Leave a Comment Film ten opowiada o Gusie, leciwym i schorowanym łowcy sportowych talentów, który wyrusza w podróż po to, by ocenić zdolności dobrze zapowiadającego się gracza amerykańskiego baseballu. Obraz ów tylko z pozoru jest kolejną opowieścią o sportowych zmaganiach. W rzeczywistości znacznie ważniejszy w tym filmie jest wątek relacji ojca z córką. W pewnym momencie pojawia się tu bowiem Mickey, córka głównego bohatera, która w związku z narastającymi problemami zdrowotnymi swego ojca, postanawia go odwiedzić i towarzyszyć mu we wspomnianej wyżej podróży. I nie byłoby w tym nic dziwnego i intrygującego, gdyby nie fakt, iż dotychczasowe relacje ojca z córką były bardzo trudne i bolesne. Otóż, kiedy żona Gusa i matka Mickey umarła, ten odesłał dziewczynkę, by mieszkała razem z ciocią i wujkiem, a następnie gdy zaczęła ona uczyć się w liceum, umieścił ją w internacie – można więc powiedzieć, iż w pewnym sensie ją „de facto” opuścił. Dlatego też, Mickey, gdy odwiedza swego ojca, początkowo czyni to bardziej z poczucia obowiązku niż współczującej miłości.
Wątek trudnych i napiętych relacji na linii ojciec-córka stał się dobrym pretekstem do zaakcentowania wagi wzajemnej miłości, przebaczenia, pojednania i więzi rodzinnych. I trzeba powiedzieć, że twórcom filmu udało się pokazać owe tradycyjne cnoty w przychylny oraz przekonywujący sposób. Poza tym mamy tu też ukazaną wartość przyjaźni. Niestety jednak, jak to zwykle bywa w zasadniczo dobrych filmach, zwłaszcza tych, które są współcześnie kręcone, te pozytywne rzeczy zostały osłabione przez pewne dwuznaczne i naganne elementy. W tym konkretnym obrazie najbardziej razi zaś obecność wulgarnych słów łączonych z imieniem Boga i Pana Jezusa – jest to karygodny brak szacunku dla majestatu i Świętości Wszechmogącego. Wydaje się też, iż takie nieprawości jak pijaństwo, zmysłowe pocałunki oraz nałogowe palenie tytoniu zostały tutaj pokazane w dość pobłażliwy i przyzwalający dla nich sposób.
Podsumowując: dobrze jest obejrzeć ten film i pochylić się nad problemami w nim pokazanymi, ale należy przy tym zachować pewną ostrożność.
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Bo Price to podupadający i rozpity gwiazdor muzyki country. Z wyglądu można wnioskować, iż powoli dobiega 40-tki. Kariera muzyczna najwyraźniej nie przyniosła Bo radości i szczęścia, gdyż widać po nim, iż coś bardzo go gnębi oraz zasmuca. Nic dziwnego – nie jest już pierwszej młodości, największe sukcesy muzyczne ma też raczej za sobą, a w dodatku jeszcze nie ma żony, dzieci, a w związku z tym, bezpiecznego i ciepłego domu, do którego mógłby wracać po pełnym trudów dniu pracy. Ta ostatnia rzecz mogłaby wyglądać w życiu Bo inaczej, gdyby nie jeden z wyborów, których dokonał przed laty. Otóż, w latach swej młodości, Bo zostawił swą dziewczyną Angelę, gdy ta była z nim w ciąży. Angela co prawda urodziła to dziecko (córeczkę, której nadała imię Dixie) i przez następne lata zapewniła jej obfite materialnie życie, jednak poważny mankament wynikły z sytuacji polegającej na braku ojca w rodzinie musiał odcisnąć piętno tak na niej, jej córce, jaki i na samym Bo, którego najwidoczniej dręczą wyrzuty sumienia po tym, jak zamiast zachować się jak mężczyzna i wziąć odpowiedzialność za swe czyny, uciekł jak najdalej od swych obowiązków i powinności. Tymczasem jednak, nagle pojawia się szansa, by Bo mógł znów spotkać się z Angelą i poznać wreszcie swą, już nastoletnią, córkę Dixie. Niestety nie jest to wesoła okoliczność. W rodzinnym miasteczku Bo i Angeli trwają bowiem przygotowania do uroczystego pogrzebu kilku pochodzących z niego młodych żołnierzy, którzy zginęli w wypadku lotniczym pełniąc służbę wojskową. Wśród ofiar tej tragedii są tak brat Bo, jak i brat Angeli. Zresztą, naturalnie rzecz biorąc, Bo i Angela, wracają przy tej okazji do swego miejsca urodzenia nie po to, by znów się ze sobą zejść i ponownie przeżyć zakochanie, lecz by opłakiwać swych bliskich. Ponowne spotkanie nie jest zresztą dla nich żadną przyjemnością, ale tylko przywołuje smutne i bolesne wspomnienia z przeszłości. Angela zaś dodatkowo obawia się konfrontacji z własnym ojcem, który odnosi się do niej z wielką niechęcią po tym jak wraz ze swą małą córeczką uciekła z domu.
Powyższy zarys fabuły „Spalonych mostów” pozwala się domyśleć, jakie na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej zostaną poruszone tu tematy i problemy takie jak: rodzina, ojcostwo, przebaczenie i jego brak, alkoholizm, odpowiedzialność, przedwczesna aktywność seksualna oraz jej konsekwencje, wychowywanie dzieci w rozbitej rodzinie. Szczęśliwie zaś te kwestie są pokazane w filmie, raczej w pro-chrześcijańskim i konserwatywnym duchu, aniżeli libertyńskim, hedonistycznym i liberalnym.
Tak więc, np. odnośnie alkoholizmu mamy tutaj na przykładzie Bo, pokazany przykład człowieka, który zmaga się z takowym i któremu nadmierne picie najwyraźniej szczęścia nie daje. Co prawda, jego zerwanie ze spożywaniem trunków nie jest pokazane jeszcze jako postawa wytrwała, mocna i niezachwiana (w pewnym momencie Bo wyznaje wszak, że nie pije dopiero 8 dzień), ale paradoksalnie rzecz biorąc takie postawienie sprawy może dodawać otuchy i nadziei ludziom oglądającym ów film, którzy może sami borykają się z tym problem. Mogą wszak oni pomyśleć coś w rodzaju: „To nie jest najważniejsze, że nie piję dopiero kilka dnia. A może od tych kilku dni zacznie się moje wychodzenie z nałogu?„. Jeśliby dodać w tym punkcie pewną łyżeczkę dziegciu do owej szklanki miodu, to piszącego te słowa raził nieco wątek pokazujący dwóch kumpli Bo, którzy wydali się być sportretowani jako pijaczkowie, ale przy tym całkiem sympatyczni, weseli i wzbudzający pozytywne uczucia. Owi znajomi Bo, są tu jednak postaciami trzecioplanowymi, a przez to złagodzenie obrazu nadużywania alkoholu, jakie może wyłaniać się ze sposobu ich pokazania, zdaje się blednąć w porównaniu z perypetiami głównego bohatera oraz faktem, iż alkoholizm pokazany jest tu jako jego poważny problem. Tak więc, sympatyczni pijaczkowie z trzeciego planu tego filmu są tu małą łyżeczką dziegciu w dużej szklance pożywnego miodu. Łyżeczka ta psuje nieco smak miodu, ale nie likwiduje jego wartości odżywczych.
Co do rodziny, to wzorem, na który wskazują twórcy filmu, jest jej tradycyjny model, a więc mężczyzna, niewiasta i dzieci. To właśnie taka, tradycyjna rodzina jest tu pokazywana jako coś, co tworzy ciepły i dobry dla wychowania dzieci dom. Sytuacja, w której jednego z rodziców brakuje (w tym wypadku ojca) zostaje ukazana jako rodząca poważne problemy i cierpienia. Oczywiście, tradycyjny model rodziny nie jest tu idealizowany, gdyż pokazane przecież zostały w owym obrazie też bolączki dotykające i pełnych domów, jednak wiadomym jest co stanowi tu wyraźnie lepszą i sprzyjającą dobru opcję.
Kwestia przebaczenia i braku takowego, także jest w „Spalonych mostach” odmalowana z dużą siłą i w bardzo sugestywny sposób. Ludzie, którzy noszą w swym sercu urazy i nieprzebaczenie, są tu pokazani jako cierpiący, rozbici i pełni smutku – dopiero przyjęte lub darowane komuś przebaczenie przynosi im ulgę oraz uzdrowienie.
Jeśli chodzi o przedwczesną aktywność seksualną, to z pewnością widzimy tutaj więcej jej wad niż zalet. Przedwczesny, a w zasadzie pozamałżeński seks, jest tu wszak pokazany w kontekście nieplanowanej ciąży, rozbitych rodzin, braku ojca, a nawet próby gwałtu i wykorzystania czyjejś słabości. Taki obraz pozamałżeńskiej aktywności seksualnej zasadniczo więc raczej nie zachęca do takowej i niezbyt osładzają go romantyczne wspomnienia pierwszych młodzieńczych miłości czy żarty jednego z pijaczków o tym, że „czasami uda mu się jeszcze zaliczyć„. Pozamałżeński seks w tym filmie to nie przede wszystkim dobra zabawa, przyjemność i rozrywka, ale cierpienie, nieodpowiedzialność i bolesne konsekwencje, które ponosić trzeba czasem i całymi latami. Szkoda tylko, że w podobny, choć oczywiście odpowiednio proporcjonalny sposób, nie zostało tu odmalowane zło namiętnych pozamałżeńskich pocałunków i uścisków, które choć są oczywiście mniejszą niegodziwością niż aktywność seksualna sensu stricte, to jednak obiektywnie rzecz biorąc także są grzechem śmiertelnym. Niestety, zmysłowe pocałunki i uściski pomiędzy niepoślubionymi sobie ludźmi w pewnym momencie zostały pokazane z aprobatą (reakcją na nie jest bowiem uśmiech, a nie krytyka, napomnienie czy ukazanie do jakich negatywnych rzeczy takowe będą prowadzić).
W filmie tym mamy wreszcie kilka pozytywnych odniesień do Pana Jezusa i chrześcijaństwa. Większość akcji dzieje się tu w małym amerykańskim miasteczku, gdzie gro mieszkańców to chrześcijanie, ludzie chodzą do kościoła oraz modlący się. W jednej z piosenek odgrywanej w tym obrazie przywołane zaś zostało imię Chrystusa. Choć nie jest to film ewangelizacyjny czy też wyraźnie pro-chrześcijański, to jednak z pewnością z sympatią pokazuje chrześcijaństwo, gdyż odniesienia doń nie są sceptyczne, krytyczne czy negatywne.
W zasadzie, jedynym poważniejszym zarzutem jaki można mieć wobec „Spalonych mostów” jest to, iż zbyt dużo jest w nim wulgarnego słownictwa. Ogólnie rzecz biorąc, film ów jest jednak ciepłą, pro-rodzinną, tradycyjną, konserwatywną opowieścią o przebaczeniu, wadze ludzkich wyborów, cierpieniu oraz o tym jak naprawić to co się wcześniej popsuło.
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Ten film to prawdziwy ewenement w twórczości Davida Lyncha. Reżyser ten przyzwyczaił nas bowiem do mrocznych, nihilistycznych albo co najmniej bardzo dziwacznych nastrojów, w których utrzymane są jego obrazy. Tymczasem „Prosta Historia” to spokojna opowieść o prostych wartościach, tj. rodzina, miłość, przebaczenie i pojednanie.
Film ten opowiada o starszym, przeszło 70-letnim mężczyźnie (Alvinie Straightu), który skłócony ze swym bratem Lyle’em pewnego dnia dowiaduje się, iż tenże miał udar mózgu. Alvin, choć samo już jest kiepskiego zdrowia (ma rozedmę płuc oraz coraz większe problemy z biodrami) posłyszawszy tę wieść postanawia wybrać się w długą podróż, by pojednać się ze swym ciężko chorym bratem. Będzie to podróż długa (6 tygodni), gdyż główny bohater nie ma prawa jazdy, transportu publicznego po prostu nie lubi, jako środek poruszania się po kraju pozostaje mu więc tylko jego własny ciągnik rolniczy. W międzyczasie będzie więc miał dużo czasu, by podziwiać krajobrazy oraz zachody słońca. Przy okazji tej długiej podróży Alvin pomaga też napotkanym ludziom uporządkować ich sprawy i poradzić sobie z problemami. Przykładem tego jest młoda ciężarna dziewczyna, która pokłóciła się ze swymi rodzicami i uciekła z domu. Główny bohater na przykładzie połączonych sobą w jeden pęczek gałązek uświadamia jej jak ważna jest rodzina. Jedną gałązkę bardzo łatwo jest bowiem złamać, ale już uczynienie tego samego wobec kilku połączonych ze sobą wymaga znacznie większej siły. Nazajutrz, Alvin odkrywa, iż młoda dziewczyna odeszła pozostawiając po sobie pęczek złączonych ze sobą gałązek …
Mocną moralnie stroną filmu jest też to, że nie nie ma w nim scen przemocy, seksu, eksponowania nagości czy nieskromnych strojów.
Niewielką jego wadą jest to, iż zawiera on w sobie kilka słów nieprzyzwoitych. Poza tym, mocne przywiązanie Alvina do palenia tytoniu (nie chce on rzucić tego zwyczaju mimo rozedmy płuc i namów lekarzy oraz rodziny) może niepotrzebnie uwiarygadniać, a nawet w pewien sposób zachęcać innych do praktykowania tego nałogu.
Te ujemne aspekty owej produkcji są jednak relatywnie niewielkie w porównaniu do głównego potężnego przesłania w niej zawartego, to jest afirmacji pokory, przebaczenia, miłości bliźniego i rodziny. Sądzimy zatem, że owe minusy nie są kilkoma kroplami trucizny, która zatruwa i skaża cały pokarm, ale raczej drobnymi ościami w zdrowej i pożywnej rybie łatwymi do wyjęcia wówczas, gdy jest się uświadomionym co do ich istnienia. Podsumowując: „Prosta historia” to dobra, poruszająca i skłaniająca do szlachetnych refleksji, filmowa przypowieść z faktycznie tradycyjnie chrześcijańskim morałem, warta oglądania przez całe rodziny.
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Urodziwa Meksykanka, samotna matka 12-latki, postanawia szukać w Stanach lepszego życia. Tu zatrudnia się jako gospodyni u zamożnej pary z dwójką dzieci. Pan domu, w którym przyjdzie pracować Flor to odnoszący duże sukcesy szef kuchni, zaś pani domu to zakompleksiona neurotyczka z licznymi problemami, kobieta ładna i, na swój sposób, bardzo życzliwa, niestety wiarołomna żona.
Źródłem komizmu są tu, jak łatwo się domyślić, różnorakie językowe i kulturowe nieporozumienia i „przepychanki”. Film nie jest niestety wolny od istotnych wad takich jak obecność wulgarnego języka, czy nieskromnych dowcipów niskich lotów. Jednakże jego zasadnicze przesłanie jest zdecydowanie pozytywne i prorodzinne. Główny bohater filmu -pan domu, grany przez Adama Sandlera, choć niebezpiecznie zbliża się ze swoją pomocą domową (naruszając już pewne granice), dokonuje ostatecznie bardzo trudnego emocjonalnie, lecz słusznego moralnie wyboru.
Warto też zauważyć, że komedia ta pokazuje, jakie niebezpieczeństwa dla jedności małżonków może stwarzać zbyt duże tempo życia – podobnie jak w pokazanej tu sytuacji, często łatwiej im przenosić różne pozytywne uczucia, a także zaufanie z zestresowanego i zaabsorbowanego własnymi sprawami współmałżonka na obcą osobę.
Myślę więc, że pomimo poważnych zastrzeżeń, film ze względu na jego wyraźnie prorodzinny charakter można polecać dorosłym widzom.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment Obraz ten to filmowa wariacja na temat życia Marii Magdaleny. Scenarzysta, prawem twórczej swobody, puszcza tu wodze fantazji na temat tejże postaci. Choć fantazje te zapewne nie mają wiele wspólnego z prawdziwymi kolejami życia Marii, to nie jest to zarzut wobec filmu, jako że to, co istotne dla rysunku tej postaci, zostało wiernie przekazane w tym obrazie. Zgodnie więc z relacją ewangeliczną jest ona niewiastą, z której Jezus wygnał aż siedem złych duchów, która została Jego wierną uczennicą, i która towarzyszyła Jemu również pod krzyżem. Poza Marią Magdaleną i Mesjaszem spotykamy tu również parę innych historyczno -biblijnych postaci: Jana Chrzciciela, Heroda Antypasa, Herodiadę i Salome. Postępowanie i charakter tych postaci również nie kłócą się z przekazem ewangelicznym.
Filmowa Maria to zamożna mieszkanka Magdali, której mąż pewnego dnia obcesowo oświadcza, że zamierza się z nią rozwieść, jako główny powód podając jej rzekomą bezpłodność. Miłość ze strony żony nie jest dla niego żadnym argumentem do utrzymania związku. Bez ogródek oświadcza, iż wkrótce będzie miał nową żonę, która zajmie, wniesiony przez Marię w posagu, dom, dlatego ta ma się co prędzej wyprowadzić do dużo skromniejszego domostwa. Maria jednak nie zamierza potulnie pogodzić się z tą niesprawiedliwością …
Jak widać już z opisu pierwszych scen filmu, jedną z istotnych kwestii, jakie on porusza, jest tematyka rozwodów. Zrywanie małżeństw jest tu pokazane w negatywnym świetle. Chociaż bowiem Prawo Mojżeszowe dopuszczało to rozwiązanie, to warto w tym miejscu przypomnieć, rozmowę Jezusa z faryzeuszami na ten temat, kiedy „chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę. Odpowiadając zapytał ich: „Co wam nakazał Mojżesz?” Oni rzekli: „Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić„. Wówczas Jezus rzekł do nich: „Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!” (Mk 10, 2-9). W filmie można też znaleźć sceny, kiedy Maria Magdalena przysłuchuje się nauczaniu Pana Jezusa na ten temat. W produkcji tej ukazane są też inne problemy w relacjach pomiędzy kobietami i mężczyznami, występujące od czasu upadku Adama i Ewy. Film, zgodnie z przesłaniem ewangelicznym, jako rozwiązanie tych problemów proponuje zaniechanie poszukiwania ostatecznej odpowiedzi w miłości drugiego, równie niedoskonałego jak my człowieka, a zwrócenie się w stronę Zbawiciela.
Inne z istotnych zalet tej produkcji to chociażby:
– pokazanie destrukcyjnego charakteru nienawiści i zemsty
– akcentowanie konieczności przebaczenia, uznania swego grzechu i pokuty
Dużym atutem filmu jest też to, iż, mimo że zawiera on sporo scen, które obrazują bardzo drastyczne i okrutne czyny (jak gwałt czy dekapitacja), są one pokazane bez nadmiaru szczegółów, które mogłyby wzbudzać niezdrowe emocje, na czym dramaturgia filmu wcale jednak nie traci.
Za pewien mankament obrazu można natomiast uznać kilka scen zmysłowych (pozamałżeńskich) pocałunków, które dodatkowo podkręcane są przez „romantyczną” muzykę w tle a także pokazanie z dużą szczegółowością obscenicznego tańca w wykonanie Salome.
Z tym zastrzeżeniem film wydaje się jako całość jak najbardziej godny polecenia, zwłaszcza że wartościowa treść znajduje się tu w atrakcyjnym dla odbiorcy opakowaniu.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment Ekranizacja bestsellerowej powieści Lewisa Wallace’a, doceniona przez Amerykańską Akademie Filmową 11 Oskarami. Akcja filmu przenosi nas w czasy rzymskiego panowania w Jerozolimie. Bohatera filmu, żydowskiego księcia, Judę syna Hura poznajemy, kiedy z rodziną (matką i siostrą) cieszy się na przybycie dawno nie widzianego przyjaciela. Ów wyczekiwany przyjaciel to młody Rzymianin, Messala, który powraca do Rzymu jako trybun. Messala, odpowiedzialny za utrzymanie pokoju w mieście, obawia się zamieszek, jakie mogą wybuchnąć w dniu przyjazdu nowego gubernatora Judei. W związku z tym prosi Judę, aby został jego zaufanym człowiekiem w Jerozolimie, a mówiąc wprost informatorem Rzymu. Juda zdecydowanie odmawia, co Messala odbiera jako osobistą zniewagę. Podczas wjazdu nowego gubernatora zdarzy się wypadek, który pozwoli trybunowi okrutnie zemścić się byłym przyjacielu …
Tytuł tego filmu z pewnością jest dobrze znany, lub przynajmniej obił się o uszy czytelnika. Obraz ten cieszy się dobrze zasłużoną sławą, gdyż jest to nie tylko pełne rozmachu (jak i subtelnych odcieni) dzieło, które wciąż z powodzeniem wytrzymuje próbę czasu, ale przede wszystkim jeden z najbardziej chrześcijańskich filmów w dziejach kina. Chociaż, jak można się przekonać czytając komentarze na różnych portalach filmowych, ta chrześcijańskość zdaje się razić wielu jego współczesnych odbiorców. Można nawet natrafić na opinie, że postać Jezusa jest tu sztucznie przyklejona . Nic bardziej mylnego. Warto przypomnieć, że powieść „Ben Hur” powstała właśnie po to by mówić o tej postaci. Tak powieść jak i omawiana tu jej ekranizacja noszą zobowiązujący podtytuł „A Tale of the Christ”. Zgodnie z tym podtytułem historia Jezusa z Nazaretu ściśle łączy się z opowiadaniem o Ben Hurze. Nie tylko nie jest przyklejona, ale bez niej opowieść o żydowskim księciu wiele by straciła.
Zatem, nie tylko ze względu na widowiskowy wyścig rydwanów, gorąco polecam ten film zwłaszcza osobom, które sądzą, że kino chrześcijańskie ogranicza się do kilku filmów o tematyce biblijnej lub ckliwych opowiastek oglądanych z nudów w okresach świątecznych.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment Film ten został zainspirowany prawdziwą historią Yang Kyoungjonga, Koreańczyka, któremu w czasie II wojny światowej przyszło służyć w trzech armiach – kwantuńskiej, sowieckiej i niemieckiej. W tym konkretnym obrazie Yang Kyoungjong przedstawiony jest jako Kim Jun-shik, którego historię życia możemy śledzić już od jego wczesnych lat chłopięcych. Widzimy więc, jak Kim Jun dorasta w Korei znajdującej się od 1910 roku pod okupacją Japonii, a jego pasją jest wyczynowe bieganie. Gdy Kim Jun jest młodym mężczyzną, staje do biegu z Japończykiem Tatsuo, którego co prawda pokonuje w tych zawodach, jednak opanowane przez Japończyków jury fałszywie przypisuje zwycięstwo Tatsuo. Ten oszukańczy werdykt wywołuje zrozumiałe oburzenie ze strony Koreańczyków, co z kolei doprowadza do gwałtownych zamieszek. W wyniku owych rozruchów Kim Jun i jego koreańscy znajomi zostają skazani przez japoński sąd na karę przymusowego wcielenia do armii Cesarstwa Japonii. Kim Jun wraz ze swymi towarzyszami dostaje się pod dowództwo Tatsuo, który znęca się nad żołnierzami koreańskiego pochodzenia. Tak się jednak składa, iż w czasie jednej z bitew, jaki Japonia stoczyła ze Związkiem Sowieckim Tatsuo, zostaje wzięty jako jeniec do sowieckiej niewoli razem z Kim Jun i innymi Koreańczykami. Tam z kolei sytuacja się odwraca, gdyż przełożonym jeńców zostaje jeden z Koreańczyków, który zaczyna mścić się na japońskich żołnierzach za doznawane od nich wcześniej upokorzenia i niesprawiedliwości. Ostatecznie, Kim Jun i Tatsuo po tym, jak zostają wcieleni do armii sowieckiej, w wyniku wojennej zawieruchy lądują w niemieckim Wehrmachcie, z którego szeregów podejmą próbę ucieczki.
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej film „Ma-i We-i” należy pochwalić za to, iż stanowi piękną i w swym głównym przesłaniu tradycyjnie chrześcijańską opowieść o tym, że przebaczenie swym wrogom jest możliwe, a ponadto można nawet się za tych wrogów poświęcić. Co prawda, nie ma w tej produkcji jawnych odwołań do chrześcijaństwa, jednak wskazana powyżej jego główna treść i lekcja w tak silny sposób korespondują z jedną z zasadniczych cech moralności chrześcijańskiej, iż trudno jest nie nazwać tego filmu przynajmniej w faktycznym sensie głęboko chrześcijańskim. W pewien pośredni sposób można zresztą powiedzieć, iż pogańska duchowość zostaje tu poddana naganie, gdyż jednym z głównych negatywnych bohaterów tego filmu jest właśnie pogańska Japonia z jej bałwochwalczym stosunkiem do panującego cesarza oraz kultem śmierci przejawiającym się np. w obowiązkowym popełnianiu samobójstwa, wówczas, gdy w mniemaniu przełożonych popełniło się coś mającego zawieść oczekiwania cesarza. Te negatywne cechy, którymi niegdyś charakteryzowali się wyznający pogaństwo Japończycy zostały tu pokazane, co może stanowić źródło cennych refleksji na temat wyższości cywilizacji chrześcijańskiej nad kulturami wykreowanymi przez pogańskie społeczności. Inną sprawą jest to, że jeden z elementów poświęcenia pokazanego w tym obrazie jest wątpliwy etycznie, gdyż wiąże się z zachęcaniem do kłamstwa, ale ów wątek można zniwelować wykładając widzom poprawne nauczanie na ów temat – czyli, że nigdy i w żadnych okolicznościach nie wolno kłamać.
Film ten można też docenić za to, iż nie ma w nim żadnych scen seksu, nagości i że nie epatuje on obscenicznością oraz nieskromnością. Owszem jest w nim dużo scen mniej lub bardziej wyrazistej przemocy, ale mimo wszystko nie robią one wrażenia uczynionych w celu ekscytowania czy zabawiania za ich pomocą widza.
Polecamy zatem film pt. „Ma-i We-i” jako przykład budującego i niezwykle wartościowego obrazu na temat przebaczenia wrogom, miłości do bliźniego oraz poświęcenia jakie można okazywać w imię tych wartości.
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Z pozoru niegroźna kolizja drogowa z udziałem śpieszącego się na rozprawę młodego prawnika i zdążającego na sprawę o opiekę nad dziećmi agenta ubezpieczeniowego staje się początkiem narastającej wrogości pomiędzy oboma uczestnikami tego zdarzenia.
Fabuła tego filmu posłużyła jego twórcom do stworzenia całkiem dobrej opowieści o tym, jak destrukcyjna oraz wyniszczająca potrafi być zemsta i że lepiej jest wybaczyć, „odpuścić”, zamiast pielęgnować w sobie złe emocje i chęć odwetu. Ten przekaz nie jest tu czymś, czego widz ma sam się domyślać, ale w jasny sposób jest nam sugerowany. „Zmiana pasa” nie stanowi zatem jednego z wielu filmów, które co prawda nie pochwalają pokazywanego zła, jednak w pewien sposób przytłaczają widza jego rozległymi opisami, nie podając przy tym żadnej jasnej recepty jak wybrnąć z tego stanu rzeczy. Zamiast więc sugestii typu: „Świat jest zły i okropny, najlepiej byłoby w ogóle się nie rodzić” mamy tradycyjny dla Hollywood motyw „Happy Endu” czyli: „Jest wiele problemów i zła na tym świecie, ale zawsze istnieje możliwość ich pokonania„.
Dodatkowo, w treść tego obrazu, zostały wplecione czytelne i pozytywne aluzje wobec Pana Jezusa (który w jednej ze scen jest, w nawiązaniu do Jego śmierci na krzyżu, nazywany „Zbawcą świata”) modlitwy oraz chrześcijaństwa. Poprzez postać Doyla, który ma za sobą problem pijaństwa (uczestniczy on w spotkaniach „Anonimowych Alkoholików”), została też zwrócona uwaga na zło nadużywania alkoholu – co jest dodatkowym atutem tego filmu.
W produkcji tej nie ma też seksu, nagości, obscenicznych aluzji, a pokazane sceny przemocy nie sprawiają wrażenia bycia eksploatowanymi w celu zabawienia czy ekscytacji widza. Gdyby więc nie fakt, iż jest tu niestety dużo wulgarnej mowy, można by ów film zalecać bez poważniejszych zastrzeżeń.
/.../
2 komentarze Akcja tego filmu usytuowana jest w RPA krótko po upadku w tym kraju systemu segregacji rasowe, znanego pod nazwą „apartheidu”. Głównymi bohaterami są zaś nowy prezydent tego państwa – Nelson Mandela (który w oczywisty sposób uosabia radykalny sprzeciw wobec poprzedniego stanu rzeczy) oraz François Pienaar, kapitan drużyny rugby, będącej z kolei symbolem czasów „apartheidu” (choćby dlatego, że składa się w większości z białych Afrykanerów). Na tle rozgrywek o Puchar Świata w rugby (w których bierze udział drużyna RPA) obserwujemy tu starania nowego przywódcy tego kraju nie tylko o odniesienie zwycięstwa w sporcie, ale przede wszystkim o wzajemne pojednanie i przebaczenie w tym podzielonym przez rasizm, i wynikającą z tego niesprawiedliwość, społeczeństwie.
Nawet powyższy krótki zarys fabuły filmu pokazuje, iż ma on swe duże zalety, jeśli chodzi o jego warstwę moralną i światopoglądową. Istotnie bowiem temat starań Nelsona Mandeli o to, by po upadku „apartheidu” RPA nie pogrążyło się w chaosie zemsty i nienawiści dotąd uciskanych Czarnych wobec białych Afrykanerów, stanowi tu główny wątek. Twórcy filmu w pieczołowity i głęboki sposób ukazują owe zabiegi Mandeli tak, iż nie tylko trudno w tym aspekcie nie podziwiać tego człowieka, ale też nie nabrać jeszcze większego szacunku dla takich tradycyjnych wartości chrześcijańskich jak: przebaczenie, unikanie zemsty, wzajemna miłość i pojednanie. Obraz ten zawiera też kilka sympatycznych odniesień do wiary w Boga i chrześcijańskiej modlitwy. Brak w nim również eksponowania nieskromności, seksu, nagości, wulgarnej mowy oraz krwawej przemocy.
Powyższe to niewątpliwie mocne i dobre punkty owej produkcji. Niestety jednak, nie sposób pominąć pewnych jego poważnych braków i wad. A mianowicie:
1. „Invictus” skupia się tylko na dobrych cechach Nelsona Mandeli i jego prezydenckich rządów, pomijając albo całkowitym milczeniem, albo ukazując w niewiarygodny sposób, pewne istotne negatywne jego aspekty i zachowania. Przykładowo, zarzut uprawiania przez Mandelę terroryzmu pojawia się tu tylko w ustach Białych i nie jest poparty żadnymi konkretami, przez co łatwo jest tu zasugerować, iż takowa krytyka była zupełnie stronnicza oraz niesprawiedliwa. Tymczasem historycznym faktem jest to, iż Nelson Mandela miał w swym życiorysie pokaźną kartę popierania przemocy stosowanej wobec swych politycznych przeciwników, od której niestety nigdy się wyraźnie nie odciął. Chodzi tu oczywiście o kierowanie Afrykańskim Kongresem Narodowym (dalej ANC), który przez wiele lat za pomocą bomb, pistoletów, karabinów, a także niesławnych płonących opon walczył tak ze znienawidzonym przez siebie rządem, jak i tymi spośród czarnych, których oskarżano o kolaborowanie z apartheidem. Co prawda jest wątpliwym, by przebywający w więzieniu Mandela był bezpośrednio odpowiedzialny za wszystkie z aktów krwawej przemocy autorstwa ANC, ale można tu mówić przynajmniej o moralnym jego poparciu dla takich form działania. Warto w tym miejscu wspomnieć, że gdy w w 1976 i 1985 roku, rząd RPA proponował mu zwolnienie z więzienia pod warunkiem, iż zrzeknie się on popierania przemocy, ów każdorazowo odmawiał. Sam Mandela przyznał się w swej biografii do wydania rozkazu podłożenia bomby na „Church Street” w Pretorii. Atak ten miał miejsce 20 maja 1983 roku i w jego wyniku zginęło 19 osób, a 130 odniosło rany. Wśród ofiar były telefonistki i stenopistki pracujące w resorcie sił powietrznych RPA, a także osoby rasy czarnej. Zresztą jeden z procesów sądowych przywódcy ANC rozpoczął się po tym, jak policja odnalazła jego zapiski poświęcone prowadzeniu wojny partyzanckiej z rządem. On sam wówczas „de facto” przyznał się do swych militarnych zamiarów stwierdzając, iż „czarna ludność ma prawo do samoobrony”. W wyniku tego procesu Mandela został skazany nie tylko za przygotowania do wojny partyzanckiej, ale także udowodniono mu, że działał na rzecz ułatwienia inwazji armii obcych państw na RPA.
Całkowitym milczeniem zaś pominięto w tym filmie to, iż za prezydentury tego człowieka w RPA zalegalizowano została aborcja na życzenie, pornografia i homoseksualizm (owemu zboczeniu nadano nawet specjalną ochronę w nowo uchwalonej konstytucji), a zakazano zaś modlitwy w czasie obrad parlamentu i wyrzucono Biblię ze szkół.
Więcej na temat różnych aspektów rządów Nelsona Mandeli można przeczytać w poniżej linkowanym artykule:
http://www.fronda.pl/blogi/miroslaw-salwowski/nelson-mandela-swiety-naszych-czasow,36780.html
Clint Eastwood, reżyser omawianego dzieła, niestety zrobił z niego nie tylko laudację na cześć miłości, przebaczenia i pojednania, ale także bezkrytyczną hagiografię Nelsona Mandeli.
2. W filmie tym mimo pewnych pro-chrześcijańskich akcentów zostały też umieszczone odwołania do pogaństwa i politeizmu (np. wielokrotnie cytowany tu wiersz zawiera frazę „Bogu albo bogom”, jedna zaś z piosenek wspomina z kolei wyłącznie o „bogach”). Nawet jeśli te odniesienia nie są tu jawnie pochwalne czy aprobatywne to brak jest też jakichkolwiek przesłanek, by twierdzić, iż mają one charakter negatywny – nikt bowiem w owym filmie nie krytykuje kultu czy wiary w istnieniu wielu bóstw. Można więc powiedzieć, iż „Invictus” pośrednio wspiera pogaństwo i politeizm.
Podsumowując: ów film w swym zasadniczym wątku jest piękną i inspirującą opowieścią o takich dobrych rzeczach jak: przebaczenie, wyrzeczenie się zemsty i pojednanie, jednak te pozytywne elementy są tu mocno osłabione przez bezkrytyczne podejście do Nelsona Mandeli oraz brak dezaprobaty dla politeizmu i pogaństwa. Dlatego też obraz ów lepiej jest polecać do oglądania osobom już znającym się na meandrach historii RPA oraz mających silne tradycyjnie chrześcijańskie przekonania w kwestii zła i niegodziwości politeizmu.
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Oparta na prawdziwej historii opowieść o zmagającym się z traumą wojennych przeżyć, weteranie II wojny światowej i byłym japońskim jeńcu wojennym, Ericu Lomaxie. Głównego bohatera poznajemy długo po zakończeniu wojny, gdy nagle zakochuje się w pewnej kobiecie. Uczucie to kończy się nawet małżeństwem, jednak coś stoi na przeszkodzie temu, by nowo powstały związek szczęśliwie się rozwijał – są to wojenne wspomnienia Erica z okresu, gdy był on jeńcem w japońskim obozie wojennym. Główny bohater ciągle swymi myślami i uczuciami powraca do okrucieństw jakich zaznał w tym czasie z rąk japońskich oprawców i to uniemożliwia mu ułożenie normalnych relacji ze swą żoną. W pewnym momencie, Lomax dowiaduje się, iż jeden z japońskich żołnierzy, który uczestniczył w torturowaniu go, nie tylko wciąż żyje, ale jeszcze stał się opiekunem muzeum powstałego na miejscu kaźni japońskich jeńców. Eric postanawia wrócić na miejsce, gdzie był torturowany i poniżany, by zmierzyć się twarzą w twarz z tym ze swych oprawców.
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej „Droga do zapomnienia” posiada następujące zalety:
UKAZUJE WARTOŚĆ PRZEBACZENIA. Lomax jest pełen gniewu względem swych oprawców i pragnie się zemścić – te uczucia i pragnienia niszczą i pożerają jego duszę od środka. Jednak dopiero przebaczenie pozwala mu wrócić do spokoju i emocjonalnej równowagi. Jednocześnie jednak ów film nie pokazuje przebaczenia jako formy relatywizacji i pomniejszania świadomości zła, które ktoś popełnił względem nas. Przeciwnie, jest tu też położony akcent na to, iż należy w prosty, jednoznaczny i odważny sposób nazwać czynione przez siebie nieprawości, nie uciekając od osobistej odpowiedzialności za nie.
NIE EPATUJE WULGARNOŚCIĄ, SEKSEM I NIESKROMNOŚCIĄ. W dzisiejszej kinematografii (może poza filmami dla najmłodszej widowni i produkcjami o stricte chrześcijańskim charakterze) w zasadzie prawie nigdy nie można mieć pewności, czy twórcy danego obrazu nie uraczą nas dużą dawką wulgarnej mowy, obscenicznych dialogów, erotycznych i zmysłowych scen. W wypadku omawianego filmu, dzięki Bogu, nie mamy jednak z czymś podobnym do czynienia. Co prawda, jest tu kilka (raczej krótkich) scen pokazujących zmysłowe pocałunki i uściski, które dobrze by było sobie darować, ale w porównaniu z niemałą częścią współczesnych filmów, jest ich raczej mało i są one pokazane we względnie powściągliwy sposób. Nawet przemoc – której tu, ze względu na tematykę filmu – jest dużo, została pokazana w taki sposób, iż podkreśla raczej powagę ludzkiego cierpienia, aniżeli ekscytuje czy zabawia widza.
POŚREDNIO WSKAZUJE NA WYŻSZOŚĆ CHRZEŚCIJAŃSKIEJ CYWILIZACJI ZACHODU NAD POGAŃSKĄ KULTURĄ JAPONII. Film ten zestawia z sobą okrucieństwo wychowanych w pogaństwie Japończyków z łagodnym i cywilizowanych traktowaniem jeńców wojennych przez Brytyjczyków i Amerykanów (którzy wówczas byli jeszcze pod mocnym wpływem religii chrześcijańskiej). Choć ów wątek nie jest tu rozwijany i eksploatowany, można uznać, iż w pewien nieśmiały (i zapewne niezamierzony) sposób sygnalizuje on przewagę chrześcijańskiego zachodu nad przenikniętą pogaństwem kulturą Dalekiego Wchodu (z jej okrucieństwem, pogardą wobec słabych, „honorowym” samobójstwem, itp.).
Film „Droga do zapomnienia” z pewnością nie jest filmem stricte chrześcijańskim i ewangelizacyjnym (choćby dlatego, że bezpośrednie odwołania do Pisma świętego pojawiają się tu tylko raz, a imię Jezusa nie jest tu wspominane ani razu). Nie zmienia to jednak faktu, iż w swym zasadniczym przesłaniu obraz ten stanowi wielką pochwałę jednej z fundamentalnych cnót życia chrześcijańskiego, jakim jest udzielanie przebaczenia swym winowajcom. I dlatego film ów jest dobry i w swym duchu „de facto” chrześcijański. Dobrze by było, gdyby obejrzał go każdy, kto w swym życiu doświadczył od innych poważnych krzywd i w związku z tym zmagał się z problemem przebaczenia.
/.../