Leave a Comment Howard, pełen werwy i pasji specjalista od reklamy z Nowego Jorku zapada na głęboką depresję po tym jak jego 6-letnia córeczka umiera na raka. W czasie owej depresji Howard spędza swój czas na układaniu wielkich konstrukcji z klocków Domino oraz pisaniu osobistych listów do trzech bytów – Śmierci, Miłości i Czasu. Takie nastawienie głównego bohatera zaczyna rodzić poważne problemy dla funkcjonowania firmy, w której jest on jednym ze strategicznych współudziałowców. Biznesowi partnerzy, a zarazem przyjaciele Howarda wpadają zatem na pewien plan mający doprowadzić do odsunięcia go od wpływu na losy firmy.
Film pt. „Ukryte piękno” co prawda zawiera podejrzane wtręty światopoglądowe (np. przypominające błędną filozofię „New Age” słowa o „absolutnej więzi łączącej wszystkich”), jednak wydaje się nam, iż może on pobudzać widzów do poważnej refleksji nad tym co jest w życiu ważne, mniej ważne oraz nieważne. Obraz ten bowiem skłania do myślenia o tym, co współczesna popkultura raczej jest skłonna z naszej świadomości wypierać, a więc o śmierci, przemijaniu, cierpieniu. Można powiedzieć, iż film ów zachęca do odważnego stanięcia „oko w oko” z tymi nieuchronnymi rzeczywistościami. Ponadto, wskazuje się tu też na pozytywną rolę więzi rodzinnych, a jeden z jego wątków pokazuje nawet odbudowę rozbitego wcześniej małżeństwa. Atutem tego filmu jest też to, iż nie epatuje on widzów przemocą, seksem, bezwstydem i obscenicznością.
Jeśli zaś chodzi o bardziej wątpliwe wątki „Ukrytego piękna” to oprócz wspomnianych wcześniej wtrętów rodem z „New Age” w pewnych momentach wyczuwa się tu trochę sceptycyzmu wobec wiary w osobowego Boga. Główny bohater mówi bowiem, iż w czasie, gdy jego córeczka cierpiała i umierała, nie modlił się do Boga, ale zwracał się do innej z rzeczywistości, a w jednej ze scen wykpiwa nawet bardziej chrześcijańsko brzmiące wyjaśnienia tragedii, która go spotkała. Niestety zaś, owe nieco sceptyczne odniesienia do Boga i chrześcijaństwa nie spotkały się w omawianej produkcji z żadnym pozytywnym wyjaśnieniem czy repliką. Mimo wszystko jednak, te wątpliwe elementy nie wydają się być tu silnie rozwiniętymi.
Za pewnego rodzaju dwuznaczność można by uznać też zabieg twórców filmu polegający na personifikacji nie-osobowych przecież rzeczywistości jakimi są np. śmierć oraz czas, jednak da się to chyba jakoś uzasadnić. Można bowiem potraktować omawiany obraz jako coś w rodzaju „baśni dla dorosłych”, a wówczas pewna niedosłowność w pokazywaniu niektórych z rzeczywistości mogłaby zostać uznana za dopuszczalną. Jeśli już to największe wątpliwości w tym kontekście budzi przedstawianie Miłości w postaci młodej kobiety, gdyż jak mówi Pismo święte to „Bóg jest miłością” (1 Jana 4: 8). Można więc powiedzieć, że akurat Miłość jest osobą, ale tą osobą jest Bóg, który ludziom nie objawił się bynajmniej w postaci tej czy innej niewiasty (ale wcielił się w postać mężczyzny, czyli Jezusa Chrystusa oraz w Swym Słowie opisywał się głównie, choć owszem nie wyłącznie, w rysach męskich). Przy tej okazji warto wspomnieć o jeszcze jednym dyskusyjnym elemencie tego filmu, a mianowicie o słowach jednego z jej bohaterów, który w pewnym momencie mówi, iż przy narodzinach swój córki „nie tylko odczuwał, że był pełen miłości, ale czuł, że jest miłością”. Skoro jednak Biblia mówi, że to „Bóg jest miłością”, to takie stwierdzenia są co najmniej niestosowne, gdyż w pewien sposób zrównują człowieka, który jest stworzeniem z Jego Stwórcą, czyli Bogiem.
Mimo wszystko polecamy jednak ów film jako jedną z lepszych okazji do zastanowienia się nad śmiercią, przemijaniem i cierpieniem. Zachęcamy przy tym zachowanie dużej ostrożności doktrynalnej i odłożenie na bok wspomnianych przez nas bardziej podejrzanych elementów tego obrazu.
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Film ten został oparty na wycinku z prawdziwego życiorysu Chrisa Gardnera – dziś bogatego przedsiębiorcy i filantropa, niegdyś ubogiego akwizytora, która musiał wraz ze swym małym synkiem zmagać się z bezdomnością. Właśnie temu aspektowi biografii Gardnera poświęcony został ten obraz. Widzimy tu bowiem jak główny bohater próbuje za pomocą bezpośredniej sprzedaży sprzętu medycznego zarobić na swą żonę i dziecko. Ten interes jednak idzie mu bardzo słabo, a pragnąca lepszego życia żona w końcu zostawia go samego wraz z synkiem. To jednak nie koniec kłopotów Gardnera. Dochodzi bowiem do sytuacji, że nie ma już on za co płacić czynszu i zostaje wyrzucony na bruk wraz z dzieckiem. Musi teraz błąkać się z małym synkiem po noclegowniach, parkach, publicznych łazienkach, w międzyczasie próbując dostać się do lepszej pracy (maklera giełdowego).
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej film ten ma następujące zalety:
1. Na przykładzie wziętym z prawdziwego życia pokazuje wartość ciężkiej pracy i wytrwałości. Bohater choć znalazł się we wręcz ekstremalnie ciężkiej sytuacji, nie poddaje się, nie pogrąża w smutku i narzekaniach, ale za pomocą wytrwałej i ciężkiej pracy wydobywa się z tego stanu. Jeśli zaś weźmiemy pod uwagę – że Chris Gardner jest Murzynem mieszkającym w USA – jego przykład może być tym bardziej inspirujący i zachęcający. Spora część tamtejszej murzyńskiej społeczności żyje bowiem w biedzie, a także niemoralności, a ich przywódcy tłumaczą ten stan rzeczy wiekami rasistowskiej dyskryminacji jaka ich dotykała w tym kraju. Postać Gardnera (oraz wielu innych Czarnych) pokazuje jednak, że takie tradycyjnie chrześcijańskie wartości jak ciężka praca, wytrwałość i branie odpowiedzialności za swe życie pozwalają wydatnie polepszyć swe życie mimo wybitnie niesprzyjających okoliczności.
2. Co ważniejsze, Gardner uosabia w tym filmie postać dobrego i troskliwego ojca. On nie porzuca swego małego syna, mimo, że staje się bezdomny i nie ma perspektyw na lepszą przyszłość. Chris nawet w takim położeniu spędza każdą noc przy boku swego synka (prócz jednej, kiedy został zamknięty do aresztu za niezapłacone mandaty). Ten aspekt jest również szczególnie ważny w kontekście czarnej społeczności w USA, gdzie większość dzieci wychowywanych jest przez samotne matki. Tu zaś mamy sytuację odwrotną – matka porzuca swe dziecko, a zajmuje się nim właśnie ojciec. I na tej płaszczyźnie film ów można traktować, jako pokazanie dobrego wzoru czarnym mężczyznom w Stanach Zjednoczonych, który streścić można w następujących słowach: „Bądźcie dobrymi ojcami dla swych dzieci. Weźcie za nie odpowiedzialność, bądźcie przy nich, choćby nie wiadomo co złego nie działoby się w waszym życiu”.
Pomijając jednak stricte amerykańską perspektywę, w omawianym aspekcie, produkcja ta niesie oczywiście też uniwersalne przesłanie. A mianowicie wskazuje na to, że miłość, troska, odpowiedzialność i zaufanie, budują silne rodziny nawet skrajnie niekorzystnych materialnie okolicznościach. Film ten może być więc uznany nie tylko za powielanie popularnego motywu o „amerykańskim śnie”, ale jeszcze bardziej za apologię tego, jak pozytywną rolę mogą pełnić ojcowie.
„W pogoni za szczęściem” zawiera pewną ilość nieprzyzwoitego słownictwa, ale nie tam scen seksu, nie eksponuje nagości, nieskromności i przemocy – można go więc oglądać w miarę bezpiecznie z całą rodziną.
/.../
Leave a Comment Jest to opowieść o Benie Thomasie, młodym czarnym mężczyźnie, który dźwiga ze sobą wielką, tragiczną tajemnicę. Otóż, w przeszłości, w niezamierzony sposób, przyczynił się on do śmierci kilku przypadkowych osób i dręczony po tym wydarzeniu wyrzutami sumienia, zaczyna szukać możliwości naprawienia zła, które wyrządził. W pewnym momencie, Ben wpada na pomysł złożonego planu, za pomocą którego chce odmienić życie siedmiu ludzi. W tym celu podszywa się on pod pracownika urzędu skarbowego, chcąc w ten sposób wydobyć od tych ludzi niektóre z przydatnych mu do realizacji tego planu informacji. Jedną z osób, którym Ben chce pomóc jest bardzo ciężko chora Emily, w której z biegiem czasu, ze wzajemnością, zakochuje się.
Film pt. „Siedem dusz” mógłby być bardzo wartościowym i budującym filmem. Poruszone w nim wątki i tematy w rodzaju zadośćuczynienia, winy, przebaczenia, poświęcenia i miłości do bliźnich, są wszak dobrą okazją ku temu, by przekazać widzom wiele z chrześcijańskich prawd i tradycyjnych wartości. Niestety, choć wielu recenzentów, właśnie w podobny sposób pokazuje treść i przesłanie tej produkcji, nam trudno jest ją uznać za dobrą, czy nawet bardzo dobrą. Oczywiście, w filmie tym pokazane zostały różne dobre rzeczy, a sposób, w jaki zostało to uczynione, może skłaniać do głębszej refleksji nad tym, co w naszym życiu jest rzeczywiście ważne. Sęk jednak w tym, iż te właściwe punkty owego obrazu zostały w mocny sposób przesłonięte przez złe rzeczy tam zawarte, w tym również przez samo generalne jego przesłanie.
Jakie zatem są wady tego filmu? Zacznijmy od tego, iż jeden z głównych sposobów jaki wybiera Ben w celu odmiany na lepsze życia wybranych przez siebie osób, jest etycznie zły. Otóż, podaje się on za pracownika urzędu podatkowego, co jednak nie jest prawdą, a więc innymi słowy, dopuszcza się on kłamstwa w dobrym celu. Jednak, zgodnie, z tradycyjnym nauczaniem katolickim, kłamstwo jest czynem zawsze i wszędzie niedozwolonym, nawet jeśli popełnia się je w celu pomocy swym bliźni. Więcej na ten temat można przeczytać w tym artykule: http://brawario.pl/2016/04/09/pismo-swiete-i-tradycja-kosciola-o-klamstwie-zbior-wypowiedzi/ . Ponadto, w obrazie tym Ben zakochując się w Emily, w końcu zaczyna się z nią seksualnie współżyć, mimo, że nie zawiera z nią związku małżeńskiego. Coś takiego jest jednak ciężką, prowadzącą do piekła, nieprawością, jednak z filmie nie jest to w żadnym miejscu ganione ani krytykowane.
Najbardziej dwuznacznym elementem tego filmu jest jednak sam jego finał, który stanowi zarazem coś w rodzaju jego zasadniczego morału. Otóż, Ben w celu dostarczenia dla Emily przeszczepu jednego ze swych organów, postanawia sam odebrać sobie życie. Zabija się więc, wzywając odpowiednio wcześniej karetkę pogotowia, tak by można było jeszcze pobrać z jego ciała odpowiednie części. Tego rodzaju postępowanie wydaje się być jednak aktem samobójczym, przez co trudno je usprawiedliwiać choćby i było to czynione w najlepszym celu.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na jeden z aspekt omawianego filmu. Otóż, niektórzy widzą w postawie Bena analogie do ofiary samego Jezusa Chrystusa, który złożył na drzewie Krzyża swe życie po to by wybawić ludzi od grzechu i śmierci. Pomijając już jednak to, iż Pan Jezus nie popełnił samobójstwa, ale pozwolił się zabić (co jest różnicą), istnieje jeszcze jedna ważna rozbieżność pomiędzy „ofiarą” Bena, a Ofiarą Krzyżową. Mianowicie, Ben wybiera w celu pomocy, tylko tych ludzi, których uznaje za wystarczająco dobrych, aby zasłużyli oni na jego poświęcenie. Tymczasem Pan Jezus umarł za wszystkich ludzi i sam mówił: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mateusz 9: 12-13). Oczywiście, można powiedzieć, iż w pewnym sensie, Bóg okazuje większą przychylność tym, którzy próbują żyć w sposób cnotliwy i sprawiedliwy, gdyż Pismo święte w innym miejscu mówi: „Bo Pan brzydzi się przewrotnym, a z wiernymi obcuje przyjaźnie. Przekleństwo Pana na domu bezbożnych, On błogosławi mieszkanie prawych” (Przysłów 3: 32-33), jednak przywołana przed chwilą zasada i prawda tyczy się pewnych z płaszczyzn Bożego działania i opatrzności nie zaś Ofiary Krzyżowej Chrystusa, która została złożona za wszystkich bezbożnych, złych i niesprawiedliwych ludzi. Tak też, jeśli filmowa ofiara i poświęcenie Bena Thomasa miała być pewnego rodzaju przypomnieniem o Ofierze Pana Jezusa to cokolwiek kiepsko wyszła twórcom tej produkcja owa analogia.
Podsumowując: film pt. „Siedem dusz” nadaje się do oglądania w najlepszym wypadku przy zachowaniu szczególnej doktrynalnej ostrożności i czujności, zbyt mocno bowiem zmieszane w nim zostało dobro i zło oraz prawda z fałszywymi doktrynami.
/.../
Leave a Comment Mamy rok 2012 i opustoszałe ulice Nowego Jorku, który przemierza samochodem płk Robert Neville wraz ze swym nieodłącznym towarzyszem, psem rasy owczarek. Na pustych ulicach tego wielkiego miasta zalegają w bezładzie porzucone samochody a z betonu wyrastają chwasty. Czasami tą ciszę i spokój zakłóca stado jeleni nagle wybiegające na niegdyś ruchliwe ulice Nowego Jorku. Ta sceneria zmienia się jednak po zapadnięciu zmierzchu. Wówczas bowiem ulice zapełniają się oszalałymi i wściekłymi istotami, które atakują ludzi i zwierzęta. Owe istoty to ofiary groźnego wirusa, który przed kilkoma laty wyniszczył ludność ziemi. Zarażeni nim ludzie i zwierzęta umierają albo stają się krwiożerczymi bestiami, które nocami przemierzają ulice z zamiarem infekowania pozostałych przy życiu istot swą straszną chorobą. Pozostały przy życiu płk (a zarazem genialny naukowiec) Robert Neville musi bronić się przed tymi istotami jednocześnie ciągle szukając lekarstwa na ową chorobę. Taka jest mniej więcej kanwa tego filmu.
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej „Jestem Legendą” jest opowieścią o wytrwałości, poświęceniu, ofierze i zmaganiu się ze złem. W filmie tym zawarte zostały też pozytywne odniesienia do wiary w Boga i Jego miłość do nas oraz modlitwy. Jest to dostrzegalne wówczas, gdy Robert spotyka na swej drodze ocalałych od epidemii kobietę z dzieckiem. Niewiara głównego bohatera w Bożą miłość jest tu bowiem konfrontowana z silną wiarą owej niewiasty, która mimo niespotykanej tragedii, jaka dotknęła ludzkość wciąż ufa Bogu i modli się do Niego. Kobieta ta też zachęca Roberta by uwierzył i pokładał nadzieję w Panu Bogu. Ostatecznie jest zasugerowane, iż to właśnie ona miała w tej kwestii rację.
Ogólnie rzecz biorąc obraz ten jest wart polecenia, pochwały i obejrzenia. Należy jednak wziąć pod uwagę fakt występowania w nim mogących łatwo budzić w małych dzieciach przerażenie i lęk licznych fragmentów pokazujących pełne brzydoty i zdeformowane istoty dotknięte chorobą. Film zawiera też pewną liczbę scen krwawej przemocy, ale nie ma nim za to ujęć seksu czy eksponowania nieskromnych ubiorów.
Ps. Spodobała Ci się ta recenzja? Przekaż nam choćby symboliczną darowiznę w wysokości 2 złotych. To mniej, niż kosztuje najtańszy z tygodników opinii, a nasze teksty możesz czytać bez żadnych limitów i ograniczeń.
Numer konta: 22 1140 2004 0000 3402 4023 1523, Mirosław Salwowski
/.../