Tag Archive: niewolnictwo

  1. Amistad

    Leave a Comment Film oparty jest na prawdziwych wydarzeniach, które miały miejsce w 1839 roku na jednym ze statków przewożących czarnych niewolników. Wtedy to porwani i uwięzieni Murzyni zdołali oswobodzić się od swych ciemiężców i przejąć kontrolę nad okrętem, którym byli przewożeni do niewolniczej pracy na plantacjach w Afryce. Ludziom tym jednak nie udał się powrót do rodzinnych stron, lecz zostali przejęci straż przybrzeżną USA, by następnie zostać postawionymi przed sądem i oskarżonymi o wymordowanie załogi statku. Od władz USA zwrotu Murzynów z owego statku domagała się też młodociana królowa Hiszpanii, argumentując, iż okręt był własnością jej poddanych, a co zatem idzie i porwani z Afryki ludzie też do niej należeli. Omawiany film jest zatem relacją z procesu, w którym amerykańscy sędziowie musieli rozstrzygnąć, czy porwanych Murzynów, którzy uwolnili się z rąk swych prześladowców należy traktować jak morderców i własność hiszpańskiej korony, czy też wręcz przeciwnie, jako wolnych ludzi broniących swego życia i wolności? Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej „Amistad” ma kilka mocnych punktów. Jednym z nich jest ukazanie ogromu zła tkwiącego w handlu niewolnikami. Kolejnym mocnym punktem tej produkcji są raczej pozytywne odniesienia do Pana Jezusa, Jego śmierci, zmartwychwstania i wniebowstąpienia. Widzimy to w scenie, gdzie Cinque, jeden z sądzonych Murzynów, patrzy na ilustracje przedstawiające Chrystusa i wydaje się być w ten sposób pocieszony. Także jeden z sędziów, który staje po stronie sądzonych Murzynów, wcześniej zostaje pokazany, jak gorliwie modli się do Pana Jezusa w jednym z kościołów. Można zatem powiedzieć, że chrześcijaństwo zostało w „Amistad” przedstawione życzliwie i z sympatią. Niestety jednak, poważną wadą tego filmu jest to, że obok chrześcijaństwa, zawarte zostały też w nim pozytywne odniesienia do pogańskiego kultu przodków praktykowanego przez afrykańskie plemiona. Widzimy to na przykładzie Cinque, który w pewnym momencie zwraca się do duchów zmarłych i w ten sposób zyskuje pocieszenie i nadzieję. Ukazane to też zostało w mowie byłego prezydenta USA, Johna Quincy Adamsa, który reprezentując Murzynów przed Sądem Najwyższy z pozytywny sposób nawiązuje do tejże ich pogańskiej praktyki, by następnie w symboliczny sposób odnieść się do spuścizny „Ojców Założycieli” amerykańskiej republiki. „Amistad” nie zawiera w swej treści żadnych wulgarnych słów, obscenicznych dialogów, nieprzyzwoitych dowcipów oraz scen ukazujących seks bądź inne czynności erotyczne. Pokazana zaś w filmie nagość nie ma kontekstu prowokującego bądź zmysłowego. Mirosław Salwowski PS. Drogi Czytelniku jeśli doceniasz naszą wieloletnią i wytrwałą pracę w dziele propagowania dobrej i chrześcijańskiej kultury oraz uwrażliwiania na dostrzeganie złych lub wątpliwych moralnie i światopoglądowo aspektów przemysłu filmowego to prosimy Cię o wsparcie finansowe naszej działalności. Uczynić to możesz wpłacając dowolnie wybraną przez siebie kwotę pieniężną na poniższe konto bankowe: 22 1140 2004 0000 3402 4023 1523Mirosław Salwowski, Toruń Dane do przelewu bankowego dla osób z zagranicy to: PL 22 1140 2004 0000 3402 4023 1523 Kod SWIFT: BREXPLPWMBK Mirosław Salwowski, Toruń /.../
  2. Głos wolności

    Leave a Comment

    Opowieść o długoletniej walce z instytucją niewolnictwa, którą stoczył działający na przełomie XVIII i XIX wieku, brytyjski działacz polityczny i religijny – William Wilberforce.  W filmie możemy zatem podziwiać wytrwałość, odwagę, a także roztropność, z jaką tej sprawie poświęcił się ów członek brytyjskiego parlamentu. Początkowo niemal całkowicie osamotniony, wyśmiewany i wyszydzany, krok po krok, Wilberforce zdobywa nowych zwolenników w swej walce o zniesienie legalności najpierw handlu niewolnikami, a później niewolnictwa jako takiego (co nastąpiło zresztą w 1833 roku na kilka dni przed jego śmiercią). Jednocześnie w filmie widzimy, iż główny bohater choć walczy o daleko idące zmiany w prawodawstwie i mentalności mieszkańców Wielkiej Brytanii, dystansuje się od rewolucyjnych dążeń jednego ze swych przyjaciół i współpracowników, który za cel stawiał sobie obalenie władzy królewskiej, tak jak to miało miejsce pod koniec XVIII stulecia we Francji.

    Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej, „Głos wolności” ma szereg bardzo mocnych punktów i elementów:

    1. Brak jest w nim wulgarnej mowy, obscenicznych dialogów, scen seksu, a pojawiające się  czasem ujęcia niezbyt skromnych strojów nie są specjalnie eksponowane.  Z kolei, pokazana w filmie przemoc nie sprawia wrażenia takiej, której celem jest ekscytowanie widza obrazami przelewanej krwi i brutalności (co jest wadą wielu współczesnych produkcji filmowych).  Przemocy tu nie ma zresztą w nadmiarze, choć tematyka filmu mogła by po części to uzasadniać.

    2. Szlachetna walka głównego bohatera z niewolnictwem jest ukazana jako powiązana z faktem wyznawania przez niego wiary chrześcijańskiej. Widzimy zatem nawrócenie Wilberforce’a z grzesznego życia, ufność jaką pokłada on w Panu Bogu, zaś wspaniały hymn „Amazing Grace” („Cudowna Boża Łaska”) poza tym, że stał się oryginalnym tytułem filmu, nieraz pobrzmiewa w czasie jego trwania.

    3. Zło nowożytnej odmiany niewolnictwa zostało ukazane w tym filmie w sposób jasny i nie nasuwający wątpliwości. Wilberforce jest tu tym, który odważnie wzywa, aby „rozerwać kajdany zła, rozwiązać więzy niewoli, wypuścić na wolność uciśnionych i wszelkie jarzmo połamać” (Izajasza 58, 6).

    4. Jednocześnie główny bohater wyraźnie dystansuje się od naśladowania rewolucji francuskich Jakobinów, która jak wiemy przyniosła więcej zła i nieporządku, niż to co miała naprawić.  William Wilberforce chce sprawiedliwych i mądrych reform, a nie bezbożnej i niszczycielskiej rewolucji.

    Mirosław Salwowski /.../

  3. Belle

    Leave a Comment

    Powstanie tego filmu zainspirował obraz z 1779 roku, który można podziwiać w Kenwood House. Jest to podwójny portret dwóch młodych arystokratek, który byłby dość typowy dla ówczesnego malarstwa, gdyby nie to, że kolorystyczny kontrast stanowią tu postaci dziewcząt. U boku bladolicej kuzynki widzimy  bowiem ciemnoskórą Dido Elizabeth Belle, nieślubną córkę brytyjskiego admirała i czarnoskórej niewolnicy. Jako mała dziewczynka Dido została powierzona przez ojca opiece wujecznego dziadka Lorda Mansfield i jego żony. Pozycja Belle, mimo miłości i troski opiekunów, jest w świecie angielskich wyższych sfer bardzo niepewna i skomplikowana. Z jednej strony dzięki urodzeniu i majątkowi jej ojca powinna przynależeć do arystokracji, z drugiej pochodzenie jej matki i „niewolniczy” kolor skóry czynią z niej kłopotliwego członka rodziny.

    Chociaż film zasadniczo skupia się na indywidualnych problemach bohaterki, jej poszukiwaniu własnego miejsca, tożsamości i próbie podejmowania wolnych wyborów w społeczeństwie, gdzie o wszystkim decydują  konwenanse, to ważnym elementem spinającym niejako akcję jest tu autentyczna sprawa maskary dokonanej przez załogę statku Zong. Z pokładu tego niewolniczego statku wyrzucono około 140 chorych Afrykańczyków (ze względu na ubezpieczenie więcej byli warci martwi). Ta słynna sprawa sądowa nie dotyczyła zarzutu masowego mordu, a próby wyłudzenia odszkodowania. W procesie tym biorą aktywny udział opiekun Belle – Lord Mansfield (jako Przewodniczący Sądu Najwyższego) i, zakochany w głównej bohaterce, początkujący prawnik.

    Zalety tego filmu są dość oczywiste. Pokazuje on wyraźnie, jakie problemy, a nieraz i dramaty społeczne i osobiste rodzi stawianie sztucznych barier pomiędzy ludźmi, umotywowane głównie pychą i chęcią zabezpieczenia i utrwalenia swoich przywilejów. Film na szczęście nie idzie na łatwiznę i nie ogranicza się tylko do problemu rasizmu. W pewnym momencie pokazuje, że taką samą formą niesprawiedliwej dyskryminacji może być wykluczenie ze względu na brak majątku („biała jak śnieg”, lecz pozbawiona wiana kuzynka Belle jest w trudniejszym od niej położeniu towarzyskim, ma też znacznie mniejsze szanse na dobre zamążpójście).

    Atutem filmu jest też to, że pokazuje zwycięską walkę o prawdę i sprawiedliwość, stoczoną nie na drodze krwawego buntu, a w zgodzie z prawem na sali sądowej  i w ludzkich sercach.

    Niestety, film posiada też pewne moralne mankamenty, które, choć nie przesłaniają jego zalet, są jednak widoczne. Pierwszy z nich to pewne (drobne, lecz niepokojące) oświeceniowe aluzje, takie jak stwierdzenie, że pozytywne zmiany w świecie zawdzięczamy raczej prawu niż religii. Kolejny mankament to brak jakiejś wyraźniejszej negatywnej oceny moralnej dla faktu, że rodzice głównej bohaterki współżyli ze sobą nie będąc małżeństwem. Wreszcie, wizualnie rażą w filmie bardzo wydekoltowane kostiumy aktorek. Wielka szkoda, bo,  gdyby nie ta nieskromność dekoltów, stroje te można by uznać za piękne i stosowne dla chrześcijanek. Myślę, że nie byłoby wielką szkodą dla tego obrazu, gdyby lubieżną modę XVIII w. prezentował w bardziej stonowany sposób.

    Marzena Salwowska

    /.../

  4. Ben Hur (1959)

    Leave a Comment

    Ekranizacja bestsellerowej powieści Lewisa Wallace’a, doceniona przez Amerykańską Akademie Filmową 11 Oskarami. Akcja filmu przenosi nas w czasy rzymskiego panowania w Jerozolimie. Bohatera filmu, żydowskiego księcia, Judę syna Hura poznajemy, kiedy z rodziną (matką i siostrą) cieszy się na przybycie dawno nie widzianego przyjaciela. Ów wyczekiwany przyjaciel to młody Rzymianin, Messala, który powraca do Rzymu jako trybun. Messala, odpowiedzialny za utrzymanie pokoju w mieście, obawia się zamieszek, jakie mogą wybuchnąć w dniu przyjazdu nowego gubernatora Judei. W związku z tym prosi Judę, aby został jego zaufanym człowiekiem w Jerozolimie, a mówiąc wprost informatorem Rzymu.  Juda zdecydowanie odmawia, co Messala odbiera jako osobistą zniewagę. Podczas wjazdu nowego gubernatora zdarzy się wypadek, który pozwoli trybunowi okrutnie  zemścić się byłym przyjacielu …

    Tytuł tego filmu z pewnością jest dobrze znany, lub przynajmniej obił się o uszy czytelnika. Obraz ten cieszy się dobrze zasłużoną sławą, gdyż jest to nie tylko pełne rozmachu (jak i subtelnych odcieni)  dzieło, które wciąż z powodzeniem wytrzymuje próbę czasu,  ale przede wszystkim jeden z najbardziej chrześcijańskich filmów w dziejach kina. Chociaż, jak można się przekonać czytając komentarze na różnych portalach filmowych, ta chrześcijańskość zdaje się razić wielu jego współczesnych odbiorców. Można nawet natrafić na opinie, że postać Jezusa jest tu sztucznie przyklejona . Nic bardziej mylnego. Warto przypomnieć, że powieść „Ben Hur” powstała właśnie po to by mówić o tej postaci. Tak powieść jak i omawiana tu jej ekranizacja noszą zobowiązujący podtytuł „A Tale of the Christ”. Zgodnie z tym podtytułem historia Jezusa z Nazaretu ściśle łączy się z opowiadaniem o Ben Hurze. Nie tylko nie jest przyklejona, ale bez niej opowieść o żydowskim księciu wiele by straciła.

    Zatem, nie tylko ze względu na widowiskowy wyścig rydwanów, gorąco polecam ten film zwłaszcza osobom, które sądzą, że kino chrześcijańskie ogranicza się do kilku filmów o tematyce biblijnej lub ckliwych opowiastek oglądanych z nudów w okresach świątecznych.

    Marzena Salwowska

      /.../

  5. Django

    Leave a Comment

    Opowieść o tytułowym Django, czarnym niewolniku z południa USA, który pewnego dnia zostaje uwolniony z rąk handlarzy ludźmi przez Schultza, niemieckiego łowcę nagród. Ów proponuje Django, by  wraz z nim zajął się tropieniem wyjętych spod prawa.  Schultz pomaga też niewolnikowi odnaleźć  żonę, która została wcześniej sprzedana na inną  plantację.

    Krytycy filmowi  zwykli chwalić twórczość Quentina Tarantino. Wyjątkiem od tego nie jest też „Django”, który dostał wiele pozytywnych ocen m.in. za pokazywanie brutalnej rzeczywistości niewolnictwa na amerykańskim Południu USA. Można jednak zapytać, czy owa okoliczność przesądza o moralnej wartości tego filmu? Naszym zdaniem – nie. Oczywiście, niewolnictwo w większości swych historycznie istniejących form było zdecydowanie złe i niemoralne, jednak w naszym kręgu kulturowym współcześnie niemal nikt nie odważy się jawnie tego kwestionować. Nie potrzeba więc mieć zbyt wiele cywilnej odwagi, by mówić czy wskazywać na zło niewolnictwa.  Nie znaczy to rzecz jasna, że filmy, które owe zło nam uwypuklają nie mają żadnej wartości. Sami wszak na tym portalu, chwaliliśmy i polecaliśmy kilka z produkcji filmowych temu poświęconych (np. „Głos wolności”, „Chata wuja Toma”, „Amistad”). Warto o tym przypominać, choćby dlatego, by pokazywać ludziom, iż różne przejawy niemoralności i niesprawiedliwości cieszyły się niegdyś poważaniem, uznawane za normalne i pożądane przez większość ludzi – a skoro działo się tak kiedyś, to może i być tak dziś, tyle że w odniesieniu do innych rzeczy.

    Jak jednak ktoś to już trzeźwo zauważył, przesłanie piętnujące niewolnictwo w „Django” jest zalane przez morze krwi. I jak to już stało się tradycją dla filmów Tarantino pokazana przemoc jest ujęta tak, by widz mógł się w niej rozsmakować i nią upajać.  Sceny walk i brutalności są tu wszak długie, wymyślne, przekraczające kolejne granice, w jakich takie rzeczy były pokazywane dotychczas w kinie. Ponadto, obrazy, w których pokazany został tu przelew krwi, wydają się być tak naprawdę mało realistyczne. Dodajmy jeszcze, że nastrój grozy nieraz ściśle miesza się tu z atmosferą żartu i humoru.  Tym bardziej więc powstaje pytanie o cel owych scen. Czy było nim tylko pokazanie brutalnych aspektów rzeczywistości, czy jednak też ekscytowanie za ich pomocą widza? Na pochwałę nie zasługuje tu też obfitość wulgarnej mowy.

    To jednak nie koniec moralnych i światopoglądowych kontrowersji, które rodzi ów film. Trudno bowiem nie zauważyć, iż tytułowy Django, mści się na białych ludziach, zabijając ich niemalże „hurtowo”, bez zastanowienia, a także w sytuacjach, gdy czyn ten nie jest już wcale obroną siebie lub innych (np. zadaje śmierć siostrze wcześniej zabitego plantatora mimo, że ta nie ma broni i nikogo nie atakuje). Tymczasem, Pismo święte mówi: „(…) nie wymierzajcie sami sobie sprawiedliwości, lecz pozostawcie to pomście [Bożej]! Napisano bowiem: Do Mnie należy pomsta. Ja wymierzę zapłatę” (Rzym. 12, 19). Czym innym jest obrona siebie i innych przed poważnym niebezpieczeństwem dla życia i zdrowia, a czym innym jest przysłowiowe „branie sprawiedliwości we własne ręce” (do wymierzania kar złoczyńcom są upoważnione przez Boga odpowiednie urzędy, a nie poszczególni ludzie działające ze swej prywatnej inicjatywy).  Niestety, w tym filmie, różnica pomiędzy obroną a zemstą została mocno zatarta.

    Poza tym, o ile niewolnictwo na południu USA miało rzeczywiście wiele swych złych moralnie aspektów, to Tarantino wydaje się w  swym filmie wyolbrzymiać jego nieprawość. Chodzi mianowicie o pokazane w nim walki na śmierć i życie w wykonaniu czarnych niewolników, które to miały być urządzane z polecenia i ku uciesze ich właścicieli.  Tymczasem, historycy wypowiadający się na ów temat wyrażają poważną wątpliwość, czy istnieją dowody na istnienie takiego zwyczaju w owym czasie, sugerując, że jeśli coś takiego miało miejsce to raczej na zasadzie wyjątku niż normy.

    Podsumowując – dobrze, że Tarantino nakręcił film o złu tkwiącym w amerykańskiej wersji niewolnictwa, ale źle, iż wykorzystał tę okoliczność, by cieszyć widzów obrazami rozpryskującej się na wszystkie strony krwi, darzyć ich potokiem obrzydliwej, wulgarnej mowy oraz w sposób dwuznaczny przedstawiać zemstę. Mimo to mamy nadzieję, że wreszcie kiedyś będziemy mogli na tym portalu pochwalić jakiś z filmów w jego reżyserii.

    /.../

  6. Chata wuja Toma

    2 komentarze

    Telewizyjna ekranizacja słynnej powieści Harriet Beecher Stone z 1852 roku pod tym samym tytułem. Jest to opowieść o losach starego czarnego niewolnika o imieniu Tom.  Główny bohater po latach wiernej i w miarę spokojnej służby u jednego z dobrych panów, zostaje w pewnym momencie sprzedany kolejnym właścicielom niewolników. Niestety Tom, w pewnym momencie trafia do niezwykle okrutnego Simona Legree. Jego nowy pan i właściciel, poza tym, że jest pijakiem, lubi znęcać się nad swymi niewolnikami, a także seksualnie molestuje niektóre ze swych niewolnic.   W końcu też i Tom pada ofiarą brutalności i srogości Legree.

    Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej film ma następujące dobre punkty:

    1. W postaci głównego bohatera ukazuje przykład gorliwego praktykowania tradycyjnych cnót chrześcijańskich.  Tom, czasami wręcz z heroizmem, ufa Panu Bogu, modli się, pomaga słabszym oraz wybacza swym krzywdzicielom.  Produkcja ta pokazuje też siłę jaka tkwi w prowadzaniu bogobojnego i cnotliwego życia w świecie, gdzie dominuje zło, rozpacz i beznadzieja.

    2. Mamy tu wyraźne ukazanie niegodziwości tkwiącej w odmianie niewolnictwa, jaka miała miejsce w USA. Jednocześnie postawa samego Toma jest przykładem odrzucenia ducha buntu i rewolucji. Główny bohater nie złorzeczy bowiem swemu okrutnego panu, ani też nie planuje dokonać na nim zemsty. Przeciwnie, Tom modli się za Simona Legree i wybacza mu.  Główny bohater jest też zasadniczo posłuszny swym panom, jednak gdy dostaje polecenie uczynienia czegoś ewidentnie złego, potrafi odważnie odmówić wykonania tego polecenia, tłumacząc, że w ten sposób popełniłby wobec Boga grzech.

    3.  Mimo, że film porusza problem seksualnego wykorzystywania i przemocy, jego twórcom udało się z jednej strony z wyrazistością pokazać wielką obrzydliwość tych zachowań bez popadania w pewnego rodzaju pułapkę epatowania widzów obrazami ukazującymi szczegóły takich właśnie czynów. Nie widzimy tu zatem scen pokazujących seks bądź inne czynności seksualne (molestowanie na tym tle zostało jedynie delikatnie zasugerowane), wulgarnej mowy czy eksponowania nagości lub nieskromności.  Przemoc jest pokazana, ale w sposób umiarkowany i powściągliwy  (bez ukazywania nadmiaru krwi, etc.).

    Podsumowując: film „Chata Wuja Toma” to piękny, choć niewątpliwie smutny obraz z silnym chrześcijańskim przesłaniem.  Można go obejrzeć pod następującym adresem internetowym:
    http://www.youtube.com/watch?v=—AZlR8ciw

    Mirosław Salwowski
    Wspieraj nas /.../

  7. Przeminęło z wiatrem

    2 komentarze

    Scenariusz „Przeminęło z wiatrem” zasadniczo wiernie odtwarza klasyczną już powieść Margaret Mitchell pod tym samym tytułem. Fabuła filmu jest osadzona w czasach wojny secesyjnej i  przedstawiona z pozycji Scarlett O’Hary, córki plantatora z Południa, Geralda O’Hary. Scarlett, największa kokietka w trzech okręgach, bez trudu podbija serca większości mężczyzn, nie może jednak zdobyć tego, na którym jej zależy, Ashleya. Ku rozpaczy Scarlett jej ukochany zamierza ożenić się z Melanią, dziewczyną skromną i łagodną, przeciwieństwem rozkapryszonej, egoistycznej i „przebojowej” głównej bohaterki. Scarlett, nie chcąc dopuścić do tego związku, wyznaje miłość Ashleyowi, a kiedy ten w taktowny sposób odrzuca jej względy, wymierza mu siarczysty policzek. Po jego wyjściu tłucze wazonik. Wtedy okazuje się, że świadkiem ich rozmowy był Rett Butler, bogaty charlestończyk o nieco nadszarpniętej reputacji, który akurat odpoczywał niezauważony w tym samym pokoju. Tak rozpoczyna się historia emocjonalnych i życiowych perypetii Scarlett, która będzie rozgrywać się na tle mającego już wkrótce nadejść tragicznego konfliktu zbrojnego pomiędzy Południem a Północą, a następnie głębokich powojennych zmian i przeobrażeń, jakie będą musiały przejść pokonane stany i ich mieszkańcy.

    Chociaż fabuła filmu i jego historyczna otoczka są niewątpliwie ciekawe, to myślę, że o spektakularnym sukcesie tak książki jak i filmu zdecydował inny jego element – emocjonalnie świetnie trafia on  w potrzebę tkwiącą w psychice typowej dziewczynki (nie ważne czy ta dziewczynka ma 8 czy 108 lat) – potrzebę bycia „prawdziwą damą” (księżniczką). Która z czytelniczek „Przeminęło z wiatrem” nie śniła, aby być jak jego bohaterka czarującą istotą, otoczoną przez wierną służbę i tłum adoratorów o nieskazitelnych manierach? By mieszkać w skąpanej zielenią posiadłości, która przypomina pałac, jadać codzienne posiłki na eleganckiej zastawie, za największe zmartwienie mając dobór odpowiedniej kreacji na kolejny bal? Śmiem przypuszczać, że zdarzało się to nawet najbardziej zagorzałym dziś feministkom. Niestety, problem w tym, że te naturalne choć infantylne marzenia, spełniane są w postaci bohaterki „Przeminęło z wiatrem” dzięki temu, że jest ona beneficientką systemu niewolniczego, który, nawet za cenę wojny domowej z Północą, zdecydowane są utrzymać władze Południa.

    Myślę, że trudno zaprzeczać, że secesja Konfederacji miała za główny cel konserwację instytucji niewolnictwa.  Za dowód tej tezy niech posłużą zamieszczone poniżej fakty historyczne:

    1. CSA (Confederate States of America – Skonfederowane Stany Ameryki, zwane w skrócie Konfederacją) wpisały do swojej konstytucji  „prawo” do posiadania niewolników, ale również umieszczono tam postanowienia, iż niewolnictwo będzie mogło być ustanawiane bez przeszkód na nowo przyłączanych terytoriach.

    2. Deklaracje powodów secesji poszczególnych stanów kładły duży akcent na kwestię obrony „błogosławionej instytucji niewolnictwa” przed dążeniami abolicjonistów z Północy. Można powiedzieć, że wszystkie inne argumenty (kwestia ekonomii, niezależności i ocalenia „tradycyjnego stylu życia” Południowców) krążyło wokół sprawy niewolnictwa.

    3. W swym liście do Alexandara Stephensa (v-ce prezydenta CSA), w przededniu wojny, pisał: „Wy uważacie, że niewolnictwo jest słuszne i powinno być rozszerzone, a my uważamy, że jest niesłuszne i powinno być ograniczone„. V-ce prezydent CSA, Alexander Stephens w swym słynnym przemówieniu, wygłoszonym w Savannah w stanie Georgia, 21 marca 1861 r. (więc wtedy, gdy już rozpoczął się proces secesji Południa) głosił, że rewolucja amerykańska została oparta na fałszywej przesłance, jaką jest równość ras. Dodawał przy tym, iż: „fundamentem naszego rządu jest z gruntu przeciwstawne przekonanie, a mianowicie wielka prawda, że Murzyn nie jest równy człowiekowi białemu. Niewolnictwo, czyli podporządkowanie rasie wyższej, jest dla niego naturalnym i normalnym stanem. Tak więc nasz rząd, pierwszy w historii świata, będzie opierał się na tej wielkiej, moralnej prawdzie„. Senator H. Hammonde, inny z czołowych polityków Południa deklarował z kolei: „skała Gibraltaru nie jest tak mocno wrośnięta w swoje posady jak nasz system niewolnictwa„.

    4. Abraham Lincoln też uważał, że Czarni są niższą rasą, ale przynajmniej niewolnictwo  oceniał jako moralne zło, które należy ograniczać, ale zarazem, przynajmniej póki nie zaistnieją odpowiednie warunki do jego całkowitej likwidacji, tolerować. W sprawie zakazu poszerzania niewolnictwa Lincoln był jednak nieugięty. Przyszły prezydent USA, w swej kampanii wyborczej jasno opowiadał się za prawem rządu federalnego do ograniczania niewolnictwa na nowych terytoriach. Fakt, iż wybory prezydenckie wygrał zwolennik ograniczania niewolnictwa na nowo przyłączanych terytoriach spowodował, iż powstało CSA.

    W tym miejscu, polemicznie nastawiony czytelnik mógłby spróbować posłużyć się obosiecznym mieczem Słowa cytując te fragmenty Pisma, które legalizują niewolnictwo. Należy jednak zwrócić uwagę na parę istotnych różnic pomiędzy tą instytucją w starożytności a niewolnictwem na Południu St. Zjednoczonych, w XIX w. Po pierwsze niewolnictwo w starożytności nie miało charakteru rasowego. Niewolnikiem, na skutek różnych okoliczności, mógł zostać praktycznie każdy (przez krótki czas ten los był nawet udziałem sławnego filozofa, arystokraty z urodzenia, Platona). Dzięki temu, wyzwolony niewolnik (wyzwoleńców było wielu, co również świadczy na korzyść starożytnej formy niewolnictwa), po wyzwoleniu mógł zostać w pełni wolnym członkiem społeczeństwa, bowiem nie był na stałe napiętnowany przez kolor skóry, który sugerował jego stan społeczny. W istocie wielu byłych niewolników robiło w starożytności wręcz zawrotne kariery, by wspomnieć chociażby biblijnego Józefa, czy też faktycznie władających Rzymem wyzwoleńców cesarza Klaudiusza. Synem wyzwoleńca (o czym zresztą sam bez zażenowania pisał)  był jeden z największych poetów starożytności Horacy. Rzymscy niewolnicy, mieli ponadto pewne prawa, o których ci na Południu mogli jedynie pomarzyć, mieli np. prawo do części wypracowanego przez siebie majątku, co oznaczało, że oszczędna i zaradna jednostka mogła zebrać pieniądze na swoje wyzwolenie; wprawdzie pan mógł po prostu przywłaszczyć sobie tę sumę, jednak zdarzało się to bardzo rzadko. Dodatkowe prawa przyniosło starożytnym niewolnikom chrześcijaństwo, po zwycięstwie którego wprowadzono między innymi zakaz rozdzielania rodzin niewolniczych, czy zmuszania niewolników do prostytucji. Oczywiście los niewolnika również w starożytności nie był do pozazdroszczenia, zwłaszcza gdy był on jako słabsza społecznie jednostka narażony na wszelkie niegodziwości i nadużycia wynikające z pogańskiego systemu rzeczy; to jednak dawał pewną uzasadnioną nadzieję na wyzwolenie, po którym jednostka nie napiętnowana przez kolor skóry, mogła wieść życie podobne ludziom wolnym z urodzenia.  Na niekorzyść niewolnictwa na Południu przemawia również jego ekonomiczna bezzasadność. O ile w starożytności, wobec prymitywnych środków produkcji, utrzymywanie tego rodzaju instytucji można tłumaczyć ekonomiczną koniecznością, to w przeżywających przemysłową rewolucję XIX-wiecznych Stanach system ten przyczyniał się do gospodarczego zacofania Południa.

    Gdyby zaś na chwilę zgodzić się z tezą, że Wojna Secesyjna nie toczyła się o możliwość konserwacji (i poszerzania na nowe tereny) instytucji niewolnictwa, to wtedy nasuwa się pytanie – jeśli nie o to, to o co właściwie walczyli Konfederaci. Tak książka, jak i film, zdają się udzielać bardzo osobliwej odpowiedzi na to pytanie – konflikt, który pochłonął tyle ludzkich istnień, rozgrywać się miał w imię obrony „południowego stylu życia”. Czym tak istotnym odróżniał  się od sposobu życia „jankesów” ten styl, że wart był hekatomby ludzkich istnień? Czy może mamy tu do czynienia z antagonizmem w rodzaju Machabeusze kontra Antioch Epifanes, czy też Wandejczycy kontra Rewolucja Francuska? Jakież to ogromne zagrożenie dla kultury Południa stanowili „barbarzyńcy” z Północy? Czy nie byli to bracia, którzy tworzyli ten sam naród, wierzyli w jednego Boga, uznawali ten sam system wartości? Czyżby więc cała Wojna Secesyjna toczyła się o lepsze maniery przy stole?

    Nie da się też nie nie zauważyć, że na „Przeminęło z wiatrem” kładzie się cieniem ideologia rasistowska. Oczywiście, należy tu „wziąć poprawkę” na czasy w których kręcony był ów film i niską wówczas wrażliwość społeczną w tym zakresie.  Czarnoskórzy bohaterowie są tu w większości przedstawiani na podobieństwo słabo rozwiniętych umysłowo dzieci, które potrzebują ciągłego nadzoru ze strony dorosłych (białych).

    Oczywiście „Przeminęło z wiatrem” ma też wiele niezaprzeczalnych zalet takich jak:

    – pochwalanie na przykładzie pozytywnych bohaterów postaw opartych na tradycyjnej moralności chrześcijańskiej, przykładowo poświęcenia dla innych, lojalności, wierności małżeńskiej, pomocy osobom w potrzebie i starszym

    – pozytywne odniesienia do modlitwy i czytania Słowa Bożego

    – podkreślanie wartości rodziny, szacunku dla rodziców i rodzinnego domu, dbałości o bliskich i odpowiedzialności za nich

    – pozytywne ukazanie (zwłaszcza na przykładzie Scarlett)  ciężkiej pracy, zaradności i przedsiębiorczości, a także możliwości szybkiego otrząśnięcia się po wojennej traumie

    – promowanie u mężczyzn postawy „rycerskości”, jak również szacunku i subtelności w kontaktach międzyludzkich

    – przedkładanie przez bohaterów, takich jak Ashley czy Melania honoru oraz wartości moralnych nad dobra materialne.

    Mimo jednak tych licznych zalet, zmuszeni jesteśmy oznaczyć film notą ujemną -1, głównie ze względu na zasadniczy, omówiony tu szczegółowo, zarzut popierania niesprawiedliwej wojny (w dodatku domowej), jaką w imię niewolnictwa  południowe stany USA (Konfederacja)  prowadziły  przeciwko stanom północnym (Unii), a także niemalże bezkrytyczne podejście do kultury i tradycji Południa.

    Marzena Salwowska

    Wspieraj nas

      /.../

  8. Święty Patryk

    Leave a Comment

    Opowieść o urodzonym w Brytanii około roku 385, patronie Irlandii – świętym Patryku. Wychowany w zamożnej rodzinie, rozpieszczony i zadufany w sobie młodzieniec w wieku 16 lat został uprowadzony przez irlandzkich wojowników i sprzedany jako niewolnik. A że stało się to, gdy w brał udział w leśnych pogańskich obrzędach, w późniejszym czasie sam Patryk widział w swej niedoli słuszną karę Boga. Pracując jako pasterz  owiec, młodzieniec spędzał długie samotne godziny w irlandzkich górach. Tak zaczyna się historia świętego Patryka, jednak na szczęście dla niego i dla całej Irlandii, na tym się nie kończy …

    Niewątpliwą zaletą tego obrazu dla polskiego odbiorcy jest to, że przybliża on stosunkowo mało u nas znaną, a jakże barwną postać pierwszego apostoła Irlandii i jej patrona, świętego Patryka. Film dobrze obrazuje początki chrześcijaństwa na Zielonej Wyspie, jak głoszenie Ewangelii  dokonywało się tu wśród cudów i znaków. Ilustruje też na przykładzie celtyckich ludów, których duchowością władali druidzi, z jak wielką ciemnością i zniewoleniem wiązało się pogaństwo, czczące w istocie, ukryte pod wizerunkami bożków, demony (pokazuje np. krwawe ofiary składane tymże bożkom z ludzi). Obraz ten unaocznia, jak wiara w prawdziwego Boga czyni ludzi wolnymi i zmienia ich życie.

    Mocnym punktem tej produkcji jest niewątpliwie pokazanie na przykładzie losów głównego bohatera, jakim grzechem jest bałwochwalstwo, które w przypadku Patryka pociąga za sobą gniew Boga i natychmiastową karę. Na przykładzie apostoła Irlandii, widać jednak, że ten gniew mieści się w ramach Bożej miłości, a kara jest jednocześnie elementem Bożych zamierzeń. Bowiem, gdy skruszony Patryk nawróci się całym sercem i już z własnej woli postanowi służyć ludowi Irlandii, jego pierwszy – przymusowy pobyt na Zielonej Wyspie okaże się zbawienny dla tej wyspy.

    Historia świętego Patryka może też posłużyć „ku pokrzepieniu serc” nie tylko misjonarzy, ale wszystkich osób, każdego stanu, które, pragnąc szczerze służyć Bogu, zmagają się z różnymi przeciwnościami, trudami, niebezpieczeństwami, a także odrzuceniem, szyderstwem i niezrozumieniem. Tu warto zwrócić uwagę, że najbardziej bolesne prześladowania spotykają świętego Patryka nie ze strony pogan, ale możnych i wpływowych chrześcijan, obeznanych z teologią i sprawiających nad wyraz świętobliwe wrażenie.

    Film ten, poza wyżej wspomnianymi, oferuje jeszcze widzowi wiele cennych lekcji, do których samodzielnego odkrycia pragnę  jak najgoręcej zachęcić.

    Marzena Salwowska

    /.../

  9. Zniewolony. 12 Years a Slave

    Leave a Comment

    Wstrząsająca i prawdziwa historia Solomona Northupa, wolnego  czarnoskórego mieszkańca Nowego Jorku, który w połowie XIX wieku zostaje podstępnie zwabiony przez handlarzy niewolników, a następnie sprzedany do niewoli na Południu. Główny bohater w przeciągu zaledwie kilku godzin zostaje przemieniony z szanowanego i zamożnego obywatela w pogardzanego, pozbawionego wszelkich praw, zakutego w kajdany i odzianego w łachmany „Czarnucha”, którego następnych 12 lat będzie wielkim pasmem cierpienia, bólu i smutku.

    Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej „Zniewolony” jest filmem z mocnym dobrym przesłaniem o złu tkwiącym w rasizmie i najbardziej historycznie rozpowszechnionych formach niewolnictwa (czyli takich, gdzie w majestacie prawa niektórych z ludzi pozbawiało się ich najbardziej naturalnych praw, a więc np. można było ich bezkarnie zgwałcić czy ciężko pobić z byle powodu).  Jest to też obraz przypominający nam, iż pragnienie sprawiedliwości jest rzeczą piękną i szlachetną (wszak jak mówi Pismo święte: „Błogosławieni ci, którzy łakną i pragną sprawiedliwości” – Mateusz 5, 6), a pewne zasady moralne i prawa naturalne są równe dla wszystkich ludzi.

    To ogólnie dobre przesłanie owego filmu nie zmienia jednak tego, iż do pewnych jego elementów i wątków należy podejść z ostrożnością oraz rozwagą.

    Takim wątkiem jest sposób pokazywania tu chrześcijaństwa. Otóż, choć większość z pokazanych tu postaci (tak dobrych, jak i złych, krzywdzonych oraz krzywdzicieli) mniej lub bardziej wyraźnie odwołuje się do Boga (np. cytując Biblię, śpiewając pieśni zwrócone do Stwórcy), to osobą, która najczęściej i najwyraźniej wplata w swe wypowiedzi wątki chrześcijańskie jest Edwin Epss, jeden z sadystycznych, okrutnych i zdeprawowanych właścicieli Solomona. Człowiek ten  to najbardziej czarny charakter  filmu, który jednocześnie afiszuje się ze swymi chrześcijańskimi przekonaniami, a nawet nie waha się cytować Pisma świętego by usprawiedliwić niezwykle okrutne traktowanie niewolników (których wprost nazywa swą „rzeczą”). Chociaż nie sposób zaprzeczyć, iż istnieli i wciąż istnieją podobnego rodzaju chrześcijanie, to fakt, że  właśnie taki człowiek w najbardziej wyraźny sposób reprezentuje tu chrześcijaństwo, budzi pewien niepokój i ostrożność. To może być łatwo interpretowane w duchu popularnych zarzutów wobec chrześcijaństwa, a więc np. tego, iż Biblia (cytowana przez Epssa) miała popierać niewolnictwo, etc. Dobrze, że przynajmniej w jakiś sposób postać okrutnego i zdemoralizowanego Epssa z Pismem świętym w dłoni została tu zrównoważana przez innych bohaterów filmu, co do których zostało zasugerowane, iż są chrześcijanami, ale którzy przynajmniej próbują się zachowywać porządnie i przyzwoicie.

    Podsumowując; omawiany film jest zasadniczo dobry, ale trzeba go oglądać z pewną ostrożnością, czujnością i krytycyzmem.

      /.../

  10. Bogowie i generałowie

    Leave a Comment

    „Bogowie i generałowie” to jeden z filmów poświęconych amerykańskiej wojnie secesyjnej (która toczyła się w latach 1861 – 1865).

    Lewicowo nastawiona prasa amerykańska ironicznie pisała o tym filmie: „po brzegi wypełniają go modły do Jezusa Chrystusa„. Ron Maxwell, reżyser i producent tego obrazu stwierdził z kolei: „Trzydzieści lat jestem w tym interesie. Czytuję mnóstwo recenzji; niektóre z nich bywają zabawne i traktują film z lekceważeniem. Nigdy jeszcze jednak nie zetknąłem się z tak zmasowanym wysiłkiem, aby pognębić film i odstręczyć od niego ludzi„.

    Cóż, niechęć lewicowych krytyków do tego filmu już jest dobrym sygnałem, by uważniej się mu przyjrzeć i zastanowić się, czy aby nie jest wart polecenia. Po obejrzeniu „Generałów”widać, że i w tym przypadku nieprzychylna opinia lewicowców jest dobrą rekomendacją. Jest w nim rzeczywiście pełno odwołań do Boga, Pana Jezusa, Biblii i modlitw. Widać to szczególnie na przykładzie postaci generała Thomasa „Stonewall” Jacksona, którego pobożność, posłuszeństwo i zaufanie Bogu zostały odmalowane w sposób przepojony szacunkiem, podziwem i uznaniem,  nie zaś na modłę ironiczną, ośmieszającą czy szyderczą. Doprawdy trudno nie odczuwać choćby mimowolnej atencji, gdy widzimy np. generała Jacksona modlącego się do Boga w taki sposób, jakby rozmawiał ze swym najlepszym przyjacielem (jednak bez zbytniego spoufalania się).

    Niestety pewnym minusem tego dzieła jest to, że na płaszczyźnie historycznej przeinacza on fakty na korzyść racji prezentowanych przez stany południowe, które wystąpiły z Unii (co też doprowadziło do wybuchu wojny secesyjnej, która jest tematem tego filmu). Przykładem takiego przeinaczenia jest sugestia, jakoby jeden z głównodowodzących armią Konfederacji, gen. Thomas „Stonewall” Jackson był przeciwnikiem niewolnictwa (podczas gdy w rzeczywistości, choć traktował on niewolników w dobry i łagodny sposób, to jednak nie był on zwolennikiem zniesienia tej instytucji). W takim nieprawdziwym przedstawieniu poglądów na niewolnictwo jednego z głównych reprezentantów Południa w omawianym filmie, trudno nie dostrzec echa „neo-konfederackich” poglądów, jakoby głównym powodem stojącym za secesję stanów południowych nie była chęć obrony instytucji niewolnictwa. Fakty historyczne są jednak w tej sprawie nieubłagane. Chociaż owszem, po stronie ważnych dowódców Południa walczyli też przeciwnicy niewolnictwa (konkretnie był to zaś gen. Robert Lee, a nie Thomas Jackson), to samo prawo nie tylko do praktykowania tej instytucji, ale też do jej rozszerzania na nowo przyłączone do Konfederacji terytoria zostało wpisane do jej konstytucji. Poza tym, zarówno w deklaracjach secesji poszczególnych stanów, jak i w wypowiedziach czołowych polityków Południa kwestia obrony niewolnictwa przed „zakusami abolicjonistów z Północy” była konsekwentnie akcentowana i wysuwana na pierwszy plan, jako główny powód wyjścia z Unii. Oglądając zaś omawiany film ma się wrażenie, jakby niewolnictwo nie stanowiło czegoś ważnego dla Konfederacji. Co prawda nie jest to błąd na płaszczyźnie stricte moralnej czy światopoglądowej, jednak stanowi to nieprawdziwą historycznie sugestię, która  obniża nasze uznanie dla tego filmu.

    Mimo tej wady film wart jest jednak polecenia i pochwalenia. Nie ma też w nim scen seksu, nagości, wulgaryzmów, obscenicznych dialogów oraz eksponowania nieskromnych ubiorów i tańców (może poza jedną sceną), także spokojnie mogą go oglądać rodziny z dziećmi. Jak już też zostało tu wspomniane, produkcja ta z życzliwością przedstawia wiarę w Pana Jezusa, modlitwę i chrześcijaństwo. „Bogowie i generałowie” czasami są wyświetlani w różnych telewizjach komercyjnych, a płyta DVD z tym filmem powinna być jeszcze do kupienia w sprzedaży wysyłkowej.

     

    Ps.  Spodobała Ci się ta recenzja? Przekaż nam choćby symboliczną darowiznę w wysokości 2 złotych. To mniej, niż kosztuje najtańszy z tygodników opinii, a nasze teksty możesz czytać bez żadnych limitów i ograniczeń.

    Numer konta: 22 1140 2004 0000 3402 4023 1523, Mirosław Salwowski /.../