Tag Archive: Dziki Zachód

  1. Redeeming Love

    Leave a Comment Film ten został oparty na powieści chrześcijańskiej pisarki Francine Rivers, która na polskim rynku wydawniczym ukazała się pod tytułem „Potęga miłości”. W tej inspirowanej biblijną historią o proroku Ozeaszu opowieści mowa jest o pobożnym młodym farmerze (Michaelu Hosea), który, żyjąc na przysłowiowym amerykańskim „Dzikim Zachodzie”, dostaje od Boga znak, iż ma wziąć za swą żonę, pewną trudniącą się prostytucją kobietę (jej „zawodowy” pseudonim to „Aniołek”). Chociaż – jak będzie o tym poniżej jeszcze mowa – produkcja ta zasługuje na wyartykułowanie wobec niej poważnej krytyki, to, zasadniczo rzecz biorąc (acz z pewnym trudem), możemy docenić ją za fakt wyeksponowania przez nią takich tradycyjnie chrześcijańskich wartości i cnót jak: piękno i godność małżeństwa, seksualna czystość, modlitwa, przebaczenie, prawdomówność, pomoc niesiona bliźnim oraz pokładanie wiary i ufności w Bogu. Na zasadzie kontrastu w filmie tym są zaś piętnowane takie grzechy jak: prostytucja, cudzołóstwo, pedofilia i handel ludźmi. Niestety jednak do tej beczki „pro-chrześcijańskiego” miodu dodano też pokaźną liczbę dziegciu, o którego obecności po prostu nie można zamilczeć. Pierwszą rzeczą którą należy w tym filmie zganić, jest obecność w nim paru bardzo wyrazistych scen seksualnych. Tymczasem, mimo tematyki „Redeeming Love” dałoby się te sceny pominąć, np. poprzez delikatne zasugerowanie, iż dwójka głównych bohaterów będzie ze sobą cieleśnie współżyć. Tymczasem twórcy omawianej produkcji zaserwowali widzom ujęcia czegoś, co w najlepszym przypadku może być nazwane „zaawansowaną grą wstępną”. Taki zabieg nie jest moralnie bezpieczny ani dla widowni, ani tym bardziej dla aktorów mających odgrywać owe sceny. Myślę, że w odniesieniu do tych ostatnich, można przyjąć za bardzo prawdopodobną tezę, iż odgrywanie owych scen, było dla nich materią grzechu ciężkiego. Drugim aspektem owego filmu, który co najmniej rodzi poważne niebezpieczeństwo błędnych interpretacji, jest fakt, iż w normalnych okolicznościach, postępowanie jego głównego bohatera (Michaela Hosea), wcale nie zasługiwałoby na pochwałę. Oczywiście, prawdą jest, że generalnie rzecz biorąc, należy starać się pomagać swym bliźnim w wydobyciu się z silnych przywiązań do tego czy innego rodzaju grzechu. Nie wszystkie jednak z metod mających temu służyć mogą być zalecane dla większości ludzi. To zaś, co czyni w omawianym filmie Michael – a więc odwiedzanie przez młodego mężczyznę prostytutki w miejscu jej pracy (czyli domu publicznym) – normalnie rzecz biorąc, jest tym, co tradycyjna teologia moralna zwie „bliską okazją do grzechu„. Zasadniczo rzecz biorąc zaś, bliskie okazje do grzechu, powinny być unikane, a nie poszukiwane czy prowokowane. Owszem, zdarzają się sytuacje, w których ma się moralne prawo, a nawet obowiązek, być zaangażowanym w tego typu okoliczności, jednak coś takiego musi być uzasadnione naprawdę poważną koniecznością (np. sędzia, który zobowiązany jest przeglądać pewne nieprzyzwoite materiały po to, by wydać sprawiedliwy wyrok). Ponadto, bycie w bliskiej okazji do grzechu, nie powinno stanowić czegoś, co bezpośrednio szuka się z własnej inicjatywy, ale raczej winno stanowić narzuconą nam z zewnątrz okoliczność. W normalnym i zwyczajnym porządku rzeczy postępowanie Michaela zasługiwałoby zatem na przyganę i krytykę, a nie pochwałę i doradzanie. Nie zmienia to oczywiście tego, że i w naszych czasach Duch Święty mógłby dać niektórym ludziom specjalne natchnienie, by czynili tak jak Michael, ale i tak nie byłby to sposób postępowania mogący być uznanym za wzór dla większości ludzi. *** A zatem podsumowując: film „Redeeming Love” w swym zasadniczym przesłaniu jest słuszny, szlachetny i zasługujący przez to na pochwałę. Jednak, między innymi, ze względu na użyte w nim środki wyrazu (daleko posunięte sceny erotyczne) należy doradzać najwyższą ostrożność tym spośród chrześcijan, którzy będą chcieli się z nim zapoznać. Mirosław Salwowski /.../
  2. Mały Wielki Człowiek

    Leave a Comment

    Film ten jest jednym z najbardziej rozpoznawanych dzieł światowej kinematografii. Opowiada on historię Jacka Crabba, białego Amerykanina, który jako chłopiec dostał się do indiańskiej niewoli, by następnie być przez Indian wychowywany jako swój – czyli w ich kulturze, tradycji i wierzeniach. Rozwój wypadków sprawia jednak, iż po kilku latach zamieszkiwania wśród Indian (z plemienia Czejenów) Jack ponownie wraca do społeczności białych Amerykanów. Tam m.in. trafia do domu pewnego pastora, podróżuje z wędrownym oszustem, a także pełni rolę zwiadowcy w oddziałach generała Georga A. Custera. Po pewnym czasie funkcjonowania pośród białych Amerykanów znowu dostaje się on do plemienia Czejenów, gdzie np. zostaje poślubiony kilku żonom jednocześnie.

    Patrząc na ów film od strony moralnej i światopoglądowej to należy go ocenić jako wyraźnie dwuznaczny w swym przesłaniu. Po pierwsze, główny jego bohater porzuca chrześcijańską wiarę, w której został wychowany i do końca swego życia pozostaje ateistą. Nie ma tu zaś pokazanej żadnej przeciwwagi dla jego ateizmu, gdyż pojawiająca się w filmie postać chrześcijańskiego kaznodziei jest antypatyczna (z kolei żona owego kaznodziei to notoryczna cudzołożnica i rozpustnica). Sympatia widza jest więc w naturalny sposób kierowana w kierunku naszego ateisty, który jest tu postacią pozytywną i wzbudzającą serdeczne uczucia przez swe cechy charakteru i perypetie. Po drugie: główny bohater bierze udział w takich niemoralnych praktykach jak oszustwa oraz wielożeństwo i nie jest to w filmie wyraźnie poddane krytyce. Atmosfera jaka towarzyszy tym nieprawościom jest raczej lekka i żartobliwa.

    Mimo więc faktu, iż film ten należy do klasyki kina nie pozwalamy sobie go polecić. Z filmami bowiem niestety nie zawsze jest jak z winem – to, że są starsze nie znaczy od razu, że są lepsze.

    Mirosław Salwowski /.../

  3. Doktor Quinn (serial TV)

    Leave a Comment

    Ten popularny również w naszym kraju serial telewizyjny, którego akcja rozgrywa się na zachodnich obszarach USA, krótko po zakończeniu wojny secesyjnej, opowiada historię młodej lekarki Michaeli Quinn postanawiającej otworzyć swą praktykę medyczną w znajdującym się na tzw. Dzikim Zachodzie miasteczku o nazwie Colorado Springs. Los sprawia, iż przy tej okazji Michaela przejmuje opiekę nad trójką osieroconych dzieci, później zaś zakochuje się w samotnym traperze Byronie Sully’m. Wszyscy oni tworzą w końcu rodzinę, której będzie dane borykać się z problemami i trudnymi rzeczami, ale również doświadczać radości oraz szczęścia.

    Na płaszczyźnie etycznej i światopoglądowej serial ten jest jedną z najtrudniejszych do oceny produkcji, którą przyszło nam opisywać.  W sposób bardzo silny współistnieją w nim bowiem wątki pochwalające różne dobre rzeczy i tradycyjne chrześcijańskie wartości obok promowania oraz usprawiedliwiania rozmaitych fałszywych doktryn oraz pewnych grzechów. Z jednej strony mamy tu więc, m.in., uznanie dla ciężkiej pracy, czystości przedmałżeńskiej (co niezwykle rzadkie w filmach, główna bohaterka pozostaje nawet dziewicą do ślubu), opiekę nad niepełnosprawnymi, piętnuje się w nim pijaństwo, rasizm, prostytucję oraz hazard, pozytywnie pokazuje się chrześcijaństwo. Z drugiej jednak strony dowartościowuje się w tym serialu pogańskie wierzenia i praktyki północnoamerykańskich Indian, popiera się teorię ewolucji,  z wyraźnym pobłażaniem pokazuje się homoseksualizm oraz piętnuje się karę śmierci jako niemoralną zemstę społeczeństwa na winnych ciężkich zbrodni przestępcach. Pisząc o negatywnych aspektach tej produkcji nie sposób też nie wspomnieć o swoistym jej letimotivie, a mianowicie ciągle powracającej promocji ideologii feministycznej. I niestety, trudno jest tu powiedzieć, iż feminizm tego serialu ogranicza się do krytyki pewnych niesprawiedliwych czy przesadnych ograniczeń, jakie niegdyś były również w ramach cywilizacji chrześcijańskiej nakładane na kobiety (np. niechęć do tego, by kobieta wykonywała zawód lekarza albo przyzwolenie dla bicia żony przez męża), ale mamy tu do czynienia również z błędnymi wyrazami tej ideologii, która domaga się całkowitego równouprawnienia mężczyzn i niewiast i dla której nie do zaakceptowania jest wszelka myśl o zwierzchności osób płci męskiej nad kobietami.

    Dodatkowo, sprawę oceny „Doktor Quinn” utrudnia jeszcze jedna okoliczność. Serial ów bowiem, zwłaszcza jak na standardy filmowe ostatnich 40 lat w środkach wyrazu do niego użytych można uznać za wyjątkowo przyjazny rodzinie. Choć opowiada o rzeczach nieraz trudnych i złych, przy których nieraz usprawiedliwia się epatowanie widza plastycznymi szczegółami różnych obrzydliwości, jego twórcy zadbali o to, by czynić to z taktem, umiarem, ostrożnością i swoistą „elegancją”. W produkcji tej jest więc mowa o przemocy, ale nie ma epatowania przemocą – widoku odcinanych głów, tryskającej na wszystkie strony krwi, etc. W serialu porusza się problemy prostytucji, hazardu i pijaństwa, ale nie wykorzystuje się tego, jako okazji do eksponowania wulgarnej mowy, nagości, scen seksu, itp. To coraz rzadsza cecha w przemyśle filmowym, więc tak czy inaczej zasługuje na uznanie. Pytanie tylko, czy owe łagodne i przyjazne rodzinie środki wyrazu nie są swoistą „owczą skórą” w przebraniu której przemyca się widzom „wilka” niosącego im wiele fałszywych doktryn i koncepcji?

    Jak zatem widzisz drogi Czytelniku, mamy wyraźny problem z bardziej jednoznaczną oceną tego serialu, gdyż ów jest prawdziwym „pomieszaniem z poplątaniem”. Ostatecznie jednak, z pewną dozą niepewności i wahania postanowiliśmy mu przyznać najniższą z możliwych, acz pozytywnych ocen, czyli „+1”. Jeśli już to doradzamy jednak oglądać ów z dużą dozą ostrożności i neutralizując zawarte w nim fałszywe doktryny lekturą Pisma świętego oraz nauczania katolickiego.

      /.../