Tag Archive: pedofilia

  1. Dźwięk wolności

    Leave a Comment Film ten został oparty na prawdziwej historii Tima Ballarda, byłego agenta rządowego USA, który zrezygnował ze swej pracy po to, by móc w bardziej efektywny sposób ścigać ludzi odpowiedzialnych za handel dziećmi (dokonywany w celach seksualnych), a także, co za tym idzie, ratować małoletnich przed takimi przestępcami. Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej film pt. „Dźwięk wolności” zasługuje na uznanie, gdyż – bez szokowania i epatowania widzów jakimiś odrażającymi scenami – zwraca uwagę na problem handlu dziećmi, a także pokazuje odważną i ofiarną postawę niektórych z ludzi mającą na celu ukrócenie tego bardzo haniebnego procederu. Co do zastrzeżeń, które można by podnieść względem treści owej produkcji, to jest nią oczywiście pytanie, czy aby działania Tima Ballarda polegające na udawaniu pedofila i handlarza dziećmi nie były już materią grzechu kłamstwa – które z kolei jest wewnętrznie złe, a przez to moralnie niedozwolone nawet w celu osiągnięcia dobrych rzeczy. Kwestia bardziej szczegółowego rozumienia tego czym w swej istocie jest kłamstwo należy jednak do bardziej trudnych zagadnień w ramach katolickiej teologii moralnej i wedle jego niektórych definicji nie jest kłamstwem wprowadzenie w błąd osób, które nie mają prawa do poznania prawdy (choć wedle innych definicji i w takim wypadku mamy do czynienia z kłamstwem). W każdym razie, mimo pewnych kontrowersji teologicznych, jakie rodzą się w odniesieniu do sposobu działania głównego bohatera omawianego filmu, polecamy zaznajomienie się z nim, a to ze względu na jego bardziej przewodni motyw. Mirosław Salwowski Źródła grafiki wykorzystanej w powyższym tekście: www.filmweb.pl www.interia.pl /.../
  2. Grimsby

    Leave a Comment

    Rozdzieleni w dzieciństwie bracia (Nobby i Sebastian) w niespodziewany sposób odnajdują się po  28 latach. Nobby jest angielskim kibicem piłki nożnej, Sebastian zaś pracuje jako jeden z najlepszych agentów służb specjalnych Wielkiej Brytanii. Traf chce, że po długim okresie rozłąki spotykają się oni ze sobą. Wskutek intrygi Sebastian będzie musiał się jednak ukrywać przed własnymi służbami, gdyż zostanie on niesłusznie oskarżony o współpracę z terrorystami. W ukrywaniu dopomoże Sebastianowi jego brat Nobby.

    Niech szanownego Czytelnika naszego serwisu nie zmyli powyższy opis fabuły tego filmu, z którego to może wynikać, że owa produkcja została nawet dość inteligentnie pomyślana i zrealizowana. W rzeczywistości bowiem „Grimbsy” jest obrazem głupim, prostackim i prymitywnym, nakręconym w taki sposób, iż ma się wrażenie, że chodzi w nim o bicie kolejnych rekordów wulgarności, obsceniczności i nieprzyzwoitości. Żarty pokazane w tym filmie są bowiem albo w sposób przewidywalny głupawe, albo też w skrajnie obsceniczny sposób nawiązują do rozpusty, rozwiązłości, a także zboczeń i perwersji seksualnych. Dość powiedzieć, że twórcy omawianej produkcji raczą widzów dowcipami polegającymi na tym, iż dwoje mężczyzn zostaje oblanych nasieniem słonia; inny zaś z żartów bazuje nawet na skojarzeniach z pedofilią.

    W zasadzie jedynym pozytywnym elementem „Grimbsy’ego” jest to, iż w nieprzychylny sposób pokazuje on tych, którzy w imię budowania „lepszej ludzkości” pragną dokonać eksterminacji ludzi biednych, słabych i niezaradnych, co w pewien sposób kojarzyć się może z niektórymi ruchami propagującymi aborcję i antykoncepcję. Można też zastanawiać się nad tym, czy na docenienie nie zasługuje też pokazana w tym filmie rola więzi rodzinnych, jednak z drugiej strony rodzina tu odmalowana należy do tych, które słusznie nazywa się mianem „patologicznych” (np. oszukańczo wyłudza się w niej zasiłki socjalne na rzecz rzekomo chorego dziecka). Tak czy inaczej, niektóre z dobrych stron tego filmu giną w morzu wulgarności i obsceniczności w nim eksponowanej, dlatego też w żaden sposób nie nadaje się on na to, by choćby z poważnymi zastrzeżeniami być doradzonym lub chwalonym.

    Mirosław Salwowski

      /.../

  3. Spotlight

    Leave a Comment

    Autentyczna historia dziennikarskiego śledztwa, jakie w l. 2001 – 2002 w sprawie ukrywania przez władze kościelne diecezji bostońskiej skandali pedofilskich przeprowadziła redakcja miejscowego dziennika „Boston Globe”. Widzimy tu zatem, jak krok po kroku dziennikarze tej gazety odkrywają tak skalę owych seksualnych nadużyć, jak i fakt tuszowania ich przez ordynariusza diecezji w Bostonie, kardynała Bernarda Law.

    Czytelnika być może bardzo zdziwi fakt, iż zasadniczo rzecz biorąc postanowiliśmy docenić i pochwalić ten film. Czy to wszak przystoi „ultrakatolickiemu portalowi” pozytywnie recenzować produkcję, która – nie ma co tu kryć – stanowi daleko posuniętą krytykę postępowania kościelnych hierarchów? Czy nie wypadałoby idąc śladem części mediów i środowisk katolickich sprowadzać tego typu krytykę do „ataku na Kościół”,”kłamstw” albo przynajmniej „wyolbrzymień w istocie marginalnych zachowań”? Otóż, bynajmniej nie.  Film ten jest bowiem zasadniczą wierną historycznie relacją odnośnie tak skali pokazanego w nim zjawiska, jak i sposobu „radzenia” sobie z nim hierarchów kościelnych  w diecezji bostońskiej. Co więcej, istota krytyki podjętej w tym filmie, wydaje się być słuszna w odniesieniu nie tylko do kardynała Law z Bostonu, ale do wielu innych hierarchów Kościoła, którzy przez wiele lat zamiast surowo karać winnych nadużyć seksualnych (nie tylko zresztą molestowania nieletnich, ale też sodomii i rozpusty) zwykle przenosili ich z parafii na parafię, nie zgłaszając tych przestępstw odpowiednim władzom, a czasami nawet aktywnie przeszkadzając w tym, by powołane do tego organy się o nich dowiedziały albo wszczęły postępowanie karne wobec źle zachowujących się księży. I za to, wielu biskupom i kardynałom surowa krytyka po prostu należy się jak psu bura. Tego rodzaju postępowanie na pewno nie jest bowiem zgodne nie tylko z literą, ale też duchem nauczania i dyscypliny, jaką względem seksualnych przestępców w sutannach swych czasów, dał Papież św. Pius V. Ten bowiem, w odniesieniu do popełniających czyny homoseksualne księży i zakonników nakazywał co następuje:

    „Żeby zaraza takiego poważnego przestępstwa nie mogła szerzyć się z większą śmiałością dzięki korzystaniu z bezkarności, która jest największym podżeganiem do grzechu, i żeby bardziej surowo karać duchownych, którzy są winni tego nikczemnego przestępstwa, a którzy nie boją się śmierci swoich dusz, zarządzamy, że powinni oni zostać przekazani srogości władzy świeckiej, która egzekwuje prawo cywilne. Dlatego też, chcąc kontynuować z większą surowością niż tą jaką wywieraliśmy od początku naszego pontyfikatu, ustalamy, żeby każdy kapłan lub członek duchowieństwa, świecki lub zakonny, który popełnia takie ohydne przestępstwo, na mocy obowiązującego prawa, został pozbawiony każdego przywileju kościelnego, każdego stanowiska, godności i przywilejów kościelnych, a zdegradowany przez kościelnego sędziego, niech natychmiast zostanie przekazany władzy świeckiej, by skazała na śmierć, jak nakazuje prawo, jako słuszna kara dla świeckich, którzy zatopili się w tej otchłani„ (Konstytucja „„Horrendum illud scelus”).

    Pomijając zaś to, iż zdecydowana większość przypadków molestowania  nieletnich w wykonaniu duchownych miała zarazem charakter właśnie homoseksualny, nie trzeba chyba nikogo jakoś specjalnie przekonywać, iż pedofilia jest tak czy inaczej czymś jeszcze gorszym od sodomii, więc tym bardziej duch przywołanego wyżej rozporządzenia św. Piusa V powinien być wobec niej stosowany. Logicznie rzecz biorąc zatem, księża wykorzystujący erotycznie nieletnich winni być pozbawiani wszelkich urzędów i funkcji kościelnych oraz przekazywani w ręce władz cywilnych, by te wymierzyły im  przewidzianą przez prawo karę.

    Film pt. „Spotlight” zasadniczo rzecz biorąc krytykuje zaś powyżej ukazaną, a niezgodną przecież z bardziej tradycyjną praktyką i doktryną katolicką, postawę wielu hierarchów kościelnych w tej sferze i za to należy mu się uznanie. Oczywiście, nie można powiedzieć, by w tej produkcji wszystko było bez zarzutu. Ot, choćby poważnym zastrzeżeniem jakie mamy wobec niego jest to, iż w politycznie poprawnym duchu próbuje on nie łączyć problemu molestowania nieletnich przez duchownych z homoseksualizmem, a wręcz zaprzecza takim powiązaniom. Tymczasem jednak, wedle różnych badań, ogromna większość ( bo od 80 do 90 procent) tych przestępstw miała charakter właśnie homoseksualny. Nawet więc, gdyby przyjąć twierdzenia, iż wśród katolickich duchownych odsetek homoseksualistów jest znacznie wyższy niż w ogóle społeczeństwa i zamiast jak „przeciętnie” wynosić 2-3 procent, sięga nawet 15 do 20 procent, to i tak skala homoseksualnego molestowania nieletnich byłaby tu bardzo wysoka. To zaś niestety jeden z licznych dowodów na rzecz tezy, iż homoseksualizm ma w sobie znacznie większe skłonności do erotycznego rozwydrzenia i patologii niż heteroseksualizm.

    Jeszcze inną sprawą jest też to, iż film ten wydaje się być kręcony z pozycji ludzi może nie tyle wrogich Kościołowi katolickiemu, ale w pewien sposób od niego odległych. Widzimy to choćby na przykładzie tego, że pozytywne jego postacie to osoby, które odeszły od katolicyzmu albo też, które nigdy nie były z nim związane (np. nowy redaktor naczelny „Boston Globe” to Żyd), a „ciemną stronę mocy” reprezentują w niej ludzie blisko związani z Kościołem katolickim (kardynał, księża, prawnicy pracujący dla kurii biskupiej, etc.). Dziwnym jest też wątek prezentu, który od kardynała Lawa dostaje redaktor „Boston Globe”. Tym upominkiem jest bowiem „Katechizm Kościoła Katolickiego”, a obdarowany reaguje nań ze smutną miną, nie okazując z tego tytułu żadnego zadowolenia – w innej zaś scenie, fakt dania tego prezentu zostaje skomentowany jako wyraz „arogancji” ze strony kardynała. Doprawdy nie wiem, co smutnego czy aroganckiego jest w tym, iż katolicki hierarcha daje w prezencie komuś katolicki katechizm? Pomijając jednak dziwną wymowę takich scen i dialogów, faktem pozostaje to, iż w wypadku omawianego w filmie problemu po stronie dobra stanęli niekatolicy, a zło reprezentowali tu niestety gorliwi katolicy. To smutne, ale prawdziwe i nie ma co się obrażać na rzeczywistość.

    Mirosław Salwowski /.../

  4. Kac Vegas

    2 komentarze

    Opowieść o czwórce kolegów, którzy przed ślubem jednego z nich, postanawiają spędzić tzw. wieczór kawalerski w pełnym wątpliwej jakości uciech Las Vegas.  Chociaż nie zamierzają się oni zbytnio hamować w swych swawolach, sytuacja jaką zastają rankiem po „szalonej nocy” spędzonej w tym mieście, zaskakuje ich wszystkich. Okazuje się bowiem, iż przyszły pan młody znika bez śladu, w hotelowym pokoju zamknięty jest tygrys, a na dodatek  naszym bohaterom zostaje podrzucone nieznane im niemowlę. Dalsza część filmu stanowi zaś próbę odnalezienia przez troje pozostałych zaginionego przyjaciela oraz rozwikłanie zagadki co takiego działo się poprzedniego wieczoru.

    Kiedy konstrukt filmu oparty jest na opisywaniu swawoli i szampańskich zabaw podczas „wieczoru kawalerskiego” spędzonego w „mieście grzechu” (bo tak tradycyjnie zwykło się już zwać Las Vegas) można być już na 99 procent przekonanym, iż nie wyjdzie z tego nic wartościowego. I tak też jest tym razem, gdzie widz jest zachęcany, by śmiać się z ogromu nieprzyzwoitych – bo nawiązujących do niemal wszystkich z możliwych form rozpusty, perwersji  i zboczeń (w tym nawet do pedofilii i bestializmu, czyli obcowania płciowego ze zwierzętami) – dowcipów. Te zaś z żartów, które nie są seksualnie sprośne, wykorzystują motywy zemsty (np. dziecko rażące prądem jednego z głównych bohaterów za to, iż ten wcześniej je uderzył) i pijaństwa.  A wszystko to okraszone jest bardzo hojnie wulgarną mową oraz nierzadkimi scenami nagości, przemocy i nieskromności.  Być może za jedyny pozytywny element tego filmu można by uznać to, iż pijaństwo i rozpusta głównych bohaterów staje się dla nich źródłem wielu kłopotów, jednak i tak zostaje to zaćmione przez sposób narracji owych problemów – mamy bowiem bardziej śmiać się tu z ohydnych dowcipów i sytuacji, aniżeli nad nimi ubolewać i się smucić. Z pewnością więc nie można „Kac Vegas” uznać za satyrę na pewne z nieprawości, a nawet gdyby ktoś zechciał w tak karkołomny sposób naciągnąć interpretację jego fabuły, to i tak natłok oraz wyrazistość odniesień do nieczystości, zboczeń, bezwstydu, wulgarności i przemocy, całkowicie by ów film dyskwalifikowała.

      /.../