Filmy
Święty z fortu Waszyngtona

Ocena ogólna:  Dobry ale z poważnymi zastrzeżeniami (+2)

Tytuł oryginalny
The Saint of Fort Washington
Data premiery (świat)
13 września 1993
Rok produkcji
1993
Gatunek
Dramat
Czas trwania
106 minut
Reżyseria
Tim Hunter
Scenariusz
Lyle Kessler
Obsada
Matt Dillon, Danny Glover, Rick Aviles, Nina Siemaszko, Ving Rhames, Joe Seneca, Harry Ellington, Ralph Hughes, Bahni Turpin, Robert Beatty, Peter Appel, Ron Brice, Adam Trese, Allison Mackie, Ellis Williams, Reuben Schafer, Kevin Corrigan, Brian Tarantina, Stephen Mendillo,
Kraj
USA
BrakNiewieleUmiarkowanieDużoBardzo dużo
Nieprzyzwoity język
Przemoc / Groza
Seks
Nagość / Nieskromność
Wątki antychrześcijańskie
Fałszywe doktryny

Około 20-letni Matthew musi opuścić przeznaczony do wyburzenia dom, w którym znalazł tymczasowe schronienie. Chłopak, który choruje na schizofrenię, niedawno opuścił szpital psychiatryczny, nie może jednak wrócić do rodzinnego domu, gdyż pod jego nieobecność matka wyprowadziła się na Florydę, wcześniej zmieniając zamki. Nie mając więc wielkiego wyboru, decyduje się zamieszkać w osławionym nowojorskim Forcie Waszyngtona, gigantycznym schronisku dla bezdomnych mężczyzn, w którym panują istne prawa dżungli. Matthew nie radzi sobie za dobrze w tym środowisku, szybko więc podpada „królowi” tego miejsca. W obronie chłopaka staje niespodziewanie bezdomny weteran z Wietnamu, Jerry, który „adoptuje” Matthew i odtąd roztoczy nad nim ojcowską opiekę.

Właśnie ta pełna miłości, wzajemnego wsparcia i oddania relacja pomiędzy Matthew i Jerrym stanowi główną zaletę tego filmu. Działając wspólnie, obaj bohaterowie stają się o wiele silniejsi. Kolejnym atutem jest tu pokazanie, że droga wychodzenia z bezdomności nie jest łatwa ani przyjemna, ale możliwa do przejścia. I jako tę drogę twórcy filmu wskazują ciężką pracę, inspirujące marzenia, jasny cel, dobre planowanie, odpowiedzialność i wytrwałość. I chociaż, tak się składa, że dwaj główni bohaterowie filmu nie stali się raczej bezdomni z własnej winy, to nie ma tu nadmiernego użalania się nad sobą i roszczeniowej postawy wobec reszty społeczeństwa. Z drugiej strony, chociaż nie ma tu nagonki na „zgniły” kapitalizm, ani postulatów, by państwo „zajęło się wszystkim” , to film może skłaniać do zastanowienia nad tym, czy rzeczywiście jako chrześcijańskie (przynajmniej z nazwy) społeczeństwo nie jesteśmy w stanie zrobić nic więcej dla ludzi, którzy znaleźli się w tak ciężkiej sytuacji. Niewątpliwą zaletą filmu jest też uwrażliwianie na problem niejako mechanicznego, bezdusznego zabierania bezdomnym ich ludzkiej godności, czego przykładem jest tu na przykład scena chowania ciał bezdomnych bez pogrzebu.

Niestety, poza niewątpliwymi zaletami film zawiera też pewną ilość wątpliwych stwierdzeń i to dotyczących kwestii tak ważnych jak stosunek do Boga i wiary chrześcijańskiej. Otóż, w pewnej scenie cierpiący na silne bóle Jerry pyta Matthew, czy ten wierzy w Boga, a gdy Matthew odpowiada, że czasami wierzy, kwituje tę odpowiedź stwierdzeniem, że rzeczywiście Bóg czasem jest , czasem Go nie ma, a teraz jest w pigułce przeciwbólowej, którą zaraz zażyje. Sam tytułowy pomysł Matthew też jest tu dosyć niejasny. Wprawdzie choroba psychiczna świętości nie wyklucza, ale już porównywanie „głosów” w głowie schizofrenika do głosów, które słyszała Joanna d’Arc wydaje się za daleko idącą analogią. Także scena, w której Jerry chrzci (wodą) Matthew na świętego i patrona bezdomnych (po tym jak ten dokonał prawdziwego, bądź rzekomego uzdrowienia) może budzić pewne wątpliwości. Pewien zamęt, jaki przejawia Jerry w sprawach duchowych można po części wytłumaczyć realistycznym rysem postaci, bowiem każdy kto miał trochę do czynienia z bezdomnymi, przyzna, że są one często skłonne do snucia różnych, nieraz przedziwnych teorii religijnych i filozoficznych.

Nie wszystkie oczywiście poczynania bohaterów  tego filmu powinny spotykać się z naszą aprobatą. Współczesnego widza może, na przykład, kłuć w oczy, kiedy sięgają oni po papierosy, co zdarza się dość często. Choć, nie jest to oczywiście godne pochwały, to ciężar tego konkretnego grzechu zmniejszają wyraźnie dwie okoliczności. Po pierwsze, niższa w latach 90-tych niż obecnie świadomość szkodliwości nikotyny. Po drugie, fakt że osoby bezdomne w codziennym życiu narażone są na ustawiczny kontakt z wieloma równie (lub bardziej) szkodliwymi substancjami.

Podsumowując, postaci ukazane w tej historii nie są idealne , ale twórcy filmu raczej nie starają się nas przekonać, że ich postępowanie jest zawsze dobre i godne naśladowania, pokazują natomiast, że można być dobrym człowiekiem  w złym czasie i złych okolicznościach. Film za to wyraźnie pokazuje wagę wzajemnej miłości i wsparcia w dążeniu do lepszego życia. Co ważne w swoim zakończeniu, wbrew pewnym tragicznym zdarzeniom, film przepełniony jest wyraźną nadzieją.

Marzena Salwowska

6 czerwca 2018 17:45