Brak | Niewiele | Umiarkowanie | Dużo | Bardzo dużo | |
---|---|---|---|---|---|
Nieprzyzwoity język | |||||
Przemoc / Groza | |||||
Seks | |||||
Nagość / Nieskromność | |||||
Wątki antychrześcijańskie | |||||
Fałszywe doktryny |
17-letnia Hazel od kilku lat zmaga się z chorobą nowotworową. Kiedy pojawiają się u niej nadto oznaki depresji, matka nalega, by brała udział w spotkaniach chrześcijańskiej grupy wsparcia dla osób chorych na raka. Początkowo dziewczyna chodzi na te zajęcia tylko po to, by zadowolić rodziców. Nie spodziewa się, że właśnie tu spotka swoją „bratnią duszę” – 18-letniego Gusa. Chłopak, były koszykarz, który przez nowotwór stracił część nogi, nie ukrywa swojej fascynacji Hazel. Ta jednak nie daje Gusowi nadziei na „romantyczne uczucia”, za to chętnie oferuje mu swą przyjaźń i „zaraża” go miłością do pewnej książki o tytule „Majestat cierpienia”. Dziewczyna zdradza też przyjacielowi, jak bardzo chciałaby poznać dalsze losy bohaterów opisanych w tej powieści. Gus, by spełnić marzenie Hazel nawiązuje kontakt z mieszkającym w Amsterdamie autorem „Majestatu cierpienia” …
„Gwiazd naszych wina” to produkt przypominający ciastko pokryte obfitą warstwą lukru, pod którą kryje się dość już nadgniła zasadnicza treść. By ocenić stopień zepsucia i oddzielić dobrą część od złej, trzeba by najpierw usunąć grubą warstwę tego lukru.
Tą słodką wierzchnią warstwą filmu jest oczywiście klasyczny motyw tragicznej miłości dwojga młodych bohaterów. Oryginalności i głębi tej prostej historii, przydawać ma tu zapewne choroba nowotworowa obojga nastolatków. Oczywiście, trudno jest nie polubić niewinnie cierpiących młodych ludzi, którzy są na dodatek mili, kulturalni, dobrze wychowani, wrażliwi, inteligentni i (na ogół) w większości aspektów swego życia postępują przyzwoicie.
Pod tą warstwą lukru możemy rzeczywiście odkryć parę niezatrutych, zdrowych kawałków ciastka. Co zatem jest tą dobrą treścią filmu? Otóż, mamy tu, przede wszystkim, ukazane dwie kochające się, prawidło funkcjonujące pomimo ekstremalnej sytuacji rodziny. Widzimy w tym filmie zarówno dobrych rodziców, jak i dobre dzieci. Niewątpliwą zaletą filmu jest też pokazanie historii tak ciężkiej choroby z punktu widzenia nastolatków, którzy walczą o to, by mieć jeszcze jakieś życie poza szpitalnym łóżkiem, ciągłymi kroplówkami i rezonansami. Ważnym i pozytywnym punktem filmu jest też pokazywanie znaczenia przyjaźni zarówno w dobrych, jak i złych chwilach. Za pewien plus filmu uznać też można oswajanie młodych ludzi z myślą o śmierci, zwłaszcza z faktem, że może ona czasem być bliską perspektywą również dla nich, a nie tylko dla osób w mocno już podeszłym wieku.
Jednakże, te dobre kawałki ciastka stykają się bezpośrednio z tymi zgniłymi. Niestety, to moralne zepsucie filmu, choć prawie niewidoczne pod grubą warstwą lukru, jest na tyle poważne, że wyklucza pozytywną ocenę filmu.
Przede wszystkim, mamy tu pokazane jako coś nie tylko dobrego, ale wręcz wspaniałego przedmałżeńskie współżycie pary nastolatków. Przy czym, słowo „przedmałżeńskie” jest tu mocno na wyrost, jako że para głównych bohaterów filmu nie wykazuje żadnej woli zawarcia małżeństwa. Żadna ze scen filmu nie wskazuje też na jakikolwiek żal z ich strony za popełniony grzech, wręcz przeciwnie, widzimy jak Hazel z wyraźnym sentymentem wspomina ów czyn.
Co gorsza, w filmie tym, w którym bardzo istotną kwestią jest śmierć, widz albo nie otrzymuje żadnych jasnych odpowiedzi czy wskazówek na pytania z nią związane, albo tylko pozornie zbliżone do chrześcijańskich. Bóg i życie pozagrobowe, zdaniem bohaterów nawet istnieją (choć, jak mówi Hazel, „przydałyby się na to jakieś dowody”) i „coś tam jest” (jak stwierdza Gus). To „coś tam” oznacza tu zapewne jakąś mglistą ideę Boga (o ofierze Jezusa Chrystusa nie ma tu nawet mowy). I, oczywiście, jedyna dopuszczalna wizja życia pozagrobowego, która się tu pojawia, to przebywanie z tym nieokreślonym Bogiem, w jakimś niebie, z jakimiś aniołami. O możliwości wiecznego potępienia nie ma tu nawet mowy.
Takie podejście, które całkowicie pomija, mimo tematyki bliskiej śmierci, kwestię zbawczej ofiary Pana Jezusa jest zdecydowanym minusem filmu. Na domiar złego, chrześcijaństwo, omijane tu szerokim łukiem, gdy chodzi o poważne sprawy, traktowane jest jako źródło komizmu filmu. Pojawia się jedynie w humorystycznych scenach z grupą wsparcia (którą prowadzi osobliwy chrześcijański lider), wyszydzane jest też przy okazji pogrzebu jednego z bohaterów. Trudno chyba spodziewać się od widza, by obejrzenie tego filmu skłaniało go do zwracania się w naprawdę poważnych sprawach ku tak niepoważnej religii.
W kontekście wyrzucenia poza nawias filmu prawdziwej wiary, niepokojące jest też całkowite skoncentrowanie się bohaterów na doczesnym życiu, które przecież tak szybko dobiega końca.
Pewną niepokojącą dwuznacznością jest też sam jego tytuł, który odwołuje się do zabobonnej i bezzasadnej, lecz dziś dość częstej wiary w to, że o losie człowieka w jakiś sposób decydować może układ gwiazd.
Marzena Salwowska
20 marca 2015 16:04