Brak | Niewiele | Umiarkowanie | Dużo | Bardzo dużo | |
---|---|---|---|---|---|
Nieprzyzwoity język | |||||
Przemoc / Groza | |||||
Seks | |||||
Nagość / Nieskromność | |||||
Wątki antychrześcijańskie | |||||
Fałszywe doktryny |
Fletcher Reede jest wziętym adwokatem, a zarazem notorycznym kłamcą. Ta zła cecha pomaga mu wydatnie w zawodowej karierze, ale sprawia, że rani też przy tym swego małego synka. Dodajmy, że jest on też już po rozwodzie, a jego była żona pragnie wziąć ślub ze swym nowym partnerem. Gdy pewnego dnia, Fletcher kolejny raz nie dotrzymuje obietnicy, którą dał swemu synowi i jest nieobecny na jego przyjęciu urodzinowym, ów przy zdmuchiwaniu świeczki z tortu, wypowiada w myślach następującej treści życzenie: „Chcę, aby mój tata nie kłamał przez cały dzień”. O dziwo, to życzenie się spełnia i Reede, nawet wbrew swej woli, na każde pytanie odpowiada zgodnie z prawdą. Jest to jednak dla niego wyjątkowo kłopotliwe, bo akurat w dniu, w którym spełnia się życzenie jego synka, ma on wziąć udział w rozprawie o podział majątku pomiędzy rozwodzącymi się małżonkami, w której wygrana wymaga przekonania sędziego do sporej ilości kłamstw odnośnie faktycznych okoliczności sprawy będącej jej przedmiotem. Co więcej, sprawa, w której Fletcher ma „kłamać jak najęty” jest bardzo ważna dla kancelarii, w której pracuje i od tego, czy zostanie ona wygrana, zależy dalszy pomyślny przebieg jego prawniczej kariery.
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej omawiany film jest obciążony bardzo poważnymi wadami i niebezpieczeństwami. Jest tu sporo dosadnych, tak wizualnych, jak i słownych odniesień do seksu (w tym do cudzołóstwa), przy czym nie brakuje też obscenicznych dowcipów i aluzji. Radykalnie nieskromne i bezwstydne stroje (głębokie dekolty, minisukienki, kobieta w samej bieliźnie) są w niektórych momentach tej produkcji wyraźnie eksponowane. Mamy tutaj również zdecydowany nadmiar wulgaryzmów i nieprzyzwoitego słownictwa. Sam zaś motyw, w którym spełnia się życzenie wypowiedziane w myślach przy zdmuchiwaniu świeczek jest oczywistym nawiązaniem do jednego z zabobonnych przekonań.
Mimo to jednak, „Kłamca, kłamca” wydaje się nieść ze sobą kilka silnych i ważnych lekcji moralnych. A są to:
Kłamstwo na dłuższą metę nie popłaca, ale niszczy i rani. Chociaż przymus mówienia prawdy, któremu poddany zostaje główny bohater początkowo wydaje się być dla niego zwiastunem życiowej ruiny, w czasie jego trwania coraz bardziej uświadamia sobie on, że kłamstwa, których zwykł się dopuszczać raniły jego bliskich (zwłaszcza małego syna). Sprawa sądowa, którą miał zamiar wygrać w tradycyjny dla siebie sposób (a więc za pomocą łgarstwa) i tak kończy się dla niego pomyślnie.
Bycie dobrym ojcem jest ważniejsze od pracy i kariery. Fletcher w pogoni za karierą wyraźnie zaniedbuje swego synka. Wcześniej zaś doprowadziło to do rozpadu jego małżeństwa. Dochodzi nawet do tego, że zamiast być na przyjęciu urodzinowym swego dziecka, zostaje u własnej szefowej by uprawiać z nią seks w nadziei, iż to ułatwi mu dalszy rozwój kariery. Kiedy musi mówić prawdę nie tylko uświadamia sobie, że był do tej pory złym ojcem, , ale postanawia odtąd być dobrym, dotrzymującym danych obietnic, tatą. Na końcu filmu widzimy go już nie jako zabieganego i bezwzględnego pracoholika, ale troskliwego ojca, który bierze udział w przyjęciu urodzinowym swego synka.
Należy ryzykować dla obrony sprawiedliwości. Kiedy Fletcher „musi mówić prawdę” zdobywa się na odwagę by zdecydowanie przeciwstawić się tym z żądań swej klientki, które w wyraźny i ewidentny sposób krzywdzą jej męża.
Nawet po rozwodzie małżonkowie mogą jeszcze do siebie powrócić i odbudować łączące ich dawniej więzi. Przez większą część filmu wydaje się, iż małżeństwo głównego bohatera jest już skazane na nieodwracalną porażkę. Żona z którą się rozwiódł nie tylko, że ma już nowego partnera, ale wraz z synkiem planuje przeprowadzić się z nim do Bostonu. I tym razem okazuje się, że swoisty „eksperyment z prawdą” przynosi dobre i błogosławione owoce. Pod koniec filmu u jej boku widzimy już wszak ponownie Fletchera, a pocałunek jakim się obdarzają, pozwala nam mieć nadzieję, iż jeszcze do siebie wrócą.
Podsumowując: „Kłamca, kłamca” mimo poważnych i uciążliwych wad w swych pobocznych wątkach, wydaje się nieść cenne i wartościowe lekcje moralne jeśli chodzi o jego główne przesłanie. Jeżeli chodzi o wyćwiczonych w cnotach chrześcijan to nie sądzimy, by oglądanie tego filmu było im pomocne i przydatne, jednak w przypadku osób bardziej libertyńsko nastawionych do życia, niewykluczone, że ów może być dla nich całkiem budujący i przydany. Kto wie, być może, w przypadku takich ludzi, ów film stanie się jednym z przyczynków do przewartościowania i zmiany swego życia na bardziej moralne.
24 stycznia 2016 12:57