Brak | Niewiele | Umiarkowanie | Dużo | Bardzo dużo | |
---|---|---|---|---|---|
Nieprzyzwoity język | |||||
Przemoc / Groza | |||||
Seks | |||||
Nagość / Nieskromność | |||||
Wątki antychrześcijańskie | |||||
Fałszywe doktryny |
Niedaleka przyszłość. W podziemnym ośrodku pod okiem czujnych naukowców zamieszkują setki rzekomo ocalonych z nuklearnej zagłady ludzi w identycznych białych kombinezonach. Wszyscy mają tylko jedno marzenie i cel – dostać się na Wyspę, jedyne nieskażone miejsce na Ziemi. Powszechnego entuzjazmu zdaje się nie podzielać tylko, zaprzyjaźniony z blondwłosą Jordan Dwa Delta, Lincoln Sześć Echo. Nurtują go za to pytania, na które personel ośrodka nie potrafi, bądź nie chce udzielić odpowiedzi …
Mimo że „Wyspa” jest zasadniczo fantastyczno-naukowym kinem akcji, to wyróżnia ją zdecydowanie jednoznaczne przesłanie, które śmiało można określić słowem „Pro life”. Główny bowiem wątek filmu – hodowla ludzi-klonów (określanych jako „ubezpieczenie”), którzy mają stanowić zapas organów dla swoich bogatych odpowiedników, jest tu pokazany w jednoznacznie negatywnym świetle. Zasadniczo nie widać tu żadnej przychylności do tak głębokiej ingerencji w ludzkie życie. Nie ma tu też przyzwolenia do określania przez „specjalistów” momentu, od kiedy zaczyna się ludzkie życie, wyznaczania kto jest człowiekiem, a kto jeszcze czy już nie, a kto może jest nim w stopniu nie wystarczającym, by jego życie miało wartość samo w sobie, a nie tylko, gdy jest użyteczne dla bogaczy.
Film pokazuje też dość dobrze pewne mechanizmy znieczulania sumień i utrzymywania przychylności społeczeństwa dla poczynań, które powinny budzić jego naturalny sprzeciw. W „Wyspie” jest to pokazane na przykładzie bogatych posiadaczy klonów, którym przedstawia się tu wyłącznie same korzyści z takiego „ubezpieczenia”, przemilcza ewentualne ryzyko, przede wszystkim zaś odczłowiecza się same klony za pomocą odpowiedniego języka, prezentując je jako istoty pozbawione duszy i świadomości, których poziom odczuwania bliższy jest warzywom niż ludziom. Krótko mówiąc, cała sztuka polega na tym, by „sponsorzy” nie dopuścili do siebie świadomości, że ludzkie klony to ludzie.
Ważną zaletą filmu jest też to, że cały proceder produkcji klonów przedstawiany jest jako legalny i „szacowny” biznes z siedzibą w demokratycznych i wolnych Stanach Zjednoczonych. W świetnie zorganizowanym filmowym ośrodku łatwo można dopatrzeć się analogii do dużych amerykańskich klinik aborcyjnych, których pracownicy zachowują się tak, jakby ich praca nie różniła się wiele od sprzedaży bułek.
Całością tego świetnie zorganizowanego przedsięwzięcia zarządza doktor Merrick, który jest wręcz idealnym odbiciem współczesnego „oświeconego” abortera. Jest to jednocześnie teoretyk i praktyk własnych idei, humanista uważający się nie za zbrodniarza lecz dobroczyńcę ludzkości, dotknięty nieskrywanym „kompleksem Boga”. Ciekawą postacią jest tu też najemnik, który w pewnym momencie stara się uświadomić Merrickowi, że oboje są mordercami, z tą różnicą, że on się do tego przyznaje, a naukowiec nie.
Istotną zaletą filmu jest też niewątpliwie postawa pary głównych bohaterów, która decyduje się z narażeniem życia powrócić do ośrodka klonowania, by ratować swoich przyjaciół i znajomych.
Film niestety, mimo bardzo dobrego głównego przesłania, ma pewną istotną wadę. Otóż, jednym z ważnych źródeł komizmu jest tu seksualna niewinność i naiwność dwojga bohaterów, którzy w tej sferze „są jak dzieci”. Niestety, film raczej nie wskazuje tych cech bohaterów jako pewnej przewagi nad współczesnym światem (choć byłaby ku temu „okazja” – odpowiednik Lincolna, młody konstruktor ma wątrobę zniszczoną na skutek rozwiązłego trybu życia). Lincoln i Jordan raczej szybko dążą do zmiany swojego stanu, najpierw przez namiętne pocałunki, a potem seksualne współżycie. Ostatecznie też, bycie ze sobą dwójki bohaterów przedstawione jest jako sens istnienia, co wydaje się z chrześcijańskie punktu widzenia, co najmniej niewystarczające.
Jeśli chodzi o wątki antychrześcijańskie, to trudno się tu takich doszukać, chyba że za takowy uznać drobny żart jednego z bohaterów, że „Bóg jest właśnie tym kolesiem, który ignoruje nasze prośby„. W innym zaś miejscu znalazło się nawet pozytywne odniesienie do Pana Jezusa (sugerujące, że stoi On za ocaleniem pary bohaterów).
Z uwzględnieniem zatem smutnego faktu, że twórcy filmu niezbyt sobie cenią cnotę czystości, polecamy „Wyspę” jako przykład ciekawej fantazji na temat skutków swobodnego określania przez ludzi definicji i momentu powstawania życia.
Marzena Salwowska
28 lutego 2015 16:06