Filmy
Dekalog II

Data premiery (świat)
11 maja 1990
Rok produkcji
1989
Gatunek
Dramat
Czas trwania
58 minut
Reżyseria
Krzysztof Kieślowski
Scenariusz
Krzysztof Kieślowski, Krzysztof Piesiewicz
Obsada
Krystyna Janda, Aleksander Bardini, Olgierd Łukaszewicz, Ewa Ekwińska, Artur Barciś, Krzysztof Kumor, Krystyna Bigelmajer, Karol Dillenius, Jerzy Fedorowicz, Piotr Fronczewski, Aleksander Trąbczyński
Kraj
Polska
BrakNiewieleUmiarkowanieDużoBardzo dużo
Nieprzyzwoity język
Przemoc / Groza
Seks
Nagość / Nieskromność
Wątki antychrześcijańskie
Fałszywe doktryny

Film jest drugą częścią cyklu telewizji polskiej, w reżyserii Krzysztofa Kieślowskiego. Ta z części cyklu odnosi się do Bożego przykazania: Nie będziesz brał imienia Pana Boga swego nadaremno, choć do pewnego momentu może wydawać się, że chodzi tu bardziej o przykazanie Nie zabijaj. Akcja tego kameralnego obrazu jest dość skromna. Pewnego starszego ordynatora szpitala nachodzi młoda skrzypaczka, która jest żoną śmiertelnie (najprawdopodobniej) chorego mężczyzny. Dorota jest w ciąży z innym mężczyzną, z którym w przypadku śmierci męża zamierza ułożyć sobie życie za granicą. Jednakże, gdyby jej małżonek, którego, jak twierdzi, kocha, przeżył, zdecydowana jest dokonać aborcji i zostać u boku męża. Kobieta uzależnia swoją decyzję w sprawie życia bądź śmierci dziecka od tego, co powie jej ordynator. Jeżeli lekarz zapewni ją, że mąż umrze, to ona da szanse żyć dziecku …

Film ten jest bardzo trudny do jednoznacznej oceny, gdyż nie sposób wręcz rozstrzygnąć, czy reżyser jedynie przedstawia w nim „komedię ludzką”, czy też może za pomocą szczególnie powikłanych przykładów z „życia wziętych” stara się tu poddać w wątpliwość drugie z Bożych przykazań?

Pomijając na razie tę wątpliwość, jest to z pewnością ciekawy film, który z upływem czasu nie traci na swej uniwersalności. Warto też zauważyć, że nie ma w nim wulgarnej mowy, przemocy czy lubieżności. I jakoś bez tych wszystkich elementów produkcja ta przyciągnęła tłumy do kin. Reżyser wciąga bowiem widza nie przez takie „tanie chwyty”, lecz przez propozycje wspólnego myślenia, rozważania ważnych dylematów moralnych. Można więc powiedzieć, że szanuje się tu widza jako istotę rozumną, obdarzoną też sumieniem, z którego każdy z nas może i powinien korzystać. Najważniejsze jednak, że po obejrzeniu tego filmu pozostaje wrażenie, że choć człowiek ma obowiązek rozważać na płaszczyźnie etycznej, to co czyni, zastanawiając się zwłaszcza nad konsekwencjami swoich czynów nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim bliźnich, to jednakże sam człowiek nie jest, ani ustawodawcą ani sędzią praw moralnych.

Na pozytywną uwagę zasługuje tu też niewątpliwie rozwinięcie wątku z aborcją, której zamierza z udziałem lekarza dokonać Dorota. Ponieważ w czasie, w którym dzieje się akcja filmu, jest to proceder szeroko dopuszczalny, lekarz jedynie wyraża lekki żal, bo dziecko rozwija się znakomicie, ale w pełni uznaje swobodę decydowania Doroty w tej sprawie. Krótko mówiąc, jeśli matka zdecyduje, że dziecko będzie żyło, to dobrze, a jak nie, to trudno. Nawet biologiczny ojciec dziecka (mężczyzna, z którym cudzołożyła Dorota) nie ma tu nic do powiedzenia. Tak więc decyzja o życiu bądź śmierci niewinnej istoty ludzkiej spoczywa tutaj w rękach bohaterki, która zresztą od początku wydaje się osobą dość destruktywną (co symbolicznie obrazuje scena, w której zawzięcie obrywa zdrowe liście rośliny). Widzowi z odrobiną wrażliwości chyba trudno sympatyzować z osobą, która szantażuje moralnie i obarcza odpowiedzialnością za własne złe wybory „Bogu ducha winnego” w tej sytuacji ordynatora. Lekarz ten, człowiek samotny i schorowany, który stara się jak najlepiej służyć swoim pacjentom, zostaje postawiony w sytuacji podobnej do osławionego przykładu z Niemcami wpadającymi w okupowanej Polsce do Polaka ukrywającego Żydów (który akurat brzydziłby się wszelkim kłamstwem) z pytaniem: „Czy są tu jacyś Żydzi?”. Ordynator podobnie chce ocalić niewinne życie, ale wie też, że nie powinien kłamać, a tym bardziej dopuszczać się krzywoprzysięstwa.

I w rozwiązaniu tego dylematu leży właśnie pies pogrzebany – mała dygresja w filmie pogrzebany jest zając zgodnie z łacińskim brzmieniem tego przysłowia, dlatego w tym obrazie zwierzę to pojawia się kilkakrotnie i nikt nie chce go wziąć, uznać za swoje. Problem w tym, że krzywoprzysięstwo ordynatora przynosi w rezultacie bardzo dobre skutki. Przez co może się wydawać, że kłamstwo i krzywoprzysięstwo mogą być dobre a przynajmniej usprawiedliwionej w ważnej sprawie, a taka teza sprzeczna jest z nauczaniem Kościoła. Jak mówi Katechizm: Błędna jest więc ocena moralności czynów ludzkich, biorąca pod uwagę tylko intencję, która je inspiruje, lub okoliczności (środowisko, presja społeczna, przymus lub konieczność działania itd.) stanowiące ich tło. Istnieją czyny, które z siebie i w sobie, niezależnie od okoliczności i intencji, są zawsze bezwzględnie niedozwolone ze względu na ich przedmiot, jak bluźnierstwo i krzywoprzysięstwo, zabójstwo i cudzołóstwo. Niedopuszczalne jest czynienie zła, by wynikło z niego dobro. (Punkt 1756). Widz więc może zostać z przekonaniem, że dla ratowania życia można dopuszczać się krzywoprzysięstwa, skoro film niejako „omawia” to przykazanie. A przecież trzeba pamiętać, że drugie z przykazań Dekalogu bynajmniej nie jest mniej ważne niż piąte. Ten sam Bóg, który mówi nam Nie zabijaj, mówi wcześniej Nie będziesz brał imienia Pana Boga swego nadaremno. Jest więc pewne ryzyko takiego zwodniczego odczytania filmu przez widza, chociaż niekoniecznie musi tak być, bo film raczej nie daje w tej sprawie jasnych i konkretnych odpowiedzi, a stawia się bardziej w pozycji obserwatora ludzkich wyborów.

Marzena Salwowska

31 października 2020 18:00