Brak | Niewiele | Umiarkowanie | Dużo | Bardzo dużo | |
---|---|---|---|---|---|
Nieprzyzwoity język | |||||
Przemoc / Groza | |||||
Seks | |||||
Nagość / Nieskromność | |||||
Wątki antychrześcijańskie | |||||
Fałszywe doktryny |
Marząca o karierze dziennikarskiej Andy, zatrudnia się jako druga asystentka w topowym magazynie poświęconym modzie. Chociaż „milion innych dziewczyn zabiłoby za tę pracę”, dla Andy to tylko przystanek do prawdziwego dziennikarstwa. Wie ona, że, jeśli wytrzyma rok w charakterze asystentki apodyktycznej Mirandy Priestly, rekomendacja szefowej otworzy jej wiele drzwi. Jednak dziewczynie w rozciągniętych swetrach i brzydkich butach nie będzie łatwo przetrwać w wymagającym świecie wielkiej mody …
Film ten zapowiada się z początku na całkiem sensowną opowiastkę o tym, jak młoda dziewczyna, która dotąd nie żyła błahostkami i miała trochę większe aspiracje niż zmieścić się w rozmiar 36, wciągana jest w wir świata blichtru i próżności, w końcu jednak przychodzi otrzeźwienie i bohaterka dokonuje wyboru, który „ocali jej duszę”. I takie wątki rzeczywiście znajdują się w tej produkcji, co można poczytać na jej plus. Niestety, są one raczej w formie szczątkowej, zatem ich wyrazistość i siła jest niewystarczająca w zderzeniu z ułudą kolorowego targowiska próżności, które widzimy w filmie. To, co zostaje w umyśle widza, to świat magazynów mody. Kwestie drugorzędne takie jak ubiór i styl zyskują tu najwyższe znaczenie, a główna bohaterka, nawet jeśli w końcu porzuca pracę u boku Mirandy, to do tego czasu uczy się doceniać i rozumieć reprezentowane przez szefową „wartości”.
Film ten stanowi zatem pewne niebezpieczeństwo dla kobiet, które z natury skłonne są do nadmiernego skupiania się na własnej prezencji i na jej społecznym odbiorze. Po obejrzeniu tej produkcji wiele pań dojść może do wniosku, że bez armii projektantów i stylistów nie jest w stanie dobrze wyglądać. Może więc przyjąć na kwestie wyglądu i ważności ubioru spojrzenie całkiem odmienne do Słowa Bożego, które mówi: „Przypatrzcie się liliom, jak rosną: nie pracują i nie przędą. A powiadam wam: Nawet Salomon w całym swym przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, o ileż bardziej was, małej wiary!” (Łk 12,27-28); „Podobnie kobiety powinny mieć ubiór przyzwoity, występować skromnie i powściągliwie, a nie stroić się w kunsztowne sploty włosów ani w złoto czy w perły, czy kosztowne szaty, lecz jak przystoi kobietom, które są prawdziwie pobożne, zdobić się dobrymi uczynkami.” (1 List Tymoteusza 2.8-10). Wchodzenie więc w rolę żywego wieszaka, nie wydaje się aspiracją godną chrześcijanki.
Kolejnym minusem filmu jest przedstawienie demonicznej wręcz szefowej głównej bohaterki w taki sposób, by na końcu budziła nie tylko sympatię, ale i podziw. Oczywiście każdy tyran ma swoje milsze strony. Nawet o Hitlerze można by powiedzieć wiele dobrego, na przykład to, że kochał matkę, dobrze traktował swojego psa, cenił sztukę i całkiem ładnie malował. Jednakże jaśniejsze strony jakiejś osoby bądź rzeczy nie powinny nam służyć za usprawiedliwienie zasadniczego zła, które się z nią wiąże. A tak właśnie jest w przypadku tego filmu. Pokazanie bardziej ludzkiego oblicza Mirandy ma nas skłonić do zrozumienia i docenienia takich jej wad bądź złych postępków jak:
– tyranizowanie otoczenia, zwłaszcza przez oczekiwanie, że każde jej najmniejsze czy najgłupsze żądanie zostanie natychmiast wykonane,
– oczekiwanie wręcz bałwochwalczego szacunku i posłuszeństwa od podwładnych,
– poniżanie pracowników,
– wykorzystywanie lojalności współpracowników,
– manipulowanie ludźmi dla własnych celów,
– poświęcanie na ołtarzu zawodowej perfekcji własnego życia i oczekiwanie podobnych poświęceń ze strony pracowników.
Postać Mirandy ma nadto pewien rys pro -feministyczny. Obrazuje, że kobieta, która chce osiągnąć sukces zawodowy, musi być twarda, zimna i bezwzględna, jednak nie można jej za to winić, ale raczej należy podziwiać.
Inny negatywny element filmu to pokazywanie konkubinatu jako czegoś zupełnie naturalnego, a nawet pozytywnego moralnie. Na tle takiego „stałego związku” nieco gorzej wypada tu seks pod wpływem chwilowego zauroczenia, ale też raczej na zasadzie, że „nic wielkiego się nie stało”.
Raczej więc odradzamy ten film, gdyż widzowi poszukującemu jakiegoś wyraźniejszego przesłania przeciw próżności i blichtrowi tego świata przyniesie jedynie rozczarowanie. W filmie brak też jakiejś pozytywnej przeciwwagi dla tak szeroko prezentowanego tu targowiska próżności, gdyż do końca nie wiemy, czym tak naprawdę żyje główna bohaterka, nie dowiadujemy się nawet, o czym chce pisać jako dziennikarka, jakie są jej przekonania i poglądy, co ma do powiedzenia w sprawach istotniejszych niż moda.
Marzena Salwowska
Ps. Spodobała Ci się ta recenzja? Przekaż nam choćby symboliczną darowiznę w wysokości 2 złotych. To mniej, niż kosztuje najtańszy z tygodników opinii, a nasze teksty możesz czytać bez żadnych limitów i ograniczeń.
Numer konta:
22 1140 2004 0000 3402 4023 1523, Mirosław Salwowski
2 czerwca 2015 15:09