Tag Archive: filmy o Dzikim Zachodzie

  1. Nowiny ze świata

    Leave a Comment Weteran wojny secesyjnej – kapitan Jeffrey Kidd wędruje od miasteczka do miasteczka, czytając za drobną opłatą wszystkim chętnym gazety. W ten sposób przybliża słuchaczom wiadomości z kraju i ze świata. Pewnego dnia napotyka na swej drodze rozbity wóz, powieszonego czarnego woźnicę i jasnowłosą dziewczynkę w indiańskich łachmanach, która nie mówi słowa po angielsku. Okazuje się że dziewczynka (Johanna) jest dzieckiem zamordowanych niemieckich osadników przed laty uprowadzonym przez Indian z plemienia Kiowa. Czarny zaś woźnica miał ją zwieźć do wujostwa, po jego śmierci więc obowiązek opieki nad Johanną bierze na siebie kapitan, który jednak z początku myśli, że wystarczy odwieźć dziewczynkę do najbliższego fortu. Jak się można domyśleć, sprawy jednak się komplikują i by zapewnić dziecku bezpieczny dom, mężczyzna będzie musiał podjąć znacznie dłuższą drogę … Film ten zasługuję na wyraźnie pozytywną ocenę, gdyż jest to dzieło, które kontynuuje najlepsze tradycje westernu i tzw. kina drogi. Mamy tutaj więc w osobie głównego bohatera klasyczny typ obrońcy uciśnionych, który by ratować sierotę musi mierzyć się z różnego rodzaju opryszkami. I tak jak w tradycyjnym westernie pozytywny bohater nigdy nie sięga po broń, kiedy naprawdę nie musi, a jeśli zabija to tylko w obronie bliźniego lub własnej. Jest też dość typowy dla tego gatunku motyw przeciwstawienia się „jedynego sprawiedliwego” bezprawnej tyranii. Nie zabrakło tu bowiem postaci opryszka, który ze swoją bandą podporządkował sobie całą osadę, jednocześnie kreując się na dobroczyńcę i obrońcę jej mieszkańców. Człowiekowi temu kapitan Jeffrey Kidd przeciwstawia się najpierw robiąc to, czym zajmuje się teraz na co dzień, czyli po prostu czytając wiadomości. W ten sposób odsłania mieszkańcom osady prawdę o ich rzekomym dobrodzieju. Motyw ten ma także oczywiście podkreślać rolę niezależnych i rzetelnych mediów, których powołaniem jest przekazywanie prawdy, nie zawsze wygodnej dla rządzących. Z tak zwanego kina drogi film ten przejmuje również najlepsze tradycje, takie jak motyw poszukiwania domu czy właściwego dla siebie miejsca w świecie, mierzenia się z trudną przeszłością i jednocześnie niepewną przyszłością, czy wreszcie zbliżania się do siebie obcych sobie z początku, ale bardzo sobie nawzajem potrzebnych ludzi w czasie wspólnej wędrówki. Warto też z pewnością docenić, ogólnie bardzo optymistyczną, wymowę tego filmu. Chociaż bowiem przedstawia on Stany Zjednoczone zrujnowane i podzielone po wojnie domowej, to czujemy już, że ten kraj podniesie się z tego stanu. Sam główny bohater, targany bólem po utracie rodziny i wyrzutami sumienia (jako żołnierz Konfederacji walczył i zabijał w nader wątpliwej sprawie) odbudowuje swoje życie znajdując po wojnie zajęcie aktualnie pożyteczne dla społeczeństwa. Aż wreszcie na jego drodze pojawia się dziecko, które staje się jego nową rodziną. Mówiąc w skrócie, odnowa dokonuje się tu przez użyteczną pracę i miłość do bliźniego, co jest bardzo chrześcijańskim przesłaniem. Jeśli chodzi o bardziej wątpliwe aspekty filmu, to można tu zwrócić uwagę na scenę, z której wynika, że główny bohater spędził noc z właścicielką pewnej gospody. Chociaż później dowiadujemy się, że jest on wdowcem (nie zdradzał więc żony, jak mogłoby się wydawać w tym momencie), to jednak wątek pozamałżeńskiego, a więc grzesznego pożycia tych dwojga, jest tu pokazany jako raczej moralnie neutralny. Mimo że jest to niewłaściwy sposób ukazania takiego czynu, to, na marginesie, warto pochwalić ten film, że jest on całkowicie pozbawiony graficznych scen seksu czy nieskromności. Jedynie domyślamy się, że „do czegoś doszło” pomiędzy kapitanem i właścicielką gospody, ale nic nie jest wprost pokazane. Również wątek, w którym trzech zdegenerowanych mężczyzn chce kupić dziewczynkę, żeby wykorzystywać ją seksualnie i czerpać zyski zmuszając ją do prostytucji, jest poprowadzony bardzo oszczędnie, bez nadmiernego zagłębiania się w takie nieprawości. W przypadku tego filmu istniało też duże niebezpieczeństwo, że skręci on w stronę tzw. politycznej poprawności, zwłaszcza jeśli chodzi o obraz rdzennych mieszkańców Ameryki. Uzasadnione wątpliwości budziło nader wątpliwe stwierdzenie głównego bohatera w początkowych scenach filmu, jakoby Indianie w swoich mordach tylko mścili się na osadnikach, którzy wcześniej zabijali ich, aby zabrać im ziemię. Ta jednak wypowiedź kapitana zostaje w pewien sposób zrównoważona w samej historii Johanny, kiedy dowiadujemy się, że Indianie, którzy później ją wychowywali najpierw napadli na dom jej rodziców, mordując nie tylko dorosłych, ale też rozłupując czaszkę dziecku w kołysce. Później ci sami Indianie na swój sposób jednak dobrze opiekowali się dziewczynką i traktowali ją jak własne dziecko, nauczyli ją też pewnych przydatnych umiejętności (typu strzelanie). Można więc powiedzieć, że, mimo wszystko, Johanna coś zyskała dzięki indiańskiemu wychowaniu. Film więc raczej pokazuje ostatecznie dość sprawiedliwy obraz Indian, w którym głęboko zakorzenione w pogańskich zwyczajach dzikość i okrucieństwo mieszają się ze szlachetniejszymi aspektami tej kultury. Pozytywne jest też to, że sama Johanna odnajduje w końcu pamięć o swoich prawdziwych rodzicach, a także swoje miejsce w chrześcijańskim społeczeństwie i jest w nim szczęśliwa. Podsumowując, polecamy ten film wszystkim widzom z wyjątkiem małych dzieci, gdyż niektóre z pokazanych w nim scen mogłyby dla najmłodszych być zbyt brutalne. Marzena Salwowska /.../
  2. Gwiazda szeryfa

    Leave a Comment Do typowego miasteczka na Dzikim Zachodzie przybywa łowca nagród, Morgan „Morg” Hickman, by zainkasować sporą sumę za przestępcę, którego ciało przywiózł ze sobą. Wypłata wymaga jednak dopełnienia pewnych formalności, co zmusza Hickmana do zatrzymania się na kilka dni w tymże miejscu. Ponieważ w hotelu nie jest mile widziany, zatrzymuje się w wolnym pokoju u Nony Mayfield, białej wdowy po Indianinie, która samotnie wychowuje syna. Podczas tego przymusowego postoju Morg zostaje wciągnięty w konflikt między miejscowym szeryfem, Benem Owensem, a żądnym władzy w miasteczku rewolwerowcem, Bartem Bogardusem. Jako były szeryf zgadza się on nauczać młodego stróża prawa, dzieląc się swoją wiedzą i doświadczeniem. Tymczasem w miasteczku dochodzi do bandyckiego napadu i dwóch mordów. Sytuacja ta okaże się prawdziwym chrztem bojowym dla Bena, który nie tylko będzie musiał ująć sprawców zbrodni, ale także powstrzymać wzburzonych mieszkańców miasteczka, którym przewodzi Bogardus, przed dokonaniem linczu. Film ten pomimo upływu czasu i pewnej przewidywalności rozwoju akcji oraz wyborów, jakich dokonają poszczególni bohaterowie, zachowuje swoją świeżość i wciąż bardzo dobrze się ogląda. Jest to zasługą nie tylko niewątpliwych walorów artystycznych tej produkcji, ale też faktu, że film ten stara się przekazać widzom tylko to, co dobre, pożyteczne i budujące. Jest niezwykle klarowny i czysty w swoim moralnym przekazie i temu chyba zawdzięcza ciągłą świeżość. Ażeby jednak nie opowiadać zbyt wiele widzom, którzy jeszcze nie zetknęli się z tym westernem, wspomnę tylko o kilku mocno tutaj wyeksponowanych wartościach. Mamy tu więc przede wszystkim zarysowany ideał szeryfa – stróża prawa. Ideał ten wyłania się ciekawie z wzajemnych relacji i różnicy poglądów pomiędzy idealistycznym nowicjuszem a jego bardziej pragmatycznym, doświadczonym i pozornie cynicznym mentorem. I tak na przykład pokazane jest, że szeryf nie powinien być skory do używania przemocy, ale kiedy jest to niezbędne, nie powinien się wahać, by sięgnąć za broń. Zresztą jeśli chodzi o pokazanie właściwego sposobu stosowania przemocy przez stróżów prawa, to film ten jest wręcz wzorcowy. Zakłada się użycie jej wobec przestępców, wyłącznie w granicach prawa, spór występuje tylko na polu, czy w ogóle należy i, jeśli tak, to jak dalece można ryzykować własnym życiem po to, by pojmać stawiającego zbrojny opór bandytę żywcem. Wyraźnie też zostały tu zakreślone granice pomiędzy uprawnionym użyciem siły a samosądem, przy czym to drugie jest jasno potępione. Zwraca się uwagę, że lincze są złe między innymi dlatego, że kierują społeczność na drogę zdziczenia i nienawiści, a także pozbawiając przestępców sprawiedliwego procesu, mogą prowadzić do zastosowania „kary śmierci” niezależnie od stopnia winy poszczególnych sprawców. Film ten w dużym stopniu opowiada też o tym, jak ważne jest podejmowanie obowiązków przez młodych ludzi i dorastanie przez nich do swojego powołania. Mamy tutaj też na przykładzie niektórych szanowanych obywateli miasteczka potępiony pewien rodzaj faryzeizmu. Otóż owi miejscowi notable jawnie pokazują swoją pogardę wobec łowcy nagród, z którego usług jednak chętnie korzystają. Mimo że działa on w sposób uczciwy i praworządny wykonując bardzo ryzykowną pracę pogardzany jest jako człowiek od „brudnej roboty”, którą inni nie chcą pobrudzić sobie czystych dłoni, jednocześnie zakładając, że musi być ona, tak czy inaczej wykonana. Z ostracyzmem ze strony społeczności miasteczka spotyka się też wdowa po pewnym Indianinie, również jej syn z powodu mieszanego pochodzenia spotyka się z nieprzyjemnościami. Film ten bardzo wyraźnie piętnuje rasizm. Do tego stopnia, że dziś to może nawet trochę drażnić przez skojarzenia z polityczną poprawnością, gdyż, choć słusznie się tu krytykuję postawę wrogości czy wręcz nienawiści wobec Indian, to już w ogóle nie mówi się o tym, że lęk przed nimi nie wziął się u osadników znikąd. Jednakże jak na rok 1957 tego rodzaju podejście było chyba uzasadnione i dość śmiałe, zwłaszcza wątek małżeństwa białej kobiety z Indianinem, który w ogóle można odczytać jako słusznie krytyczny wobec utrudniania małżeństw pomiędzy różnymi rasami. Jak już wcześniej wspomniałam film ten oferuje widzowi masę pozytywnych treści (poza tu wymienionymi), których dokładne czy chociażby krótkie omówienie nie byłoby możliwe bez zdradzania szczegółów scenariusza. Dlatego zdecydowanie zachęcam do jego obejrzenia. Marzena Salwowska /.../