Leave a Comment Film ten opowiada o początkach kariery sławnego na cały świat brazylijskiego piłkarza Edsona Arantesa do Nascimento, znanego szerzej jako „Pelé”. Obserwujemy tutaj więc początki miłości do piłki nożnej owego człowieka rozwijające się już w latach 50 – tych XX wieku na terenie biednych dzielnic jednego z miast Brazylii. Obraz ten kończy się wówczas, gdy Pelé zaczyna w profesjonalny sposób uprawiać sport.
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej film pt. „Pelé. Narodziny legendy” zasługuje na uznanie z powodu pokazania pozytywnej roli ciężkiej pracy, samodyscypliny, a także krytycznego podejścia do pogardzania osobami biednymi i pochodzącymi z „niższych” warstw społecznych.
Niektórym z wątków owego filmu należy się jednak też nasza przygana. Otóż w jednej ze scen biedni chłopcy dokonują kradzieży, po to by móc skradziony towar sprzedawać, a następnie kupić sobie za uzyskane w ten sposób pieniądze buty potrzebne im do grania w piłkę nożną. Ów czyn nie zostaje w filmie przez nikogo ukarany ani zganiony (nie licząc gniewnej reakcji okradanego w ten sposób człowieka). Nie wydaje się zaś, by tego rodzaju sytuacja, należała do tych, w których wedle tradycyjnego nauczania katolickiego, zabranie cudzej własności nie jest kradzieżą. Jak wyjaśnia wszak Katechizm Kościoła Katolickiego w punkcie numer 2408:
„Siódme przykazanie zabrania kradzieży, która polega na przywłaszczeniu dobra drugiego człowieka wbrew racjonalnej woli właściciela. Nie mamy do czynienia z kradzieżą, jeśli przyzwolenie może być domniemane lub jeśli jego odmowa byłaby sprzeczna z rozumem i z powszechnym przeznaczeniem dóbr. Ma to miejsce w przypadku nagłej i oczywistej konieczności, gdy jedynym środkiem zapobiegającym pilnym i podstawowym potrzebom (pożywienie, mieszkanie, odzież…) jest przejęcie dóbr drugiego człowieka i korzystanie z nich” (tamże, n. 2408).
Nie wydaje się jednak, by zdobycie butów do gry w piłkę nożną wypełniało wskazane w Katechizmie warunki. Mimo wszystko bowiem granie w piłkę nożną nie jest pilną oraz podstawową potrzebą, a ponadto owi chłopcy mogli przecież próbować zdobyć środki na ów cel w inny sposób (choćby i za pomocą żebraniny). Warto zresztą dodać, iż papież bł. Innocenty XI w dekrecie z 4 marca 1679 roku potępił następujące twierdzenie:
„Jest dozwolone kraść nie tylko w sytuacjach ekstremalnych ale także w ciężkiej konieczności„.
Omawiany film należy też skrytykować za podniosłe i pochwalne ukazanie tzw. capoiery. Tymczasem choć owszem trudno potępiać capoierę, jeśli traktuje się ją wyłącznie jako sport i taniec, to jednak należy być świadomym, iż na jej głębszych poziomach kryje się niechrześcijańska filozofia oraz okultystyczna praktyka przywoływania duchów zmarłych przodków. Prawdopodobnie więc również z tych powodów capoiera była przez długi czas zakazana w Brazylii, co niestety w omawianym filmie pokazane jest jako niesprawiedliwy ucisk skierowany przeciw czarnym mieszkańcom tego kraju.
Podsumowując, polecamy film „Pelé. Narodziny legendy”, jednak doradzamy zachowanie dużej doktrynalnej czujności w trakcie jego oglądania.
Mirosław Salwowski
/.../
2 komentarze Akcja tego filmu usytuowana jest w RPA krótko po upadku w tym kraju systemu segregacji rasowe, znanego pod nazwą „apartheidu”. Głównymi bohaterami są zaś nowy prezydent tego państwa – Nelson Mandela (który w oczywisty sposób uosabia radykalny sprzeciw wobec poprzedniego stanu rzeczy) oraz François Pienaar, kapitan drużyny rugby, będącej z kolei symbolem czasów „apartheidu” (choćby dlatego, że składa się w większości z białych Afrykanerów). Na tle rozgrywek o Puchar Świata w rugby (w których bierze udział drużyna RPA) obserwujemy tu starania nowego przywódcy tego kraju nie tylko o odniesienie zwycięstwa w sporcie, ale przede wszystkim o wzajemne pojednanie i przebaczenie w tym podzielonym przez rasizm, i wynikającą z tego niesprawiedliwość, społeczeństwie.
Nawet powyższy krótki zarys fabuły filmu pokazuje, iż ma on swe duże zalety, jeśli chodzi o jego warstwę moralną i światopoglądową. Istotnie bowiem temat starań Nelsona Mandeli o to, by po upadku „apartheidu” RPA nie pogrążyło się w chaosie zemsty i nienawiści dotąd uciskanych Czarnych wobec białych Afrykanerów, stanowi tu główny wątek. Twórcy filmu w pieczołowity i głęboki sposób ukazują owe zabiegi Mandeli tak, iż nie tylko trudno w tym aspekcie nie podziwiać tego człowieka, ale też nie nabrać jeszcze większego szacunku dla takich tradycyjnych wartości chrześcijańskich jak: przebaczenie, unikanie zemsty, wzajemna miłość i pojednanie. Obraz ten zawiera też kilka sympatycznych odniesień do wiary w Boga i chrześcijańskiej modlitwy. Brak w nim również eksponowania nieskromności, seksu, nagości, wulgarnej mowy oraz krwawej przemocy.
Powyższe to niewątpliwie mocne i dobre punkty owej produkcji. Niestety jednak, nie sposób pominąć pewnych jego poważnych braków i wad. A mianowicie:
1. „Invictus” skupia się tylko na dobrych cechach Nelsona Mandeli i jego prezydenckich rządów, pomijając albo całkowitym milczeniem, albo ukazując w niewiarygodny sposób, pewne istotne negatywne jego aspekty i zachowania. Przykładowo, zarzut uprawiania przez Mandelę terroryzmu pojawia się tu tylko w ustach Białych i nie jest poparty żadnymi konkretami, przez co łatwo jest tu zasugerować, iż takowa krytyka była zupełnie stronnicza oraz niesprawiedliwa. Tymczasem historycznym faktem jest to, iż Nelson Mandela miał w swym życiorysie pokaźną kartę popierania przemocy stosowanej wobec swych politycznych przeciwników, od której niestety nigdy się wyraźnie nie odciął. Chodzi tu oczywiście o kierowanie Afrykańskim Kongresem Narodowym (dalej ANC), który przez wiele lat za pomocą bomb, pistoletów, karabinów, a także niesławnych płonących opon walczył tak ze znienawidzonym przez siebie rządem, jak i tymi spośród czarnych, których oskarżano o kolaborowanie z apartheidem. Co prawda jest wątpliwym, by przebywający w więzieniu Mandela był bezpośrednio odpowiedzialny za wszystkie z aktów krwawej przemocy autorstwa ANC, ale można tu mówić przynajmniej o moralnym jego poparciu dla takich form działania. Warto w tym miejscu wspomnieć, że gdy w w 1976 i 1985 roku, rząd RPA proponował mu zwolnienie z więzienia pod warunkiem, iż zrzeknie się on popierania przemocy, ów każdorazowo odmawiał. Sam Mandela przyznał się w swej biografii do wydania rozkazu podłożenia bomby na „Church Street” w Pretorii. Atak ten miał miejsce 20 maja 1983 roku i w jego wyniku zginęło 19 osób, a 130 odniosło rany. Wśród ofiar były telefonistki i stenopistki pracujące w resorcie sił powietrznych RPA, a także osoby rasy czarnej. Zresztą jeden z procesów sądowych przywódcy ANC rozpoczął się po tym, jak policja odnalazła jego zapiski poświęcone prowadzeniu wojny partyzanckiej z rządem. On sam wówczas „de facto” przyznał się do swych militarnych zamiarów stwierdzając, iż „czarna ludność ma prawo do samoobrony”. W wyniku tego procesu Mandela został skazany nie tylko za przygotowania do wojny partyzanckiej, ale także udowodniono mu, że działał na rzecz ułatwienia inwazji armii obcych państw na RPA.
Całkowitym milczeniem zaś pominięto w tym filmie to, iż za prezydentury tego człowieka w RPA zalegalizowano została aborcja na życzenie, pornografia i homoseksualizm (owemu zboczeniu nadano nawet specjalną ochronę w nowo uchwalonej konstytucji), a zakazano zaś modlitwy w czasie obrad parlamentu i wyrzucono Biblię ze szkół.
Więcej na temat różnych aspektów rządów Nelsona Mandeli można przeczytać w poniżej linkowanym artykule:
http://www.fronda.pl/blogi/miroslaw-salwowski/nelson-mandela-swiety-naszych-czasow,36780.html
Clint Eastwood, reżyser omawianego dzieła, niestety zrobił z niego nie tylko laudację na cześć miłości, przebaczenia i pojednania, ale także bezkrytyczną hagiografię Nelsona Mandeli.
2. W filmie tym mimo pewnych pro-chrześcijańskich akcentów zostały też umieszczone odwołania do pogaństwa i politeizmu (np. wielokrotnie cytowany tu wiersz zawiera frazę „Bogu albo bogom”, jedna zaś z piosenek wspomina z kolei wyłącznie o „bogach”). Nawet jeśli te odniesienia nie są tu jawnie pochwalne czy aprobatywne to brak jest też jakichkolwiek przesłanek, by twierdzić, iż mają one charakter negatywny – nikt bowiem w owym filmie nie krytykuje kultu czy wiary w istnieniu wielu bóstw. Można więc powiedzieć, iż „Invictus” pośrednio wspiera pogaństwo i politeizm.
Podsumowując: ów film w swym zasadniczym wątku jest piękną i inspirującą opowieścią o takich dobrych rzeczach jak: przebaczenie, wyrzeczenie się zemsty i pojednanie, jednak te pozytywne elementy są tu mocno osłabione przez bezkrytyczne podejście do Nelsona Mandeli oraz brak dezaprobaty dla politeizmu i pogaństwa. Dlatego też obraz ów lepiej jest polecać do oglądania osobom już znającym się na meandrach historii RPA oraz mających silne tradycyjnie chrześcijańskie przekonania w kwestii zła i niegodziwości politeizmu.
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Słynny film opowiadający historię zmagań dwóch brytyjskich lekkoatletów – Erica, bogobojnego chrześcijanina oraz Harolda, syna bogatej żydowskiej rodziny. Całość akcji jest tu usytuowana mniej więcej w czasie odbywających się w 1924 roku Igrzysk Olimpijskich. Obaj sportowcy są dobrzy w tym co robią, ale mają przy tym odmienne motywacje i cele życiowe. Dla Erica liczy się przede wszystkim służenie, chwalenie i pełnienie woli Bożej. Harold zaś chce za pomocą swych sportowych osiągnięć zdobyć wyższą pozycję w społeczeństwie. W pewnym momencie, Eric staje przed poważnym dylematem, gdyż niektóre z zawodów w czasie igrzysk będą miały miejsce w niedzielę, on zaś będąc chrześcijaninem wierzy, iż ów dzień winien być w sposób szczególny poświęcony służbie dla Boga i dlatego nie należy w trakcie jego trwania uprawiać zawodów sportowych. Członkowie Komitetu Olimpijskiego nalegają jednak na niego, by startował w niedzielę.
Wskazany wyżej wątek obrony świętości niedzieli przez Erica oraz wynikającego zeń poświęcenia swej kariery sportowej w imię wierności pewnym zasadom moralnym, czyni ten film jednym z bardziej godnych polecenia i obejrzenia. Można nawet powiedzieć, iż okoliczność ta, w pewnym aspekcie czyni „Rydwany ognia” jedną z bardziej pro-chrześcijańskich produkcji kinowych. Poza tym nie ma tu wulgarnej mowy (poza jednym „wulgaryzmem”), seksu, krwawej przemocy, obscenicznych aluzji, sprośnych dowcipów oraz eksponowania nagości i nieskromności. Film ten więc może być dobrą, pokrzepiającą strawą dla całych rodzin, z której możemy uczyć się o tym na czym polega wierność Bogu wbrew trudnościom i pokusom.
/.../
Leave a Comment Oparta na prawdziwych wydarzeniach opowieść o Bethany Hamilton, trzynastoletniej mistrzyni surfingu, która podczas jednego ze swych treningów w wyniku ataku rekina straciła lewą rękę. Mimo tej tragedii, Bethany nie załamuje się i postanawia kontynuować swą pasję, jaką jest trenowanie surfingu. W międzyczasie zaś razem z grupą młodzieży ze swej kościelnej wspólnoty, wyrusza z misją pomocy mieszkańcom Phuket w Tajlandii, którzy ucierpieli w wyniku Tsunami. Tam też, zajmuje się małym chłopcem, który po Tsunami boi się wejść do oceanu. Bethany przekonuje go jednak, by razem z nią zaczął surfować po wzburzonych wodach.
Choć w filmie tym jest względnie dużo mowy o Bogu i Panu Jezusie, niestety nie możemy go, zasadniczo rzecz biorąc, polecić innym do oglądania, choćby i przy zachowaniu szczególnej ostrożności oraz świadomości, że obok dobrego głównego przesłania ów miałby pewne swe poważne wady i dwuznaczności. Powodem takiej naszej oceny owej produkcji jest bowiem fakt, iż owszem jest w niej relatywnie silnie rozwinięty wątek pro-chrześcijański, jednak ów wydaje się tu służyć tak naprawdę czemu innemu niż wywyższenie najchwalebniejszego imienia Jezus i zachęcania ludzi do prowadzenia uświęconego i bogobojnego życia. Całość tego filmu kręci się bowiem wokół rozterek, problemów i nadziei młodej Bethany związanych z uprawianiem wodnego surfingu. I być może nie byłoby to coś, co zasadniczo przekreślałoby ów obraz jako godny polecenia, jednak fakt, iż surfing jaki widzimy w tym filmie ma bardzo dwuznaczny i wątpliwy charakter, czyni nas wobec niego bardziej krytycznymi. Widzimy tu bowiem, jak ten sport uprawiany jest przez młodych ludzi płci obojga, którzy by móc go swobodniej praktykować, zakładają ewidentnie nieskromne i bezwstydne stroje. Co gorsza, widok tak ubranych (a raczej roznegliżowanych) osób przewija się przez całą fabułę i w zasadzie nie sposób ominąć pokazujących to scen (chcąc bowiem pomijać takowe, nie zrozumiałoby się treści tego filmu). Ba, w pewnych momentach tego filmu widzimy nawet, jak młoda niewiasta w wyraźnie nieprzyzwoity sposób pozuje do zdjęć i nie jest tu przez nikogo ani zganione, ani skrytykowane.
Oczywiście, można powiedzieć: „Jak sobie zatem wyobrażacie surfowanie po wodzie? W długich szatach do kostek?„. Odpowiedzieć można na to, iż po pierwsze; kobiety i mężczyźni nie muszą i nie powinni pływać razem, zwłaszcza gdy są mocno roznegliżowani. Ostatecznie, sport, o którym mowa, mógłby być uprawiany przez rozdzielone wedle kryterium płci grupy. Po drugie: choć zrozumiałą jest chęć dostosowania ubioru stosowanego w danym sporcie do jego charakteru, tak by można było ów uprawiać w sposób swobodny i efektowny, to nie jest to argument o charakterze bezwzględnym i ostatecznym. Przyzwoitość, która nakazuje m.in. ukrywać widok swego ciała, obowiązuje także w sferze sportu i co najwyżej ze względu na specyfikę poszczególnych dyscyplin sportowych można dopuścić np. nieco krótsze niż w innych okolicznościach spodnie lub sukienki, ale nie powinno to iść zbyt daleko, posuwając się np. do ubierania sportowców w krótkie obcisłe majtki (jak to ma miejsce np. w surfingu).
Film pt. „Surferka z charakterem” zasadniczo rzecz biorąc jest pochwałą i promocją dwuznacznego i wątpliwego sportu, jakim jest surfing wykonywany w mocno niekompletnych strojach i to jest główny powód, dla którego nie możemy dać mu swej pozytywnej oceny. A że wspomina się przy tym o Bogu, Chrystusie i modlitwie, to nawet tym gorzej.
Przy tej okazji, polecamy obejrzenie innego filmu, w którym zostały podane oraz wyjaśnione tradycyjnie katolickie i chrześcijańskie zasady odnoszące się do skromności, wstydliwości oraz przyzwoitości w zakresie sposobu ubierania się. Oto link do tego materiału:
Ps. Spodobała Ci się ta recenzja? Przekaż nam choćby symboliczną darowiznę w wysokości 2 złotych. To mniej, niż kosztuje najtańszy z tygodników opinii, a nasze teksty możesz czytać bez żadnych limitów i ograniczeń.
Numer konta: 22 1140 2004 0000 3402 4023 1523, Mirosław Salwowski
/.../