Filmy
Viva Maria!

Ocena ogólna:  Bardzo zły (-3)

Tytuł oryginalny
Viva María!
Data premiery (świat)
22 listopada 1965
Rok produkcji
1965
Gatunek
Komedia/Kostiumowy
Czas trwania
120 minut
Reżyseria
Louis Malle
Scenariusz
Jean-Claude Carrière, Louis Malle
Obsada
Jeanne Moreau, Brigitte Bardot, George Hamilton, Poldo Bendandi, Carlos López Moctezuma, Gregor von Rezzori, Jonathan Eden, Francisco Reiguera
Kraj
Francja/Włochy
BrakNiewieleUmiarkowanieDużoBardzo dużo
Nieprzyzwoity język
Przemoc / Groza
Seks
Nagość / Nieskromność
Wątki antychrześcijańskie
Fałszywe doktryny

Komedyjka o dwóch szansonistkach -striptizerkach (Francuzce i Irlandce), noszących to samo imię -Maria. Owe dwie Marie, po śmierci przygodnego kochanka jednej z nich, rewolucjonisty Floresa, przejmują (zgodnie z jego ostatnią wolą) stery rewolucji w San Miguel.

Niestety, ta lekka na pozór, trochę farsowa komedia jest jednym z najbardziej amoralnych i bluźnierczych filmów w dziejach kina. Już sam jego tytuł w oczywisty sposób kojarzy się ze słowami „Ave Maria”. Celowość tego skojarzenia najbardziej uwidacznia się w drugiej części filmu, kiedy „pobożny” lud zaczyna otaczać główne bohaterki czcią jako „dwie Marie zamiast jednej”. W tym zestawieniu przyrównane są one oczywiście do Marii z Nazaretu. Dlatego warto odnotować, jakież to odpowiedniki Matki Naszego Zbawiciela prezentuje ta produkcja. Obie Marie to osoby zaskakująco niemoralne , tak w życiu zawodowym (striptiz) jak i prywatnym. Starsza (grana przez Jeanne Moreau) potrafi bez żenady opowiadać o tym, jak spędziła kilka upojnych nocy z mężczyzną, którego ledwie znała. Widzimy ją też, jak w więziennej celi (właściwie w obecności innych osób) konsumuje swój „związek” z Floresem. Jednakże jej postać  wydaje się wręcz niewinna na tle młodszej Marii (w tej roli jeden z symboli rewolucji seksualnej  -Brigitte Bardot) . Ta druga Maria, którą poznajemy jako młodą, niedoświadczoną (w tej sferze) dziewczynę, wkrótce spędza noc jednocześnie z trzema mężczyznami, by później odnotowywać, coraz to nowe, imiona kolejnych kochanków wewnątrz cyrkowego wozu, którym przemieszcza się wraz ze swoją imienniczką i resztą trupy.

Przywykłego do  lekkiego traktowania rozwiązłości seksualnej w kinie, współczesnego widza mogą natomiast zaskoczyć inne elementy charakterystyczne dla rewolucyjnego (na różnych płaszczyznach) klimatu lat 60-tych. Spośród tych elementów, czy wątków filmu, najtrudniej zapewne dzisiejszemu odbiorcy zrozumieć sympatię, z jaką jego twórcy odnoszą się do zjawiska terroryzmu (młodsza Maria jest irlandzką terrorystką i to można rzecz „z dziada pradziada”). W dzisiejszej kinematografii trudno spotkać terrorystę ukazanego w roli pozytywnego bohatera (chyba że skruszonego), ale tu mówimy o czasach, kiedy lewicowi zamachowcy stawali się nieraz ikonami popkultury. Skąd ta różnica w kinowym imagu terrorysty wtedy, a dziś? Jedną z odpowiedzi na to pytanie może być fakt, że tak wtedy, jak i dziś, europejska kinematografia zdominowana była przez twórców o rewolucyjnych skłonnościach. Dotyczy to również reżysera filmu, Louisa Malle. Wydaje się, że dla grona filmowców, takich jak reżyser „Viva Maria!” terroryzm nie był żadną szczególną okropnością, a raczej młotem gniewu, którym młodzi i dzielni ludzie posługiwali się, by burzyć mury skostniałego świata opasłych mieszczuchów. Oczywiście ten przychylny stosunek lewicowych twórców do terroryzmu musiał się zmienić z chwilą, kiedy to zjawisko zaczęło się w powszechnej świadomości kojarzyć  bardziej z islamskimi fundamentalistami niż rewolucyjną lewicą. I, chociaż terroryzm pokazany w filmie ma charakter nacjonalistyczny, to szybko i gładko przechodzi na usługi komunistycznej rewolucji.

Oczywiście, pochwała działań wywrotowych, zmierzających do obalenia legalnej władzy, nawet bez wątków przychylnych terroryzmowi, jest już sama w sobie poważnym zarzutem wobec filmu. Tym bardziej, że celem przedstawionej tu rewolucji jest prawdopodobnie wprowadzenie jakiegoś ustroju o charakterze komunistycznym. W każdym razie  mamy tu wyraźne, charakterystyczne  dla tego nurtu ideologicznego, konfliktowanie jednych ludzi z drugimi, w duchu nawoływania do walki klasowej. Już sam alias rewolucji seksualnej z krwawą rewolucją społeczną, powinien wystarczyć do zdyskredytowania tego filmu w oczach każdego świadomego chrześcijanina. Jednak, jakby tego było mało, twórcy tego obrazu naigrywają się nie tylko z chrześcijan („reakcyjni” zakonnicy pełniący rolę czarnych charakterów), z Matki Naszego Pana Jezusa Chrystusa (o czym pisałam wcześniej), ale również i samego Zbawiciela. Odpowiednikiem Syna Bożego jest tu bowiem buntownik i rewolucjonista Flores (stylizowany również wyglądem). Ten „zbawca” ludu zostaje pojmany przez „siepaczy” i zmuszony do odbycia „drogi krzyżowej” – idzie z ramionami przykutymi do masywnej, poprzecznej belki, przez co jednoznacznie nasuwa na myśl Jezusa dźwigającego krzyż.  Twórcy filmu posunęli się nawet do stworzenia sceny, w której pomiędzy skutym (w przypominający właśnie ukrzyżowanie sposób) Floresem i jedną z Marii dochodzi do intymnego kontaktu.

Jedyne za co można wyraźniej pochwalić ten film to za dużą powściągliwość w pokazywaniu wyżej wspomnianych grzechów. Gdyż ta i wcześniej opisane sceny cudzołóstwa są jedynie sygnalizowane widzowi, bez pokazywania szczegółów. Nawet striptiz obu pań nie posuwa się do nagości (właściwie stopień ich rozebrania jest nieporównywalny ze współczesnym bikini). Za pewien pozytyw można też uznać piętnowanie wyzysku i niesprawiedliwości społecznej, które prowadzą do stanu, gdzie nieliczni mają wszystko, a inni nic, lub prawie nic. Ze stwierdzeniem, że rządzący nie mogą traktować państwa jako prywatnego folwarku, z pewnością należy się zgodzić. Problem w tym, że proponowane w filmie lekarstwo jest jeszcze gorsze od choroby.

Podsumowując, „Viva Maria!” to film, który łączy promocje rozpusty i fałszywych rewolucyjnych idei z szyderstwami wobec chrześcijan i bluźnierstwami wobec Jezusa Chrystusa i Jego Matki.

Marzena Salwowska

vivamaria2

4 sierpnia 2014 18:00