeśli chodzi o wulgaryzmy, to przy okazji warto pochwalić polskich tłumaczy, którzy często, tak jak i w tym przypadku, łagodzą słownictwo stosowane w zagranicznych produkcjach stosując coś w rodzaju translatorskiej cenzury. Powyższe zastrzeżenia sprawiają, że ocena tego filmu, mimo jego wartościowego przesłania, musi być znacznie obniżona.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment Kelly i Mac Radner, młodzi małżonkowie wraz ze swym niedawno narodzonym dzieckiem spokojnie mieszkają sobie w domku na przedmieściach jednego z amerykańskich miast. Niestety jednak do czasu … Oto pewnego dnia, ich sąsiadami zostają, lubujący się w dzikich i szalonych imprezach, członkowie bractwa studenckiego. Pewnej nocy, nie mogąc już dłużej wytrzymać hałasów dochodzących z sąsiedztwa, Mac dzwoni na policję. Ten krok okazuje się być początkiem swoistej między-sąsiedzkiej wojny pomiędzy Radnerami a członkami studenckiego bractwa.
Choć trzeba uczciwie przyznać, że film pt. „Sąsiedzi” w jednej ze swych sugerowanych konkluzji wydaje się nieść słuszną lekcję moralną o wyższości spokojnego, rodzinnego życia nad niemal nieustannym „imprezowaniem”, to zdecydowanie za mało, by w jakikolwiek sposób polecać ów do oglądania. Zanim bowiem dane będzie usłyszeć ową sugestię, musi on przebrnąć przez prawdziwy potok obrzydliwości, wulgarności i nieprzyzwoitości (głównie tych nawiązujących do rozpusty, homoseksualizmu i bezwstydu, ale nie tylko; gdyż mamy tu też pijaństwo, używanie narkotyków, kłamstwa, znęcanie się nad słabszymi, oszustwa i zemstę). Poziom dowcipu jest tu rynsztokowy i mieszczący się w najmniej wybrednym nurcie filmowej popkultury w rodzaju „Borata”, „Sprzedawców” czy „American Pie”. Żadna ze stron sporu pokazana w tym filmie, nie zachowuje się tu w moralny i prawy sposób, a tylko eskaluje napięcie odpłacając się wzajemnie złem za zło. I twórcy tego filmu chcą byśmy śmiali się widząc i słysząc wszystkie te obrzydliwości.
Reasumując: pochwała rodziny w tej produkcji to nie przysłowiowa „wisienka na torcie”, ale raczej wisienka zanurzona w wielkiej kupie fekalii. Trzeba być głupcem, by chcieć się po nią schylać.
/.../