Leave a Comment „Życie Pi” to ekranizacja bestselerowej powieści Yanna Martela. Głównego bohatera, hindusa o niezwykłym imieniu Piscine Molitor Patel, poznajemy, gdy, już jako dorosły mężczyzna, opowiada pewnemu pisarzowi niezwykłą historię swojej młodości. Pi urodził się w Indiach, jednak, kiedy prowadzone przez jego rodziców zoo zaczęło podupadać, ojciec chłopaka zdecydował, że cała rodzina poszuka lepszego życia w Kanadzie. W czasie rejsu transportującego rodzinę Pi i zwierzęta z jej zoo, ma miejsce sztorm, który zatapia statek. Dalej, wedle opowiadania Pi, znajduje się on wraz z paroma ocalałymi zwierzętami w jednej szalupie ratunkowej na otwartym oceanie, by przez kolejne 227 dni walczyć o przetrwanie.
Jako, że nie zamierzam nikogo zachęcać do oglądania tego filmu, pozwolę sobie już na wstępie zdradzić, że bohaterami tego filmu (poza Pi rzecz jasna) nie są wbrew pozorom zwierzęta (chyba, że „zwierzęta w nas”). Omówienie tej produkcji, zacznę od tego, co wydaje się w niej najbardziej wartościowe. A jest to przede wszystkim afirmacja życia i nadziei. Zaletą filmu jest też niewątpliwie pokazywanie piękna Bożego stworzenia, zwłaszcza przyrody.
Pozory dobra mogą też sprawiać pojawiające się w tej produkcji pozytywne odniesienia do chrześcijaństwa, modlitwy, wiary w Boga, a zwłaszcza okazywana sympatia do Syna Bożego. Niestety, te elementy przypominają pewną ilość miodu, która ma posłużyć jako lep na muchy. W początkowych scenach film daje widzowi nadzieje, że ujrzy tu nawrócenie głównego bohatera. Bowiem ten, wychowany przez ojca ateistę i matkę hinduistkę, chłopiec styka się w pewnym momencie z chrześcijaństwem. Pewnego dnia (w ramach zakładu) wchodzi do kościoła, by napić się wody święconej. Spotyka tam księdza, który głosi mu podstawy Ewangelii. Pi jest zafascynowany osobą Jezusa Chrystusa. Zamiast jednak przyjąć Syna Bożego jako jedynego Pana i Zbawiciela, postanawia wyznawać jednocześnie chrześcijaństwo, islam i hinduizm. W dorosłym życiu dołącza do „kompletu” jeszcze judaizm (wykłada nawet Kabałę na uniwersytecie). Taki stan rzeczy zyskuje przychylność jego matki, która widzi w tym naturalny etap poszukiwań wieku dojrzewania. Natomiast ojciec ateista, z którego rozumowaniem przyjdzie mi się tu zgodzić, uważa, że wierzyć we wszystko to tak naprawdę nie wierzyć w nic. Wolałby też, by jego syn wierzył nawet w coś, z czym on sam się nie zgadza, niż żeby przyjmował wszystko bez zastanowienia. I, jak już powiedziałam, trudno mi nie zgodzić się z tym rozumowaniem, jako że łączenie chrześcijaństwa chociażby z islamem jest w istocie niedorzeczne, nawet z punktu widzenia klasycznej logiki, gdzie dwa wzajemnie sprzeczne zdania, nie mogą być jednocześnie prawdziwe. Weźmy dla przykładu tylko dwa z podstawowych w chrześcijaństwie twierdzeń:
1. Jezus jest Synem Bożym. Odpowiedź islamu to: Jezus nie jest i nie może być synem Boga, a słowa Koranu nakładają klątwę na każdego, kto tak twierdzi -„Tak więc, ci którzy wyznają że Jezus jest Synem Bożym, mają być przeklęci przez Allacha” (Sura 9:30, 31).
2. Jezus umarł za nasze grzechy na krzyżu. Odpowiedź islamu: Jezus nie umarł na krzyżu.
Zatem nawet czysto ludzka logika czy zdrowy rozsądek mówią nam, że podejście Pi do religii, które w filmie jest wyraźnie ukazywane w pozytywnym świetle, jest niedorzeczne. Co jednak znacznie istotniejsze, sam Bóg przez swoje Słowo mówi nam, że takie postępowanie nie jest mu miłe, a wręcz wstrętne. Na poparcie tych słów pozwolę sobie zacytować jeden z licznych wersetów Pisma św., które o tym mówią: „Nie wprzęgajcie się z niewierzącymi w jedno jarzmo. Cóż bowiem ma wspólnego sprawiedliwość z niesprawiedliwością? Albo cóż ma wspólnego światło z ciemnością? Albo jakaż jest wspólnota Chrystusa z Beliarem lub wierzącego z niewiernym?” (2 Kor 6,14-15). Kto w świetle Nowego Testamentu jest niewiernym, objawia nam zaś inny werset: „Któż zaś jest kłamcą, jeśli nie ten, kto zaprzecza, że Jezus jest Mesjaszem? Ten właśnie jest Antychrystem, który nie uznaje Ojca i Syna. Każdy, kto nie uznaje Syna, nie ma też i Ojca, kto zaś uznaje Syna, ten ma i Ojca.” (1 Jn 2,22)
Przez większość filmu wydaje się, że, chociaż stosunek do religii jest tu pełen zamętu, to przynajmniej mamy tu do czynienia ze szczerą wiarą w Boga. Niestety, i w tym „Życie Pi” zawodzi, gdyż na końcu okazuje się, że dla głównego bohatera Bóg jest jak bardziej kolorowa wersja jego historii – sam decydujesz, czy chcesz w nią (Niego) wierzyć, czy nie. A że ta barwniejsza wersja nie wydaje się prawdziwa, wnioski nasuwają się same …
Innym wątpliwym elementem filmu jest przedstawianie w negatywnym świetle spożywania mięsa przez ludzi. Wegetarianie są tu pokazywani wyłącznie w pozytywnym świetle, zaś czarnym charakterem jest kucharz, który pogardliwie odnosi się do osób niespożywających mięsa (jego „alter ego” w szalupie ratunkowej to odrażająca hiena). Chociaż samo powstrzymywanie się od tego rodzaju pokarmów nie jest niczym złym (może być nawet chwalone jako praktyka ascetyczna), to twierdzenie, że ludzie czynią coś moralnie niewłaściwego spożywając mięso, jest już niebiblijne i heretyckie.
„Życie Pi” to niebezpieczna mieszanka, przygotowana według wzoru: jedna część dobrego wina, jedna część trucizny i jedna część wody. Dlatego też oznaczam ten produkt etykietką z dwoma czaszkami.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment Ekranizacja komiksu Franka Millera poświęconego słynnemu zmaganiu dowodzonych przez króla Leonidasa Spartan z Persami pod Termopilami. Film ten pokazuje nam jednak nie tylko samą bitwę, ale również wcześniejsze etapy życia Leonidasa (począwszy od jego dzieciństwa, gdy był wprawiany do życia jako nieugięty i okrutny wojownik).
„300” ma z pewnością swoje mocniejsze punkty i zalety. Jest tu wszak wiele mowy o odwadze, poświęceniu, wolności, rodzinie, sprzeciwie wobec tyranii, etc. Została tu nawet zawarta jedna aluzja, którą dziś nazwano by mianem „homofobicznej” (Leonidas w pewnym momencie mówi z lekceważeniem o „miłośnikach chłopców” z Grecji), a niektóre z innych stwierdzeń padających na ekranie można by interpretować jako niezbyt sprzyjające pogaństwu (np. kapłani starożytnej Sparty są pokazywani jako wyjątkowe chciwe i zdeprawowane jednostki). Można by też pochwalić twórców filmu za to, iż poprzez pokazanie perskiego króla Kserksesa i jego dworu w roli „czarnego charakteru” z ich zniewieściałością i rozluźnieniem obyczajów, przynajmniej trochę próbowali nam obrzydzić wyzierający z tego libertynizm i hedonizm.
Na tym jednak wypadałoby zakończyć pochwały względem tego filmu. Reszta owego obrazu jest już bowiem bardzo wątpliwa, by nie powiedzieć, że jawnie zła. Chociaż wszak miło jest słuchać o odwadze, poświęceniu, wolności, rodzinie i walce z tyranią, trudno pominąć milczeniem, iż starożytna Sparta, która w tym filmie jest wręcz „wysławiana pod niebiosy” sama nie była ucieleśnieniem wszystkich z tych rzeczy. Ba, wolność i rodzina były w niej wręcz pomiatane. W starożytnej Sparcie większość mieszkańców stanowili wszak niewolnicy, względem których prawo pozwalało na bardzo okrutne traktowanie (np. przynajmniej raz w roku mieli być bici, nawet wówczas, gdy nie uczynili nic złego, po to jednak by zostało im przypomniane kim są w owym kraju). Podobnie, trudno mówić o szacunku dla rodziny i małżeństwa, w kraju, gdzie słabsze dzieci zabijano lub przeznaczano do niewoli, chłopcy i dziewczynki powyżej 7 roku życia były zabierane z domów i wychowywane przez państwo, zaś małżonkowie na co dzień nie mieszkali ze sobą, a spotykali się okazyjnie w celu prokreacji.
Chyba jednak najpoważniejszym zarzutem, jaki należy podnieść względem tej produkcji jest ekstremalna przemoc w niej zawarta, a także fakt, iż sposób jej pokazania wybitnie sprzyja temu by się nią rozkoszować i napawać. Mamy tu bowiem do czynienia z szeregiem scen, w których widzimy ucinanie głów, rąk, rozpryskującą się na wszystkie strony krew – i jest to pokazane najczęściej w zwolnionym tempie, tak jakby miało to służyć temu, by oglądający to widz mógł dłużej ekscytować się tymi widokami. Można śmiało nazwać to czymś w rodzaju „pornografii przemocy”. Do tego dochodzą jeszcze wyraziste sceny seksu, obscenicznych tańców i kobiet odzianych w bardzo bezwstydny sposób.
w „300” jeden ze spartańskich dowódców (który jest tu pozytywnym bohaterem) mówi, iż jego serce jest pełne nienawiści (w domyśle do wrogów) za co nikt go tu nie karci ani nie krytykuje, ale dostaje wręcz pochwałę od Leonidasa (ów kwituje to słowami: „To świetnie„). Widzimy tu też krwawą zemstę w wykonaniu żony Leonidasa, na człowieku, który wcześniej seksualnie ją wykorzystał – i w tym wypadku kontekst i rozwój fabuły w żaden sposób nie wskazuje ani sugeruje krytyki tego czynu. Ta eksponowana, by nie powiedzieć, że gloryfikowana, dzika przemoc i nienawiść, jest bardzo daleka od tradycyjnie chrześcijańskiej postawy, która nawet w obliczu krwawej walki potrafiła skłaniać do okazywania łagodności i miłosierdzia swym wrogom. Porównajmy obraz pełnych żądzy krwi i nienawiści Spartan choćby z historyczną prawdą o bitwie pod Grunwaldem, gdzie walczący po obu stronach chrześcijanie, potrafili po skończonej bitwie opatrywać sobie rany, a gdy ranni odzyskali już siły zapraszano ich do wspólnego stołu, dzieląc się z nimi jedzeniem i piciem. Nie od rzeczy będzie też przypomnieć, że np. w czasie amerykańskiej wojny secesyjnej większość żołnierzy najprawdopodobniej w zamierzony sposób oddawała do siebie chybione strzały – co tłumaczy się tym, iż wychowani w chrześcijańskiej kulturze mieli wielkie opory przed zabijaniem członków nieprzyjacielskiej armii nawet w ramach wojny.
To wszystko – a więc wybielanie i tendencyjne ukazywanie historii starożytnej Sparty, sprzyjanie nienawiści do wrogów i zemście, napawanie się ekstremalną przemocą, seksem oraz zmysłowością, psują bardzo wydźwięk pewnych dobrych i wzniosłych myśli przekazywanych w tym filmie.
/.../
Leave a Comment Bohaterką „Złotego kompasu” jest żywiołowa 12-letnia Lyra, która żyje w świecie rządzonym przez elitarną radę -Magisterium, gdzie ludzkie dusze mieszkają w postaci nieodłącznego każdemu człowiekowi zwierzęcia, tzw. dajmona (dajmony dorosłych mają postać zwierzęcia najbardziej odpowiadającego osobowości danego człowieka, natomiast dajmony dzieci często zmieniają kształt). O Lyrze dowiadujemy się, że jest sierotą, będącą pod opieką wuja -lorda Asriela. Ponieważ jednak opiekun dziewczynki często podróżuje, Lyra wychowuje się w elitarnej szkole z internatem. Z tego miejsca nieoczekiwanie zabiera ją (za zgodą Magisterium) tajemnicza i bardzo wpływowa kobieta -pani Coulter. Dziewczynka przed opuszczeniem szkoły dostaje nieoczekiwany prezent od rektora szkoły – tytułowy złoty kompas. Przyrząd ten to w istocie jedyny ocalały „czytnik prawdy” – aletheiometr”.
„Złoty kompas” to niestety jeden z tych filmów skierowanych do dzieci i młodzieży, których oglądania nie da się polecić z czystym sumieniem nikomu, a już na pewno nie najmłodszej widowni. Obraz ten bowiem jest podręcznikowym wręcz przykładem produkcji, która, pod pretekstem fantastyki, stara się niszczyć w odbiorcach chrześcijański obraz świata i zastępować go charakterystyczną dla New Age mieszaniną pogaństwa i gnozy. Żeby nie być gołosłowną wymienię kilka najbardziej rzucających się w oczy przykładów zainfekowania filmu tego rodzaju elementami:
– charakterystyczna dla gnostycyzmu koncepcja wielości światów
– dajmony, czyli zwierzęta, w których zamieszkują ludzkie dusze, nasuwają skojarzenie ze zwierzętami totemicznymi pogan, które również charakteryzowała niezwykle silna więź z człowiekiem
– złoty pył, który jest tu obrazem grzechu pierworodnego, pokazany jako rzecz dobra, dająca poznanie i początek wolnej woli, skrywana tu przed ludźmi przez Magisterium
– tytułowy kompas, a właściwie „czytnik prawdy” daje się odczytać tylko wybranym, prawda jest więc dostępna jedynie dla oświeconych
– czarownice to istoty godne podziwu
Poza tymi lansowanymi elementami ideowymi odbiorca „Złotego kompasu” styka się z lekko tylko zakamuflowanym atakiem na tradycyjne chrześcijaństwo. Szczególnie widoczne jest to na przykładzie Magisterium, które kojarzyć się ma przede wszystkim z magisterium Kościoła katolickiego, ale może też być szerzej postrzegane jako tradycyjne chrześcijaństwo. Magisterium ukazane jest jako rada, która dąży do zniszczenia wszelkich przejawów wolnej myśli, ukrywając przed resztą istnienie złotego pyłu (grzechu, który otwiera możliwość gnozy – poznania), ponieważ ten daje ludziom wolność.
Inne niebezpieczeństwo filmu, na które, jak sądzę, warto zwrócić uwagę, to oswajanie dzieci z używaniem słowa „demon” (w postaci lekko tylko zmienionej) w pozytywnym kontekście. Nadto w filmie tym spotykamy się z niemoralnymi zachowaniami czy postawami, które nie spotykają się z żadną naganą:
– główna bohaterka często posługuje się kłamstwem dla osiągnięcia swoich celów, nadto jest świadomie krnąbrna i zdecydowana nie uznawać żadnych autorytetów
– Lyra jest owocem cudzołóstwa, a jej rodziców trudno uznać za odpowiedzialnych
– jedna z czarownic bez zażenowania mówi 12-letnie dziewczynce o swoim „wolnym związku” z pewnym Cyganem, w czasach, gdy był on jeszcze piękny i młody
Oczywiście, „Złoty kompas” prezentuje też pewne postawy godne pochwały, takie jak na przykład przyjaźń, sprzeciwianie się eksperymentom na ludziach,gotowość do narażania swojego życia dla ratowania innych czy wartość dobrze pojętego honoru. Jednak te dobre elementy wydają się raczej zasłoną dymną do przeprowadzania ataku na wartości jeszcze ważniejsze. Żywię więc nadzieję, że po zapoznaniu się z powyższymi obiekcjami wobec filmu, żaden rozsądny rodzic nie wybierze go dla swego dziecka, tym bardziej, że jego pociecha mogłaby w ten sposób zostać zachęcona do sięgnięcia po książkę, na podstawie której powstał „Złoty kompas”. Ta zaś opisane tu trucizny serwuje w postaci jeszcze nierozcieńczonej.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment Bohater filmu, Percy Jackson, to na pozór zwyczajny amerykański nastolatek. Jego problemy są dość typowe dla współczesnych czasów – ma znaczną dysleksję i ADHD, nie zna swojego ojca, a dość obleśny ojczym poniża jego matkę. Percy zdaje się niczym szczególnym nie różnić od swoich rówieśników (może poza umiejętnością wyjątkowo długiego wstrzymywania oddechu pod wodą). Jednak w tym niepozornym chłopaku drzemie półbóg. To syn samego boga mórz i oceanów, Posejdona. Sam Percy o swoim boskim pochodzeniu dowiaduje się w dramatycznych okolicznościach: gdy ktoś wykrada Zeusowi piorun, chłopak, jako główny podejrzany, znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Aby oczyścić się z zarzutów i zapobiec wojnie pomiędzy Zeusem i Posejdonem, która może zniszczyć ziemię, Percy musi odzyskać piorun. W tym zadaniu z pomocą przyjdą mu córka Ateny i pewien satyr.
Muszę przyznać, iż przed zrecenzowaniem tego filmu zastanawiałam się , czy tej niedwuznacznie pogańskiej tematyki nie można potraktować jako materiału baśniowego, gdzie zamiast elfów, skrzatów czy dobrych wróżek, mamy stworzenia z greckiej mitologi. Doszłam jednak do wniosku, że takie potraktowanie z przymrużeniem oka tej tematyki może byłoby do przyjęcia jakieś 50 lat temu, jednak dziś, w obliczu odradzania się pogaństwa i rugowania prawdziwego Boga z masowej świadomości, już nie. Oczywiście, raczej nie podejrzewam twórców tego filmu o wiarę w greckie bóstwa czy oddawanie im czci. Jednak produkcja ta poprzez wybór na bohaterów opowieści istot, które Słowo Boże wprost określa jako demony, stwarza liczne zagrożenia dla widza, zwłaszcza dla młodego odbiorcy, do którego w głównej mierze jest kierowany film. Jednym z takich niebezpieczeństw są fatalne wzorce jakie prezentują pierwowzory „boskich” bohaterów filmu. Chociaż bowiem grecka mitologia zawiera wiele ciekawych i cennych informacji na temat natury człowieka, to warto przypomnieć, że opisani w niej bogowie i półbogowie dopuszczali się takich występków jak: ojcobójstwo (wspomniane bez nagany w filmie), kazirodztwo, sodomia, zoofilia, pedofilia, mordy czy kradzieże. Niektóre z tych uczynków znajdują swoje odzwierciedlenie w filmie. I tak na przykład satyr, Grover, dopuszcza się cudzołóstwa z żoną boga Hadesa, Persefoną. Również kradzież jest tu pokazana jako rzecz niewinna i naturalna, i nie ma co się dziwić , wszak występek ten ma swojego boskiego opiekuna w postaci Hermesa. Innym niebezpieczeństwem, które stwarza ten film jest kształtowanie w młodych odbiorcach spaczonej wyobraźni, czy nauka niewłaściwego posługiwania się tym darem Bożym. Bowiem oglądając tę i tym podobne produkcje młody widz uczy się, że choć Bóg w swojej absolutnej wolności nie stworzył świata bez nas, to my możemy tworzyć „światy”, zapełnione fałszywymi bogami, w których nie będzie miejsca dla Niego.
Zatem, chociaż obraz ten prezentuje również pewne pozytywne wzorce, typu bezinteresowna przyjaźń czy poświęcanie się dla dobra innych, to jednak jego pogańska tematyka i to co się z nią wiąże, sprawia, że trudno uznać go za godną polecenia rozrywkę.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment Animowana wersja dość znanej historii o miłości łączącej indiańską księżniczkę o imieniu Pocahontas z angielskim żołnierzem Johnem Smithem. Akcja dzieje się w XVII wieku na terenie dzisiejszych USA i w tle romantycznej więzi Pocahontas i Smitha eksploautuje popularny motyw zderzenia się dwóch odmiennych kultur. Szkoda jednak, że twórcy filmu ujęli ten temat w tak bardzo politycznie poprawny sposób, nie ukrywając przy tym swej sympatii wobec pogaństwa, a nawet dopuszczając się manipulacji faktami historycznymi.
I tak więc w filmie tym mamy dobrych pogańskich, żyjących w pokojowej symbiozie z całą naturą Indian. Kontrastują z nimi oczywiście, chciwi, ograniczeni i nie rozumiejący tego, że cały świat jest jednością, chrześcijanie, którzy przybyli zza „wielkiej wody”. Mimo, że zgodnie z historyczną prawdą to Pocahontas ostatecznie porzuciła pogańską religię swych przodków i nawróciła się na chrześcijaństwo, nie widzimy tego w filmie. Jest za to pokazane, jak Pocahontas uczy chrześcijanina Johna Smitha różnych pogańskich wierzeń i „mądrości”, np. tego, iż „głaz ma duszę, imię i zaklęty w sobie czas„; „każde z żywych stworzeń to mój druh„; etc. W omawianym filmie jest też pokazane z sympatią jak Pocahontas rozmawia z duszą swej zmarłej prababci, która to przebywa w starym drzewie.
Ogólnie rzecz biorąc więc „Pocahontas”:
Z życzliwością przedstawia pogaństwo, spirytyzm i oparte na nich pierwotne kultury;
Wyraźnie promuje panteizm oraz zaciera zasadniczą różnicę pomiędzy człowiekiem, a resztą stworzeń (zwierzętami, drzewami, przyrodą);
„De facto” dyskwalifikuje chrześcijaństwo, którego przedstawiciele na tle pogaństwa i pogan jawią się jako ograniczeni i nudni ignoranci.
Mirosław Salwowski
Ps. Zachęcamy do zapoznania się z artykułem pt. „Czy w Ameryce Północnej doszło do ludobójstwa Indian”, w którym obalone zostały niektóre z mitów tyczących się relacji angielskich i amerykańskich kolonistów z rdzenną ludnością na terenie dzisiejszych Stanów Zjednoczonych:
Czy w Ameryce Północnej doszło do ludobójstwa Indian?
/.../
Leave a Comment Opowieść o urodzonym w Brytanii około roku 385, patronie Irlandii – świętym Patryku. Wychowany w zamożnej rodzinie, rozpieszczony i zadufany w sobie młodzieniec w wieku 16 lat został uprowadzony przez irlandzkich wojowników i sprzedany jako niewolnik. A że stało się to, gdy w brał udział w leśnych pogańskich obrzędach, w późniejszym czasie sam Patryk widział w swej niedoli słuszną karę Boga. Pracując jako pasterz owiec, młodzieniec spędzał długie samotne godziny w irlandzkich górach. Tak zaczyna się historia świętego Patryka, jednak na szczęście dla niego i dla całej Irlandii, na tym się nie kończy …
Niewątpliwą zaletą tego obrazu dla polskiego odbiorcy jest to, że przybliża on stosunkowo mało u nas znaną, a jakże barwną postać pierwszego apostoła Irlandii i jej patrona, świętego Patryka. Film dobrze obrazuje początki chrześcijaństwa na Zielonej Wyspie, jak głoszenie Ewangelii dokonywało się tu wśród cudów i znaków. Ilustruje też na przykładzie celtyckich ludów, których duchowością władali druidzi, z jak wielką ciemnością i zniewoleniem wiązało się pogaństwo, czczące w istocie, ukryte pod wizerunkami bożków, demony (pokazuje np. krwawe ofiary składane tymże bożkom z ludzi). Obraz ten unaocznia, jak wiara w prawdziwego Boga czyni ludzi wolnymi i zmienia ich życie.
Mocnym punktem tej produkcji jest niewątpliwie pokazanie na przykładzie losów głównego bohatera, jakim grzechem jest bałwochwalstwo, które w przypadku Patryka pociąga za sobą gniew Boga i natychmiastową karę. Na przykładzie apostoła Irlandii, widać jednak, że ten gniew mieści się w ramach Bożej miłości, a kara jest jednocześnie elementem Bożych zamierzeń. Bowiem, gdy skruszony Patryk nawróci się całym sercem i już z własnej woli postanowi służyć ludowi Irlandii, jego pierwszy – przymusowy pobyt na Zielonej Wyspie okaże się zbawienny dla tej wyspy.
Historia świętego Patryka może też posłużyć „ku pokrzepieniu serc” nie tylko misjonarzy, ale wszystkich osób, każdego stanu, które, pragnąc szczerze służyć Bogu, zmagają się z różnymi przeciwnościami, trudami, niebezpieczeństwami, a także odrzuceniem, szyderstwem i niezrozumieniem. Tu warto zwrócić uwagę, że najbardziej bolesne prześladowania spotykają świętego Patryka nie ze strony pogan, ale możnych i wpływowych chrześcijan, obeznanych z teologią i sprawiających nad wyraz świętobliwe wrażenie.
Film ten, poza wyżej wspomnianymi, oferuje jeszcze widzowi wiele cennych lekcji, do których samodzielnego odkrycia pragnę jak najgoręcej zachęcić.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment Film twórców „Krainy lodu”. Opowiada on o Moanie, młodej, odważnej dziewczynie będącej zarazem księżniczką jednego z ludów Polinezji, która wbrew woli swego ojca, postanawia wzorem swych przodków, wyruszyć w podróż oceanem, by odnaleźć legendarną wyspę oraz ocalić przed zagładą ziemię, na której przyszło jej żyć. Podczas tej wędrówki napotka na swej drodze Maui, zadufanego w sobie półboga-pół człowieka, a także zmierzy się z oceanicznym demonem.
Choć animacja ta opowiada o takich dobrych rzeczach jak odwaga oraz chęć niesienia pomocy swemu ludowi, nie możemy jej pochwalić, gdyż cała ona jest przesiąknięta pogaństwem, a także innymi fałszywymi doktrynami oraz niewłaściwymi etycznie praktykami. Bez żadnego krytycznego komentarza czy też choćby alternatywy przedstawiane są tu bowiem widzom niechrześcijańskie wierzenia mieszkańców Polinezji tj. wiara w istnienie wielu bóstw oraz żeńskiej bogini będącej zarazem stwórczynią ziemi, jak i jej integralną częścią (jest to doktryna panteistyczna), reinkarnacja oraz kontakty z duchami zmarłych przodków. Co gorsza, nawet, gdyby próbować traktować owe błędne wierzenia Polinezyjczyków jako daleką i zniekształconą pozostałość pierwotnego Bożego Objawienia, to w przypadku historii przedstawionej w tym filmie widzimy raczej radykalną antytezę chrześcijańskiego pojmowania Boga. Okazuje się bowiem, iż ów oceaniczny demon, z którym zmaga się Moana to owa żeńska, pierwotnie dobra bogini, która wcześniej stworzyła świat. Na końcu omawianej produkcji demon ten pod wpływem zachęty Moany na powrót staje się dobrą boginią. Jest oczywiste, że nie można w tym wątku widzieć jakiekolwiek podobieństwa do prawdziwego Boga, który jest absolutnie dobry, święty i czysty, gdyż Pismo święte mówi: „Bóg jest światłością, a nie ma w nim żadnej ciemności” (1 Jana 1: 5).
Ponadto, w filmie tym promuje się egocentryczną filozofię, w myśl której sensem ludzkiego życia powinna być „wierność swemu prawdziwemu Ja” oraz „podążanie za własnymi marzeniami”. Takie podejście jest jednak dalekie od tradycyjnie chrześcijańskiego nauczania, które widzi w człowieku tak dobre, jak i złe skłonności. Nie można powiedzieć, iż „będąc wiernym swojemu prawdziwemu Ja” człowiek będzie zawsze postępował w sposób dobry i słuszny, gdyż po grzechu pierworodnym częścią naszego „prawdziwego Ja” są nie tylko szlachetne pragnienia i dążenia, ale także silne skłonności do grzechu, błędu i występku. Absolutyzowanie więc „własnego prawdziwego Ja” jest sprzeczną z chrześcijaństwem doktryną i analogicznie należy to powiedzieć o bezkrytycznym wzywaniu ludzi do „podążania za własnymi marzeniami” (zastanówmy się wszak, czy należałoby doradzać coś takiego ludziom z silnymi morderczymi bądź pedofilskimi skłonnościami?).
Omawiając ten film, trudno też pominąć milczeniem fakt, iż osoby w nim przedstawione nie są ubrane zbyt skromnie, a także posiadają na swym ciele dużo tatuaży. To z pewnością nie jest dobry wzór do naśladowania, zwłaszcza dla dzieci, a wszak do nich jest skierowany ów obraz. Powie ktoś, że owe rzeczy wynikają z tego, że akcja filmu osadzona jest w kulturze, gdzie tatuaże i niezbyt skromne stroje były powszechne, jednak to nie usprawiedliwia pokazywania owych zwyczajów jako czegoś normalnego. Czy gdyby film ten przedstawiał życie pogańskich Azteków, to należałoby pokazywać jako coś moralnie neutralnego rozpowszechnione niegdyś wśród owego ludu zabijanie ludzi w ofierze bożkom, ludożerstwo oraz sodomię?
Tak też, z pewnością nie polecamy tej produkcji, zwłaszcza dzieciom. Ten, kto pragnie raczyć swe pociechy opowieściami o odwadze, waleczności i poświęceniu niech lepiej sięgnie po bardziej tradycyjne bajki, gdzie cnoty takie też są wysławiane ale bez nadmiaru otoczki pogaństwa, fałszywych doktryn oraz niemoralności.
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Opowieść o dwóch siostrach (Sally i Gillian), które po śmierci rodziców były wychowywane przez swe, zajmujące się czarnoksięstwem, ciotki. Z czasem, również Sally i Gillian odkrywają w sobie zdolności w kierunku praktyk okultystycznych. Nad ich życiem ciąży jednak przekleństwo, wedle którego mężczyźni będący obiektem ich miłości szybko w skutek tego umrą.
Choć, film pt. „Totalna magia” mógłby być pochwalony za to, iż oparty jest na klasycznym motywie walki dobra ze złem, właśnie ta cecha staje się paradoksalnie jednoczesną jego wadą. Dobrem i złem są tu bowiem różne odmiany magii oraz czarów, które tutaj pokazywane są jako z jednej strony „biała magia” z drugiej jako „czarna magia”. Takie podejście nie zgadza się jednak z tradycyjnie chrześcijańskim nauczaniem na ów temat, wedle którego wszelka magia jest złem i obrzydliwością w oczach Boga. Pismo święte mówi wszak: „Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by przeprowadzał przez ogień swego syna lub córkę, uprawiał wróżby, gusła, przepowiednie i czary; nikt, kto by uprawiał zaklęcia, pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych. Obrzydliwy jest bowiem dla Pana każdy, kto to czyni. Z powodu tych obrzydliwości wypędza ich Pan, Bóg twój, sprzed twego oblicza. Dochowasz pełnej wierności Panu, Bogu swemu” (Powtórzonego Prawa 18: 10 – 13).
Ponadto wadą tego filmu jest to, że jest w nim dość dużo tchnących zmysłowością i bezwstydem scen. Oczywiście, w produkcji tej są też dobre moralnie rzeczy, jednak ze względu na wskazany powyżej jej główny motyw zdecydowanie nie możemy jej polecić choćby i przy uwzględnieniu poważnych zastrzeżeń.
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Film opowiada o Elizabeth Gilbert, trzydziestokilkuletniej „nowoczesnej” kobiecie. Mimo że, ma ona dobrą pracę, męża i duży dom, nie czuje się szczęśliwa. Rozwodzi się więc ze swym małżonkiem, a następnie udaje się w długą podróż po świecie. Odwiedza trzy kraje – Włochy, Indie i Indonezję. We Włoszech, przebywa ona ze znajomymi i przyjaciółmi, poznając przy okazji obfitość smaków tamtejszej kuchni. W dwóch ostatnich miejscach – Elizabeth zapoznaje się głęboko z różnymi formami pogańskiej duchowości (hinduizmem, panteizmem i tzw. medytacją transcendentalną). Podczas tej podróży, główna bohaterka wdaje się też w romantyczne związki z mężczyznami, by ostatecznie na trwałe związać się z jednym z nich. Dodajmy, że ów film został oparty na autobiograficznej powieści autorstwa Elizabeth Gilbert, pod tym samym tytułem.
NIEPRZYZWOITY JĘZYK
Produkcja ta nie epatuje raczej wulgarnym i nieprzyzwoitym słownictwem. Znajduje się tam około 10 nieprzyzwoitych wyrażeń (w tym jeden raz przywołano imię Jezusa jako wykrzyknik).
SEKS
W filmie tym nie ma wyraźniejszych scen pokazujących seksualne współżycie. Jest jednak kilka ujęć sugerujących, iż do takowych czynów rzeczywiście doszło. W jednym z dialogów znajduje się jasna aluzja seksualna.
NAGOŚĆ I NIESKROMNOŚĆ
Nie ma tu raczej eksponowania nieskromnych strojów. Jest jedna scena pokazująca męską nagość.
PRZEMOC
W filmie tym brak jest scen przemocy. Jeden z wątków porusza kwestię bicia żony przez męża (jednak bez pokazywania takowej na płaszczyźnie wizualnej).
FAŁSZYWE DOKTRYNY
Film ów z ewidentną sympatią pokazuje hinduistyczne pogaństwo, praktyki zeń wynikające (włącznie z czarami i wróżbiarstwem), oraz wspiera panteistyczną herezję. To, że główna bohaterka odzyskuje spokój, ponownie dostrzega sens życia i zaczyna wieść szczęśliwe życie, jest tu ściśle powiązane z jej duchowymi poszukiwaniami, które prowadzą ją do praktykowania hinduizmu. W filmie tym padają też typowo panteistyczne deklaracje w rodzaju: „Wszyscy jesteśmy częścią Boga” albo „wszystko jest boskością”. Nie spotykają się one z żadną polemiką ze strony bohaterów filmu, ani też nie są równoważone przez stwierdzenia, które wyrażałyby tradycyjnie chrześcijańskie przekonania w tej kwestii. Omawianej produkcji można też zarzucić promowanie feministycznego poglądu na małżeństwo. Elizabeth rozwodzi się wszak z mężem mimo że, ten nie daje jej ku temu żadnych wyraźniejszych i bardziej konkretnych powodów. On jej nie zdradza, nie bije, nie wyzywa, nie jest pijakiem. Elizabeth nie czuje się jednak szczęśliwa w tym małżeństwie i dlatego postanawia je zakończyć. Później zaś sama angażuje się w cudzołożne związki, by na końcu na trwale związać się z jednym z nowo poznanych mężczyzn. I tym razem cudzołóstwo zostaje pokazane jako dające szczęście Elizabeth. Można więc śmiało stwierdzić, iż prócz promocji hinduizmu i panteizmu, film ten deprecjonuje małżeństwo i gloryfikuje cudzołóstwo.
STOSUNEK DO CHRZEŚCIJAŃSTWA
Niektóre ze scen tego filmu wydają się wyglądać na chrześcijańskie. Mamy tu bowiem dwie sceny, w których bohaterowie modlą się do Boga (nie do hinduistycznych bożków). Jak już jednak zostało to wskazane wyżej, więcej miejsca produkcja ta poświęca popularyzacji hinduistycznego politeizmu oraz panteistycznych wierzeń. Tak więc te rzadkie i niejasne odniesienia do monoteizmu są rozmywane przez wielość i wyrazistość wątków sprzyjających pogańskim praktykom i wierzeniom.
OBECNOŚĆ NIEKTÓRYCH Z WARTOŚCI MORALNYCH
Mimo sympatii z jaką w filmie został pokazany rozwód i cudzołóstwo, trzeba przyznać, że ów życzliwe pokazuje też pewne dobre moralnie zachowania. Przede wszystkim widzimy to na końcu omawianego obrazu, kiedy to Elizabeth namawia swych znajomych by wysłali pieniądze samotnej matce z dzieckiem. Na przykładzie jednego z bohaterów widzimy też opłakane skutki pijaństwa – pod wpływem alkoholu powoduje on bowiem wypadek samochodowy, w którym giną jego bliscy. Jednak te pozytywne moralnie elementy owego filmu są poboczne w stosunku do głównych jego wątków, które sprzyjają pewnym niemoralnym zachowaniom oraz fałszywym religiom.
PODSUMOWANIE
Chociaż na pierwszy rzut oka „Jedz, módl się i kochaj” wydaje się być całkiem niegroźnym, a nawet w miarę pozytywnym filmem, pod tą jego miłą powierzchownością kryje się bardzo duża dawka trucizny w postaci sympatii dla hinduizmu, panteizmu, cudzołóstwa oraz rozwodu. Ten film to dobry przykład na to, jak nawet bez epatowania seksem, krwawą przemocą, wulgarnością, nagością i nieskromnością, można zatruwać ludzkie serca i umysły.
/.../
Leave a Comment Film opowiada o Nathanie Algrenie, kapitanie armii USA, weteranie wojny secesyjnej, który w 1876 roku przybywa do Japonii z zadaniem wyszkolenia tamtejszych żołnierzy w prowadzeniu walki bardziej nowoczesnymi metodami technicznymi (czyli zamiast tradycyjnych mieczy mają oni odtąd używać broni palnej) przeciwko zbuntowanym samurajom (którzy sprzeciwiają się modernizacji swego kraju ma modłę zachodnią). Ów człowiek przybywając do tego kraju ma jednak za sobą smutną i mroczną przeszłość – jako żołnierz zabił wielu ludzi (w tym także niewinnych i bezbronnych) i z tego powodu popadł on w depresję, pijaństwo, a nocami dręczą go koszmary senne. Kapitan Algren i podlegli mu japońscy żołnierze, w jednej z pierwszych bitew z samurajami ponosi sromotną porażkę, a sam dostaje się do niewoli. To jednak nie koniec tego filmu. Otóż główny bohater będąc jeńcem samurajów zaczyna krok po krok przesiąkać wyznawanymi przez nich zasadami (tzw. kodeksem bushido), w skutek czego odzyskuje też dawno utraconą równowagę psychiczną i spokój ducha. Kapitan Algren ostatecznie postanawia przejść w toczącej się w Japonii wojnie domowej na stronę samurajów.
Na pierwszy rzut oka „Ostatni samuraj” może wydawać się piękną opowieścią o odwadze, waleczności, honorze i wierności wielowiekowej tradycji, które to wartości pozwalają przywrócić pogubionemu człowiekowi sens i radość życia. Nie ma tu też scen seksu, eksponowania nieskromności czy też nieprzyzwoitych dialogów. Warto jednak zajrzeć głębiej ponad tą miłą powierzchowność owego obrazu i dostrzec poważne dwuznaczności i niebezpieczeństwa się z nim kryjące:
1. „Ostatni samuraj” na przykładzie bohaterskich i honorowych samurajów, którzy bronią tradycji i kultury swego kraju przed modernizacją w stylu zachodnim, „de facto” przejawia tendencję do idealizacji owej bardziej tradycyjnej Japonii. Z drugiej strony, co jest dość typowe dla części dzisiejszej kultury popularnej, to właśnie wpływy chrześcijańskiej cywilizacji Zachodu (uosabiane tu przez USA) są pokazane w owym filmie w nieprzychylnym świetle. Jednak bardziej szczegółowe wejrzenia tak na ogólną historię Japonii, jak i na konkretne historyczne uwarunkowania wojny domowej, która została ukazana w „Ostatnim samuraju”, wskazuje na to, że sugestie zawarte w omawianej produkcji są zdecydowanie fałszywe i niesprawiedliwe.
Tradycyjne dziedzictwo Japonii symbolizowane w tym filmie przez samurajskich wojowników w niejednym aspekcie było bowiem jawnie złe i przypominało bardzo to co dziś słusznie nazywa się „cywilizacją śmierci”. Pomijając już fałszywe pogańskie religie i duchowości będące religijnym fundamentem tego dziedzictwa, to w kraju tym przez wieki rozpowszechnione było dzieciobójstwo (również aborcja), sodomia (zwłaszcza w buddyjskich klasztorach), okrucieństwo (możni potrafili zabijać swych przypadkowo napotkanych poddanych tylko po to by sprawdzić, jak ostre są ich miecze) oraz honorowe samobójstwo. Jednym z motywów przewodnich samurajskiego etosu była niezmiennie śmierć – śmierć w bitwie, ceremonialne zabicie samego siebie po to by uniknąć wstydu, konieczność wywarcia krwawej zemsty na tym, który nas krzywdzi. Jakże to wszystko dalekie jest od wzniosłej nauki Pana Jezusa i Apostołów o tym, że Chrystus „zwyciężył śmierć” (2 do Tymoteusza 1, 10 ), mamy „nie mścić się sami” (Rzymian 12, 19) oraz „błogosławić i czynić dobrze tym, którzy nas prześladują” (Mateusz 5, 44). Być może właśnie ze względu na te szlachetne zasady chrześcijaństwo tak nie pasujące do tradycyjnej kultury Japonii chrześcijaństwo było bezwzględnie i srodze tępione przez władców i możnych tego kraju. W kontekście omawianego filmu warto przypomnieć, że to właśnie w skutek otwarcia się Japonii na wpływu z krajów zachodnich (czemu przeciwstawiali się samurajowie) chrześcijanie mogli po wiekach krwawych prześladowań znów w miarę swobodnie wyznawać swą religię.
Wbrew sugestiom zawartym w „Ostatnim samuraju” wielowiekowa tradycja Japonii była zdecydowanie moralnie niższa od chrześcijańskiej cywilizacji Zachodu i dobrze się stało, że przez otwarcie się na wpływu z USA i krajów europejskich niektóre z negatywnych jej aspektów uległy złagodzeniu i ograniczeniu.
2. „Ostatni samuraj” w pozytywnym świetle przedstawia działania buntowników przeciwko legalnej władzy (samurajów) oraz zdrajców własnego kraju (postać głównego bohatera, kapitana Algrena). To jest jawnie niemoralne i bezbożne, ponieważ z zasady należy być posłusznym i uległym rządzącym danym krajem, póki ci, nie nakazują nam czynienie czegoś ewidentnie złego. A nawet, kiedy władcy polecają nam grzeszyć, to mamy odważnie odmówić wykonania takiego rozkazu, jednak nie chwytać przy tym za broń i nie wywoływać krwawych rozruchów. Tymczasem w tym filmie widzimy w glorii bohaterów, którzy są nieposłuszni władzy, gdy ta wprowadza do ich kraju dobre zmiany i jakby tego było mało czynią to za pomocą miecza i rozlewania bratniej krwi.
3. W filmie tym wyraźnie życzliwie została pokazana jedna z cech tradycyjnego etosu samurajskiego, jaką jest zadawanie sobie śmierci, po to by uniknąć hańby (np. mającej wynikać z bycia pojmanym przez przeciwnika). Widzimy to zwłaszcza w jednej z ostatnich scen tej produkcji, gdy kapitan Algren po początkowych oporach, pomaga swemu samurajskiemu przyjacielowi i towarzyszowi walki popełnić samobójstwo (za jego zachętą wbija mu miecz w brzuch). To jest całkowicie przeciwne moralności chrześcijańskiej, zaś zwłaszcza w kontekście dzisiejszych czasów jakiekolwiek sympatyczne przedstawianie samobójstwa jest bardzo niebezpieczne. Współcześnie mamy bowiem do czynienia z dążeniem do nadania prawnej i moralnej legitymacji jednej z form samobójstwa zwanej eutanazją. Przyjazne przedstawianie zaś samobójstwa dokonywanego zazwyczaj z bardziej błahych powodów niż eutanazja jest tylko niepotrzebnym dostarczeniem argumentów na rzecz tej drugiej z form owej nieprawości.
Film „Ostatni samuraj” niesłusznie zatem wywyższa pogańskie dziedzictwo Japonii, poniżając przy tym chrześcijańską cywilizację Zachodu. Poza tym gloryfikuje on samobójstwo oraz zbrojny bunt i nieposłuszeństwo przeciwko rządzącym. Coś takiego to zbyt mocna trucizna, której niszczycielskie działania jest tylko trochę osłabiane przez dobre moralnie punkty zawarte w tym dziele. I z tych powodów zdecydowanie odradzamy oglądanie owego i polecanie go innym.
/.../