Brak | Niewiele | Umiarkowanie | Dużo | Bardzo dużo | |
---|---|---|---|---|---|
Nieprzyzwoity język | |||||
Przemoc / Groza | |||||
Seks | |||||
Nagość / Nieskromność | |||||
Wątki antychrześcijańskie | |||||
Fałszywe doktryny |
„Gra tajemnic” to raczej swobodna biografia wybitnego brytyjskiego matematyka i jednego z ojców informatyki – Alana Turinga. Akcja tej produkcji koncentruje się głównie na okresie II wojny światowej, kiedy to Turing pracował wraz z grupą innych wybitnych kryptologów nad rozpracowaniem niemieckiej maszyny szyfrującej, sławetnej Enigmy. Mamy tu też kilka retrospekcji z dzieciństwa Turinga oraz smutną historię skandalu kryminalno – obyczajowego, który okrył niesławą imię tego zasłużonego człowieka.
„Gra tajemnic” to film, który nie jest całkowicie pozbawiony zalet. Momentami ma on nawet słuszne przesłanie, czego przykładem może być często powtarzane tu zdanie „że nieraz największych rzeczy dokonują ci, po których najmniej się tego spodziewamy” (przypomina się tu historia Dawida i Goliata). Dobrą rzeczą jest tu też niewątpliwie pozytywne pokazanie powszechnego zaangażowania angielskiego społeczeństwa w walkę z Hitlerem. Niejako przy okazji mamy tu więc życzliwie ukazanie takich wartości jak patriotyzm czy wyrzekanie się części własnego ja na rzecz dobra innych ludzi.
Niestety jednak te zalety filmu są pewnymi jego obocznościami, natomiast główny jego przekaz jest nie do pogodzenia z nauczaniem Pisma świętego i Tradycją Kościoła. Jednym z najważniejszych motywów jest tu bowiem skrywany homoseksualizm głównego bohatera, który, jak dowiaduje się widz, latami potajemnie dopuszcza się aktów sodomii. A że czyny takie były jeszcze w latach 50-tych ubiegłego wieku prawnie ścigane w Anglii, zostaje on w końcu zdemaskowany i postawiony przed wymiarem sprawiedliwości. Samo przedstawienie tej historii nie jest oczywiście zarzutem wobec filmu, gdyż podobne zdarzenia rzeczywiście miały miejsce w życiu Turinga, jednakże sposób ich ukazania już tak. Wyczuwalną intencją twórców jest bowiem skłonienie widzów do sympatyzowania z „niewinnie” prześladowanym bohaterem. Można odebrać nader wyraźny sygnał, że jakąś niesprawiedliwością było, iż ów naukowiec nie mógł swobodnie zaspakajać swoich wynaturzonych skłonności, a jeszcze większą, że w końcu został skazany „za nieobyczajność”. Twórcy filmu idą tu oczywiście za niemal niekwestionowanym i heretyckim przekonaniem jakoby władze państwowe nie miały prawa ścigać i karać pewnych nieprawości popełnianych w sferze prywatnej (zwłaszcza gdy dotyczą zachowań seksualnych pomiędzy dorosłymi osobami). To, że nie tak właściwie dawno, w naszej sferze kulturalnej odstąpiono od prawnego karania takich nieprawości jak czyny homoseksualne czy cudzołóstwo, nie czyni oczywiście powyższego przekonania mniej błędnym czy mniej heretyckim.
Nadto filmowi można też zarzucić niejasny stosunek do takich norm moralnych jak mówienie prawdy czy obrona każdego niewinnego życia. Tematy te traktuje się tu raczej powierzchownie i szybko przechodzi się nad nimi do porządku. Z pewnych wypowiedzi bohaterów przewija się tu nawet myśl, że to sam człowiek (bez udziału Boga) musi określać, co jest dobra a co złe. Zresztą, w pewnym momencie oddaje się tu chwałę człowiekowi zamiast Boga, kiedy pada zdanie : „To nie Bóg wygrał wojnę, ale my”. Kult wybitnych jednostek jest zresztą w całym filmie dość rażący. Na marginesie dodam, że nie tylko sodomia spotyka się tu z przychylnością, ale również heteroseksualna rozpusta, co w pewnym momencie „owocuje” niesmacznym opisem jednego z takich aktów.
Choć zatem w filmie nie ma żadnych wizualnych odniesień do wyżej wspomnianych seksualnych nieprawości, to cały klimat przychylności dla takowych, a także wynoszenie wybitnych jednostek kosztem prób umniejszania Boga, wykluczają możliwość jego pozytywnej oceny.
Marzena Salwowska
5 stycznia 2019 12:45