Brak | Niewiele | Umiarkowanie | Dużo | Bardzo dużo | |
---|---|---|---|---|---|
Nieprzyzwoity język | |||||
Przemoc / Groza | |||||
Seks | |||||
Nagość / Nieskromność | |||||
Wątki antychrześcijańskie | |||||
Fałszywe doktryny |
Polska komedia muzyczna z końca lat 70-tych XX wieku. Film ten został w sposób luźny oparty na wątkach z biografii autentycznie żyjącego w odrodzonej po 1918 roku Polsce przestępcy, Stanisława Cichockiego (tu występującego jako Fred Kampinos). W produkcji tej widzimy jak Fred przygotowuje się do swego ostatniego „skoku” na bank i w tym celu oferuje materialną pomoc właścicielowi jednego z podupadających teatrów (jego planem jest bowiem zrobić podkop do znajdującego się w pobliżu teatru banku). Główny bohater staje się współwłaścicielem owego teatru, po czym niespodziewanie zakochuje się w jednej z występujących tam tancerek i aktorek, a także zaczyna gorliwie angażować się w działalność artystyczną tego miejsca.
Pod względem etycznym i światopoglądowym trudno jest w tym filmie dostrzec jakieś wyraźniejsze pozytywne i budujące aspekty. Bo, za takowe trudno uznać jakieś poboczne sceny, w których Fred akcentuje swe swoiste, bo przestępcze pojmowanie honoru (np. słowa w rodzaju: „Przeprowadzę ten napad, mam swój honor„) czy nawet to, że w pewnym momencie staje w obronie dobrego imienia swej ukochanej (gotów pobić swego zleceniodawcę po tym, jak ów, wszak nie bez dużej racji mówi, że „Każdy teatr to burdel, a wszystkie aktorki to …„). Te, i tak bardzo drobne i mizerne ziarenka dobra (albo ewentualnie czegoś, co można uznać za jakąś pochodną dobra, bo wszak trudno za dobre moralnie sensu stricto uznać dotrzymywanie obietnicy dokonania grzesznego czynu) giną w mroku aprobaty dla zła i występku, którą dają nam dwa główne motywy tego filmu.
Pierwszym z tych niemoralnych wątków tego obrazu jest fakt, iż główny bohater zamierza okraść bank i choć może wydawać się, że próbuje uchylać się on od realizacji tego zadania, to jednak w żadnym miejscu nie jest to powiedziane. Fred bowiem odwleka moment okradzenia banku, ale zapewnia, że dokona tego czynu, jednak pragnie przeprowadzić go w najbardziej odpowiednim momencie. Nie jest to więc na pewno postawa skruszonego złoczyńcy, a ostateczny finał tego filmu, w którym ucieka on przed karzącą ręką sprawiedliwości, mając przy sobie dużą sumę pieniędzy, tym bardziej nie uprawdopodabnia interpretacji, wedle której Fred miałby w obrazie tym z przestępcy przeobrazić się w uczciwego obywatela. Warto jeszcze dodać, że w „Halo Szpicbródka …” mamy parę rytmicznych piosenek ukazujących z sympatią świat przestępczy i jego działalność, na domiar złego przynajmniej jeden z policjantów jest tu też pokazany w wyjątkowo głupkowaty i ośmieszający go sposób (czego nie uczynili twórcy filmu w stosunku do żadnego z przestępców).
Drugim ze wzbudzających moralny wstręt motywów owego filmu jest ukazany w nim romans Freda Kampinosa z jedną z aktorek teatralnych. Oczywiście, widzom pokazuje się ów romans, jako wielką miłość, ale w żaden sposób nie można pochwalić różnych gestów poufałości (zmysłowe pocałunki, intymne objęcia, etc.), jakie przecież nie będący sobie małżeństwem ludzie ci czynią między sobą. Po prostu takowe formy bliskości nie są dozwolone niemałżonkom, a ponadto jasno sugerują i wskazują na to, iż para ta mogła dopuszczać się ze sobą jeszcze dalej idących zachowań w tej sferze. Obrzydzenie wzbudzają również liczne sceny tego filmu, w którym grupy pół-nagich tancerek w bardzo bezwstydnych strojach (w tym nawet odsłaniających piersi) wykonują przed publicznością różne obsceniczne gesty i pląsy.
Podsumowując, „Halo Szpicbródka” na pewno nie jest budującą opowieścią, a biorąc pod uwagę jej moralne przesłanie, to można powiedzieć, że stanowi coś w rodzaju „antymoralitetu”, gdyż główny bohater nie zmienia się tu na lepsze, unika on kary za popełniane przez siebie nieprawości, a dodatkowo jeszcze wszystko to jest podlane gęstym sosem bezwstydu, nieskromności i nieprzyzwoitości. Można się tylko dziwić i boleć nad tym, że na emisję tego obrzydliwego filmu zdecydowała się prawicowa TV Republika, w której redaktorem naczelnym jest nie kto inny, jak sam Tomasz Terlikowski.
3 stycznia 2016 15:06