Leave a Comment Film ten opowiada, w dwóch równoległych płaszczyznach czasowych, historię cenionego pisarza Jake Davisa i jego córki Katie. Widzimy tu więc najpierw, jak Jake traci w spowodowanym przez siebie wypadku samochodowym żonę, po czym jako wdowiec musi zająć się samotnym wychowywaniem kilkuletniej córeczki. Następnie zaś, twórcy obrazu przenoszą nas o 15 lat później, gdzie obserwujemy już życie dorosłej, choć jeszcze bardzo młodej Katie. Tak życie Jake’a, jak i Katie okazuje się nie być usłane różami. Jake po stracie żony zapada bowiem na ciężką chorobę, w związku z czym musi udać się na dłuższy czas do szpitala, a swą córkę powierzyć na ten czas opiece krewnych swej zmarłej małżonki. Po tym zaś, jak wychodzi ze szpitala, jego choroba nie ustępuje, napisana przez niego nowa powieść okazuje się niewypałem, a jakby tego było mało, ludzie, którzy w czasie jego hospitalizacji opiekowali się Katie, tak się do niej przywiązują, iż chcą ją na stałe zabrać do siebie (w czym ma im pomóc proces sądowy, w których zamierzają dowieść, iż jej naturalny ojciec ze względu na swą chorobę nie nadaje się na jej stałego opiekuna). Katie zaś, już jako dorosła kobieta popada w seksoholizm, co okazuje się tym większym problemem, gdy na swej drodze spotyka mężczyznę, w którym ze wzajemnością się zakochuje.
Na płaszczyźnie etycznej i światopoglądowej film ten jest w wielu aspektach piękną i budującą opowieścią o znaczeniu i wartości takich rzeczy jak siła rodzinnych więzi, ojcostwo, miłość do dziecka, etc. Ponadto, jego niewątpliwą zaletą jest też to, iż w zdecydowanie negatywnym świetle pokazuje rozwiązłość seksualną, a czyni to za pomocą umiarkowanych, powściągliwych i stonowanych środków wyrazu, a nie epatuje przy tym widzów dosadnymi i pikantnymi scenami seksu, nagości czy obscenicznymi dialogami (od powyższego jest jednak niestety jeden wyjątek w postaci sceny o której wspominamy poniżej). Ba, choć w niektórych scenach zostały pokazane tu ewidentnie nieskromne stroje, to jednocześnie zostało to uczynione, w taki sposób, iż nie przyciągały one uwagi do erotycznej atrakcyjności odzianej w nie kobiety (były to bowiem ujęcia względnie krótkie, nie koncentrujące uwagi kamery na najbardziej intymnych sferach cielesnych, etc.). Jak więc widać, „jeśli ktoś chce to potrafi” i nawet temat rozwiązłości seksualnej nie musi być okazją do pokazywania erotyki oraz bezwstydu.
Niestety jednak, z powyższym atutem owej produkcji paradoksalnie wiąże się też jej zasadnicza i poważna wada. Otóż, w filmie tym alternatywą dla rozwiązłości seksualnej okazuje się nie przedmałżeńska wstrzemięźliwość, ale intymne pożycie erotyczne w ramach stałego, lecz niekoniecznie małżeńskiego związku. Co więcej, jest to podkreślone przez scenę pokazującą współżycie seksualne zakochanych, która została nakręcona w taki sposób, by podkreślić piękno i wzniosłość tego czynu w odróżnieniu od innych czysto dorywczych przygód erotycznych w wykonaniu Katie. Coś takiego jest jednak propagowaniem herezji, gdyż choć seks w ramach stałego związku zakochanych w sobie ludzi z pewnością może być uznany za coś znacznie mniej złego niż przysłowiowe „puszczanie się”, to jednak to pierwsze wciąż jest niemiłe w oczach Boga, stanowi przedmiot grzechu śmiertelnego, w związku z czym grozi czyniącym je osobom wiecznym potępieniem w ogniu piekielnym. Coś takiego, w definicji podanej przez Katechizm Jana Pawła II nazywa się „nierządem” i stoi „w poważnej sprzeczności z godnością osoby ludzkiej i jej płciowości w sposób naturalny podporządkowanej dobru małżonków, jak również przekazywaniu życia i wychowaniu dzieci” (tamże: n. 2353).
Pewnym brakiem tego filmu jest też to, iż co prawda w przenikliwy sposób ukazuje on niszczycielską siłę seksualnej rozwiązłości, a także wskazuje na możliwe jej przyczyny (brak ojca i normalnej rodziny w dzieciństwie), to jednak wydaje się przy tym zbyt „psychologizować” ów temat. Patrząc wszak na problemy Katie z jej seksualnością, można odnieść wrażenie, iż to wszystko nie jest jej winą, iż po prostu ona cierpi, choruje. W tej zbyt psychologicznej perspektywie gubi się jednak tradycyjnie chrześcijańskie spojrzenie na kwestię poszczególnych nieprawości, a więc, że zasadniczo rzecz biorąc są one dokonywanym przez nas złym etycznie wyborem i że będziemy w końcu musieli za nie ponieść osobistą odpowiedzialność.
Summa summarum, polecamy jednak ów obraz uwadze naszych Czytelników, jednak przestrzegamy przed jedną ewidentną herezją w nim zawartą. Dobrze jest obejrzeć ten film jednak z zachowaniem doktrynalnej ostrożności i krytycznego zmysłu, a także uważając na wyrazistą scenę seksu tam pokazaną.
/.../
Leave a Comment Jeden z typowych dla reżysera Wojciecha Smarzowskiego filmów, który przedstawia rzeczywistość naszego kraju w jak najciemniejszych barwach i klimatach. Tym razem, twórca ów czyni to na przykładzie paczki siedmiu policjantów, których praca i rozrywki mają polegać na wyłudzaniu łapówek od kogo popadnie, kopulowaniu z przypadkowo napotkanymi kobietami, piciu na umór, a wszystko to okraszone jest wielką dawką rynsztokowej i wulgarnej mowy. Wszystko w tym filmie jawi się jako chore, zdegenerowane i występne, a poszczególne postaci różnią się między sobą tylko stopniem moralnego upadku i upodlenia (które nawet w najłagodniejszych przypadkach jest poważne, by nie rzec wielkie).
Zapytać można, czemu mają służyć takie filmy? Czego uczyć? Do czego zachęcać? Przed czym przestrzegać? Czy mają nas uczyć np. „tego jakim jest prawdziwy świat„? To, że na świecie jest wiele zła, wie chyba każda w miarę doświadczona i rozgarnięta osoba, jednak – na Boga – rzeczywistość nie jest choćby w połowie aż tak wynaturzona, zła i zepsuta, jak zostało to pokazane w „Drogówce”. Bo czy rzeczywiście, każda polska kobieta woli uprawiać seks z nieznajomym policjantem niż zapłacić 50 złotych mandatu? Albo, czy statystyczny kierowca w Polsce przyłapany na jakimś drogowym wykroczeniu najczęściej daje policji łapówki? Można zrozumieć i usprawiedliwić pewną przesadę w pokazywaniu rozmiarów jakiegoś zła (w końcu trudno jest zawsze zachować dokładne proporcje w odmalowywaniu tego ile jest dobra, a ile nieprawości). Problem z tego typu filmami polega jednak na tym, że wyolbrzymiają one występujące zło do monstrualnych rozmiarów tak, że gdyby człowiek rzeczywiście uwierzył, iż taki naprawdę jest świat, nie pozostałoby mu chyba nic innego, jak tylko jak najszybciej popełnić samobójstwo zamiast żyć dalej w tak odrażającej, mrocznej i pozbawionej wszelkiej nadziei na pozytywne zmiany rzeczywistości. Jednak większość ludzi mimo wszystko nie odbierze sobie życia, ale kolejne „Drogówki” mogą ich tylko upewniać w przekonaniu, iż trzeba nauczyć się jakoś żyć w tak bardzo niepoprawnie i beznadziejnie złym świecie, coraz bardziej w ten sposób obniżając wyznawane przez siebie normy moralne.
Pesymizm, beznadzieja, nihilizm, zanurzanie widza w odmęty upadku i upodlenia – oto główne pseudowartości „Drogówki”, jak i pokaźnej części twórczości Smarzowskiego. Kto chce być wierny Bożemu poleceniu: „W końcu, bracia, wszystko, co jest prawdziwe, co godne, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co zasługuje na uznanie: jeśli jest jakąś cnotą i czynem chwalebnym – to miejcie na myśli!” (Filipian 4, 8), niech roztropnie trzyma się z dala od tego rodzaju filmów.
/.../