Brak | Niewiele | Umiarkowanie | Dużo | Bardzo dużo | |
---|---|---|---|---|---|
Nieprzyzwoity język | |||||
Przemoc / Groza | |||||
Seks | |||||
Nagość / Nieskromność | |||||
Wątki antychrześcijańskie | |||||
Fałszywe doktryny |
Film opowiada o losach Łukasza Machnackiego, młodego człowieka, który niedawno skończył geografię i pozostaje bezrobotny. Zostaje on aresztowany pod zarzutem rozboju (jednak jest on niewinny).
Prosi więziennego wychowawcę o umieszczenie w celi „grypsujących”, czyli typowych kryminalistów. Łukasz decyduje się bowiem zgrywać prawdziwego przestępcę, licząc, że w ten sposób zyska szacunek wśród osadzonych tam bandytów i nie będzie musiał obawiać się pomiatania nim jako „frajerem”.
Jeśli chodzi o wartość tego filmu na płaszczyźnie quasi – naukowej, to trzeba przyznać, że zawiera on ciekawe spostrzeżenia z dziedziny kryminologii i polityki kryminalnej. Stawia on pytanie o sensowność stosowania kary pozbawienia wolności w takiej formie, w jakiej ona najczęściej obecnie występuje. Wskazuje przy tym na wadliwość pewnych przekonań, jakie stoją u jej podstaw, a zwłaszcza tego, jakoby możliwa była skuteczna resocjalizacja osadzonego w sytuacji, kiedy w więzieniu otoczony jest on jednostkami wykazującymi zdecydowanie aspołeczne właściwości. Między normalnym światem a środowiskiem przestępców istnieje bowiem tytułowa symetria. Tak jak w geometrii figury znajdujące się po przeciwległych stronach osi symetrii mają taki sam kształt, ale są ułożone na odwrót, tak samo w społecznościach żyjących po dwóch stronach muru więziennego można dostrzec analogiczne zjawiska, ale związane z dokładnie odwrotnymi systemami wartości. Na przykład wśród normalnych obywateli na ogół najbardziej szanowani są ci ludzie, którzy żyją bez konfliktów z prawem, a nadto starają się uczynić coś dobrego dla społeczeństwa, zaś z napiętnowaniem spotykają się ci, którzy szkodzą bliźnim. W więzieniu natomiast podziwiani i ukazywani jako wzór są tacy osadzeni, którzy dopuścili się naprawdę poważnych przestępstw (z wyjątkiem pedofilii), a za niewartych uwagi „lamusów” uważani są ci, których przewiny były zdecydowanie mniejsze. Dłuższe życie w takim środowisku grozi demoralizacją. Doskonale widać to na przykładzie Łukasza, który początkowo nie rozumie np. dlaczego mieszkający z nim w celi Roman (skazany „zaledwie” za niepłacenie alimentów) spotyka się z lekceważeniem. Kiedy jednak główny bohater wchodzi głębiej w świat „grypsujących”, sam zaczyna pogardzać Romanem, używając tych samych argumentów, których używanie przez innych „gitów” wcześniej krytykował. Staje się on wulgarny i agresywny (początkowo postępuje tak tylko w celu „utrzymania się na powierzchni”, z czasem jednak bohater nasiąka po prostu toksyczną atmosferą moralną, jaka panuje wokół niego). Można więc powiedzieć, że film potwierdza w tym punkcie biblijną przestrogę: „Nie czyń zła, aby cię zło nie pochłonęło” (Syr 7, 1) i piętnuje, czynione w sztuczny sposób, tworzenie z więźniów zwartego środowiska, dla którego owo „czynienie zła” jest elementem etosu.
Prócz krytyki systemu, który czasem jest w stanie człowieka bardziej zepsuć niż poprawić, reżyser wydaje się nieśmiało podsuwać widzowi alternatywę wobec dotychczasowych rozwiązań. Otóż Roman, rozważając życiowe rady, których Łukasz udzielił mu zanim zszedł na złą drogę, postanawia nawiązać kontakt z córką, którą dotychczas (z powodu konfliktu z żoną) zaniedbywał. Fakt, że decyzja o przemianie życia zaczęła kiełkować w jego sercu pod wpływem promieni dobra padających spoza murów więzienia (a konkretnie wartości rodzinnych przyniesionych z normalnego świata), może wskazywać na potrzebę większego odizolowania więźniów od siebie nawzajem i zastąpienia ich wzajemnych kontaktów intensywniejszymi relacjami ze światem zewnętrznym (do którego wszak mają oni ostatecznie powrócić). Nawiasem mówiąc całkiem niezły wydaje się piszącemu te słowa system penitencjarny, jaki powstał w Anglii i Irlandii w XIX w., zwany progresywnym, mający według założeń jego twórców najpierw pozbawić skazanego możliwości czynienia zła, a później nauczyć go czynić dobro. Istniały w nim 3 fazy odbywania kary. Pierwsza – faza surowego reżimu – trwała 9 miesięcy, polegała na izolacji w jednoosobowej celi (system celkowy) i miała być swego rodzaju „zimnym prysznicem” dla skazanego. Druga – faza ciężkiej pracy – obejmująca zazwyczaj połowę kary, wyróżniała się wykonywaniem przez więźnia danych obowiązków za dnia oraz izolowaniem go już jedynie w nocy. Trzecia – faza ograniczonego dozoru – charakteryzowała się tym, że praca wykonywana wtedy przez więźnia miała cel zarobkowy, odchodzono od stosowania wobec niego kar dyscyplinarnych, a aktem ostatecznego przywrócenia go społeczeństwu mogło być jego warunkowe zwolnienie. Podsumowując tę część rozważań stwierdzam, że pomysłem godnym poparcia wydaje się upowszechnienie podobnych rozwiązań oraz przyjęcie założenia, że więzień powinien się kontaktować głównie z niezdemoralizowanymi członkami rodziny, duszpasterzami, wychowawcami i ogólnie ludźmi dającymi dobry przykład, a nie z innymi osadzonymi. Film „Symetria” zaś zdaje się przynajmniej pośrednio wspierać podobne postulaty.
Dlaczego zatem uważam go za bardzo dwuznaczny i przez to dość niebezpieczny obraz? Otóż o ile od strony naukowej wydaje się on udany, o tyle funduje on też oglądającemu go sporą dawkę wątpliwych doktrynalnie przemyśleń filozoficznych. Jest to dzieło przeniknięte silnym egzystencjalizmem, przekonaniem, że, jak stwierdza jeden z więźniów, Dawid: „świat nie ma sensu, trzeba mu go nadać samemu”. Dowodami rzekomej bezsensowności świata mają tu być uwięzienie niewinnego Łukasza oraz los samego Dawida, który siedzi za zabójstwo gwałciciela swej żony, podczas gdy prawdziwy złoczyńca – pedofil – ma wyjść z aresztu za kaucją.
W obrazie Konrada Niewolskiego nie ma miejsca na Opatrzność Bożą, która mądrze kieruje losami świata, pisząc nieraz prosto po krzywych liniach. Reżyser nie pozostawia złudzeń, co do tego, że według niego uchodzące bezkarnie zło nie będzie potem i tak ukarane ani w doczesności lub przynajmniej w wieczności. Nie spotkamy tu żadnej sugestii, iż Bóg „nawet z nadużycia wolności cudownie wyprowadza dobro, aby zawsze i wszędzie jaśniała Jego sprawiedliwość i miłosierdzie” (Katechizm św. Piusa X). Wobec stwierdzenia, że nie istnieje żadne zewnętrzne wobec człowieka źródło nadziei na uporanie się z niesprawiedliwością tego świata i nie ma objawionych w nieomylny sposób norm moralnych, których przestrzeganie gwarantowałoby ostateczne zwycięstwo dobra, otrzymujemy w niniejszym filmie radę, aby wziąć sprawy w swoje ręce, zdać się na swe sumienie, stworzyć własne normy, jeśli stare wydają się nie sprawdzać. Bohaterowie snutej tu opowieści wcielają tę radę w życie – przekonani o bezsensie istniejącego systemu zabijają mającego wyjść na wolność pedofila. Samosąd ten nawet, jeśli nie spotyka się z jednoznaczną aprobatą twórców, jest tu do pewnego stopnia pokazany jako akt kreacji właściwego porządku rzeczy, dokonany na przekór przypadkowości i bezcelowości nonsensownego świata.
Obok pesymistycznego wydźwięku, absolutyzowania ludzkiej autonomii i przekonania o całkowitym osamotnieniu człowieka w jego zmaganiach ze złem wadami filmu są, wypływające zapewne z troski twórców o „realizm” dzieła, nadmiar wulgarnej mowy oraz obecność obscenicznych aluzji padających z ust przedstawionych więźniów.
Spore stężenie powyższych negatywnych elementów sprawia, iż obraz ten uważam za niebezpieczny, zwłaszcza dla ludzi chwiejnych w wierze lub mało czujnych pod względem doktrynalnym. Tym zaś, którzy mimo wszystko zdecydują się go obejrzeć ze względu na ciekawe kryminologiczne przemyślenia w nim zawarte, doradzam zachowanie najwyższej ostrożności.
Michał Jedynak
4 kwietnia 2018 09:06