Tag Archive: przemoc

  1. Noc oczyszczenia (2013)

    Leave a Comment Film ten przedstawia widzom wizję przyszłości USA, w której problem z przestępczością został rozwiązany poprzez wprowadzenie przez rząd tego kraju instytucji tzw. Nocy oczyszczenia. Polega ona na tym, iż raz w roku na czas 12 godzin dozwolone prawnie zostaje popełniane nawet najbardziej brutalnych przestępstw (włącznie z morderstwem), a co się z tym wiąże każdy pojedynczy obywatel lub rodzina zdana jest wówczas w swej obronie tylko na własne siły (gdyż nie działa wtedy policja, a nawet szpitale). Obraz ten przedstawia ową „Noc oczyszczenia” z perspektywy pewnej bogatej amerykańskiej rodziny, która mimo szeregu zabezpieczeń staje się obiektem krwawego ataku jednej z żądnych krwi band. Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej film ten robi przede wszystkim bardzo dziwne wrażenie. Choć bowiem owszem, można by go „formalnie” pochwalić za to, iż jego główni bohaterowie ostatecznie podejmują właściwe moralnie decyzje, to i tak sprawia on nieodparte wrażenie, że ta pozytywna pod tym względem treść jest tylko dalekim tłem, by nie powiedzieć pretekstem do epatowania widzów obrazami skrajnej i odrażającej przemocy. W zasadzie ta konkluzja graniczy u nas wręcz z pewnością, iż właśnie o to głównie w tej produkcji chodzi. Gdyby z czymś ów obraz porównać to można by przywołać hipotetyczny przykład filmu nasyconego wyrazistymi scenami erotycznymi, w którym jednak ostatecznie jego bohaterowie postąpiliby właściwie. Oczywiście, taki film nie zasługiwałby na pochwałę, a można by nawet wtedy podejrzewać, iż służyłby on bardziej ośmieszeniu właściwych postaw moralnych, aniżeli ich propagowaniu. I choć pokazywanie przemocy na ekranie różni się od ukazywania nagości, seksu bądź nieskromności tym, iż mimo wszystko oglądanie przemocy w znacznie mniejszym stopniu pociąga ludzi do popełniania konkretnych grzechów, nie zmienia to faktu, że pewne sposoby jej ukazywania mogą być szkodliwe. W wypadku filmu pt. „Noc oczyszczenia” jesteśmy przekonani, iż mamy do czynienia z właśnie takim przypadkiem. Mirosław Salwowski /.../
  2. Prawo ojca

    Leave a Comment

    Film opowiada historię Michała Korda, ojca nastoletniej dziewczyny, który po tym, jak ta została brutalnie zgwałcona w miejscowej dyskotece przez trzech mężczyzn, próbuje doprowadzić do ukarania sprawców. Nie jest to jednak zadanie łatwe, gdyż jeden z gwałcicieli to zięć bogatego i wpływowego człowieka, mającego koneksje na wysokich stanowiskach w Policji, a także dysponującego pomocą jednego z lepszych adwokatów. Doprowadzenie zatem do ukarania sprawców tego ohydnego czynu na normalnej, prawnej drodze wydaje się dla głównego bohatera trudnym zadaniem. Powodem tego jest splot korupcji odpowiedzialnych za ściganie przestępstw oraz niektórych z mechanizmów prawnych, które zdają się zawodzić w tym konkretnym przypadku.  Przed ojcem zgwałconej dziewczyny staje więc dylemat, czy czekać, aż sprawiedliwość sprawcom wymierzy sąd czy może ze swej strony aktywnie pomóc w ukaraniu tych ludzi.

    Być może, wielu Czytelników naszego portalu zdziwi to, iż „Prawo ojca” zostało przez nas pozytywnie ocenione, podczas gdy wielu filmom o podobnej tematyce przyznawaliśmy mniej lub bardziej negatywne noty uzasadniając to tym, że owe pochwalają prywatną zemstę i samosądy, a więc coś, co jest zdecydowanie potępiane przez Pismo święte i Tradycję Kościoła. Sęk jednak w tym, że choć zdecydowana większość recenzji przedstawia „Prawo ojca”, jako właśnie jedną z opowieści o samotnym mścicielu, który postanawia ukarać złoczyńców na własną rękę i bez oglądania się na państwo i prawo, my tego w omawianej produkcji, mimo wszystko nie dostrzegamy. Owszem, w filmie tym pojawiają się wypowiedzi głównego bohatera w jakiś sposób sugerujące, iż jest on gotów ukarać gwałcicieli swej córki na własną rękę, rozwój zaś fabuły w pewnych swych miejscach nie odpowiada na pytanie, czy tak by się właśnie stało. Mamy tu też tradycyjny dla podobnego rodzaju obrazów motyw nieudolności i korupcji powołanych do ścigania przestępców organów. Jednak mimo tego, całość akcji tego filmu pozwala stwierdzić, że jest on raczej opowieścią o moralnie dozwolonej obronie koniecznej, a nie o prywatnej zemście głównego bohatera. Bo, choć owszem, Kord na własną rękę wydobywa od jednego z gwałcicieli jego córki obciążające ich zeznania, to jednak po wszystkim puszcza go wolno (a nie zabija czy okalecza), a nagranie z jego wyznaniem dostarcza policji. Ostatecznie zaś, to Kord wraz ze swą pokrzywdzoną córką musi bronić się przed ścigającymi ich przestępcami, nie zaś przestępcy są ścigani i ukarani w akcie samosądu przez niego. Nawet  jeśli teoretycznie rzecz biorąc, założylibyśmy, że fabuła tego filmu mogłaby potoczyć się w kierunku pokazania i usprawiedliwiania prywatnej zemsty w wykonaniu Michała Korda, to, faktycznie rzecz biorąc, tak się nie stało, a ukazane tu jego zachowania w swej większości i zasadniczym wymiarze mieściły się w ramach moralnie usprawiedliwionej obrony koniecznej życia swego i swych bliskich. Ponadto, jak to już wyżej zasygnalizowaliśmy główny bohater, pomimo nieudolności i korupcji przedstawicieli władzy państwowej, współpracuje z takową, chcąc by to ona, a nie on jako prywatna jednostka, ukarała gwałcicieli jego córki.

    Ponadto, atutem tego filmu jest to, iż wskazuje on na służebną rolę, jaką wobec zwykłych obywateli winno pełnić prawo i instytucje państwowe i że źle się dzieje, gdy różne prawne procedury, które w swym zamyśle miały na celu ochronę takich ludzi, stają się narzędziem do obrony różnych złoczyńców i przestępców. Jak wszak uczy o tym Pismo święte, władza nosi miecz po to, by wzbudzać strach u złoczyńców (Rz 13: 4), a zadaniem sprawujących władzę jest zapewnianie spokojnego, pobożnego i cichego życia dla zwykłych ludzi (1 Tm 2: 1-2).

    Jako pozytywną stronę omawianego obrazu można też wskazać to, iż w pewien sposób wskazuje on na wielkie niebezpieczeństwo takich miejsc jak dyskoteki. W tym filmie, to właśnie wszak w dyskotece dochodzi do brutalnego gwałtu na córce Korda i to owo miejsce przedstawiane jest widzom jako kontrolowane przez świat przestępczy siedlisko rozwiązłości i narkotyków. Można więc powiedzieć, że przynajmniej w pośredni, domyślny i niewyraźny sposób w tym aspekcie „Prawo ojca” wpisuje się z nurt tradycyjnie katolickich przestróg i ostrzeżeń przed podobnego rodzaju miejscami i rozrywkami.

    Przechodząc zaś do bardziej wątpliwych aspektów tej produkcji, to jak zwykle przy podobnych obrazach można zadać pytania o stosowność i konieczność pewnych drastycznych obrazów (scena gwałtu, nagość) czy słów tu użytych (wulgaryzmy). My tradycyjnie już trzymamy się zdania, że da się pokazać pewne przejawy moralnego zła bez uciekania się do bardziej wyrazistego obrazowania pewnych jego szczegółów. Przez wiele lat kino umiało łączyć umiar i ostrożność w tym względzie z jednoczesnym pokazywaniem pewnych moralnych problemów i nieprawości tego świata.

    Mirosław Salwowski

     

      /.../

  3. Django

    Leave a Comment

    Opowieść o tytułowym Django, czarnym niewolniku z południa USA, który pewnego dnia zostaje uwolniony z rąk handlarzy ludźmi przez Schultza, niemieckiego łowcę nagród. Ów proponuje Django, by  wraz z nim zajął się tropieniem wyjętych spod prawa.  Schultz pomaga też niewolnikowi odnaleźć  żonę, która została wcześniej sprzedana na inną  plantację.

    Krytycy filmowi  zwykli chwalić twórczość Quentina Tarantino. Wyjątkiem od tego nie jest też „Django”, który dostał wiele pozytywnych ocen m.in. za pokazywanie brutalnej rzeczywistości niewolnictwa na amerykańskim Południu USA. Można jednak zapytać, czy owa okoliczność przesądza o moralnej wartości tego filmu? Naszym zdaniem – nie. Oczywiście, niewolnictwo w większości swych historycznie istniejących form było zdecydowanie złe i niemoralne, jednak w naszym kręgu kulturowym współcześnie niemal nikt nie odważy się jawnie tego kwestionować. Nie potrzeba więc mieć zbyt wiele cywilnej odwagi, by mówić czy wskazywać na zło niewolnictwa.  Nie znaczy to rzecz jasna, że filmy, które owe zło nam uwypuklają nie mają żadnej wartości. Sami wszak na tym portalu, chwaliliśmy i polecaliśmy kilka z produkcji filmowych temu poświęconych (np. „Głos wolności”, „Chata wuja Toma”, „Amistad”). Warto o tym przypominać, choćby dlatego, by pokazywać ludziom, iż różne przejawy niemoralności i niesprawiedliwości cieszyły się niegdyś poważaniem, uznawane za normalne i pożądane przez większość ludzi – a skoro działo się tak kiedyś, to może i być tak dziś, tyle że w odniesieniu do innych rzeczy.

    Jak jednak ktoś to już trzeźwo zauważył, przesłanie piętnujące niewolnictwo w „Django” jest zalane przez morze krwi. I jak to już stało się tradycją dla filmów Tarantino pokazana przemoc jest ujęta tak, by widz mógł się w niej rozsmakować i nią upajać.  Sceny walk i brutalności są tu wszak długie, wymyślne, przekraczające kolejne granice, w jakich takie rzeczy były pokazywane dotychczas w kinie. Ponadto, obrazy, w których pokazany został tu przelew krwi, wydają się być tak naprawdę mało realistyczne. Dodajmy jeszcze, że nastrój grozy nieraz ściśle miesza się tu z atmosferą żartu i humoru.  Tym bardziej więc powstaje pytanie o cel owych scen. Czy było nim tylko pokazanie brutalnych aspektów rzeczywistości, czy jednak też ekscytowanie za ich pomocą widza? Na pochwałę nie zasługuje tu też obfitość wulgarnej mowy.

    To jednak nie koniec moralnych i światopoglądowych kontrowersji, które rodzi ów film. Trudno bowiem nie zauważyć, iż tytułowy Django, mści się na białych ludziach, zabijając ich niemalże „hurtowo”, bez zastanowienia, a także w sytuacjach, gdy czyn ten nie jest już wcale obroną siebie lub innych (np. zadaje śmierć siostrze wcześniej zabitego plantatora mimo, że ta nie ma broni i nikogo nie atakuje). Tymczasem, Pismo święte mówi: „(…) nie wymierzajcie sami sobie sprawiedliwości, lecz pozostawcie to pomście [Bożej]! Napisano bowiem: Do Mnie należy pomsta. Ja wymierzę zapłatę” (Rzym. 12, 19). Czym innym jest obrona siebie i innych przed poważnym niebezpieczeństwem dla życia i zdrowia, a czym innym jest przysłowiowe „branie sprawiedliwości we własne ręce” (do wymierzania kar złoczyńcom są upoważnione przez Boga odpowiednie urzędy, a nie poszczególni ludzie działające ze swej prywatnej inicjatywy).  Niestety, w tym filmie, różnica pomiędzy obroną a zemstą została mocno zatarta.

    Poza tym, o ile niewolnictwo na południu USA miało rzeczywiście wiele swych złych moralnie aspektów, to Tarantino wydaje się w  swym filmie wyolbrzymiać jego nieprawość. Chodzi mianowicie o pokazane w nim walki na śmierć i życie w wykonaniu czarnych niewolników, które to miały być urządzane z polecenia i ku uciesze ich właścicieli.  Tymczasem, historycy wypowiadający się na ów temat wyrażają poważną wątpliwość, czy istnieją dowody na istnienie takiego zwyczaju w owym czasie, sugerując, że jeśli coś takiego miało miejsce to raczej na zasadzie wyjątku niż normy.

    Podsumowując – dobrze, że Tarantino nakręcił film o złu tkwiącym w amerykańskiej wersji niewolnictwa, ale źle, iż wykorzystał tę okoliczność, by cieszyć widzów obrazami rozpryskującej się na wszystkie strony krwi, darzyć ich potokiem obrzydliwej, wulgarnej mowy oraz w sposób dwuznaczny przedstawiać zemstę. Mimo to mamy nadzieję, że wreszcie kiedyś będziemy mogli na tym portalu pochwalić jakiś z filmów w jego reżyserii.

    /.../

  4. 300

    Leave a Comment

    Ekranizacja komiksu Franka Millera poświęconego słynnemu zmaganiu dowodzonych przez króla Leonidasa Spartan  z Persami pod Termopilami.  Film ten pokazuje nam jednak nie tylko samą bitwę, ale również wcześniejsze etapy życia Leonidasa (począwszy od jego dzieciństwa, gdy był wprawiany do życia jako nieugięty i okrutny wojownik).

    „300” ma z pewnością swoje mocniejsze punkty i zalety. Jest tu wszak wiele mowy o odwadze, poświęceniu, wolności, rodzinie, sprzeciwie wobec tyranii, etc.  Została tu nawet zawarta jedna aluzja, którą dziś nazwano by mianem „homofobicznej” (Leonidas w pewnym momencie mówi z lekceważeniem o „miłośnikach chłopców” z Grecji), a niektóre z innych stwierdzeń padających na ekranie można by interpretować  jako niezbyt sprzyjające pogaństwu (np. kapłani starożytnej Sparty są pokazywani jako wyjątkowe chciwe i zdeprawowane jednostki). Można by też pochwalić twórców filmu za to, iż poprzez pokazanie perskiego króla Kserksesa i jego dworu w roli „czarnego charakteru” z ich zniewieściałością i rozluźnieniem obyczajów, przynajmniej trochę próbowali nam obrzydzić wyzierający z tego libertynizm i hedonizm.

    Na tym jednak wypadałoby zakończyć pochwały względem tego filmu. Reszta owego obrazu jest już bowiem bardzo wątpliwa, by nie powiedzieć, że jawnie zła. Chociaż wszak miło jest słuchać o odwadze, poświęceniu, wolności, rodzinie i walce z tyranią, trudno pominąć milczeniem, iż  starożytna Sparta, która w tym filmie jest wręcz „wysławiana pod niebiosy” sama nie była ucieleśnieniem wszystkich z tych rzeczy. Ba, wolność i rodzina były w niej wręcz pomiatane. W starożytnej Sparcie większość mieszkańców stanowili wszak niewolnicy, względem których prawo pozwalało na bardzo okrutne traktowanie (np. przynajmniej raz w roku mieli być bici, nawet wówczas, gdy nie uczynili nic złego, po to jednak by zostało im przypomniane kim są w owym kraju). Podobnie, trudno mówić o szacunku dla rodziny i małżeństwa, w kraju, gdzie słabsze dzieci zabijano lub przeznaczano do niewoli, chłopcy i dziewczynki powyżej 7 roku życia były zabierane z domów i wychowywane przez państwo, zaś małżonkowie na co dzień nie mieszkali ze sobą, a spotykali się okazyjnie w celu prokreacji.

    Chyba jednak najpoważniejszym zarzutem, jaki należy podnieść względem tej produkcji jest ekstremalna przemoc w niej zawarta, a także fakt, iż sposób jej pokazania wybitnie sprzyja temu by się nią rozkoszować i napawać. Mamy tu bowiem do czynienia z szeregiem scen, w których widzimy ucinanie głów, rąk, rozpryskującą się na wszystkie strony krew – i jest to pokazane najczęściej w zwolnionym tempie, tak jakby miało to służyć temu, by oglądający to widz mógł dłużej ekscytować się tymi widokami. Można śmiało nazwać to czymś w rodzaju „pornografii przemocy”.  Do tego dochodzą jeszcze wyraziste sceny seksu, obscenicznych tańców i kobiet odzianych w bardzo bezwstydny sposób.

    w „300” jeden ze spartańskich dowódców (który jest tu pozytywnym bohaterem) mówi, iż jego serce jest pełne nienawiści (w domyśle do wrogów) za co nikt go tu nie karci ani nie krytykuje, ale dostaje wręcz pochwałę od Leonidasa (ów kwituje to słowami: „To świetnie„). Widzimy tu też krwawą zemstę w wykonaniu żony Leonidasa, na człowieku, który wcześniej seksualnie ją wykorzystał – i w tym wypadku kontekst i rozwój fabuły w żaden sposób nie wskazuje ani sugeruje krytyki tego czynu.  Ta eksponowana, by nie powiedzieć, że gloryfikowana, dzika przemoc i nienawiść, jest bardzo daleka od tradycyjnie chrześcijańskiej postawy, która nawet w obliczu krwawej walki potrafiła skłaniać do okazywania łagodności i miłosierdzia swym wrogom. Porównajmy obraz pełnych żądzy krwi i nienawiści Spartan choćby z historyczną prawdą o bitwie pod Grunwaldem, gdzie walczący po obu stronach chrześcijanie, potrafili po skończonej bitwie opatrywać sobie rany, a gdy ranni odzyskali już siły zapraszano ich do wspólnego stołu, dzieląc się z nimi jedzeniem i piciem. Nie od rzeczy będzie też przypomnieć, że np. w czasie amerykańskiej wojny secesyjnej większość żołnierzy najprawdopodobniej w zamierzony sposób oddawała do siebie chybione strzały – co tłumaczy się tym, iż wychowani w chrześcijańskiej kulturze mieli wielkie opory przed zabijaniem członków nieprzyjacielskiej armii nawet w ramach wojny.

    To wszystko – a więc wybielanie i tendencyjne ukazywanie historii starożytnej Sparty, sprzyjanie nienawiści do wrogów i zemście, napawanie się ekstremalną przemocą, seksem oraz zmysłowością, psują bardzo wydźwięk pewnych dobrych i wzniosłych myśli przekazywanych w tym filmie.

    /.../

  5. Weekend

    Leave a Comment

    Dwóch gangsterów – Max i „Gula” – chce na polecenie swego szefa zakupić walizkę z narkotykami, aby później sprzedać ją z zyskiem. W interesach pomaga im syn ich zwierzchnika, Jonny, aktywny homoseksualista. Walizka należy do przestępczyni Mai, byłej dziewczyny Maxa. Ponieważ obiekt ten wykradli jej ludzie Normana, innego gangstera, ona morduje ich i odzyskuje stracony przedmiot. Norman ściga więc Maję oraz jej klientów, by ponownie zdobyć narkotyki i samemu na nich zarobić. Na walizkę poluje też trzecia mafia pod wodzą Cygana. Tymczasem stary i doświadczony komisarz szkoli wyglądającego na ofermę Malinowskiego, syna swej kochanki, oraz wspólnie z nim przygotowuje się do rozgromienia przestępczego świata.

    Ten film stanowi niestety stertę gnoju. Dzieje się tak, gdyż niemal całość narracji prowadzona jest z perspektywy przedstawionych z sympatią Maxa i ”Guli” – mafiosów, handlarzy narkotyków, morderców, porywaczy, szantażystów, ludzi gardzących prawem i pobłażliwych wobec rozpusty. Widz ma im kibicować w ich staraniach o to, by „wykiwać” konkurencję i policję. Ich ciężkie nieprawości są tu więc niefrasobliwie wyeksponowane w celach rozrywkowych. Policjanci (z wyjątkiem, o którym później wspomnę) jawią się na tle inteligentnych gangsterów zazwyczaj jako kompromitujące się przez swą nieudolność półgłówki. Komisarz, grany przez Jana Frycza, jest co prawda bardziej lotny, ale to postać zdecydowanie negatywna – nie dość że zdradza żonę to jeszcze jest skorumpowany (mówi Maxowi, że mógłby przymknąć oko na jego lewe interesy, gdyby dostał z nich 10 % zysku). Forma filmu jest adekwatna do jego treści – mamy w nim ogrom plugawej mowy (na potrzeby recenzji naliczyłem tu 136 wulgaryzmów), twórcy nie stronią też od dosadnego pokazywania, mającej bawić widza, przemocy. Seksu co prawda jest niewiele, ale zamiast niego sporo tu umieszczono obrzydliwych, obscenicznych dialogów (np. snutych przez sodomitę Jonnego rozważań o analnym nierządzie czy też przechwałek „Guli”, że żyje z młodocianą kochanką).

    Jeśli chodzi o ewentualne zalety filmu (z powodu których nie dostał on jeszcze niższej oceny) to w tym stogu zgniłego siana doszukałem się właściwie tylko jednej większej igły. Otóż Malinowski z początkowego safanduły przeistacza się w „silnego, zwartego, gotowego” do akcji policjanta i aresztuje swego przełożonego, któremu udowadnia korupcję (to chyba jedyny przejaw zła, jaki zostaje w tej produkcji ukarany). Młody stróż prawa nie baczy przy tym na żadne międzyludzkie układy. Inną, nieco na siłę odszukaną, zaletą może być, dokonana przez Maxa, lekka krytyka faktu, iż „Gula” żyją z tak młodą kochanką (choć powodem krytyki jest tylko jej wiek, a nie sam fakt nierządu).

    Zakończenie filmu jest równie odpychające jak prawie cała jego reszta. Ostatecznie bowiem, po doprowadzeniu swego niecnego planu do końca, Max i Maja wycofują się z procederu, ale tylko dlatego, że chcą sobie razem ułożyć życie. Nie ma najmniejszej wzmianki o tym, by żałowali za swe zbrodnie, żadnej sugestii kary – mają żyć długo i szczęśliwie, niczym księżniczka i jej rycerz po zakończeniu sprawiedliwej wojny. Nie ma też mowy o tym, aby ich związek miał być prawowitym małżeństwem. „Happy endem” jest przejęcie przez „Gulę” interesów szefa (którego zamordował wcześniej Norman) oraz jego iście szatańskie pojednanie z gangiem Cygana – dokonane po to, aby móc odtąd wspólnie prowadzić przestępczą działalność.

    Podsumowując – nie ma co sobie zatruwać duszy tym niemal bezwartościowym filmem, nawet jeśli komuś wydaje się, że naprawdę nie ma co robić w jakiś deszczowy i nudny weekend.

    Michał Jedynak /.../

  6. Przetrwanie

    3 komentarze

    Film ten opowiada o grupce ocalałych z wypadku lotniczego robotników naftowych, którzy pod faktycznym przywództwem  Ottwaya próbują przetrwać na odludziach Alaski. Okazuje się to jednak ekstremalnie trudne, gdyż oprócz 20-stoponiowego mrozu, zaczynają ich atakować hordy wilków, co rusz zabijając jednego z współtowarzyszy.

    To krótki zarys fabuły tego obrazu. A jak wygląda moralna i światopoglądowa jego płaszczyzna. Niestety – mimo, że w filmie tym są obecne takie dobre rzeczy jak poświęcenie i pomoc bliźnim – są tu też w mocny sposób zawarte bluźnierstwa i złorzeczenia kierowane w stronę Boga, deklaracje ateizmu oraz wulgarna mowa. Poza tym wydaje się, iż pobłażliwie jest tu traktowany grzech korzystania z usług prostytutek (słuchamy wszak obscenicznych wywodów na ów temat i nikt owych nie napomina, nie karci ani nawet delikatnie nie krytykuje).  Jest to też film dość smutny, by nie powiedzieć dołujący – zasugerowane w nim zostaje, iż żadnemu z rozbitków nie udaje się ostatecznie przeżyć, a morałem jaki można wyciągnąć z tej opowieści jest to, że jako ludzie jesteśmy zdani na samych siebie i żaden Bóg nie przyjdzie nam z pomocą w trudnej sytuacji.

    Reasumując: „Przetrwanie” to film z silnymi elementami bluźnierczymi, ateistycznymi, wulgarnymi oraz pesymistyczny w swym wyrazie.

    Mirosław Salwowski /.../

  7. Służąca

    Leave a Comment

    Film inspirowany osadzoną w realiach wiktoriańskiej Anglii powieścią Sarah Waters pt. „Złodziejka”. W odróżnieniu od pierwowzoru akcja tej produkcji dzieje się w Korei niedługo przed II wojną światową. Okrzyknięty filmem „perfekcyjnym”, „doskonałym”, „niesamowicie bliskim ideałowi zarówno na płaszczyźnie formalnej, jak i treściowej”. Pod względem moralnym i światopoglądowym jednak stanowi on jedno wielkie plugastwo, stojące chyba niżej od produkcji typu „Borat” czy „Wilk z Wall Street”. Aby nie być gołosłownym należy streścić tę istną orgię nieprawości. Tytułowa bohaterka to wywodząca się z nizin społecznych Sook – hee, oszustka i przestępczyni, która chce osiągnąć awans społeczny. Nawiązuje z nią współpracę inny oszust z tych samych sfer proponując jej „interes życia”. Ma ona zatrudnić się u bogatej i (jak sądzi) znerwicowanej, nieporadnej i naiwnej aż do głupoty arystokratki Hideko, wychowywanej przez bogatego wuja sieroty. Jako osoba przebywająca z nią niemal całą dobę i mająca nań wielki wpływ, Sook – hee ma pannę Hideko nakłonić do ślubu z owym oszustem przedstawiającym się jako „hrabia Fujiwara”. Dzięki temu on ma zyskać prawa do majątku żony, by następnie wysłać ją do szpitala psychiatrycznego, a łupem podzielić się ze wspólniczką. Oszust doprowadził w tym celu do zwolnienia poprzedniej służącej, uwodząc ją i sprowadzając na nią przez to karę za nieobyczajny wybryk. Niewinnie wyglądająca Sook – hee okazuje się być osobą przerażająco wyrachowaną, pozbawioną wszelkiej empatii. Doskonale udaje wierną służącą, a za plecami swej pani śmieje się ze swym wspólnikiem z imputowanych jej infantylizmu, naiwności i głupoty oraz jest zupełnie nieczuła na mającą ją spotkać krzywdę. Jednak wspólnik zbrodni jest despotyczny, nie znosi sprzeciwu, do tego stopnia, że raz, gdy Sook – hee kłoci się z nim, on, wściekły, upokarza ją, zmuszając w tym celu do czynności o charakterze erotycznym. Słabnąca relacja między nimi jest stopniowo zastępowana rodzącym się homoseksualnym romansem  z pogardzaną dotychczas panią (odrażające sceny sodomii trwają tu zaś po kilka minut i są przedstawione w najdrobniejszych szczegółach). Ostatecznie jednak, zgodnie z planem, dochodzi do ucieczki Hideko z „hrabią” i służącą oraz ślubu. Jednak do szpitala psychiatrycznego niespodziewanie wysłana zostaje właśnie służąca. Okazuje się bowiem, iż oszust tak naprawdę wszystko zaplanował  z Hideko. Obiecał jej on pomoc (rzecz jasna nie altruistycznie, lecz w zamian za majątek) w ucieczce od wuja, który był w rzeczywistości zboczonym tyranem zmuszającym ją do czytania i inscenizowania przed publicznością bogatych, podstarzałych panów perwersyjnych, wulgarnych, sadomasochistycznych historii, które namiętnie kolekcjonował. Nadto wuj zabił (za zbytnią niezależność) bliską jej sercu ciotkę i też żywił wobec Hideko plany matrymonialne (oczywiście również wyłącznie ze względów finansowych). Służąca zaś, na której bezwzględne wykorzystanie oboje się godzili, miała być umieszczona pod nazwiskiem swej pani w murach szpitala, podczas gdy pani miała uciec z kraju pod nazwiskiem służącej, osoby nieznanej, której nikt by nie szukał. Koniec końców Sook – hee ucieka ze szpitala, i wspólnie ze swą byłą panią, będącą teraz jej kochanką dokonuje wyrafinowanej i zabarwionej feminizmem zemsty na oszuście, który je obie chciał wykorzystać. Odurzony przez nowo poślubioną żonę „hrabia” odnaleziony jest przez wuja Hideko, który w zemście za uprowadzenie panny poddaje go wymyślnym torturom (dokładnie pokazanym). Torturowany prosi wtedy o papierosa, który okazuje się być zatruty, przez co paleniem podstępnie uśmierca i oprawcę i siebie. Natomiast „happy end” stanowi kolejna wyrazista scena sodomii dokonywanej po udanej zemście przez Sook – hee  i Hideko, które w lesbijskim związku znajdują szczęście i niezależność od odrażających „samców”.

    Niech to streszczenie stanowi trzon oceny moralnej owego filmu. A to dlatego, że chyba nikt uczciwy, a już na pewno wierzący katolik nie może mieć po jego przeczytaniu wątpliwości, iż z produkcji tej po prostu kipią dewiacje, nieskromność w skrajnej wprost formie, okrucieństwo psychiczne i fizyczne, zemsta, kłamstwo, wyrachowanie, cynizm posunięty do nihilizmu i co najgorsze sympatia dla części  z tych nieprawości. Wszyscy bohaterowie to odpychający degeneraci. Dialogi okraszone „zaledwie” kilkoma, może kilkunastoma wulgaryzmami są okropnie wulgarne w innym sensie-   przez permanentne nawiązania do perwersji. Wątki, które mogłyby być dobre (np. krytyka instrumentalnego czy wręcz sadystycznego traktowania kobiet przez niektórych mężczyzn) są totalnie zepsute przez fakt, że bohaterki, którym widz ma kibicować, to osoby kompletnie zdeprawowane (najpierw każda z nich planuje krzywdę drugiej, a później zawierają sojusz, oparty na homoseksualnym związku, a służący bezwzględnemu zniszczeniu ciemiężycieli). Pozytywne bohaterki dają się więc zwyciężyć złu w sobie i zło złem zwyciężają. Bezbożną konkluzją jaka zdaje się nasuwać na końcu filmu wydaje się więc być sugestia, że czasem lepiej, gdy jedna kobieta oddaje się romansowi z drugą, niż miałaby się wiązać z mężczyzną, w którego niejako naturze leży chęć wykorzystania niewiasty; trudno o radykalniejszą formę „jednoczynowego” promowania akceptacji dla homoseksualizmu, feminizmu i „genderowej” koncepcji walki płci”. Podsumowując – film ten nie przedstawia walki dobra ze złem, lecz coś w rodzaju „bójki w diabelskiej rodzinie”, w której dodatkowo mamy się opowiedzieć po jednej ze stron, która w nie mniejszym stopniu zasługuje na potępienie.

    Michał Jedynak /.../

  8. Hannibal

    7 komentarzy

    Kontynuacja kinowego hitu „Milczenie owiec”. Tym razem, cieszący się wolnością we Florencji, Hannibal Lecter postanawia wrócić do Stanów Zjednoczonych by nawiązać kontakt z agentką FBI, Clarice Starling.  W ślad za Lecterem zdąża, chcący się na nim zemścić,  Mason Verger (który został wcześniej przezeń potwornie okaleczony).

    „Hannibal” to film bardzo dwuznaczny i wątpliwy z kilku powodów:

    1. Chociaż postać Hannibala Lectera jest tu pokazana jako zła, wydaje się być rzeczą kontrowersyjną konstruowanie fabuły filmowej w taki sposób, by sedno uwagi widza koncentrowało się  właśnie na niegodziwych i negatywnych bohaterach.  A właśnie w taki sposób nakręcony został „Hannibal”. W sytuacji zaś, gdy głównym bohaterem jest bardzo zły człowiek, niebezpieczeństwo wywołania względem niego pewnej fascynacji, a być może nawet swego rodzaju sympatii, nie jest wcale małe i znikome. Obraz ten skupia się też na pokazywaniu sensacyjnych szczegółów morderstw, krwawej przemocy i kanibalizmu. Tego rodzaju filmy, gdzie zło i źli ludzie są postawienie w centrum uwagi, wydaje się niezbyt pasować do pouczeń Pisma świętego, które zachęcają nas, by koncentrować swe myśli na tym co dobre, godne pochwały i sprawiedliwe (patrz: List do Filipian, rozdział 4, 8-9).

    2. Przemoc pokazana w filmie jest bardzo drastyczna, szokująca i zachodzi niebezpieczeństwo, iż może ona stać się dla części widzów źródłem emocjonującej rozrywki. Zawsze zaś lepiej i ostrożniej pokazać jest mniej przemocy w bardziej powściągliwy sposób, niż rozwodzić się nad nią i wykorzystywać każdą okazję, by ukazywać ją obficie i w szczegółach.

    3. Wreszcie w filmie tym zawarte zostały pewne antychrześcijańskie wypowiedzi (np., iż św. Paweł Apostoł miał być wrogiem kobiet), które nie zostały skonfrontowane z prawdą ani też skorygowane w inny sposób. Poza tym fakt, iż negatywne stwierdzenia na temat homoseksualizmu padają tam jedynie z ust Paula Krendlera, który jednocześnie pokazany jest jako „męski szowinista” i wróg kobiet, może budzić sympatię dla sodomii.

    „Hannibal” to zatem film mroczny, krwawy, skupiający się na pokazywaniu niegodziwości, a przez to wybitnie dwuznaczny, wątpliwy i niebezpieczny. Nie polecamy go zatem nikomu i w żadnych okolicznościach.

    Mirosław Salwowski

    Wspieraj nas /.../

  9. Psy 2. Ostatnia krew

    Leave a Comment

    Kolejna część słynnych „Psów” Pasikowskiego. Tym razem, były funkcjonariusz SB, Franz wychodzi po 4 latach z więzienia, po czym dostaje od swego kolegi Radosława Wolfa propozycję udziału w przemycie transportu broni na Bałkany. W interes ten zamieszany jest też jeden z rosyjskich dyplomatów, a także pochodzący z byłego ZSRR gangsterzy. Franz co prawda zgadza się na ową pracę, jednak ostatecznie postanawia pokrzyżować plany swym mocodawcom.

    Jeśli chodzi o oceną moralną i światopoglądową tego filmu to jest ona niska, gdyż ów powiela wady obecne w jego pierwszej części. Jest to więc obraz przepełniony wulgarną mową, obscenicznością, seksem i dosadnie pokazaną krwawą przemocą. Co prawda, ostatecznie główny bohater postępuje w nim słusznie, gdyż próbuje zapobiec dokonaniu przestępstwa, jednak nie wydaje się, by to w jakiś bardziej znaczący sposób łagodziło to wskazane wyżej niebezpieczeństwa tego filmu. Ażeby bowiem dotrzeć do tego pozytywnego finału, wcześniej trzeba wysłuchać steku wulgaryzmów, obejrzeć kilka scen seksu, a także raczyć się takimi widokami jak wykłuwanie oka czy odrąbywanie kciuka za pomocą łopaty.

    Ponadto, w filmie tym zawarte zostały doktrynalnie podejrzane stwierdzenia typu: „Nie mów mi kur**a, co jest dobra, a co złe. Zostaw to sądowi ostatecznemu„. Z takich zdań aż bije herezją relatywizmu moralnego, wedle którego nie można poznać obiektywnych, obowiązujących wszystkich ludzi, zasad moralnych. Nie można też uciec od konkluzji, iż w „Psach” promuje się dość pogardliwy stosunek do kobiet. Osoby płci pięknej zawsze bowiem, gdy są pokazywane w bardziej wyrazisty sposób, to odmalowuje się je jako głupie, złe albo rozwiązłe seksualnie. W jednej ze scen omawianego filmu Franz dowiadując się o tym, iż jego pochodząca z Bałkanów kochanka zdradza go z Wolfem oburzony mówi do tego drugiego: „Kupiłem ją i jest moja!” (gdyż wcześniej zapłacił za nią skrzynką alkoholu). Można więc spytać: co to w ogóle jest? Aprobata dla seksualnego niewolnictwa kobiet? I pomyśleć, że w tego rodzaju filmach wielu mężczyzn w Polsce upatrywało wzorców prawdziwej męskości …

    Mirosław Salwowski

      /.../

  10. Jestem mordercą

    Leave a Comment

    Film ten nawiązuje do znanej sprawy „wampira z Zagłębia”, w której to po latach żmudnego i nie dającego długo rezultatów śledztwa ujęto Zdzisława Marchwickiego i oskarżono o zabójstwo 14 kobiet. Cała ta sprawa rozgrywała się jeszcze w czasach PRL-u, czyli na przełomie lat 60 i 70-tych XX wieku. W obrazie tym, Marchwicki jest pokazany jako Wiesław Kalicki, a do jego złapania przyczynia się grupa dochodzeniowa pod kierownictwem młodego i ambitnego milicjanta Janusza Jasińskiego. Z biegiem czasu jednak wokół domniemanej winy zatrzymanego pojawia się coraz więcej wątpliwości, zaś sam Jasiński będzie musiał stanąć przed wyborem, czy wyciągnie wnioski z owych wątpliwości wystawiając w ten sposób na wielkie ryzyko swą zawodową karierę i pozycję, czy może jednak zlekceważy takowe, nie narażając się w ten sposób swym przełożonym.

    Na płaszczyźnie etycznej i światopoglądowej, wydaje się, iż film ten jest – przy uwzględnieniu poważnych doń zastrzeżeń – dziełem godnym polecenia. Obraz ten może bowiem w sposób pozytywny pobudzać widzów do głębszej refleksji nad znaczeniem w życiu takich wartości jak: uczciwość, odpowiedzialność oraz sprawiedliwy osąd. Z filmu wyłaniają się też pytania odnośnie tego, ile w imię tych zasad jesteśmy w stanie poświęcić. Co prawda, postawa Janusza Jasińskiego jest tu przynajmniej dwuznaczna, ale, jakby nie patrzeć, walczy on w tej sprawie sam ze sobą i próbuje postępować dobrze.  W produkcji tej pokazany jest też cudzołożny związek oraz pijaństwo Jasińskiego, jednak zostało to raczej osadzone w kontekście jego moralnej degradacji i kryzysu, więc można powiedzieć, iż wątek ów nie służy usprawiedliwianiu czy pochwalaniu owych nieprawości. Można też powiedzieć, iż w „Jestem mordercą” doceniana jest rodzina, gdyż wzmianki o tej instytucji są tam zazwyczaj utrzymane w tonie raczej przychylnym.

    Poważnym zastrzeżeniem, jaki można wysunąć wobec omawianego obrazu, jest mnogość wulgarnej mowy tam umieszczonej. Zapewne, wielu w tym miejscu broniłoby takiego zabiegu twórców filmu uzasadniając to troską o jego „realizm”, ale my przy takich okazjach tradycyjnie powtarzamy, iż nie wszystko w imię „realizmu” godzi się pokazywać w dosadny oraz naturalistyczny sposób (np. to, że zdarzają się akty pedofilii i można kręcić o takowych rzeczach obrazy, nie znaczy, że powinno się na ekranie w szczegółowy sposób obrazować owe obrzydliwe czyny). Koniec zaś końców, by pokazać, iż bohaterzy omawianej produkcji posługiwali się wulgarnym językiem, można było owe słowa – w przysłowiowy sposób – „wypikać” (czyli puścić początek takowych, lecz zagłuszyć ich dalszą część).

    Podsumowując, polecamy nowy film Macieja Pieprzycy z powodu ważnych pytań natury etycznej, które ów stawia, ale doradzamy przy jego oglądaniu zachować dużą ostrożność ze względu na obfitość wulgarnego języka oraz dosadnie pokazane tam sceny seksu i nagość.

    Mirosław Salwowski

     

      /.../