Brak | Niewiele | Umiarkowanie | Dużo | Bardzo dużo | |
---|---|---|---|---|---|
Nieprzyzwoity język | |||||
Przemoc / Groza | |||||
Seks | |||||
Nagość / Nieskromność | |||||
Wątki antychrześcijańskie | |||||
Fałszywe doktryny |
PRL, jest rok 1969. Adam dostaje powołanie do odbycia trzyletniej służby wojskowej w oddziałach Marynarki Wojennej w Świnoujściu. Zanim jednak nasz główny bohater stawi się do wojska, w przeróżne arkana życia i rozrywki postanawia wprowadzić go jego starszy brat Antek, który zabiera go w drodze do Świnoujścia w pełną wrażeń podróż po różnych miastach, miasteczkach i wsiach Polski. Widz zaś przez pryzmat pokazanych tu przygód Adama i Antka obserwuje rozmaite aspekty życia w naszym kraju za rządów „realnego socjalizmu”.
Na płaszczyźnie etycznej i światopoglądowej istnieje dość poważny problem ze sformułowaniem bardziej jasnej oceny tego filmu. Z jednej bowiem strony, lwia część akcji krąży tu wokół moralnie złych lub przynajmniej mocno podejrzanych rzeczy (wizyty w nocnych klubach, muzyka rockowa, pijaństwo – dość zresztą wspomnieć, iż ambicją Antka jest doprowadzenie Adama, by ów w czasie podróży stracił dziewictwo). Z drugiej jednak strony, film ten w słusznie krytycznym świetle pokazuje część z negatywnych albo dwuznacznych aspektów życia w socjalistycznym ustroju, jaki panował w naszym kraju w l. 1945 – 1989 (powszechne zakłamanie i inwigilacja społeczeństwa, brutalna samowola milicji, brak perspektyw na lepszą przyszłość w dziedzinie ekonomicznej). I co jeszcze ważniejsze, oglądając tę produkcję, nie ma się jasnego i jednoznacznego wrażenia, iż – wątpliwe etycznie, „rozrywkowe” przygody Antka i Adama są tutaj pokazane w duchu beztroskiego przyzwolenia nań. Ostatecznie bowiem rzecz biorąc, „imprezowy” i próbujący (z różnymi rezultatami) deprawować swego młodszego brata Antek, nie jest tu raczej ukazany jako bez wątpienia pozytywny bohater, gdyż w pewnych wątkach okazuje się egoistą, a ponadto odnosi się wrażenie, iż jest to osoba, która po części już nasiąkła pewnymi negatywnymi cechami PRL-owskiej mentalności. Także nie wszystkie z prezentowanych w tym filmie niemoralnych rozrywek pokazane w nim zostały w duchu pełnej aprobaty – jest tu wszak scena z prostytutką, którą Antek podsuwa Adamowi w wiadomych celach, jednak ów konkretny wątek nie zostaje wykorzystany do epatowania widza mniej lub bardziej śmiałymi scenami, lecz możemy w nim wysłuchać smutnej i bolesnej opowieści o tym, co doprowadziło młodą dziewczynę do praktykowania owej profesji.
Kolejną trudność w ocenie owego obrazu sprawia to, iż w odróżnieniu od Antka, większą sympatię wydaje się budzić jego młodszy brat Adam, który nie zawsze idzie na pasku oczekiwań Antka, a ponadto prezentuje w tym filmie pewne cechy idealistyczne, a nawet można by rzec, typowe dla lepszych nurtów w naszej kulturze, motywu bohaterskiego i mężnego rycerza. Coś takiego widzimy choćby na przykładzie jego zachowania wobec Roksany (striptizerki występującej w nocnym klubie), z którą co prawda dopuszcza się pewnych poważnych nieprawości, ale której też jest gotów z poświęceniem siebie i swej przyszłości bronić. Zresztą i na przykładzie tego wątku można zobaczyć to, iż nie wszystkie z niemoralnych zachowań pokazanych w tym filmie, są sportretowane w beztroski sposób. Co prawda, w tym wypadku, grzech Adama i Roksany został pokazany w nieznośnie dosłowny sposób, jednak już jego skutki i konsekwencje mogą dawać do myślenia. Oto wszak, Roksana staje się później pierwszym poważniejszym rozczarowaniem Adama, tak też seks pozamałżeński nie wydaje się w tym wypadku wydać dobrych owoców.
Powyżej omówiony wątek paradoksalnie pokazuje jednak też tak bardzo poważną wadę tego obrazu, jak i zarazem jedną z bardziej wątpliwych stron praktykowania samego rzemiosła aktorskiego. W „Bilecie na Księżyc” mamy wszak szereg wulgarnych słów i obscenicznych scen. Zostawiając zaś na boku demoralizujące oddziaływanie takich rzeczy na widzów, to ktoś musiał tam takie wulgarne wyrazy wypowiadać oraz obsceniczne rzeczy wykonywać. Powie ktoś, że „To tylko gra”, ale problem leży w tym, że to właśnie „Nie tylko gra” – wulgaryzmy wszak nie były komputerowo wygenerowane, a sceny poufałych seksualnych zbliżeń nie były odtwarzane przez roboty czy narysowane w animacji postacie. Innymi słowy, te ohydne rzeczy działy się tam naprawdę – ktoś rzeczywiście mówił na planie filmowym słowa typu „kur**a” czy „ch**j”, jakaś kobieta rzeczywiście odsłaniała przed innymi ludźmi swe piersi, wykonywała obsceniczne i zmysłowe ruchy i jakaś para osób (niebędących małżeństwem) naprawdę będąc w pół-negliżu dotykała się nawzajem, całowała, etc. A jak jeszcze weźmiemy pod uwagę, że takie rzeczy na planie filmowym robiła niewiasta, która w niedługim czasie po tym zmarła na groźnego raka, to moralna groza takiej sytuacji jawi się jeszcze poważniej. Jeśli zaś ktoś upiera się jeszcze przy tym, że robienie takich rzeczy w imię hasła: „To tylko gra” jest dopuszczalne, to pozwolę sobie przypomnieć pewne wydarzenie, które miało miejsce w naszym kraju, w latach 80-tych XX wieku. Otóż wówczas wybuchł w mediach poważny skandal o to, iż twórcy pewnego filmu, w ramach realizowanych scen i zdjęć, pozwolili sobie na zabicie jakiegoś zwierzęcia (bodajże żubra). Nie pamiętam już, jak z tego faktu tłumaczyli się realizatorzy owej produkcji, ale gdyby mówili przy tym, że „Przecież to była tylko gra„, „Tego wymagała fabuła filmu„, to byłoby to podobnie nieprzekonywujące co usprawiedliwienia obecności wulgarnych słów i erotycznych scen w filmach. W imię takich tłumaczeń zadano bowiem niepotrzebne cierpienie konkretnemu stworzeniu Bożemu i jeśli dziś nie spotyka się już w filmach realistycznych scen zabijania czy ranienia zwierząt, mimo że przecież można by je próbować usprawiedliwiać troską o „realizm” danego obrazu, to czyż zgodnie z biblijną prawdą o tym, że ludzie są „ważniejsi niż wiele wróbli” (Łukasz 12: 7) tym bardziej nie powinno się unikać wymagania od ludzi czynienia pewnych złych rzeczy na ekranie? Nie jest więc niczym dziwnym, że przez wieki, w Kościele rzemiosło aktorskie cieszyło się dużą podejrzliwością i nieprzychylnością, a wykonujących tę profesję ekskomunikowano albo odmawiano im pochówku na poświęconej ziemi.
Wracając zaś, do oceny samego moralnego i światopoglądowego przesłania omawianego wyżej filmu, to z powodu na wskazaną wyżej jego dwuznaczną i niejasną wymowę, tym razem uchylamy się od przydzielenia „czaszek” albo „gwiazdek”. Może z chrześcijańskiej perspektywy uczyni to ktoś bardziej mądry od nas.
7 listopada 2015 17:13