Brak | Niewiele | Umiarkowanie | Dużo | Bardzo dużo | |
---|---|---|---|---|---|
Nieprzyzwoity język | |||||
Przemoc / Groza | |||||
Seks | |||||
Nagość / Nieskromność | |||||
Wątki antychrześcijańskie | |||||
Fałszywe doktryny |
Piątka przyjaciół z czasów dzieciństwa spotyka się po trzydziestu latach na pogrzebie swego ulubionego szkolnego trenera. Na to smutne wydarzenie przyjeżdżają oni ze swymi rodzinami, by następnie spędzić ze sobą kilka w dni w pięknym domu w lesie nad jeziorem. Okoliczność ta będzie więc dla całej czwórki okazją, by odnowić swą znajomość, a także wzmocnić swe – nie zawsze silne – więzi rodzinne.
„Duże dzieci” może być śmiało określony jako film „pro-rodzinny”. Jest to bowiem w dużej mierze historia o tym, że dobrze jest spędzać więcej czasu z żoną i dziećmi, zaś bardziej tradycyjne gry i rozrywki w rodzaju puszczania „kaczuszek” na wodzie czy też bujania się na linie zaczepionej o drzewo, potrafią być fajniejsze niż brutalne gry wideo. W tym aspekcie przesłanie tego obrazu jest więc i przyjazne rodzinie, i „sensu largo” konserwatywne. Poza tym, mamy tu jeszcze kilka słabiej wyeksponowanych, ale tym nie mniej moralnie pozytywnych elementów typu: wskazanie na wyższość prawdomówności nad kłamliwością, pokazanie problemów wynikających z życia w rozbitej rodzinie czy też – rzadkie dla amerykańskiego kina – uznanie, że nie zawsze trzeba być zwycięzcą.
Dlaczego zatem, mimo wymienionych wyżej dobrych punktów przyznaliśmy tej produkcji ogólnie rzecz biorąc negatywną ocenę? Otóż, niestety, plusy są tu bardzo mocno zaburzone przez minusy. Niewątpliwie największym minusem tego filmu jest ciągle przewijający się przezeń obsceniczny humor bazujący na mniej lub bardziej wyraźnych nawiązaniach do seksualnej rozwiązłości, zboczeń, erotycznych perwersji, bezwstydu i nieskromności. Owe kloaczne poczucie humoru twórców tego filmu upodabnia ich do węży, które swym oślizgłym jadem potrafią zabrudzić czyste i zdrowe wcześniej owoce. Poza tym negatywnym aspektem jest tu jeszcze parę dwuznacznych elementów. Czymś takim jest choćby mimo ciepłego ukazania rodziny, pewnego rodzaju pobłażliwość wobec, nazwijmy to „mniej tradycyjnych stylów życia”. Na pięcioro głównych bohaterów, dwoje z nich nie żyje w ramach „tradycyjnej rodziny” – Rob jest wszak już po paru rozwodach i żyje ze znacznie starszą od siebie kobietą, a Marcus to typowy „Don Juan”, który goni za ciągłymi seksualnymi podbojami. I nawet jeśli życie Roba w pewnych momentach wydaje się nam tu dość tragiczne, to jednak w przypadku Marcusa nie odnosimy żadnego wyraźniejszego wrażenia, by jego życie było mniej szczęśliwe niż tych, którzy są „żonaci i dzieciaci”. Poza tym, na dwa odniesienia do sfery nadprzyrodzonej, jedno zostaje tu sprowadzone do prześmiewczej sytuacji (chodzi o scenę, gdy Rob w groteskowy sposób odśpiewuje „Ave Maria” na pogrzebie trenera).
Mimo wszystko więc, trudno nam, nawet z poważnymi zastrzeżeniami, polecać ów film innym. Ten obraz to może i jabłko, ale jabłko, w którym gnieździ się wielki robak.
7 sierpnia 2018 16:02