Filmy
Wojna płci

Ocena ogólna:  Wyraźnie niebezpieczny albo dwuznaczny (-1)

Tytuł oryginalny
Battle of the Sexes
Data premiery (świat)
2 września 2017
Data premiery (Polska)
8 grudnia 2017
Rok produkcji
2017
Gatunek
Biograficzny/Komedia
Czas trwania
121 minut
Reżyseria
Jonathan Dayton, Valerie Faris
Scenariusz
Simon Beaufoy
Obsada
Emma Stone, Steve Carell, Andrea Riseborough, Sarah Silverman, Elisabeth Shue, Austin Stowell, Bill Pullman, Alan Cumming
Kraj
USA/Wielka Brytania
BrakNiewieleUmiarkowanieDużoBardzo dużo
Nieprzyzwoity język
Przemoc / Groza
Seks
Nagość / Nieskromność
Wątki antychrześcijańskie
Fałszywe doktryny

Film opowiada o, zakończonym w 1973 r. przez słynny mecz tenisowy, sporze jaki wiedli ze sobą sportsmenka i feministka, Billie Jean King, oraz tenisista Bobby Riggs. Przedmiotem kontrowersji między nimi była ocena faktu zarabiania przez kobiety będące zawodowymi tenisistkami o wiele mniejszych pieniędzy niż, mający podobnego kalibru osiągnięcia, mężczyźni. Riggs twierdził bowiem, że niewiasty z natury grają gorzej, skutkiem czego przyciągają mniejszą widownię, więc ich zarobki powinny być niższe. King natomiast uważała, iż to z powodu irracjonalnej, niesłusznej dyskryminacji gra kobiet nie jest dostatecznie promowana i dlatego cieszy się mniejszym zainteresowaniem. Tych dwoje ustaliło między sobą, że zmierzą się w tenisowym „pojedynku”, który miał dać odpowiedź na pytanie czy kobieta jest, czy nie jest w stanie dorównać w tej grze mężczyźnie.

Obraz ten, przypomina obiad, gdzie daniem głównym jest mięso, które, choć zawiera parę niebezpiecznych kości, to samo w sobie jest nawet zjadliwe i pożywne; prawdziwie niebezpieczna trucizna ukryta została w deserze. Większość filmu, nawet jeśli daleka jest od ideału, wydaje się całkiem mądra i mogąca kierować ludzi ku lepszemu. Mimo bowiem faktu, że główną bohaterką jest znana działaczka spod znaku ideologii jawnie wrogich tradycyjnej moralności, to przez większą część seansu nie rozbrzmiewa tu nachalna feministyczna propaganda np. aborcyjna czy obyczajowa. Mamy za to krytykę faktycznie niesprawiedliwych nierówności międzypłciowych, jakie tu i ówdzie spotyka się na świecie. Ostatecznie fakt, iż King wygrała mecz z Riggsem, zdaje się przyznawać jej rację w kwestii nieistnienia w przypadku tenisa jakichś radykalnych różnic w jakości gry między mężczyznami a kobietami, co powinno się gwoli sprawiedliwości przekładać na wysokość zarobków. Uprawianie rzeczonej dyscypliny nie wymaga bowiem od zawodników aż tak immanentnie męskich cech jak naprawdę wielka siła fizyczna co np. kulturystyka
(w tenisie bardziej liczą się pewna wytrzymałość i precyzja w strzałach, które to cechy wiele kobiet może w sobie wyrobić, nie zatracając mimo tego swej na ogół delikatniejszej budowy, ani nie czyniąc rewolucji w swej fizjologii, gospodarce hormonalnej, itp).

Film stanowi także wyraźną przestrogę przed pychą, bowiem Bobby Riggs przegrał mimo swego dużego doświadczenia również z tego powodu, że kiedy King sumiennie trenowała, on, pewien zwycięstwa, zajmował się głównie kampanią medialną mającą podkreślić jego walory oraz dogryźć przeciwniczce. Ostatnim z dość pozytywnych elementów filmu jest pokazanie w przychylny sposób faktu, iż tenisista, po poniesieniu porażki i wycofaniu się ze świata sportu postanowił naprawić relacje ze swą żoną, Priscillą (ich związek dotknął znaczny rozkład pożycia).

Przez znaczną część produkcji twórcy rozwijają wątek homoseksualny, dotyczący związku między główną bohaterką, a jej fryzjerką, Marilyn Barnett. Znajdują się tu w związku z tym dwie sceny, w których niewiasty te dopuszczają się sodomii; nie są one zbyt długie, a sposób zobrazowania owego grzechu nie jest może nadmiernie szokujący, ale i tak z pewnością mamy tu do czynienia z gorszącą i nie dającą się usprawiedliwić nieskromnością. Nieprawość tych postaci jest tym większa, że King miała w tym czasie męża, a więc jednoczynowo dopuszczały się one też cudzołóstwa. Początkowo jednak nie jest do końca jasne, jaki stosunek do występku kobiet mają twórcy, bo pokazane są wyrzuty sumienia występujące u głównej bohaterki oraz to, że ów związek stał się dla niej źródłem kłopotów (rozterki moralne sprawiły, iż nie mogła się skupić i przegrała jeden mecz).

Ważąc dotychczas wymienione wady i zalety filmu myślę, że oceniłbym go jako „dobry, ale z bardzo poważnymi zastrzeżeniami”. Niestety twórcy postanowili na koniec „zaszarżować” jeśli chodzi o manifestację swych lewicowych sympatii. Tak więc „happy endem” produkcji jest opuszczenie małżonka przez Billie Jean King i odnalezienie „prawdziwego szczęścia” w związku z Marilyn. Podkreślono nadto z uznaniem jej wieloletnie zaangażowanie na rzecz „praw osób LGBT”, czyli przede wszystkim prawnej legitymizacji ich wynaturzonych związków. Skrzętnie przemilczano bardziej drastyczne i mogące budzić kontrowersje elementy jej biografii, np. fakt, że w 1971 r. poddała się aborcji i to w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie (jak później wyznała, pochłaniała ją kariera, wobec czego miała nie być gotowa na dziecko).

Do twórców tego obrazu, choć zawarli w nim również wartościowe moralnie elementy, można w dużej mierze zastosować bliblijną przestrogę: „Biada tym, którzy zło nazywają dobrem, a dobro złem, którzy zamieniają ciemności na światło, a światło na ciemności, którzy przemieniają gorycz na słodycz, a słodycz na gorycz” (Iz 5: 20). Natomiast jeśli chodzi o samą Billie Jean King to, jako że wciąż żyje, proponuję modlić się za nią, aby miłosierny Bóg wywiódł ją
z wszelkich błędów i uchronił od wiecznego potępienia.

Michał Jedynak

22 lutego 2018 17:35