Leave a Comment Hank, zdolny i dość cyniczny adwokat z wielkiego miasta, po tym jak dowiaduje się, iż jego Matka zmarła, zmuszony jest odwiedzić swe rodzinne strony, czyli jedno z małych miasteczek na południu Stanów Zjednoczonych. Jest to dla niego trudne przeżycie, nie tylko dlatego, że będzie musiał się w ten sposób zmierzyć ze śmiercią swej Mamy, ale także z powodu konieczności stanięcia „twarzą w twarz” ze swym Ojcem, z którym łączy go bardzo trudna przeszłość. Kiedy zaś, jego, będący lokalnym sędzią, Ojciec, zostanie oskarżony o morderstwo, Hank podejmując się jego obrony, stanie przed kolejnym wyzwaniem.
„Sędzia” to, w swym głównym nurcie i przesłaniu, raczej dobra opowieść. Wykorzystując wszak tradycyjny dla części hollywo0odzkiej kinematografii wątek zderzenia „wielkomiejskiej” mentalności z prostotą i względnym konserwatyzmem amerykańskiej prowincji (co zresztą już może być policzone za pewien „plus”) twórcy filmu pokazali widzom jak ważne są prawdomówność, uczciwość i gotowość do ponoszenia odpowiedzialności za swe czyny. Można nawet powiedzieć, że tradycyjne wartości i cnoty są jednymi z głównych „bohaterek” tego obrazu. Paradoksalnie rzecz biorąc, film ów – choć szeroko rozwodzi się nad negatywnymi aspektami relacji na linii rodzice (w tym wypadku głównie ojciec) i dzieci – pokazuje ważną rolę kochającej, rozumiejącej i wspierającej się rodziny w życiu człowieka.
Ta produkcja ma jednak też swe istotne wady. Pierwszą z nich jest mnogość użytego w niej wulgarnego języka. Powtarzamy to i będziemy powtarzać, że nie jest konieczne dla ukazania wagi pewnych problemów epatowanie takim odrażającym słownictwem widzów. Dowodem na to jest szereg dobrych i pięknych filmów kręconych dawniej, w których z zasady unikano takiego słownictwa. A nawet, gdyby wulgarny język miał czynić dany film bardziej realistycznym i „życiowo prawdziwym” to przecież nikt nie powiedział, że zadaniem kina jest dokładne odwzorowywanie rzeczywistości w każdym z jej szczegółowym. Ludzie wszak w prawdziwym życiu wydalają też kał, ale na szczęście twórcy filmowi póki co oszczędzają nam widoku owej czynności na ekranie – niestety jednak w warstwie leksykalnej coś co można porównać ze wspomnianą wyżej fizjologiczną czynnością jest w TV, kinie i pewnych nurtach muzyki szeroko rozpowszechniane.
Drugim moralnym i światopoglądowym problemem tego filmu jest to, iż wydaje się on sugerować usprawiedliwienie dla cudzołóstwa. Otóż Hank, wspomniany główny bohater, jest w trakcie rozwodu ze swą dotychczasową żoną. Kiedy zaś wraca w swe rodzinne strony, spotyka tam swą „pierwszą młodzieńczą miłość”. Rozwój fabuły zmierza zaś do wniosku (choć nie jest to jednoznacznie pokazane), iż Hank ułoży sobie na nowo życie z obiektem swych pierwszych miłosnych uniesień i wzruszeń. Ten wątek częściowo jest jednak zrównoważony tym, iż w jednej ze scen widzimy przejmującą rozmowę Hanka z jego małą córką, w której, ta w prostych słowach pokazuje jak wiele zła, zwłaszcza dla dzieci, niesie rozwód rodziców.
Podsumowując: „Sędzia” to kawałek dobrego, konserwatywnego kina z tradycyjnymi wartościami, ale przy jego oglądaniu dobrze jest zachować dużą ostrożność i wypluwać co niektóre elementy. Lepiej też, by ów film oglądali ludzie starsi z już mocno ukształtowanym charakterem oraz poglądami na świętość i nierozerwalność prawowitego małżeństwa.
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment W postradzieckim mieście jakich wiele, w szarym bloku mieszka dość przeciętna rosyjska rodzina. Matka, emerytowana lekarka, dorabia teraz jako sprzątaczka, ojciec „wypluwa” sobie płuca przy pracy w szkodliwych warunkach, a ich syn Dima, studiujący wieczorowo architekturę, zarabia już na własną rodzinę jak hydraulik w spółdzielni. Głównym bohaterem filmu jest właśnie Dima, tytułowy „Dureń”, który swoją „durnotę” odziedziczył, rzecz można, po ojcu. Obaj bowiem mężczyźni, starszy i młodszy, wydają się jedynymi sprawiedliwymi w całym mieście, tylko oni tu nie kradną, nie kombinuję na lewo, troszczą się o wspólne dobro i osoby spoza własnej rodziny. Ta ich postawa bynajmniej nie budzi szacunku otoczenia, przeciwnie ludzie (nawet ich własne żony) patrzą na nich jak na nieprzystosowanych dziwaków i frajerów, a nawet wichrzycieli, którzy burzą ich jakoś tam poukładany system. Mimo wszystko życie głównego bohatera można by określić jako w miarę spokojne, aż do dnia, w którym wezwany do awarii w okrytym złą sławą starym bloku (mieszka tam głównie lokalny margines), odkrywa, że cały budynek w każdej chwili może runąć. Od tej chwili Dima robi wszystko, co w jego mocy, by nie dopuścić do śmierci ponad 800 mieszkańców wieżowca, w tym też celu wprasza się na urodzinową imprezę pani burmistrz, gdzie bawią się przedstawiciele władzy miasta, a więc ludzie, którym, jak by się mogło zdawać, najbardziej zależeć będzie na ratowaniu zagrożonych.
Przed omówieniem głównego przesłania filmu, pozwolę sobie w kilku słowach pochwalić powściągliwość, z jaką jego twórcy opisują różnego rodzaju patologie. Warto bowiem zwrócić uwagę na fakt, że mimo szeregu okazji po temu, nie ma tu właściwie plastycznych scen przemocy (np. kiedy damski bokser bije swoją żonę i córkę, to widzimy raczej skutki tego niż same działanie; innym zaś razem słyszymy strzały, ale nie widzimy mordowanych ludzi). Podobnie przy okazji wątku cudzołóstwa widzimy zepsute relacje żony i męża, ale nie sam ów występny akt. Co zaś do niewłaściwego czy wulgarnego języka, to nie można powiedzieć, że jest tu nieobecny, jednak występuje w znacznie mniejszym stopniu niż możnaby się tego spodziewać przy opisie tak złej i zepsutej społeczności.
Jeśli chodzi o sedno filmu, to mamy tu do czynienia z dramatem uczciwej i szlachetnej jednostki, żyjącej pośród złych i skorumpowanych ludzi, których mimo wszystko darzy miłością i troską. Oczywiście wszelkie podobieństwa do „Idioty” Dostojewskiego są tu jak najbardziej nieprzypadkowe i zamierzone (godne uwagi twórcze korzystanie z najlepszych wzorców). I tak jak „Idiota”, tak też i „Dureń” jest pewnym odwzorowaniem w znacznie mniejszej skali postaci Jezusa Chrystusa. Choć więc w samym filmie nie znajdziemy raczej bezpośrednich odniesień do chrześcijaństwa, to przez postać głównego bohatera i wyczuwalną w całym obrazie sympatię twórców wobec tej postaci, jest to film, jeśli nie sensu stricte chrześcijański to duchem bardzo chrześcijaństwo bliski.
Nie jest to może produkcja odpowiednia dla osób, które na ten moment potrzebują czegoś, co podniosłoby je na duchu, gdyż los głównego bohatera jest jakby zaprzeczeniem modnej dziś ewangelii sukcesu – dobro nie zostaje nagrodzone w złym świecie, ani nawet nie zyskuje szacunku. Sam zaś „Dureń” przypomina tych, spośród Bożych proroków, którzy na próżno wzywali prosty lud i władców do opamiętania. I jego klęska też nie wynika z osobistych błędów, lecz raczej z tego, że ostrzegani ludzie, tak już zatwardzili swoje serca i w nich znikczemnieli, że nie potrafili przyjąć oferowanego im ocalenia.
Siłą tego obrazu jest też to, że nie dzieli kreowanego świata na złych bogaczy i nieszczęsnych biedaków. W filmowym mieście prawie wszyscy kradną, korumpują i sami przyjmują łapówki. Bogaci tylko czynią to sprawniej i na większą skalę. Film również pokazuje, że wielkie zło zaczyna się od małych rzeczy, a wszystko, co niegodziwe ma swój początek w samolubnym sercu człowieka, które ze swe upadłej natury ma skłonność, by dbać tylko o dobro, zadowolenie i spokój własny i najbliższych.
Niewątpliwą zaletą filmu jest też ciekawe różnych postaci i ich motywacji, zwłaszcza notabli miasteczka, a także ostre obrazowanie przyczyn, mechanizmów i skutków powszechnej korupcji. W Polsce, w której nie doświadczamy może tego zjawiska na taką skalę, film ten może nas skłaniać do większej wdzięczności Bogu za ten stan rzeczy. I obyśmy wszyscy tak zdurnieli jak bohater tego filmu, który tu gorąco polecamy.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment Adaptacja powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Żona słynnego chirurga, profesora Rafała Wilczura ucieka z kochankiem, zabierając ze sobą ich kilkuletnią córeczkę Marysię. Zdruzgotany mąż, włócząc się po mieście trafia, wraz z przypadkowym towarzyszem, do podrzędnej knajpy, gdzie za sprawą swojego nowego kompana zostaje ograbiony i pobity, na skutek czego traci nie tylko pieniądze i wszelkie dokumenty, ale i pamięć. Odtąd nie znając swojej tożsamości błąkać się będzie za chlebem od domu do domu, by wreszcie, po kilkunastu latach tułaczki osiąść w domu pewnego młynarza, gdzie zyska sławę jako niezwykle skuteczny znachor.
„Znachor” to klasyka polskiego kina, niegdyś wielki przebój kasowy i jednocześnie dzieło, które, jak miło stwierdzić, opiera się na solidnych moralnych fundamentach. Opisując fabułę tego filmu, mogłam posłużyć się znacznie większą liczbą przymiotników, ujmując rzecz w takich przykładowo słowach: „zaniedbywana przez swojego sporo starszego , spędzającego długie godziny w pracy męża, Beata ulega nadziei znalezienia szczęścia u boku zakochanego w niej młodego mężczyzny”. Wszystkie te określenia, choć zasadniczo prawdziwe, są tu jednak zbędne, gdyż zaciemniałyby tylko istotę sprawy. Mamy tu bowiem po prostu do czynienia z cudzołóstwem, które rujnuje życie kliku osób. Takie zawiązanie akcji, gdzie grzech niesie ze sobą (tak jak w prawdziwym życiu) rozmaite przewidywalne i nieprzewidywalne konsekwencje, jest wielkim atutem tego filmu. Kolejna jego zaleta to przemiana niezbyt pokornego doktora Wilczura, który na wieść o zdradzie żony chce się mścić zabierając jej córkę, w człowieka o ogromnej pokorze i łagodności, który nie rości wobec nikogo żadnych pretensji, rezygnując nawet z tego, co mu się słusznie należy. Inny atut filmu to wskazanie jako pozytywnych bohaterów prostych, ubogich, lecz ciężko pracujących i przede wszystkim bogobojnych chłopów. Chociaż, oczywiście, i oni nie są idealni, to sprawiają niemal takie wrażenie na tle kapryśnych, snobistycznych, skłonnych do plotek i nieczułych przedstawicieli bardziej „oświeconej” części społeczeństwa. Jedynie z ust chłopów usłyszymy tu o Bogu i Jego sprawiedliwości, tak że łatwo zauważyć, że ich moralna przewaga bierze się wprost z ich bogobojności. Ciekawym aspektem filmu jest też pokazanie sytuacji, w której prawo stanowione przez ludzi, koliduje z Bożym. Twórcom filmu udało się, bez uszczerbku dla szacunku należnego temu pierwszemu, pokazać że prawo Boże stoi jednak wyżej, i że w przypadku konfliktu, to ono ma pierwszeństwo (jak powiedział św. Piotr Apostoł „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” Dz 5,29). Chodzi tu konkretnie o sytuację, gdy główny bohater staje przed sądem, oskarżony o przywłaszczenie sobie narzędzi chirurgicznych pewnego lekarza i nielegalną praktykę medyczną. Dla wyjaśnienia – użył on tych instrumentów celem ratowania życia dziewczyny (wykonał operację, której dokonania odmówił wcześniej lekarz, uznając stan dziewczyny za beznadziejny). W świetle porządku prawnego II RP była to kradzież czy przywłaszczenie, Katechizm Kościoła Katolickiego (2408) stwierdza natomiast „Nie mamy do czynienia z kradzieżą, jeśli przyzwolenie może być domniemane lub jeśli jego odmowa byłaby sprzeczna z rozumem i z powszechnym przeznaczeniem dóbr. Ma to miejsce w przypadku nagłej i oczywistej konieczności, gdy jedynym środkiem zapobiegającym pilnym i podstawowym potrzebom (pożywienie, mieszkanie, odzież…) jest przejęcie dóbr drugiego człowieka i skorzystanie z nich”. Podobnie rzecz się ma z wykonaniem nielegalnej operacji przez głównego bohatera, który wprawdzie (na skutek amnezji) przystępuje do niej będąc przekonany, że nie ma uprawnień medycznych, to jednak wie, że jest w stanie skutecznie ją przeprowadzić. Można więc powiedzieć, że łamie w tym momencie prawo, jednak Słowo Boże mówi wyraźnie „Ten, kto umie dobrze czynić, a nie czyni grzeszy” (Jk 4,17).
Myślę, że warto też w sposób szczególny docenić zakończenie tego filmu, w którym główny bohater, niczym biblijny Hiob, po czasie dojmującej niedoli staje się człowiekiem szczęśliwym i błogosławionym również w wymiarze doczesnego życia.
Niestety, „Znachor” nie składa się z samych wyłącznie równie zdrowych, co wyżej opisane, elementów. Kilka jego scen niesie ze sobą wątpliwy moralnie przekaz. Mamy tu więc sytuację, w której cudzołożna żona prosi współpracownika męża, aby nie myślał o niej źle, gdyż nie jest ona złym człowiekiem a jedynie nieszczęśliwym. Takie słowa zdają się sugerować jakiś fatalizm (nieuchronność) miłości romantycznej, za którą bohaterka zmuszona była podążać. Tę sceną po części łagodzi wcześniejsza, w której umierający kochanek Beaty bierze na siebie odpowiedzialność za ich wspólny grzech, stwierdza też, że nie można budować swojego szczęścia na krzywdzie innych, w końcu prosi Beatę, aby wróciła do męża. Pewnym mankamentem filmu jest też brak moralnej dezaprobaty dla postępowania jednego z bohaterów, który, będąc przekonany, że jego ukochana nie żyje, zamierza popełnić samobójstwo. Może to sugerować zbyt wysokie stawianie na skali wartości miłości do drugiego człowieka, a więc pewne moralne nieuporządkowanie. Z innych mankamentów filmu trzeba też wymienić namiętny pocałunek dwojga młodych, nie związanych ze sobą małżeństwem oraz ich taniec „w objęciach”. A warto pamiętać, że zarówno namiętne pocałunki, jak i inne formy cielesnej intymnej bliskości zarezerwowane są dla małżeństwa.
Jednakże, myślę, że, z uwzględnieniem powyższych uwag, warto sięgnąć do skarbnicy polskiej kultury po to budujące i wartościowe dzieło, które pomimo upływu czasu niewiele straciło ze swej aktualności.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment Film ten opowiada o dość niezwykłej podróży samochodem pewnego kierownika robót budowlanych (Ivana Locke’a). Otóż pewnego dnia (a raczej wieczoru) Locke postanawia jechać swym autem nie prostu do domu, gdzie czeka na niego ukochana żona i dwaj synowie, lecz do oddalonego o półtorej godziny jazdy szpitala, gdzie na poród dziecka oczekuje pewna kobieta, z którą główny bohater jeden, jedyny raz zdradził swą małżonkę (a owe dziecko jest owocem tego cudzołóstwa). Ivan nie jedzie tam jednak „cichaczem”, nie wyszukuje kłamliwych wymówek, by oszukać swą żonę, lecz otwarcie przyznaje się jej do swej winy, pragnąc by wybaczyła mu jego zdradę, jednocześnie jednak chcąc wziąć odpowiedzialność za swe nieślubne dziecko. I to jest jeden z dużych plusów tej produkcji. Zło choćby i jednorazowej niewierności małżeńskiej i spustoszenia, jakie owa niesie za sobą, zostają tu wyraźnie zasygnalizowane. Można też śmiało powiedzieć, że są tu ukazane takie tradycyjnie chrześcijańskie cnoty i wartości jak przyznanie się do popełnionej przez siebie nieprawości oraz próba jej naprawienia. To jednak nie koniec zalet tego filmu. Główny bohater przedstawiony jest tu, jako osoba wręcz „do bólu” uczciwa, prawdomówna, rzetelna i pracowita. W filmie tym można też odnaleźć pewne negatywne aluzje względem pijaństwa.
Powyższe zalety są jednak mocno osłabione, by nie powiedzieć, że w pewnej mierze psute przez obfitość wulgarnej mowy (która nie jest przez nikogo karcona czy krytykowana). Wątpliwym elementem tego filmu jest też to, iż Locke wyraźnie nienawidzi i kipi złością względem swego nieżyjącego już ojca (który porzucił go w dzieciństwie) i z całej fabuły filmu trudno jest wywnioskować, czy autorzy owej produkcji, pokazali nam to po to, by ową nienawiść i złość jakoś usprawiedliwić czy poddać pewnego rodzaju krytyce (przestrzegając innych przed żywieniem takowych postaw).
Podsumowując: ten film może dać niemało do myślenia pewnym ludziom, ale raczej nadaje się on do oglądania przez niewierzących lub mocno zsekularyzowanych chrześcijan (jeśli bowiem na co dzień żywią się oni śmieciami, spróbowanie nieco nadpsutego, aczkolwiek posiadającego jeszcze dużo zdrowych składników jedzenia, może być dla nich pewnym postępem).
/.../
Leave a Comment Bohaterem „Piekła Pocztowego”, opowieści, która rozgrywa się w patchworkowym świecie zlepionym z różnorakich fantazji, jest sprytny i zuchwały oszust Moist von Lipwig. Jego „pracy” nie zakłócają żadne wyrzuty sumienia, uważa bowiem, że ludzie, których okrada padają w zasadzie ofiarą własnej chciwości, wszak „uczciwego człowieka nie da się oszukać.” Pasmo przestępczych sukcesów Moista zostaje gwałtownie przerwane jego aresztowaniem w mieście Ankh-Morpork i wyrokiem śmierci przez powieszenie. Wyrok zostaje wykonany, lecz tylko pozornie. Półżywy bohater dochodzi do siebie w rezydencji władającego miastem lorda Vetinariego. Lord, który stoi za sfingowaną egzekucją, oferuje teraz Moistowi możliwość uniknięcia prawdziwej. Oszust musi jedynie przyjąć posadę naczelnika zrujnowanej poczty miejskiej i postawić ją na nogi …
„Piekło Pocztowe” z początku zapowiada się na film z rodzaju „komedii łotrzykowskiej” (coś w rodzaju polskiego „Vabanku”, gdzie moralność jest postawiona na głowie). Na szczęście, przynosi on miłą niespodziankę. Chociaż wykreowany tu świat jest zabawnie absurdalny, to moralność, którą ten obraz promuje, bynajmniej nie opiera się na gigantycznym żółwiu. Bowiem, czy jego twórcy byli tego świadomi czy nie, wartości, które ten film wspiera, są na wskroś chrześcijańskie. Mamy tu więc pokazany proces, w którym główny bohater doprowadza swoje sumienie do całkowitej niemal znieczulicy, by móc bez skrępowania czynić zło, następnie, gdy to sumienie zostaje ( w sposób dość niezwykły) jednak pobudzone, zaczyna widzieć wyraźnie skutki swoich grzechów, odczuwać z tego powodu cierpienie, co w końcu doprowadza go do skruchy, a także chęci zadośćuczynienia. Moist uświadamia sobie nawet, że tak naprawdę zasługuje na śmierć. Poza tą zasadniczą pozytywną przemianą bohatera mamy tu również wiele drobniejszych, ale również wartościowych, elementów, takich jak na przykład:
– wątek czystej miłości ( niespotykane we współczesnym kinie oświadczyny, których nie poprzedził nawet pocałunek zakochanych)
– skromność w ubiorach (stylizowane na epokę wiktoriańską)
– postać Golema, szpetnego ciałem i pięknego ducha, ujmująca swoją uczciwością i bezinteresownością
– przedstawienie w negatywnym świetle chciwości, wyzysku pracowników, nieuczciwej konkurencji i tym podobnych nadużyć w obszarze ekonomii
– wątek zerwania z nałogiem nikotynowym
– pochwałę ciężkiej i twórczej pracy
– pokazanie jak dobry i dbający o pracowników lider może tchnąć nowego ducha w załogę
Niestety w filmie występują też pewne dwuznaczności oraz kilka pomniejszych niedwuznacznie negatywnych elementów. Zacznę od tych drugich, chodzi tu mianowicie o motywację jednej z ważniejszych postaci (ukochanej Moista), która kieruje Adorą w dążeniu do sprawiedliwości, a jest nią chęć zemsty. Ten negatywny element jest nieco osłabiony tym, że ostatecznie nie wymierza ona sprawiedliwości sama, a raczej tworzy okoliczności, które doprowadzają do ukarania zabójcy jej bliskich. Inne negatywne elementy to humorystyczne nawiązanie do pornografii oraz pozytywne odniesienia do przestępstwa hackingu. Dwuznaczny element „Piekła Pocztowego” to stosunek do wiary i religii. Niektóre sceny, w których drwi się tu z religii, można przyjąć ze spokojem, ponieważ są tu pokazane wierzenia o charakterze ściśle pogańskim. Jest też niestety scena, budząca większe wątpliwości, kiedy główny bohater ma rzekomą wizję, która może równie dobrze być odczytana jako kpina z fałszywych proroków fałszywych bóstw, jak i z prawdziwych proroków prawdziwego Boga.
Z tych też względów polecam film, choć niekoniecznie osobom przeżywającym kryzys wiary lub jeszcze nie dość w tej łasce utwierdzonym .
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment Animowana komedia o szczurze Remym, który odkrywa w sobie powołanie kucharskie oraz młodym mężczyźnie Linguinim, który początkowo pracuje w bardzo cenionej niegdyś restauracji Gusteau jako pomywacz. Losy tych dwojga bohaterów splatają się właśnie w tymże lokalu (szczur Remy przywędruje tam pragnąć realizować swój talent).
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej film ten stanowi lekką, niezbyt groźną i względnie bezpieczną opowieść, w której wyeksponowane zostały takie tradycyjne wartości jak ciężka praca, uczciwość, przyjaźń i oddanie. Jako zastrzeżenia należy tu wskazać na sceny, które mogą być interpretowane jako przyzwolenie na pewnego rodzaju spirytyzm (postać ducha zmarłego Gusteau, która pojawia się tutaj kilka razy), zmysłowe pocałunki osób nie będących ze sobą związanymi małżeństwem (coś takiego widzimy tutaj dwa razy i nie jest to przez nikogo w żaden sposób skarcone).
/.../
Leave a Comment Ten niskobudżetowy film opowiada o nawróceniu się do Pana Jezusa pewnego bardzo nieuczciwego sprzedawcy samochodów. Jay Austin (ów handlarz autami) początkowo oszukuje swych klientów i zachęca do tego samego pracowników swej firmy. On ma też żonę (Julię) i syna, jednak nie traktuje ich dobrze. Jay uważa, iż skoro przynosi pieniądze do domu, to tym samym w dobry sposób spełnia swą rolę męża i ojca rodziny. Choć żona Jaya modli się o o jego nawrócenie, on raczej się tym nie przejmuje i kpi sobie ze wspólnot chrześcijańskich. W końcu jednak modlitwy jego żony przynoszą skutek i Jay nawraca się do Pana Jezusa. Wzorem opisanego w Piśmie świętym nieuczciwego poborcy podatków Zacheusza, główny bohater postanawia naprawić wyrządzone przez siebie krzywdy i oddać swym klientom to co uzyskał od nich za pomocą kłamstw i oszustw. Jay już jest zadłużony na niemałą sumę w banku, tak też zwrot nieuczciwie zarobionych pieniędzy, będzie wymagał od niego naprawdę dużego zaufania Panu Bogu. Te działania doprowadzają Jaya i jego firmę na skraj bankructwa… Czy Wszechmocny interweniuje i pobłogosławi uczciwość głównego bohatera? A może będzie on musiał już do końca życia ponosić konsekwencje swych dawnych grzechów?
„Koło Zamachowe” w oczywisty i jawny sposób stanowi pochwałę i promocję chrześcijaństwa i tradycyjnych cnót z niego wynikających takich jak: uczciwość i prawdomówność, zadośćuczynienie bliźnim (w tym wypadku zwrot tego co zostało zarobione w nieuczciwy sposób). W filmie tym brak jest wulgarnej mowy, sprośnych aluzji, przemocy, scen nagości, seksu czy eksponowania nieskromnych strojów – tak więc można go spokojnie i bezpiecznie oglądać z całą rodziną. Mankamentem tego filmu jest kiepska jakość zrobionych do niego zdjęć, ale to oczywiście nie wpływa na jego ocenę moralną i światopoglądową.
Ps. Spodobała Ci się ta recenzja? Przekaż nam choćby symboliczną darowiznę w wysokości 2 złotych. To mniej, niż kosztuje najtańszy z tygodników opinii, a nasze teksty możesz czytać bez żadnych limitów i ograniczeń.
Numer konta: 22 1140 2004 0000 3402 4023 1523, Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Kanwa tego filmu oparta jest na znanej książce Khaleda Hosseiniego. Jest to opowieść o Afgańczyku, który wraz ze swym ojcem od wielu lat mieszka w USA. Amir – bo tak ma na imię główny bohater – musi jednak wrócić do swego rodzinnego kraju rządzonego przez Talibów (rzecz dzieje się w 2000 roku) by stawić czoła swej mrocznej przeszłości i zyskać przebaczenie oraz odkupienie swej dawnej winy. Oto bowiem przez przeszło 20 -laty (gdy był małym chłopcem) zostawił na pastwę trzech opryszków swego najlepszego przyjaciela Hassana. Hassan zostaje pobity i zgwałcony przez owych trzech chłopaków, a Amir bojąc się o własną skórę, udaje, że niczego nie widzi i nie staje w obronie swego przyjaciela.
Po latach, gdy Amir jest już dojrzałym mężczyzną, a Afganistanem w najlepsze rządzą Talibowie, telefonuje do niego dawny przyjaciel rodziny z prośbą, która może stać się dla niego okazją by naprawić swe dawne tchórzostwo.
Film warto obejrzeć z kilku powodów:
1. Jest to opowieść o lojalności, oddaniu, wierności, odwadze, przełamywaniu uprzedzeń etnicznych, miłości i przyjaźni. Obraz ten jest trochę smutny i bardzo refleksyjny, ale jego przekaz nie jest dołujący i nihilistyczny (co wydaje się być typowe np. dla kina europejskiego). Przeciwnie film ten pokazuje nadzieję i zawiera tradycyjny dla amerykańskich obrazów „Happy End”;
2. W filmie brak jest wulgarnej mowy oraz wyraźnych scen pokazujących seks, nagość czy nieskromność – czyni to go, na tej płaszczyźnie przyjaznym całym rodzinom;
3. „Chłopiec z latawcem” zawiera sceny i wątki, które łatwo mogą być interpretowane jako wyraz niechęci wobec komunizmu (żołnierze komunistycznego ZSRS są w nim pokazani w bardzo niesympatyczny sposób);
4. Film ten zawiera pewne odniesienia do wiary w Boga (główny bohater wydaje się być dość pobożną osobą), choć niestety ukazane w błędnym kontekście jednej z fałszywych religii, a mianowicie islamu.
Wątek, który piszącemu te słowa, wydał się dość kontrowersyjny, to istna demonizacja afgańskich talibów, którzy pokazani są w filmie jako zgraja religijnych okrutników i gwałcicieli dzieci. Trudno powiedzieć na ile ów obraz talibów odpowiada prawdzie, a w jakiej mierze jest owocem propagandy świeckich i bezbożnych humanistów, którzy z zasady starają się obrzydzać ludziom przejawy wszelkiego religijnego odrodzenia.
Ogólnie rzecz biorąc „Chłopiec z latawcem” jest jednak filmem pięknym, skłaniającym do dobrych refleksji, godnym polecenia i obejrzenia.
Film ten od czasu do czasu puszczany jest przez stacje komercyjne.
Ps. Spodobała Ci się ta recenzja? Przekaż nam choćby symboliczną darowiznę w wysokości 2 złotych. To mniej, niż kosztuje najtańszy z tygodników opinii, a nasze teksty możesz czytać bez żadnych limitów i ograniczeń.
Numer konta: 22 1140 2004 0000 3402 4023 1523, Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Film opowiada o zmęczonym życiem, skorumpowanym i rozpitym policjancie Jacku Mosleyu (w tej roli Bruce Willis), który w pewnym momencie dostaje pozornie błahe zadanie przewiezienia drobnego młodego złodziejaszka Eddiego, by ten mógł złożyć zeznania w procesie karnym, jako świadek. Okazuje się jednak, że kilku również skorumpowanych kolegów Jacka, chce przejąć owego świadka w drodze, by następnie go zabić. Eddie jest bowiem w posiadaniu informacji, które mogą zaprowadzić owych skorumpowanych gliniarzy (również Jacka) do więzienia. Choć koledzy Jacka próbują ukryć przed nim swe zamiary, ten szybko orientuje się, że życiu Eddiego zagraża z ich strony śmiertelne niebezpieczeństwo. Mimo, że zeznania tego młodzieńca mogą doprowadzić do skazania też Jacka, postanawia on z bronią w ręku chronić go przed swymi kolegami.
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej „16 przecznic” jest promocją takich tradycyjnych cnót chrześcijańskich jak: sprawiedliwość, wytrwałość, uczciwość, współczucie, gotowość do zadośćuczynienia za własne winy oraz wiara w to, że ludzie mogą zmieniać się na lepsze. Na przykładzie Jacka Mosleya widzimy jak jego fizyczna walka z dawnymi kolegami staje się jednocześnie jego osobistym bojem o zachowanie swej osobistej godności i policyjnego honoru. Jack chroni Eddiego mimo, że ten jest dla niego całkowicie obcym człowiekiem, może zginąć w skutek tego od kul swych kolegów, a ponadto zeznania owego młodzieńca jako świadka mogą także go wpakować do więzienia. Jack jest w pewnym momencie namawiany przez swego ex-partnera Franka, by nie narażał się dla „kogoś takiego” jak Eddie, gdyż „z takich jak ten opryszek” już nic nie będzie. Mimo tego, że Jack sam bardzo wątpi w to, iz Eddie może zmienić swe życie na moralnie lepsze, nie ulega namowom Franka i do końca chroni młodego przestępcę z narażeniem samego siebie. Ostatecznie zostaje zasugerowane, iż Eddie porzuca złodziejski proceder i zaczyna uczciwie zarabiać na swe życie prowadząc firmę cukierniczą – na końcu Jack dostaje na urodziny tort od Eddiego z liścikiem o treści: „Ludzie mogą się zmieniać„.
W filmie tym nie ma scen seksu, aktów nierządu, cudzołóstwa oraz eksponowania nieskromnych strojów. Jeden krótki fragment pokazuje półnagiego mężczyznę. Ze względu jednak na pewną ilość zawartych w nim wulgaryzmów oraz scen krwawej przemocy, lepiej go oglądać z pewną ostrożnością.
„16 przecznic” jest co pewien czas emitowane w telewizjach komercyjnych, powinno być ono też dostępne w wypożyczalniach DVD.
/.../
Leave a Comment Film opowiada o Francisie, młodym mężczyźnie, bojowniku Irlandzkiej Armii Republikańskiej (dalej IRA), który w celu pozyskania dla swej organizacji wyrzutni rakiet „Stinger” wyjeżdża do USA. Tam też, dzięki pomoc sympatyków IRA, przyjmując fałszywą tożsamość, zamieszkuje w domu Toma, jednego z nowojorskich policjantów o irlandzkich korzeniach. Po pewnym czasie więź pomiędzy oboma mężczyzna staje się coraz bardziej zażyła i koleżeńska, co z kolei stawia Toma, w bardzo kłopotliwej sytuacji, gdy ten – jako policjant – dowiaduje się o nielegalnej i przestępczej działalności swego nowego kolegi i gościa.
Jak ocenić ów obraz na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej? Zacznijmy może od jego wad. A więc wydaje się, iż przesadzono tu z ilością wulgaryzmów (o ile, można w tym kontekście piętnować jedynie „przesadę”, gdyż wulgarnej mowy powinno się unikać z samej zasady i, jak to już pokazało doświadczenie, da się kręcić filmy pokazujące trudne emocjonalnie sytuacje bez epatowania widzów takim słownictwem). Pewną ułomnością tego filmu wydaje się też zbyt jednostronne pokazywanie konfliktu w Irlandii Północnej na korzyść racji prezentowanych przez IRA. Chociaż, ostatecznie rzecz biorąc, produkcja ta wydaje się dystansować od zbrojnej walki z legalnym rządem prowadzonej przez tę organizację, inne aspekty owego konfliktu pokazywane są tu w sposób sugerujący sympatię dla IRA. Chodzi przede wszystkim o to, że w wyraźny sposób oddane jest tu cierpienie Irlandczyków i zwolenników IRA, zaś Anglicy są tu przedstawiani niczym pewnego rodzaju „cyborgi” – widzimy więc jak walczą i zabijają bojowników IRA, ale nie poświęca się tu czasu na pokazanie tego, iż oni też musieli cierpieć i boleć nad losem swych bliskich, którzy byli zabijani lub okaleczani w wyniku owego zbrojnego konfliktu. Poza tym, nie znajdujemy w tym filmie też śladu sugestii, iż IRA była ugrupowaniem o charakterze lewicowym i marksistowskim.
Kolejną wadą tego filmu jest jedna z jego końcowych scen, gdzie Tom (w tej roli Harrison Ford) w odniesieniu do postawy tak swej, jak i Francisa, wypowiada następujące słowa: „Obaj nie mieliśmy wyboru„. Tego rodzaju stwierdzenie sugeruje pewien moralny determinizm, zakładający, iż jako ludzie jesteśmy przymuszeni do określonych działań i zachowań, niezależnie od tego, czy ich ocena etyczna będzie dobra czy zła. Taka interpretacja tych słów wydaje się tym bardziej uprawniona, iż Tom oraz Francis w pewnym momencie stają po dwóch przeciwnych stronach barykady, dążąc do innych celów i wychodząc z odmiennych założeń moralnych i światopoglądowych. Tom, zdecydowanie krytycznie ocenia bowiem zbrojny aspekt działalności IRA i zgodnie z wyznawanym przez siebie etosem uczciwego i praworządnego policjanta, pragnie przeszkodzić Francisowi w dostarczeniu przez niego rakiet mających służyć IRA. Jeśli jednak, zarówno strzegący prawa i porządku Tom, jak i zbrojny buntownik Francis, co do swych działań „nie mieli wyboru”, to może i rozróżnienie pomiędzy dobrem a złem obu owych odmiennych sytuacji nie powinno być tak jasne i jednoznaczne? Filmy rzadko przybierają formę filozoficznych traktatów, więc nie możemy być pewni, czy aby na pewno taka myśl przyświecała twórcy owego obrazu, gdy wkładał omawiane słowa w usta Toma. Nie sposób jednak pominąć milczeniem wątpliwej wymowy takiego stwierdzenia, która we wcale nie-błahy sposób osłabia dobre elementy tego filmu, o których mowa będzie poniżej. Poza tym, warto sobie uświadomić, iż słowa „Obaj nie mieliśmy wyboru” użyte w kontekście zachowań odnoszących się do sytuacji typu: „Przestrzeganie prawa albo jego łamanie„; „Zabijanie żołnierzy i policjantów albo szanowanie władzy, którą reprezentują” są „de facto” jasnym zaprzeczeniem nauczania Pisma świętego i Tradycji Kościoła, wedle których choć przestrzeganie pewnych moralnych przykazań może być trudne, to jednak nigdy – z Bożą pomocą i łaską – nie jest niemożliwe. Spośród licznych tekstów potwierdzających tę prawdę przytoczmy choćby słowa św. Pawła Apostoła: „Pokusa nie nawiedziła was większa od tej, która zwykła nawiedzać ludzi. Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania abyście mogli przetrwać” (1 Kor 10, 13) oraz Jana Pawła II: „Wreszcie, jest zawsze możliwe, że przymus lub inne okoliczności mogą przeszkodzić człowiekowi w doprowadzeniu do końca określonych dobrych działań; nie sposób natomiast odebrać mu możliwości powstrzymania się od zła, zwłaszcza jeżeli on sam gotów jest raczej umrzeć niż dopuścić się zła (…) W określonych sytuacjach przestrzeganie Prawa Bożego może być trudne, a nawet bardzo trudne, nigdy jednak nie jest niemożliwe ” („Veritatis splendor”, n. 52, 102). Więcej na ten temat można przeczytać pod poniższym linkiem: http://www.konserwatyzm.pl/artykul/4073/pismo-swiete-i-tradycja-kosciola-o-czynach-wewnetrznie-nieup
Wskazane wyżej wady i braki tego filmu choć dość poważnie osłabiają, to jednak nie wydają się całkowicie przekreślać lub czynić bezwartościowym dużej dawki „zdrowego pokarmu” w nim zawartego. Mimo wszystko bowiem, w obrazie tym, mamy mocno zarysowaną postać Toma, który swą postawą życiową reprezentuje niejedną z tradycyjnych cnót i wartości. Jest to bowiem człowiek, który stoi na straży prawa, dba o rodzinę, nie bierze łapówek, brzydzi się kłamstwem (kiedy raz czyni coś takiego, by chronić swego przyjaciela, ma z tego powodu wielkie wyrzuty sumienia), modli się oraz chodzi do kościoła. Zaletą tej produkcji jest też to, iż nie epatuje ona scenami seksu, nieskromności, nagości oraz obscenicznymi aluzjami. Nawet przemoc tu pokazana, choć w jakimś sensie, uzasadniona treścią fabuły, nie sprawia wrażenia bycia eksploatowaną po to by zabawiać czy ekscytować nią widza (główną uwagę przyciąga tu bowiem raczej sam rozwój akcji i moralne dylematy pokazane w filmie niż poszczególne krwawe sceny).
/.../