Filmowa biografia znanego amerykańskiego muzyka Country, Johny’ego Casha. Obserwujemy tu jego losy od trudnego dzieciństwa na prowincji (nadużywający alkoholu ojciec, który dodatkowo odnosi się do syna z niechęcią), poprzez początki jego kariery muzycznej, pierwsze małżeństwo (które kończy się rozwodem), załamanie nerwowe i ponowny związek, tym razem z June Curter. Akcja filmu zatrzymuje się na końcówce lat 60-tych XX wieku.
NIEPRZYZWOITY JĘZYK
Kilkanaście razy użyte są tu wulgarne bądź nieprzyzwoite słowa.
PRZEMOC
Kilka scen pokazujących bijatykę, trzaskanie drzwiami w czyjąś twarz, rzucanie butelkami w tłum ludzi, itp. Jest to jednak włączone w szerszy kontekst pokazanej w filmie historii i nie odnosi się wrażenia, by przemoc pełniła tu funkcję polegającą na dostarczaniu widzom rozrywki.
SEKS
Jest tu kilka wizualnych bądź słownych odniesień do seksu, ale nie są one zbyt dosadne bądź wyraziste.
NAGOŚĆ/NIESKROMNOŚĆ
Kilka ujęć pokazujących kobiety w strojach z głębokim dekoltem.
STOSUNEK DO CHRZEŚCIJAŃSTWA
Zawarte w tej produkcji odniesienia do chrześcijaństwa zazwyczaj są życzliwe i ciepłe. Szczególnie widzimy to na przykładzie mamy i brata głównego bohatera – oboje są pokazani jako pobożni chrześcijanie, a zarazem przedstawieni zostali tu przychylnie i z sympatią. Mimo to jednak, przedstawiony w filmie życiorys Johna Casha w stosunku do rzeczywistej historii jego życia okrojony został z dużej części nawiązań do chrześcijaństwa, które faktycznie miały tam miejsce.
FAŁSZYWE DOKTRYNY ORAZ OBECNOŚĆ NIEKTÓRYCH Z WARTOŚCI MORALNYCH
Trudno zaprzeczyć temu, iż w omawianym obrazie jest kilka mocnych moralnie punktów. Niszczycielskie zło tkwiące w pijaństwie jest tu pokazane z wyrazistością na przykładzie ojca głównego bohatera. Widzimy też jak Johny Cash popada w pijaństwo, rozwiązłość seksualną, a także bierze narkotyki, ale po tym możemy obserwować jego zerwanie z tymi nieprawościami. Z drugiej strony, niektóre z grzechów wydają się być tutaj pokazywane w raczej przychylnym świetle. Główny bohater po swym pierwszym małżeństwie, związuje się z rozwódką (co jest cudzołóstwem), by „żyć z nią długo i szczęśliwie”. Scena, w której Cash gra w więzieniu m.in. dla „morderców i gwałcicieli” też wzbudza dwuznaczne uczucia. W pewnym momencie wyciąga on bowiem szklankę z wodą, którą pija się w owym miejscu i pozdrawia jego mieszkańców słowami: „Chylę przed wami czoła, że pijecie tę żółtą wodę”. To brzmi wręcz jak „Chwała bohaterom!”.
/.../
Opowieść o Durellu i LeeJohnie, dwóch przyjaciołach, którzy są zarazem życiowymi nieudacznikami i drobnymi złodziejaszkami. Kiedy jednak Durell dowiaduje się, iż jego była dziewczyna, ze względu na swe zadłużenie na 17 tysięcy dolarów, zamierza się przeprowadzić z ich wspólnym dzieckiem, do innego stanu, postanawia on wraz ze swym kumplem dokonać większego „skoku”. Zamierzają oni bowiem obrabować miejscowy kościół …
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej „Święty Szmal” jest co prawda wyraźnie zanieczyszczoną nieprzyzwoitym językiem, obscenicznymi żartami i eksponowaniem nieskromnych ubiorów, ale pomimo to jednak zasadniczo dobrą opowieścią o grzechu, ale i późniejszej skrusze, przebaczeniu i poprawie życia. Główni bohaterowie tego filmu ostatecznie bowiem rezygnują ze swych złych zamiarów i pod wpływem dobroci okazanej im przez członków wspólnoty, którą chcieli okraść, postanawiają zacząć porządne życie. Można też powiedzieć, iż chrześcijaństwo jest tu pokazane z sympatią i przychylnością, gdyż tymi, którzy pomagają Durrelowi i LeeJohnowi odwrócić się od złodziejstwa i przestępczości są właśnie chrześcijanie (których kościół chcieli oni okraść).
Mirosław Salwowski
Wspieraj nas
/.../
Film ten został w dużej mierze oparty na prawdziwej historii, która stała się udziałem jednego ze współcześnie żyjących amerykańskich egzorcystów katolickich, ks. Gary’ego Thomasa. W produkcji tej ks. Thomas przedstawiony jest jako Michael Kovac, młody chwiejący się w wierze kleryk seminarium duchownego, który po czterech latach przygotowywania się do spełniania posługi kapłańskiej, informuje swego przełożonego, iż zamierza zrezygnować i wrócić do stanu świeckiego. Nie jest to zresztą nic zaskakującego, gdyż Michael został klerykiem po to, by uciec od ojca oraz nie kontynuować rodzinnego biznesu polegającego na prowadzeniu zakładu pogrzebowego. Jednak w oczach przełożonego seminarium duchownego Michael ma szansę zostać dobrym księdzem i w związku z tym ów wysyła go na paromiesięczny kurs poświęcony tematyce egzorcyzmów, który odbywa się w Rzymie (ma to pomóc Kovacowi odzyskać wiarę). Michael godzi się wyjechać na ten kurs, jednak nawet wówczas, gdy zaczyna asystować jednemu z księży egzorcystów przy pełnionej przez niego posłudze, nie opuszcza go wciąż głęboki sceptycyzm. W miarę upływu czasu i częstotliwości odprawianych egzorcyzmów Michael będzie musiał się jednak zmierzyć z pytaniami, na które nie będzie miał żadnej racjonalnej odpowiedzi niż ta, iż szatan oraz jego demony istnieją, potrafią opętać człowieka, a związku z tym rzeczywistością jest też Pan Bóg.
Jeśli chodzi o moralną i światopoglądową wymowę tego filmu to można go śmiało pochwalić za mocne oraz odważne przypomnienie prawdy o istnieniu szatana, demonów oraz możliwości diabelskiego opętania. Nie jest to jednak przy tym dzieło pesymistyczne, którego sensem jest swoiste zdołowanie widza i pozbawienie go nadziei poprzez przedstawieniu mu ogromu zła oraz ohydy. W filmie tym w wyraźny sposób została bowiem pokazana potęga Boga i Pana Jezusa, która zwycięża zakusy diabła. Suma summarum można powiedzieć, iż „Rytuał” na swój własny sposób przypomina nam następujące pouczenie Pisma świętego: „Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł jak lew ryczący krąży, szukając kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawiajcie się jemu” (1 P 5, 8-9).
Słowa uznania należą się też twórcom filmu za – mimo wszystko – stonowane (jak na tematykę obrazu) środki wyrazu przez nich użyte. Choć bowiem produkcja ta jest klasyfikowana często jako „horror”, to wydaje się, iż „Rytuał” nie epatuje widzów w sposób nadmierny scenami grozy i innych obrzydliwości. A wszak brutalna tematyka filmu mogła by łatwo być pretekstem do takiego epatowania przy tłumaczeniu, że „przecież tylko się pokazuje smutną rzeczywistość”. Naszym skromnym zdaniem twórcom tego obrazu udało się uniknąć tej pułapki, gdyż pokazując grozę i realność osobowego zła, nie popadają przy tym w zbyt obszerne i szczegółowego pokazywanie obrzydliwości. Inną sprawą jest to, że ukazując nawet w stonowany sposób niektóre z form nieprawości (np. bluźnierstwa przeciw Bogu) stawia się przed aktorami takiego filmu poważny problem etyczny polegający na tym, czy choćby i „tylko” w ramach gry aktorskiej można takie rzeczy robić? To jest jednak nieco innego rodzaju dylemat i nie wpływa on w sposób bezpośredni na ocenę przesłania filmu jako takiego.
Polecamy zatem ten film, jako prezentujący dobre, tradycyjnie katolickie i chrześcijańskie przesłanie o istnieniu świata demonów, ale co ważniejsze o potędze i zwycięstwie naszego Pana Jezusa Chrystusa nad owym przeklętym światem. Oczywiście, raczej nie powinno się pokazywać tej produkcji małym dzieciom.
Mirosław Salwowski /.../
Bohaterem tej dość krótkiej (57 min) produkcji telewizyjnej jest Jan Kochanowski, łódzki robotnik w średnim wieku, sfrustrowany swoim życiem i ogólną sytuacją w Polsce, za którą obwinia głównie Żydów. Zdeklarowanym wrogiem tej nacji jest też syn Jana, młody „szalikowiec”, który wraz z kolegami zabawia się opowiadaniem żartów o Holocauście i wykrzykiwaniem haseł pod adresem wrogich drużyn piłkarskich, typu „Żydzi, Żydzi, cała Polska się was wstydzi„. Jan przeżywa właśnie szczególnie trudny okres, ponieważ jego zakład pracy zostaje zamknięty, a on sam ma niewielkie perspektywy na nową, godziwą pracę. Niespodziewanie jednak jego sytuacja finansowa może się całkowicie odmienić na lepsze za sprawą ogromnego spadku po nieznanym krewnym. Szkopuł jednak w tym, że okazuje się, iż ów nieznany przodek Kochanowskiego, bynajmniej nie nazywał się Kochanowski, a Cohen, był (jak reszta przodków Jana) Żydem, nadto religijnym wyznawcą judaizmu i od swojego spadkobiercy wymagał on przede wszystkim, by wyznawał on wiarę przodków i zachowywał wszelkie związane z tym tradycje i obrzędy (łącznie z obrzezaniem).
Za wyraźniejszą zaletę tego filmu uznać można krytykę antysemityzmu. I choć pokazane tu postawy antysemickie mają charakter bardzo stereotypowy, to trudno chyba zaprzeczyć chociażby temu, że w Polsce widuje się na murach czy w windach napisy i rysunki lżące w niewybredny sposób żydowską nację, a zwrócenie się do kogoś per „ty Żydzie” jest zazwyczaj zamierzoną obelgą. Z takim pogardliwym i sprzeciwiającym się miłości bliźniego stosunkiem do drugiego człowieka bądź jakiejś całej nacji niewątpliwie warto walczyć nawet za pomocą niezbyt lotnej (jak w tym przypadku) satyry.
Niestety pomimo powyższego atutu, trudno nam jako całość ocenić ten film pozytywnie, gdyż w korzystnym świetle ukazuje on grzech apostazji, czyli odstępstwa od wiary chrześcijańskiej. Jako rzecz dobrą i wręcz miłą Bogu przedstawia się tu porzucenie przez całą rodzinę i to z niskich, finansowych pobudek religii Chrystusa na rzecz współczesnego judaizmu, który, jak chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć, uważa Jezusa za fałszywego mesjasza (albo w najlepszym wypadku jest wobec Niego obojętnym). Trudno taką postawę rodziny Kochanowskich vel Cohen postrzegać inaczej niż jako zaparcie się Zbawiciela. Gdyby zaś wziąć pod uwagę inne, szlachetniejsze niż finansowe pobudki bohaterów, takie jak pragnienie zbliżenia się do swoich żydowskich korzeni, to zasada, która wyłania się z tego filmu odnośnie wiary jest naprawdę absurdalna, gdyż mówi ona mnie więcej: „jeśli Twoi przodkowie wyznawali przez wieki jakąś religię, to i Ty powinieneś ją wyznawać„. Na szczęście nasi przodkowie nie tkwili bezmyślnie przy takich mądrościach, bo do dziś czcili byśmy Peruna, Świętowita czy inne słowiańskie bałwany.
Film ten zawiera również inne „wesołe” herezje, takie jak stwierdzenie, że Bogu wszystko jedno pod jakim imieniem jest czczony, że powołuje On ludzi do wyznawania fałszywych religii i jest z tego, że tkwią w fałszywych wierzeniach zadowolony. Twórcy tej produkcji oczywiście nie pomyśleli o ewentualnym chrześcijańskim jej zakończeniu, np. takim, w którym główny bohater, kiedy odkrywa, że pochodzi z narodu utworzonego i ukształtowanego przez Boga specjalnie na przyjęcie Mesjasza, pogłębia przez to swoją chrześcijańską świadomość i wiarę.
Z powyższych więc względów film ten oceniamy negatywnie i dziwimy się, że znalazł się on w cyklu „Święta polskie”.
Marzena Salwowska /.../
Opowieść o walce agenta FBI, Seana Archera z groźnym i bezwzględnym przestępczą, Castorem Troyem oraz jego szajką. W pewnym momencie okazuje się, iż Troy wraz ze swym bratem (który przebywa w więzieniu) podłożyli bombę w jednym z punktów Los Angeles. Kiedy ciężko postrzelony Troy, trafia do szpitala, zostaje przeprowadzona na nim specyficzna operacja mająca na celu ochronę mieszkańców Los Angeles przed eksplozją bomby. Otóż, nieprzytomnemu Troyowi zostaje wycięta twarz, która w wyniku operacji plastycznej zostaje przeszczepiona Archerowi. Następnie ów agent FBI ma zostać umieszczony w więzieniu razem z bratem Troya i podszywając się pod Castora wyciągnąć informacje odnośnie miejsca podłożenia bomby. Niestety jednak, Castor nagle budzi się po operacji i odkrywając, iż jest pozbawiony swej twarzy, zmusza chirurga by przeszczepił mu twarz Archera. W ten sposób, obaj wrogowie zamieniają się swymi twarzami, a jako, że planowana operacja miała charakter ściśle tajny, Troyowi po zabiciu pewnych osób, które mogłyby go zdekonspirować, udaje się podszyć pod Seana Archera.
Jeśli chodzi o moralny i światopoglądowy wymiar tego filmu, to cóż, chyba nie ma się co oszukiwać, iż jego podstawową funkcją było dostarczenie widzom jakichś wzniosłych i budujących lekcji. „Bez twarzy” jest bowiem typową „strzelanką” ala Hollywood, w której krew leje się gęsto i co rusz słyszymy huk wystrzałów. I niestety widać też, iż przemoc umieszczona w tej produkcji nie jest tylko kwestią tzw. realizmu wynikającego z powiązania zawartych tam scen z fabułą, ale stanowi też próbę uczynienia filmu bardziej atrakcyjnym i emocjonującym dla widza. W rzeczywistości bowiem, przynajmniej niektóre z pokazanych w „Bez twarzy” scen walk nie miały szansy zdarzyć się w rzeczywistości i ich obecność siłą rzeczy musi być więc tłumaczona próbą uczynienia z przemocy rozrywki. I to jest chyba główna wada omawianego filmu. Mimo to jednak, twórcom „Bez twarzy” udało się do owego rozrywkowego pokazu przelewania krwi wpleść kilka z wartości moralnych.
Z pewnością dość ciekawie zostały przeciwstawione sobie dwie postawy życiowe uosobione w postaciach dwóch głównych bohaterów. A więc z jednej strony, mamy stróża prawa i porządku, Seana Archera, który jest też wiernym mężem i troskliwym ojcem, a nawet w pewnych momentach wykazuje pewne oznaki pobożności (modli się w kościele). Choć Archer wydaje się nam być miejscami nudny, to jednak po jego stronie twórcy filmu próbują usytuować sympatię widzów. Z drugiej strony, widzimy zaś Castora Troya, który jest złym bohaterem i ucieleśnia libertyńskie wartościowanie życia. Troy lubi więc pozamałżeński seks, narkotyki, papierosy i ogólnie coś co można by nazwać „imprezowym stylem życia”. Mimo, że w pewnych momentach, jego postawa życiowa jawi się jako bardziej ciekawa, barwna i atrakcyjna niż podejście Archera, to jednak nie ma wątpliwości, iż to Troy jest tu „czarnym charakterem”. Nawet zatem, jeśli nie było to do końca uświadomionym działaniem za strony autorów „Bez twarzy” można być im wdzięcznym za to, iż w pewien sposób wsparli konserwatywny system wartości utożsamiając dobrego bohatera z przywiązaniem do pewnych tradycyjnych wartości, a złemu przypisując wybitnie libertyńskie i hedonistyczne cechy.
Poza powyższym, budującym elementem tego filmu jest wątek z udziałem małego synka Castora Troya. Otóż matka synka Troya w pewnym momencie prosi Archera (biorąc go za Castora) by „nie pozwolił by stał się taki jak my”. Po tym jak Sean Archer w walce zabija Castora, postanawia zaopiekować się jego małym synem, przyjmując go do własnego domu. W ten sposób, mamy więc nadzieję, iż pokoleniowy ciąg uczenia złych zachowań zostanie przerwany i mały Troy będzie miał dobrą okazję wyrosnąć na porządnego człowieka.
Dla wskazanych więc powyżej dobrych elementów tego filmu warto go obejrzeć, ale już dla pokazanych w nim krwawych popisów niekoniecznie. /.../