Brak | Niewiele | Umiarkowanie | Dużo | Bardzo dużo | |
---|---|---|---|---|---|
Nieprzyzwoity język | |||||
Przemoc / Groza | |||||
Seks | |||||
Nagość / Nieskromność | |||||
Wątki antychrześcijańskie | |||||
Fałszywe doktryny |
Głównym bohaterem filmu jest oj. Andrew Kiernan, katolicki ksiądz, który sam bardziej uważa się już za naukowca niż duchownego. Obecnie jego głównym zadaniem jest weryfikowanie (na polecenie przełożonych) domniemanych cudów i objawień w różnych zakątkach świata. Wszelkie badane przez ojca Kiernana zjawiska tego typu okazują się falsyfikatami, ewentualnie dają się wytłumaczyć w naturalny sposób, tak dzieje się do momentu, kiedy Kiernan wysłany zostaje do pewnego kościoła w brazylijskiej miejscowości Belo Quinto, w którym znajduje się figura Madonny płacząca krwawymi łzami. To zjawisko porusza wątpiącego księdza-naukowca, który po bliższych oględzinach stwierdza, że tym razem nie ma do czynienia z oszustwem, a łzy wypływające z oczu figurki to prawdziwa ludzka krew. Tym większe jest zdziwienie o. Kiernana, kiedy jego przełożony (kardynał Houseman) pośpiesznie zamyka sprawę. Ta jednak nieoczekiwanie zaczyna „żyć własnym życiem” za sprawą (choć wbrew woli) pewnej 23-letniej fryzjerki, Frankie Paige. Dziewczyna ta mianowicie po tym, jak została obdarowana różańcem ojca Alameidy zmarłego proboszcza Belo Quinto), mimo że jest zdeklarowaną ateistką, otrzymuje stygmaty, czyli rany przypominające mękę Jezusa Chrystusa. Odtąd zaczyna też ona wbrew sobie, automatycznie, głosić przesłanie w nieznanym sobie języku aramejskim. Przesłanie to, które pochodzić ma od Boga, zdaje się podważać nauczanie i sens istnienia Kościoła. Ojciec Kiernan postanawia zająć się sprawą dziewczyny, która, jak wkrótce odkrywa, ma bezpośredni związek z tzw. Ewangelią Tomasza. Pismo owo tłumaczył bowiem, wbrew woli Rzymu, przed swoją śmiercią o. Almeida, a jego słowa przekazuje teraz stygmatyczka.
Zanim przejdziemy do omówienia doktrynalnej zawartości filmu, warto zwrócić uwagę na jego demoniczny wręcz klimat. Grozę budzą tu nie tylko sceny demonicznego opętania (co zrozumiałe), ale przede wszystkim przejawy „Bożej” obecności. Nawias przy słowie „Bożej” jest tu konieczny, gdyż absurdalna jest sama myśl, że Bóg miałby nie tylko cudownymi znakami potwierdzać fałszywe gnostyckie przekonania, ale nadto odstręczać od wiary w Siebie osoby wątpiące poprzez nakładanie na nie, wbrew ich woli bolesnych stygmatów (znamienne jest zdanie, które wypowiada Frankie po otrzymaniu stygmatów „Od niewiary w Boga, gorsza jest tylko wiara w Niego„). Film ten może więc wzbudzać u niektórych widzów (zwłaszcza młodych) lęk, że spotka je może podobny los jak Frankie, lepiej więc od Boga trzymać się jak najdalej i nawet o Nim nie myśleć. Strach taki jest oczywiście bezzasadny, gdyż Bóg szanuje naszą wolę, więc bez współpracy z Jego łaską trudno raczej zostać męczennikiem, stygmatykiem czy nawet „zwykłym świętym”. Oczywiście warto też pamiętać, że diabeł nie bez przyczyny nazywany jest małpą Pana Boga, gdyż często stara się on podrabiać różne Boże działania. I w tym wypadku trudno oprzeć się wrażeniu, że gdyby ta filmowa opowieść wydarzyła się naprawdę, to właśnie mielibyśmy do czynienia z takim szatańskim działaniem, czyli ranami zadawanymi opętanej dziewczynie po to, by uwiarygodnić heretyckie przesłanie, które ma zanieść światu.
Film ten więc nie tylko stara się wzbudzać u widzów niechęć i paniczny strach (nie mylić z bogobojnością) przed Bogiem, ale nadto wciska im fałszywe doktryny oraz podważa wszelkie zaufanie do Kościoła poprzez teorię spiskową, która brzmi mniej więcej tak, że Kościół od wieków ukrywa (nie cofając się przed kłamstwami, morderstwami, itd.) prawdziwą naukę Jezusa Chrystusa. Tak więc tezą filmu jest to, że cztery Ewangelie kanoniczne nie są wystarczająco dobre, że przekazują one zafałszowany obraz działań i słów Zbawiciela, w związku z czym wyciągane z nich wnioski (takie jak ten iż On sam jest założycielem Kościoła) są z gruntu nieprawdziwe. Cała natomiast prawda kryć się ma zdaniem twórców filmu w pismach z kręgu gnostyckiego, które odrzucali jako heretyckie już Ojcowie Kościoła, i z którymi też skutecznie polemizowali (a więc cytowali owe pisma, a nie je palili, czy ukrywali). Tak też ma się sprawa z „bohaterką” filmu czyli tzw. Ewangelią Tomasza (imię tego Apostoła zostało użyte oczywiście dla uwiarygodnienia pisma, jednak sam Tomasz nie ma nic wspólnego z jej autorstwem), która nie tylko nie była ukrywana przez Kościół, ale wspominali o niej Hipolit i Orygenes. Dlaczego owe pismo nie miało szans „dostać” się do kanonu świętych ksiąg chrześcijaństwa, czytelnik może sam ocenić z poniższych fragmentów (cytuje za Wikipedią):
„Szczęśliwy lew, którego zje człowiek. I lew stanie się człowiekiem. Przeklęty człowiek, którego zje lew. I człowiek stanie się lwem” (logion 7).
„Kto poznał świat, znalazł trupa, a kto znalazł trupa, świat nie jest go wart” (logion 57).
„Rzekł im Szymon Piotr: „Niech Mariham odejdzie od nas. Kobiety nie są godne życia”. Rzekł Jezus: „Oto poprowadzę ją, aby uczynić ją mężczyzną, aby stała się sama duchem żywym, podobnym do was, mężczyzn. Każda kobieta, która uczyni siebie mężczyzną, wejdzie do królestwa niebios” (logion 114).
Nie wszystko, co jest stare, jest zarazem mądre i godne szacunku. Antyczność przekazu nie zawsze daje gwarancje jego wiarygodności. To że tzw. Ewangelia Tomasza zbliżona jest czasem powstania do Ewangelii kanonicznych, nie znaczy, że przedstawia równą z nimi wartość. Wszak, gdyby ktoś za tysiąc lat odkopał „Super Ekspress”nie byłby zbyt mądry, gdyby to źródło traktował na równi np. z aktami IPN.
Jeśli chodzi o zalety filmu, to za taką uznać można chyba tylko szczerą i bezinteresowną troskę, jaką okazują opętanej Frankie jej przyjaciółka i ojciec Kiernan (choć w jego przypadku relacja z dziewczyną zmierza później w kierunku cudzołóstwa).
Najlepszą więc radą odnośnie tego filmu, będzie więc chyba, albo omijać go z daleka, albo potraktować na serio hasło, którym przed laty reklamował go dystrybutor „Zobacz, co ONI chcą ci wcisnąć”. Zaiste, zaskakująco trafne i dowcipne podsumowanie intencji twórców tej produkcji.
Marzena Salwowska
19 maja 2016 21:09