Brak | Niewiele | Umiarkowanie | Dużo | Bardzo dużo | |
---|---|---|---|---|---|
Nieprzyzwoity język | |||||
Przemoc / Groza | |||||
Seks | |||||
Nagość / Nieskromność | |||||
Wątki antychrześcijańskie | |||||
Fałszywe doktryny |
Film ten został zainspirowany prawdziwą historią Yang Kyoungjonga, Koreańczyka, któremu w czasie II wojny światowej przyszło służyć w trzech armiach – kwantuńskiej, sowieckiej i niemieckiej. W tym konkretnym obrazie Yang Kyoungjong przedstawiony jest jako Kim Jun-shik, którego historię życia możemy śledzić już od jego wczesnych lat chłopięcych. Widzimy więc, jak Kim Jun dorasta w Korei znajdującej się od 1910 roku pod okupacją Japonii, a jego pasją jest wyczynowe bieganie. Gdy Kim Jun jest młodym mężczyzną, staje do biegu z Japończykiem Tatsuo, którego co prawda pokonuje w tych zawodach, jednak opanowane przez Japończyków jury fałszywie przypisuje zwycięstwo Tatsuo. Ten oszukańczy werdykt wywołuje zrozumiałe oburzenie ze strony Koreańczyków, co z kolei doprowadza do gwałtownych zamieszek. W wyniku owych rozruchów Kim Jun i jego koreańscy znajomi zostają skazani przez japoński sąd na karę przymusowego wcielenia do armii Cesarstwa Japonii. Kim Jun wraz ze swymi towarzyszami dostaje się pod dowództwo Tatsuo, który znęca się nad żołnierzami koreańskiego pochodzenia. Tak się jednak składa, iż w czasie jednej z bitew, jaki Japonia stoczyła ze Związkiem Sowieckim Tatsuo, zostaje wzięty jako jeniec do sowieckiej niewoli razem z Kim Jun i innymi Koreańczykami. Tam z kolei sytuacja się odwraca, gdyż przełożonym jeńców zostaje jeden z Koreańczyków, który zaczyna mścić się na japońskich żołnierzach za doznawane od nich wcześniej upokorzenia i niesprawiedliwości. Ostatecznie, Kim Jun i Tatsuo po tym, jak zostają wcieleni do armii sowieckiej, w wyniku wojennej zawieruchy lądują w niemieckim Wehrmachcie, z którego szeregów podejmą próbę ucieczki.
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej film „Ma-i We-i” należy pochwalić za to, iż stanowi piękną i w swym głównym przesłaniu tradycyjnie chrześcijańską opowieść o tym, że przebaczenie swym wrogom jest możliwe, a ponadto można nawet się za tych wrogów poświęcić. Co prawda, nie ma w tej produkcji jawnych odwołań do chrześcijaństwa, jednak wskazana powyżej jego główna treść i lekcja w tak silny sposób korespondują z jedną z zasadniczych cech moralności chrześcijańskiej, iż trudno jest nie nazwać tego filmu przynajmniej w faktycznym sensie głęboko chrześcijańskim. W pewien pośredni sposób można zresztą powiedzieć, iż pogańska duchowość zostaje tu poddana naganie, gdyż jednym z głównych negatywnych bohaterów tego filmu jest właśnie pogańska Japonia z jej bałwochwalczym stosunkiem do panującego cesarza oraz kultem śmierci przejawiającym się np. w obowiązkowym popełnianiu samobójstwa, wówczas, gdy w mniemaniu przełożonych popełniło się coś mającego zawieść oczekiwania cesarza. Te negatywne cechy, którymi niegdyś charakteryzowali się wyznający pogaństwo Japończycy zostały tu pokazane, co może stanowić źródło cennych refleksji na temat wyższości cywilizacji chrześcijańskiej nad kulturami wykreowanymi przez pogańskie społeczności. Inną sprawą jest to, że jeden z elementów poświęcenia pokazanego w tym obrazie jest wątpliwy etycznie, gdyż wiąże się z zachęcaniem do kłamstwa, ale ów wątek można zniwelować wykładając widzom poprawne nauczanie na ów temat – czyli, że nigdy i w żadnych okolicznościach nie wolno kłamać.
Film ten można też docenić za to, iż nie ma w nim żadnych scen seksu, nagości i że nie epatuje on obscenicznością oraz nieskromnością. Owszem jest w nim dużo scen mniej lub bardziej wyrazistej przemocy, ale mimo wszystko nie robią one wrażenia uczynionych w celu ekscytowania czy zabawiania za ich pomocą widza.
Polecamy zatem film pt. „Ma-i We-i” jako przykład budującego i niezwykle wartościowego obrazu na temat przebaczenia wrogom, miłości do bliźniego oraz poświęcenia jakie można okazywać w imię tych wartości.
Mirosław Salwowski
13 stycznia 2018 14:26