Filmy
Przełamując fale

Ocena ogólna:  Bardzo zły (-3)

Tytuł oryginalny
Breaking the Waves
Data premiery (świat)
18 maja 1996
Data premiery (Polska)
21 lutego 1997
Rok produkcji
1996
Gatunek
Dramat
Czas trwania
157 minut
Reżyseria
Lars von Trier
Scenariusz
David Pirie, Lars von Trier
Obsada
Emily Watson, Stellan Skarsgard, Katrin Cartlidge, Jean-Marc Barr, Udo Kier
Kraj
Dania/Francja/Hiszpania/Holandia/Islandia/Norwegia/Szwecja
BrakNiewieleUmiarkowanieDużoBardzo dużo
Nieprzyzwoity język
Przemoc / Groza
Seks
Nagość / Nieskromność
Wątki antychrześcijańskie
Fałszywe doktryny

Tess, młoda i naiwna dziewczyna, wychowana w surowej kalwińskiej wspólnocie poślubia „obcego”, sporo starszego od siebie Jana, w którym jest szaleńczo zakochana. Szczęście Tess nie trwa jednak długo, gdyż Jan po miesiącu miodowym musi wracać do pracy na platformie wiertniczej. Młoda żona, która, w przeciwieństwie do innych kobiet z jej nadmorskiej osady, nie chce przywyknąć do nieobecności męża , zwraca się do Boga z prośbą o rychły powrót ukochanego. Kiedy więc na platformie dochodzi do wypadku, w wyniku którego sparaliżowany Jan powraca do domu, Tess obwinia siebie za nieszczęście.  Kiedy stan Jana nie rokuje poprawy, mężczyzna proponuje żonie, by poszukała sobie kochanka. A kiedy ta zdecydowanie protestuje, wmawia jej, że to dla jego dobra, że „kochając się” z innym mężczyzną, a potem opowiadając mu o tym, „kocha się” w istocie z nim samym i w ten sposób ofiarowuje mu życie. Takiemu postawieniu sprawy, Tess, która zrobiłaby dla męża wszystko, nie potrafi się oprzeć. Krótka konsultacja z Bogiem, z którym regularnie rozmawia, przekonuje Tess do tego, że Bóg nie tylko nie sprzeciwia się temu pomysłowi, ale wręcz żąda w teście wiary tego samego co Jan. Kiedy więc po pierwszym cudzołóstwie Tess, stan jej męża się poprawia, dziewczyna nabiera przekonania, że jej poświęcenie jest konieczne. By więc skuteczniej pomagać Janowi zaczyna pracować jako portowa prostytutka.

Gdyby nie pewien ładunek wizualnej i słownej pornografii oraz dużą nadbudowę heretyckiej i bluźnierczej mistyki (o czym szerzej później), film ten można by uznać za całkiem ciekawe studium szaleństwa. Odrzucając bowiem tę mistyczną nadbudowę, wszystkie doznania i działania głównej bohaterki łatwo można by wytłumaczyć jej pogłębiającą się chorobą psychiczną. Zarówno jej „rozmowy z Bogiem”, przesadne rozumienie słów męża, nieumiejętność stawiania granic i utratę krytycznego myślenia, prowadzące do całkowicie nieracjonalnych i autodestrukcyjnych zachowań łatwo bowiem można by postrzegać jako skutki szaleństwa.

Niestety, filmu „Przełamując fale” nie da się odczytać w taki prosty naturalistyczny sposób. Zgodnie bowiem z wyraźnym zamysłem reżysera stanowi on coś w rodzaju „przypowieści o świętej nierządnicy”, pełnej cudów i znaków niczym w średniowiecznej hagiografii. Co gorsza, von Trier nie ogranicza się tu do pomysłu tej szczególnej „świętości”, ale posuwa się do tworzenia różnych bluźnierczych analogii pomiędzy Tess a Jezusem Chrystusem. Mamy tu więc cud uzdrowienia paralityka; „czystą” zbawczą ofiarę z samego(ej) siebie; niezrozumienie i odrzucenie posłannictwa Tess zarówno przez lud (mieszkańców wioski) , jak i kapłanów i faryzeuszy (starszych zboru);  zaparcie się bliskiej osoby (Jan podpisuje zgodę na umieszczenie Tess w szpitalu psychiatrycznym), drogę krzyżową; czasowe opuszczenie Tess przez Boga Ojca; męczeńską śmierć; pusty grób i wreszcie uznanie Nieba, wyrażone przez rozlegające się ( i widoczne) w górze dzwony.

Samo już porównanie życia i ofiary bezgrzesznego Pana Jezusa do szaleńczych i niemoralnych czynów Tess przemawia za negatywną oceną tego filmu. Tym co jednak szczególnie uderza w tym bluźnierczym zestawieniu jest koncepcja pustego grobu. W „Przełamując fale” jest on pusty, ponieważ Jan i jego przyjaciele, wykradli ciało Tess, by pochować je w godniejszy sposób. Nietrudno zgadnąć, że jest to nawiązanie do Pana Jezusa i jego apostołów, którzy domyślnie w podobny sposób mieli stać za fenomenem pustego grobu naszego Zbawiciela.

Nawet jednak bez tych bluźnierczych porównań film zachowuje swój skrajnie heretycki i wrogi wobec tradycyjnego chrześcijaństwa stosunek. Wyraźnie widoczna jest tu inspiracja niektórymi sektami gnostyckimi, które przyjmowały ostry dualizm duszy i ciała. Sekty te mając ciało za bezwartościowe więzienie duszy, pozwalały na wszelką możliwą rozpustę. Na zasadzie, że skoro ciało i tak jest nic nie znaczącym „śmieciem”, a liczy się tylko dusza, to co za różnica, co z nim robimy. Co więcej, jeżeli możemy „pomóc” komuś przez nierząd , to nie czyniąc tak, dopuszczamy się grzechu zaniechania i brak nam miłości bliźniego. W tym duchu przedstawiona jest też historia Tess, która ma odwagę używać swojego ciała dla „uświęconego i zbawczego” nierządu. W filmie oczywiście nie zaobserwujemy żadnych negatywnych zmian w osobowości bohaterki. Pozostaje ona tak samo dobrą i wewnętrznie „czystą” osobą.

Oczywiście takie podejście do nierządu jest nie do pogodzenia z ortodoksyjnym, traktującym Boże Słowo poważnie, chrześcijaństwem. Pismo święte widzi bowiem w ludzkim ciele istotną i dobrą z natury (chociaż w znacznym stopniu osłabioną przez grzech) część człowieka. Ciało nadto ma u chrześcijanina godność „świątyni Ducha” ( (1 Kor. 3,16). O czym Słowo Boże wyraźnie nam przypomina ostrzegając: „Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg.” (1 Kor 3,17). Ze względu na tę godność ciała, nie jest bynajmniej obojętne, co z nim robimy.  Dlatego też Biblia wyraźnie ostrzega przed nierządem jako grzechem, który w szczególny sposób nie pozostaje na zewnątrz ciała: „Uciekajcie przed wszeteczeństwem. Wszelki grzech, jakiego człowiek się dopuszcza, jest poza ciałem; ale kto się wszeteczeństwa dopuszcza, ten grzeszy przeciwko własnemu ciału.” (1Kor. 6; 16) . A zatem „ostre jak miecz obosieczny” (Heb. 4,12) Słowo Boże zdecydowanie ucina złudzenia wielu rozpustników , że można kalać swoje ciało, nie kalając swojej duszy, czy oddawać się nierządowi tylko zewnętrznie. Przekładając to na język praktyki, podobnemu złudzeniu często ulegają na początku osoby trudniące się prostytucją. Filmy zaś  z przesłaniem podobnym do „Przełamując fale” mogą więc tylko utwierdzać je w tym mniemaniu.

Lars von Trier nie dość, że w swoim filmie oddziela ciało od ducha , a wiarę od moralności, to również stara się oddzielić Boga od społeczności chrześcijan. Jedyna pokazana tu wspólnota chrześcijańska najbardziej odpychająca jest właśnie wtedy, kiedy tworzy zgromadzenie religijne (prywatnie i indywidualnie to nawet mili i dobrzy ludzie). Zawsze kiedy widzimy tu kościół „w działaniu” ma to jakiś nieprzyjemny i złowieszczy charakter. Widz więc nie jest specjalnie zaskoczony, że Bóg zwraca się tu do Tess z pominięciem tego zgromadzenia, powierza jej misję, która zostanie niezrozumiana przez świętoszków, jej też na końcu przyznaje racje.

Jeżeli zaś doszukiwać się w tym filmie jakichś elementów dobra, to za takowe uznać można ostrzeżenie przed zmuszaniem ludzi do tłumienia uczuć, pewną oziębłością i łatwością potępiania. Film może być też  (niezamierzonym) ostrzeżeniem przed kierowaniem się własnymi pomysłami na życie i byciem „panem własnego życia”.  Właściwie wszyscy bohaterowie tej opowieści mają dobre intencje (łącznie z Janem, który chce „wyzwolić” Tess), a jednak doprowadzają do katastrofy.

Trudno jednak, by takie umiarkowane i niepewne korzyści zrównoważyły potężny ładunek herezji i bluźnierstw zawarty w tym filmie, połączony z dosadnymi  scenami i opisami nierządu.

Marzena Salwowska

filmweb.pl

filmweb.pl

19 lutego 2015 21:45