Leave a Comment Film opowiada o przybyciu do małego miasteczka w amerykańskim stanie Iowa anioła o imieniu Michał. O tejże wizycie dowiaduje się redakcja gazety „National Mirror”, która pragnie uczynić ową wieść swym medialnym tematem numerem jeden.
Choć, zarysowana wyżej, fabuła owego obrazu mogłaby być punktem wyjścia do pokazania roli Boga i Jego Aniołów w naszym życiu (co trzeba powiedzieć czasami jeszcze udaje się twórcom filmów), niestety w tym wypadku otrzymaliśmy jawną tego karykaturę. Chociaż w paru swych punktach produkcja ta potwierdza biblijne i tradycyjnie chrześcijańskie nauczanie (np. nazywając Anioły posłańcami Boga oraz stwierdzając, iż archanioł Michał walczył z szatanem i upadłymi aniołami), to w wielkiej mierze mamy tu do czynienia z prawdziwą kpiną i szyderstwem z Bożych Aniołów. Rzecz wszak w tym, iż dowódca niebieskich zastępów, którym jest właśnie Michał Archanioł jest tu pokazany jako pijący piwo, palący papierosy, obscenicznie tańczący i uwodzący kobiety (w domyśle – z jedną z niewiast nawet cudzołoży) grzesznik. Ów filmowy „Anioł” w rzeczywistości przypomina więc bardziej demona aniżeli jednego z czystych duchów, które zostały stworzone przez Boga po to by Go chwaliły i strzegły ludzi od wszelkiego zła.
„Michael” to jeden z bardziej bluźnierczych i antychrześcijańskich filmów stworzonych przez Hollywood i dałby Bóg, aby popadł on w zapomnienie.
/.../