Tag Archive: horrory komediowe

  1. Gremliny rozrabiają

    Leave a Comment Młody kasjer bankowy – Billy Peltzer w przeddzień Świąt Bożego Narodzenia otrzymuje od swojego ojca nietypowy prezent. Darem tym jest zakupione w sklepie starego Chińczyka małe, włochate stworzonko – mogwai, które otrzymuje imię Gizmo. Opieka nad uroczym stworkiem wymaga przestrzegania trzech z pozoru prostych zasad: nie wolno wystawiać go na światło, kontakt z wodą i nie należy karmić go po północy. Jak można się łatwo domyśleć, te wszystkie reguły zostają wkrótce złamane. Pod wpływem wody Gizmo zaczyna się rozmnażać, a jego potomstwo, nakarmione po północy, zmienia się w paskudne gremliny. Owe potworki terroryzują spokojne dotąd miasteczko, atakując ludzi i demolując wszystko na swojej drodze … Film ten, nawet gdyby pominąć jego wątpliwe inspiracje pewnymi pogańskimi (chińskimi) wierzeniami jest o tyle problematyczny, że właściwie trudno powiedzieć, kto jest dla niego stosowną grupą docelową. Dla dzieci bowiem wydaje się zbyt drastyczny, zwłaszcza fakt, że przerażające stwory lęgną się tu z mogwaia Gizmo, który kojarzy się z pluszową zabawką. Nadto źródłem komizmu jest w nim pełne wandalizmu i bezsensownego okrucieństwa zachowanie gremlinów, które dręczą, a nawet zabijają ludzi w sposób mający być dla widza zabawnym. Jeśli chodzi o dorosłych, to z kolei może to być już po prostu niezbyt wciągająca opowieść. Produkcja ta z pozoru może robić wrażenie całkiem wartościowej. Mamy tu bowiem wątek mówiący o tym, iż warto przestrzegać zasad, czy że dorośli ludzie są odpowiedzialni za istoty, które są pod ich władzą i opieką. Opowieść ta mogłaby też być przestrogą przed tym, co może się stać, kiedy tym dorosłym zabraknie odpowiedzialności i słodkie maleństwa przemienią się w destrukcyjne, anarchistyczne i złośliwe potworki. Film ten w pewien sposób przestrzega też przed nadmiernym materializmem i konsumpcją. Promuje nadto pozytywny obraz życia rodzinnego i dobrych stosunków sąsiedzkich (wzajemna życzliwość, bezinteresowne pomaganie bliźnim). Negatywnie zaś ukazane zostają postawy bardziej egoistyczne, brak współczucia i miłosierdzia czy też karierowiczostwo. Niestety głębokim cieniem na film rzucają się korzenie całego pomysłu. Kluczowa jest tutaj postać samego mogwaia Gizmo. To sympatyczne wyglądające stworzenie okazuje się bowiem mieć bezpośrednią inspirację w chińskiej mitologii. Samo słowo mogwai w dialekcie kantońskim oznaczać ma demona, złego ducha, a nawet diabła (choć to ostatnie tłumaczenie może być już nieco naciągane na potrzeby Zachodu). W każdym razie istoty tego rodzaju (w wierzeniach wielu współczesnych) charakteryzują się złą, bądź przynajmniej potencjalnie bardzo niebezpieczną dla ludzi naturą. Ich typową aktywnością ma być prowadzenie ludzi do grzechu, złych uczynków i samozniszczenia. W podaniach na temat tych stworzeń występuje również, tak jak w omawianym filmie, wątek rozmnażania przez wodę (chociaż w filmie ma ono charakter bezpłciowy). Wszystko więc wskazuje na to, że pierwowzorem tego niewinnie wyglądającego stworzenia – Gizmo, zaprojektowanego chyba z myślą o rychłej karierze pluszaka, jest ni mniej, ni więcej jakiś demon. Zresztą nawet bez zaglądania do pogańskich tradycji ów stworek budzi już na początku pewne podejrzenia. Zwłaszcza takie jego cechy jak paniczny lęk przed światłem oraz to, że powstaje z niego wyłącznie złe potomstwo, które nakarmione po północy staje się jeszcze gorsze, objawiając już cechy wyraźnie demoniczne. Kluczowa dla zrozumienia przesłania całego filmu jest nie tylko postać samego mogwaia Gizmo, ale też, to co na końcu mówi o mogwaiu jego właściwy opiekun – stary Chińczyk. Z jego słów wynika, że ludzie Zachodu nie są jeszcze gotowi na takie dary natury jak mogwai. I chociaż mówi on tu w zasadzie o darach natury, które zapewne rzeczywiście często są niewłaściwie przez nas traktowane, to trudno się oprzeć wrażeniu, że w tej wypowiedzi jest drugie dno. Darem przecież, który otrzymują tu ludzie Zachodu i to w przeddzień Bożego Narodzenia jest stworzenie reprezentujące niejako pogańskie tradycje Dalekiego Wschodu. Morał więc całej opowieści może być taki, że owe tradycje i wierzenia są dla nas darem i jeśli przynoszą jakieś zło i spustoszenie, to winna nie leży w nich samych, ale wyłącznie w sposobie „ich użytkowania” przez ludzi Zachodu. Na takie bezkrytyczne podejście do pogańskich religii i tradycji oczywiście nie możemy się zgadzać. Marzena Salwowska /.../
  2. Nieustraszeni pogromcy wampirów

    Leave a Comment Profesor Abronsius, oraz jego młody asystent, Alfred przybywają do jednej z karczm w Transylwanii należącej do żydowskiego gospodarza, Shagala. Ekscentryczny Abronsius jest kimś, kogo określić można mianem „wampirologa praktyka”, nie zadowala się on bowiem rozległą teoretyczną wiedzą na temat tych istot, ale zajmuje się też ich tropieniem. Zdając zaś sobie sprawę, jak niebezpieczne są wampiry dla ludzi, profesor stara się z pomocą swoje asystenta wyeliminować jak największą ich liczbę. Naukowiec słusznie podejrzewa, że w okolicy, w której się zatrzymali, znajdują się również wampiry. Próbuje uzyskać jakieś informacje od miejscowej ludności, jednakże wszyscy udają, że nic takiego nie ma miejsca, a wszelkie nagłe zgony, które mogą przypominać aktywność wampirów, to rzekomo sprawka wilków. Profesor oczywiście nie daje temu wiary. Tymczasem jego młody asystent zakochuje się w pięknej córce karczmarza, Sarze. Ledwie poznana dziewczyna zostaje jednak pokąsana i porwana przez hrabiego von Krolocka. Ażeby ratować tę dziewczynę i uśmiercić groźnego wampira, który ją porwał, obaj pogromcy wyruszają do zamku krwiożerczego arystokraty … Film ten jest horrorem komediowym, postacie i sceny są w nim oczywiście przerysowane, w dużej części jest też parodią innych, bardziej na poważnie kręconych, horrorów filmowych. W sumie można by go więc potraktować z przymrużeniem oka, gdyby nie jego wymowne zakończenie. Otóż film kończy się tym (celowy spoiler), że, choć Abronsius i Alfred skutecznie uciekają przed stadem wampirów, dowodzonym przez hrabiego, to pozornie ocalona przez nich Sara przeobraża się właśnie w wampira i kąsa Alfreda. W ten sposób, jak podkreśla narrator filmu, to właśnie za sprawą Abronsiusa, który chciał walczyć z owym złem, rozprzestrzeniło się ono na świat i zwyciężyło. A jako że w filmie tym, jak przystało na klasyczną opowieść o wampirach, istoty te symbolizują podległe Lucyferowi duchy (ewentualnie świadomie i całkowicie posłusznych mu ludzi) zwycięstwo wampirów jest zwycięstwem Szatana. W obrazie tym przywódca wampirów – hrabia wprost mówi o służbie Lucyferowi i że to, co czynią wampiry, czynią one na chwałę piekieł i by szerzyć królestwo demonów na ziemi. Przesłanie tej z pozoru błahej komedii pokrywa się jakoś niebezpiecznie z odrobinę późniejszym Dzieckiem Rosemary. W obu przypadkach zło ma ostatecznie zatryumfować i rozszerzyć się w świecie wbrew zdrowemu moralnemu instynktowi widza, iż ostatnie słowo i zwycięstwo nie powinny należeć do przeciwnika Boga. Nadto mimo swojego parodiowego charakteru komedia ta momentami mrozi krew w żyłach nie gorzej niż horrory kręcone całkiem na serio. Pogłębia to wrażenie, że film ten wcale nie jest taką niewinną zabawą stereotypami o wampirach, że chce jednak przekazać coś więcej i tym czymś więcej może być przesłanie o nieuchronnym, wbrew naszym wysiłkom, ostatecznym tryumfie Złego. Całość więc filmu, mimo swojego prześmiewczego charakteru wydaje się więc mieć w najlepszym razie dwuznaczne przesłanie. Marzena Salwowska /.../