Brak | Niewiele | Umiarkowanie | Dużo | Bardzo dużo | |
---|---|---|---|---|---|
Nieprzyzwoity język | |||||
Przemoc / Groza | |||||
Seks | |||||
Nagość / Nieskromność | |||||
Wątki antychrześcijańskie | |||||
Fałszywe doktryny |
Bijący rekordy popularności serial telewizyjny opowiadający o politycznej karierze Francisa „Franka” Underwooda, który „idąc po trupach” pnie się po kolejnych szczeblach władzy aż do zdobycia urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej serial ten przytłacza widza swym mrocznym, cynicznym klimatem oraz czymś, co można by nazwać „niemoralną beznadzieją”. Ktoś może powie, iż powyższe określenia są przesadne i niesprawiedliwe, wszak czy nie ma wiele prawdy w tym, iż kulisy polityki są często brudne, niemoralne i wstrętne? Mimo wszystko trudno też w tym serialu dopatrzeć się jakichś bardziej otwartych czy bezpośrednich pochwał wobec złych czynów w nim pokazanych. Problem z „House of Cards” polega jednak na tym, że przyciąga uwagę widza rozległymi obrazami i opisami nieraz bardzo wielkiego zła, jednocześnie nie dając względem owych nieprawości żadnej wyraźniejszej alternatywy. Innymi słowy: wszyscy z głównych i wyrazistych bohaterów tego serialu to postaci złe, występne i skorumpowane – to one tu wygrywają, nadają ton fabule i angażują uwagę widza. Ci zaś, którzy próbują jeszcze w ukazanym tu świecie postępować dobrze i porządnie, ostatecznie i tak przegrywają, upadają i dają za wygraną. Zasadniczo rzecz biorąc nie ma w tej produkcji takich, występujących przecież jeszcze w kinie hollywoodzkim, tradycyjnych i de facto chrześcijańskich motywów jak: „happy end”, dobro, które ostatecznie zwycięża i nadzieja, że zło w końcu nie będzie mieć ostatniego słowa. Można powiedzieć, że „House of Cards” poprzez stworzoną przez siebie kreację swoistych „antybohaterów” podsuwa nam istne antytezy wymienionych wyżej motywów, a więc: „zło zawsze zwycięża„, „dobro ostatecznie rzecz biorąc jest słabe i skazane na porażkę„; „ostatnie słowo należy nie do sprawiedliwych, lecz do złych i występnych„. Nawet imię Jezusa, jeśli się tu pojawia to raczej w kontekście zakłamania i hipokryzji Francisa Underwooda albo też lesbijskiego związku prostytutki Rachel z Lisą (którą angażuje się w życie jednej z chrześcijańskich wspólnot).
Pismo święte poleca nam: „wszystko, co jest prawdziwe, co godne, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co zasługuje na uznanie: jeśli jest jakąś cnotą i czynem chwalebnym – to miejcie na myśli!” (Flp 4, 8). To dobry powód, by unikać serialu „House of Cards”.
5 lipca 2018 18:44