Film „Idealna fala” jest w zasadzie fabularną wersją znanego dokumentu „Przebłysk wieczności”. Opowiada więc tę samą historię młodego Amerykanina – Iana McCormack, dla którego w życiu najważniejszy jest surfing. Pewnego dnia Ian postanawia opuścić na bliżej nieokreślony czas bezpieczny dom i kochającą rodzinę, by w egzotycznych zakątkach świata poszukiwać wolności, przygody i tak zwanej „idealnej fali”. By zrealizować swoje marzenie sprzedaje samochód i wyrusza w drogę wraz z przyjacielem. Podróżują więc razem po różnych „kultowych” dla surferów miejscach, przy okazji wiodąc „imprezowe” życie. W pewnym momencie Ian poznaje też dziewczynę, w której zakochuje się z wzajemnością. Ta znajomość przywiedzie go na Mauritius. Chłopak nie spodziewa się, że na tej pięknej wyspie zamiast szczęścia u boku ukochanej, po spotkaniu z jadowitą meduzą przejdzie przez piekło (jak najbardziej dosłownie) doświadczając rzeczy ostatecznych.
Choć film „Idealna fala” jest może mniej wyrazisty i poruszający niż oparty na tej samej historii dokument „Przebłysk wieczności”, zachowuje jednak najważniejsze elementy z relacji Iana McCormack, a także istotę tej opowieści. Największym zaś atutem tej historii jest jej autentyzm, gdyż jest ona zapisem przeżyć człowieka, który rzeczywiście przeszedł śmierć kliniczną. Wprawdzie prawdziwość przekazu Iana trudno zweryfikować w jakiś obiektywny sposób, to jednak autentyczność jego przeżyć zdaje się potwierdzać trwała zmiana, jaka zaszła w jego życiu. Ze zdeklarowanego ateisty stał się on bowiem gorliwym chrześcijańskim ewangelizatorem. Co więcej, trudno podejrzewać go o chęć wzbogacenia się na sensacyjnej opowieści, gdyż zrzekł się on praw autorskich do swojej historii, dzięki czemu zarówno książka, jak i film „Przebłysk wieczności” mogą być rozpowszechniane za darmo.
„Idealna fala” zatem z chrześcijańskiej perspektywy posiada liczne i ewidentne zalety takie jak:
– uświadamianie widza, że jedyną nadzieją grzesznika na zbawienie jest Jezus Chrystus;
– przypomnienie o tym, że wieczne potępienie jest nie tyle jakąś mało prawdopodobną możliwością, ile nieuchronnym losem każdego, kto znając Jezusa Chrystusa, nie przyjmie go jako swojego Pana i Zbawiciela;
– podkreślanie jak ważną rzeczą jest wytrwała modlitwa, zwłaszcza za osoby, które są daleko od Boga;
– przypomnienie jak ważną rzeczą jest wyznanie grzechów i żal za nie, a także przebaczanie tym, którzy nam zawinili;
– ukazanie pozytywnego wzorca chrześcijańskie rodziny, która funkcjonuje jako chrześcijańska nie tylko „od święta”, ale również na co dzień, co przejawia się chociażby w modlitwach przy każdym wspólnym posiłku.
Pewien moralny niesmak budzić może jedynie (związane z plażowym charakterem filmu) dość częste pokazywanie młodych ludzi w kąpielowej bieliźnie, którą przez społeczną hipokryzję zwykło się określać mianem stroju kąpielowego.
Niemniej jako całość polecamy film i zachęcamy do jego propagowania.
Marzena Salwowska
/.../
Oparta na prawdziwych wydarzeniach historia holenderskiej rodziny ten Boomów, którzy w czasie II wojny światowej w swym domu ukrywali wielu prześladowanych przez niemieckich nazistów Żydów, a także angażowali się w działalność miejscowego ruchu oporu. Ostatecznie ten Boomowie trafili za tę swą aktywność do obozów koncentracyjnych, gdzie część z nich poniosła śmierć.
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej film pt. „Bezpieczna kryjówka” jest w dużej swej części wspaniałą opowieścią o inspirowanej głęboką wiarą w Chrystusa heroicznej wręcz miłości bliźniego, obronie słabych, poświęceniu i przebaczeniu swym wrogom. W obrazie tym nie ma też żadnej wulgarnej mowy, nieskromności, obsceniczności i seksu, co również zasługuje na naszą aprobatę. Należy także wspomnieć o tym, iż film ten słusznie gani posunięty do skrajności legalizm. W jednej ze scen widzimy wszak pewnego pastora, który odradza angażowanie się w ratowanie Żydów, argumentując to tym, iż jest to sprzeczne z okupacyjnym prawem. Nie kwestionując jednak w żadnej mierze zasady posłuszeństwa i szacunku należnego każdej czy to chrześcijańskiej czy niechrześcijańskiej władzy jest przecież wiadomą reguła, iż w wypadku, gdy rządzący chcą nas zmusić do czynienia czegoś co jest jawnie złe, wówczas mamy obowiązek być nieposłuszni. W Piśmie świętym czytamy zaś: „Ratuj wleczonych na śmierć, wstrzymaj rózgi, by nie zabijały” (Prz 24, 11). Jest więc wręcz Bożym nakazem – by ratować, w miarę swych możliwości – tych, którzy są niesprawiedliwie i brutalnie prześladowani. Poza tym, w Biblii napisane jest również, iż Bóg pobłogosławił hebrajskim położnym, które nie usłuchały rozkazu rządzącego Egiptem Faraona i wbrew jego poleceniu ratowały od śmierci nowo narodzonych żydowskich chłopców (Wj 1, 15 – 21). Nawet więc, gdyby okupujący Holandię Niemcy dzierżyli tam legalnie rządy (a tak się składa, że akurat ich władza była tam wówczas nielegalna), to i tak należałoby ratować prześladowanych z powodu swej etnicznej przynależności Żydów.
Nie wszystko jednak w omawianym filmie jest bez zarzutu. Jedną ze światopoglądowych jego dwuznaczności jest jego jednostronny i przesadzony filosemityzm. O ile bowiem, nazistowskie prześladowania Żydów były bezdyskusyjnie zbrodnicze i niesprawiedliwe, o tyle faktem pozostaje, iż judaizm, który ukształtował się w czasie po Panu Jezusie jest religią błędną i dość niechętnie nastawioną do chrześcijaństwa i Ewangelii. W filmie słusznie mówi się, że Żydzi dali nam Biblię i Zbawiciela, jednak istnieje też druga strona tego medalu, a mianowicie jak to ujmuje św. Paweł Apostoł to, iż „ze względu na Ewangelię są oni nieprzyjaciółmi” (Rz 11, 27). Apokalipsa św. Jana dodaje zaś, że żydzi tak naprawdę fałszywie zwą się żydami, a tak naprawdę reprezentują „synagogę szatana” (Ap 3, 9). W omawianej produkcji zostało zaś tylko przedstawione pozytywne spojrzenie na żydów, za to milczy się tu, a nawet w pewien sposób wręcz zaprzecza krytyce judaizmu obecnej na kartach Nowego Testamentu oraz potwierdzanej przez wieki w chrześcijańskiej Tradycji. Oczywiście, to krytyczne spojrzenie na judaizm i żydów nie uprawniało nazistowskich represji wymierzonych w ów naród. Nauczanie katolickie nigdy bowiem nie popierało karania śmiercią za samo wyznawanie judaizmu, a przeciwnie nawet popierało do pewnego stopnia prawną tolerancję wobec tej religii. Ponadto, wielu żydów mogło wyznawać swą błędną religię w dobrej wierze, dlatego tym bardziej tacy żydzi nie powinni być surowo traktowani.
Należy też wspomnieć, iż w filmie „Bezpieczna kryjówka” dwuznacznie przedstawia się pewne z bardziej wątpliwych etycznie metod działania holenderskiego ruchu oporu (np. posługiwanie się kłamstwem) jednak nie jest to z drugiej strony pokazane jako coś jednoznacznie dobrego. Główna bohaterka w pewnym momencie jasno wyraża swe duchowe cierpienie z powodu posługiwania się takimi metodami.
A zatem z pewnymi zastrzeżeniami natury światopoglądowej, tym nie mniej jednak serdecznie polecamy naszym Czytelnikom film pt. „Bezpieczna kryjówka”.
Mirosław Salwowski /.../
Film oparty na bestsellerowej powieści F. Rivers, która to powieściopisarka jest również współautorką scenariusza doń. Główną bohaterką jest tu dziesięcioletnia Cadi Forbes, córka irlandzkich osadników, żyjących w drugiej połowie XIX w. w pięknej dolinie w Appalachach. Cadi nie jest jednak beztroskim dzieckiem, lecz przytłoczonym ciężarem winy małym człowiekiem na skraju samobójstwa. Jak się wkrótce dowiadujemy przyczyną tego stanu rzeczy jest przypadkowa śmierć młodszej siostry Cadi, za którą dziewczynka czuje się z pewnych przyczyn odpowiedzialna. Widzi też że za ów nieszczęśliwy wypadek obwinia ją również zrozpaczona matka. Kiedy więc na pogrzeb babci Cadi przybywa tzw. zjadacz grzechu, dziewczynka zaczyna upatrywać w tym mężczyźnie szansy na pozbycie się swoich własnych win. Postanawia zatem wraz z przyjacielem i z pomocą tajemniczej dziewczynki, Lilybet, odnaleźć owego człowieka i poprosić, by rytualnie zjadł również jej grzech. Nie jest to jednak takie proste, gdyż człowiek ów pojawia się w wiosce tylko wtedy, gdy ktoś umrze, poza tym jednak żyje jako samotny wyrzutek gdzieś w górach. Jest on bowiem przez mieszkańców wioski jednocześnie uważany za osobę niezbędną, gdyż ma zapewniać spokój wieczny duszom ich bliskich, ale też jest kimś, kto wzbudza powszechny strach i obrzydzenie, gdyż biorąc na siebie wszelkie cudze winy, sam kojarzy się już tylko z grzechem i złem.
Film ten jest dziełem niedwuznacznie chrześcijańskim i jako taki pełen jest pięknych i czytelnych symboli naszej wiary. W oczywisty też sposób może on służyć do celów ewangelizacyjnych. Dzięki swojej nietypowej tematyce i intrygującemu tytułowi może być interesujący nawet dla osób, które nie tylko nie są zbytnio zainteresowane chrześcijaństwem, ale nawet żywią ku niemu pewną niechęć. Łatwo bowiem można wyobrazić sobie, że ktoś taki odpowiednio zachęcony sięgnie po ten film tylko po to, by dowiedzieć się czegoś więcej o owym tajemniczym celtyckim zabobonie, o którym mówi tytuł filmu. A kiedy już taki widz sięgnie po ten obraz, to łatwo może dostrzec, iż w owym pogańskim zwyczaju znajdowała ujście pewna słuszna intuicja, która mówiła poganom, że każdy człowiek jest przytłoczony grzechem, który oddziela od Stwórcy i zamyka drogę do zbawienia. W związku z czym potrzebuje kogoś, kto by zabrał ten grzech, biorąc go na siebie i samemu stając się jakby grzechem.
Widz więc może się tu łatwo przekonać, tak jak Cadi, że żaden zwykły człowiek, żadne stworzenie, przy najlepszej swojej woli, nie jest w stanie zdjąć grzechu z drugiego stworzenia i dlatego właśnie sam Stwórca, w osobie Jezusa Chrystusa, musiał stać się człowiekiem i naszym prawdziwym „zjadaczem grzechu”.
Innym ciekawym pytaniem, jakie może sobie zadać widz, jest to dlaczego osadnicy z chrześcijańskiej przecież Irlandii przybywszy do Nowego Świata nagle poganieją do tego stopnia, że właściwie oficjalnie wskrzeszają celtyckie zabobony, prawie całkiem już zapomniane w kraju, z którego przybywają. Otóż sprawa ta ma swoje mroczne rozwiązanie, ale, by nie zdradzać zbyt wiele, powiem tylko, że u źródeł tej zagadki tkwi zbrodnia popełniona dla „dobra” całej osady przez jej założycieli. I owa „zbrodnia założycielska” w ciągu kilkudziesięciu lat zabija właściwie chrześcijańską duchowość wioski. Mieszkańcy osady, choć nie rozmawiają o tym głośno, to jednak z pewnością czują, że bez wyznania win i skruchy, nie mogą wprost zwracać się o odpuszczenie grzechów do sprawiedliwego Boga. I dlatego uciekają się do takich dziwnych zabobonów. Spoganienie wioski następuje więc tak szybko, że dzieci z pokolenia Cadi, słyszą już tylko święte imię Jezus w formie wykrzyknika, na przykład, gdy ktoś dorosły zrani się w palec. W osadzie brak jest nie tylko głębszej wiary, ale nawet jakichś zewnętrznych oznak chrześcijańskiej religijności, nie występuje tu też żadna postać księdza czy pastora. Ta sytuacja zmienia się, dopiero gdy do wioski przybywa ktoś z zewnątrz – mężczyzna nieznany tu z imienia, lecz jako Mąż Boży. Człowiek ten głosząc Ewangelię, okazuje się w oczach przywódców wioski zagrożeniem dla całej społeczności, gdyż boją się oni, że Prawda może zniszczyć względne bezpieczeństwo i dobrobyt, które udało im się zbudować na kłamstwie.
Jest to jednak film ze szczęśliwym zakończeniem, gdyż Bóg wychodzi naprzeciw młodemu pokoleniu, które choć po omacku poszukuje jednak Prawdy i wyzwolenia z grzechu. Dlatego też przysyła On tu też poza człowiekiem z Ewangelią również Swojego anioła, by wszystkich mieszkańców wioski, którzy z wdzięcznością przyjmą ofiarę Jego Syna, pojednać ze Sobą. Obraz ten zatem oceniamy zdecydowanie pozytywnie i gorąco polecamy.
Marzena Salwowska /.../
Film zbliżony swą treścią i tematyką do innej znanej w kręgach chrześcijańskich produkcji kinowej pt. „Bóg nie umarł”. W wypadku tego konkretnego obrazu opowiedziana została historia Rachel, młodej chrześcijańskiej studentki, która po rozpoczęciu nauki w jednym z amerykańskich uniwersytetów, stykając się z poglądami i charyzmą ateistycznego i ewolucjonistycznego profesora Kamana, zaczyna chwiać się w swej wierze. Jej ojciec, który z zaniepokojeniem obserwuje ów proces, dostaje propozycję stoczenia publicznej debaty na temat ewolucjonizmu i kreacjonizmu z owym wywierającym negatywny wpływ na jego córkę profesorem. Rachel nie jest zadowolona z takiego obrotu sprawy i próbuje powstrzymać swego tatę przed udziałem w tejże dyskusji.
„Sprawa wiary” to podobnie jak „Bóg nie umarł”, technicznie rzecz biorąc, dobrze nakręcony film z jednocześnie bardzo silnym i wyrazistym prochrześcijańskim i ewangelizacyjnym przesłaniem. Produkcja ta jest też polemiką z ateizmem i ewolucjonizmem, będąc zarazem skierowaną do chrześcijan zachętą, by wcielali w życie biblijne pouczenie: „Ale jeżelibyście nawet coś wycierpieli dla sprawiedliwości, błogosławieni jesteście. Nie obawiajcie się zaś ich gróźb i nie dajcie się zaniepokoić! Pana zaś Chrystusa miejcie w sercach za Świętego i bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest” (1 Piotr 3, 14-15).
Innym ważnym i wartościowym aspektem tej produkcji jest zwrócenie uwagi na potrzebę przebaczania i miłowania tych, którzy nas w ten czy inny sposób skrzywdzili, gdyż pielęgnowanie w sobie złości i żalu do nieprzyjaciół w niszczący sposób wpływa na nasze życie.
Film „Sprawa wiary” nie zawiera też żadnych wulgarnych słów, obscenicznych aluzji, scen seksu oraz nie eksponuje przemocy i nieskromności. Spokojnie można go zatem polecać do obejrzenia całym rodzinom. W ostatnim czasie ów obraz był emitowany przez Telewizję „Trwam”, a znając zwyczaj tejże stacji, można się domyślać, iż będzie on jeszcze kilkukrotnie przez nią emitowany.
Ps. Spodobała Ci się ta recenzja? Przekaż nam choćby symboliczną darowiznę w wysokości 2 złotych. To mniej, niż kosztuje najtańszy z tygodników opinii, a nasze teksty możesz czytać bez żadnych limitów i ograniczeń.
Numer konta:
22 1140 2004 0000 3402 4023 1523, Mirosław Salwowski /.../
John Luther to znany teleewangelista, który nie ukrywa swojej niechlubnej i burzliwej przeszłości (jak sam mówi w dawnym życiu był sadystą, alkoholikiem i narkomanem). Teraz jednak jest już zupełnie innym człowiekiem – prowadzi życie przykładnego męża i ojca, jest dobry i serdeczny dla ludzi, a przede wszystkim całym sercem oddany jest Bogu i głoszeniu Jego Słowa.
I właśnie miłość do Słowa Bożego, którego „rozwadniania” nie chce i nie może zaakceptować, staje się dla Johna Luthera przedmiotem największej próby. Pewnego dnia bowiem odwiedza go senator Donald Harrison „prosząc”, by jako wpływowy ewangelista poparł projekt ustawy, który zakłada, że publiczne manifestowanie przekonań religijnych dokonywać się może tylko „z pełnym poszanowaniem przekonań religijnych innych wyznań”. Co, oczywiście, w praktyce znacznie ograniczyłoby możliwość otwartego głoszenia Ewangelii. W zamian za poparcie tego projektu senator obiecuje Johnowi duże ulgi podatkowe dla prowadzonej przez niego organizacji. Kiedy ewangelista zdecydowanie i jednoznacznie odmawia, ludzie Harrisona organizują prowokację, która ma go „wykluczyć z gry” – odurzonego zastrzykiem wrabiają w gwałt i morderstwo na nastolatce …
Film ten, jak łatwo można domyślić się już z powyższego zarysu fabuły, ma charakter jednoznacznie chrześcijański. Jego twórcy starają się uzmysłowić widzom z kręgu kultury zachodniej, że prześladowania chrześcijan mogą mieć miejsce nie tylko w dalekich, egzotycznych krajach ale również w krajach tradycyjnie dotąd chrześcijańskich, choć oczywiście z początku nie będą miały krwawego charakteru.
Choć film ten przez krytykę okrzyknięty został jako „paranoiczny”, to trudno przedstawiony w nim scenariusz uznać za wytwór czyjejś chorej wyobraźni. Podobne do proponowanej tu ustawy prawodawstwo zabraniające „religijnej ostentacji” obowiązuje już przecież chociażby we Francji. Główną więc zaletą filmu jest to, że przedstawia bardzo prawdopodobny, i po części już ziszczający się w rzeczywistości, scenariusz prześladowań chrześcijan na Zachodzie, które pod hasłami walki z nietolerancją próbować będą łamać ducha wiernych za pomocą odpowiedniego ustawodawstwa.
Twórcy filmu przedstawili też metodę „uderzenia w pasterza” celem rozproszenia stada. Widzimy tu jak osłabiona po skandalu ze swoim przywódcą, organizacja chrześcijańska, którą kierował John Luther, staje się podatna na różne kompromisy ze światem – część jej członków zostaje zwiedziona wizją „minimalizowania strat”, część przez zwykłe ludzkie ambicje i zawiść skrywane pod pozorem pobożności, część zaś przez zwykłą chciwość. Film zatem uzmysławia, że czy tego chcemy, czy nie, Ziemia jest polem wielkiej bitwy, w której musimy wybrać (jak mówi Luther) albo Boga, albo świat.
Niewątpliwą zaletą filmu jest też postać głównego bohatera, który, choć stosuje nowoczesne metody, by dotrzeć z Ewangelią do jak największej liczby osób, to nie godzi się, by Ją przykrajać do „widzi mi się” współczesnego świata. Stwierdza on wyraźnie, że Pan Jezus jest jedyną „drogą, prawdą i życiem” (J,14,6), zatem on sam nie może głosić czegoś innego.
Pewną konsternację katolików budzić może fakt, że John okazuje się synem księdza, (prawdopodobnie katolickiego), jednak nie jest to wykorzystywane do jakichś ataków na Kościół katolicki, a ojciec głównego bohatera jest ogólnie bardzo pozytywną postacią (nawet jeśli w przeszłości poważnie zbłądził). Pozytywną rolę w filmie odgrywa także inny ksiądz, który pomaga ewangeliście oczyścić się z zarzutów.
I chociaż pod względem artystycznym film nieco rozczarowuje, gdyż trudno mu się równać z hollywoodzkim kinem akcji, które zresztą stara się trochę nieudolnie naśladować, to jedna pozostaje on prostą ale bardzo pożywną strawą. A lepiej chyba zjeść niewyszukane i nieco niedoprawione lecz zdrowe i odżywcze danie, niż wykwintne i dobrze wyglądające lecz zatrute.
Marzena Salwowska
/.../