Leave a Comment Mocno zmitologizowana historia Bonnie Parker i Clyda Barrowa, dwójki młodych ludzi, którzy wraz ze swą bandą siali postrach w amerykańskich miasteczkach w dobie Wielkiego Kryzysu. Specjalizowali się w napadach na banki, w wyniku których zginęło kilkanaście niewinnych osób.
Dzięki przemyślnemu scenariuszowi, sprawnej realizacji i sugestywnemu aktorstwu, film ten wszedł już niestety do klasyki kina. Niestety, gdyż obraz ten jest wzorcowym przykładem czegoś, co można nazwać „demoniczną hagiografią”, która jest zabiegiem polegającym na zastosowaniu sposobu narracji, konstrukcji sylwetek bohaterów oraz symboli charakterystycznych dla opowieści o świętych (bądź innych pozytywnych bohaterach) dla gloryfikacji jakiegoś złoczyńcy. Romantyczni kochankowie Bonnie i Clyde przedstawieni są tu w taki sposób, by sympatia bohaterów musiała odruchowo kierować się w ich stronę, ścigający ich zawzięcie stróż prawa jest oczywiście antypatyczny. Walka, którą prowadzą jest nierówna i skazana na tragiczny koniec, zdradzi ich osoba z najbliższego otoczenia, „męczeńska” śmierć celebrowana będzie długimi ujęciami kamery, w końcu media dopełnią historię wynosząc parę na ołtarze. Zaś po skończonym seansie widzowi powinno pozostać wrażenie , że oto otarł się o jakąś wielkość bohaterów, którzy zginęli niezrozumieni przez ten świat, ale coś przecież po nich zostało -jakaś idea, przesłanie … Mamy tu więc koncepcję świętości przewróconą na głowie, gdyż bohaterami są tu przestępcy, czarnymi charakterami -stróże prawa, cnotą jest bunt przeciw ładowi społecznemu, występkiem przeciw wolności człowieka – uczciwe, proste życie.
Co gorsza, film ten, siłą rzeczy, największe spustoszenie siać może w umysłach młodych widzów. Ci bowiem często właśnie w kinematografii poszukują atrakcyjnych wzorców, z którymi mogliby się identyfikować. Bonnie i Clyde pokazują im zaś jak można uciec od norm moralnych i społecznych, prowadzić życie „dzikie i wolne”, czy jak, stając się celebrytą, pozbyć się lęku przed byciem „nikim” -osobą niewidzialną i niesłyszalną”. Film więc oferuje młodym ludziom gotowe wzorce radzenia sobie z frustracją. Oczywiście nie każdy młody widz zaraz chwyci za broń, ale wielu chętnie na mniejszą skalę wcieli w życie pomysł na walkę z opresyjnym systemem (jakkolwiek rozumianym) poprzez chociażby akty wandalizmu czy cyberprzestępczości. Wielu też chętnie uchwyci się myśli, że warto przekroczyć każdą moralną granicę, jeśli za nią czeka pięć minut sławy.
Mimo najlepszych chęci, trudno w tym filmie dostrzec jakieś pozytywne moralnie treści. Nawet takie wątki jak miłość braterska czy przyjaźń są tu skażone, ponieważ uczucia te tylko mocniej łączą ludzi we wspólnym złym działaniu. Być może pewnym plusem filmu jest to, że ilustruje on, jak młodzi ludzie pozbawieni perspektyw i pozostawieni sami sobie zagrożeni są szybki schodzeniem na złą drogę. Ten element jednak w żadnej mierze nie równoważy negatywnych wzorców gloryfikowanych w tym filmie. Obraz ten podobny jest do złego drzewa, po którym próżno spodziewać się dobrych owoców.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment Film ten opowiada o trzech wiekowych już przyjacielach, którzy pewnego dnia postanawiają napaść na bank. Pomysł ten powstaje w ich głowach po tym jak okazuje się, iż ów bank przez swe manipulacje doprowadził ich do poważnych kłopotów finansowych. Nasi starsi bohaterzy biorą więc sprawiedliwość we własne ręce i z bronią w ręku okradają instytucję, która wpędziła ich w materialne tarapaty.
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej ów film można ocenić jako klasyczny wręcz „antymoralitet”. Pokazany tu zostaje bowiem jeden z grzechów w taki sposób, by widz go usprawiedliwiał i kibicował tym, którzy ów występek popełniają. Ponadto, sprawcy tego grzechu i przestępstwa ostatecznie nie są ukarani i ich czyn uchodzi im płazem. Poza grzechem złodziejstwa i rabunku w filmie tym z sympatią obrazowane są też takie nieprawości jak przedmałżeński seks, kłamstwo oraz zażywanie marihuany.
Być może jednak ktoś powie, iż wedle tradycyjnej teologii katolickiej odebranie komuś jego własności czasami jest moralnie dozwolone. To prawda, jednak pokazane w filmie historia nie należy do takowych sytuacji. Jak mówi Katechizm Kościoła Katolickiego:
„Siódme przykazanie zabrania kradzieży, która polega na przywłaszczeniu dobra drugiego człowieka wbrew racjonalnej woli właściciela. Nie mamy do czynienia z kradzieżą, jeśli przyzwolenie może być domniemane lub jeśli jego odmowa byłaby sprzeczna z rozumem i z powszechnym przeznaczeniem dóbr. Ma to miejsce w przypadku nagłej i oczywistej konieczności, gdy jedynym środkiem zapobiegającym pilnym i podstawowym potrzebom (pożywienie, mieszkanie odzież…) jest przejęcie dóbr drugiego człowieka i korzystanie z nich” (tamże, n. 2408).
Filmowi bohaterzy mimo wszystko nie byli jednak postawieni przed sytuacją polegającą na tym, iż „jedynym środkiem zapobiegającycym ich podstawowym potrzebom (pożywienie, mieszkanie odzież…) (byłoby) przejęcie dóbr drugiego człowieka i korzystanie z nich”.
Oczywiście, pewne poboczne wątki tego filmu są moralnie budujące, np. wskazanie na rolę bycia dobrym ojcem, podkreślanie zasady szacunku wobec starszych ludzi czy też pozytywne pokazywanie pracy charytatywnej. To jednak jest niestety za mało, by ogólnie rzecz biorąc pozytywnie ocenić tę produkcję.
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment „Drobny” dealer narkotyków Dawid po tym, jak zostaje okradziony z towaru, dostaje od swego szefa propozycję „nie do odrzucenia”. By uniknąć drastycznych konsekwencji, ma dla niego przywieźć z Meksyku kilkaset kilogramów marihuany. By ograniczyć ryzyko ściągnięcia na siebie podejrzeń o nielegalną działalność i w miarę niezauważonym przedostać się do Meksyku i z powrotem do USA, Dawid wpada na specyficzny plan. Otóż, postanawia namówić kilku swych znajomych, by razem z nim udawali przeciętną, normalną, kochającą się amerykańską rodzinę. Sęk w tym, że wszystkie osoby mające wziąć w tym udziałem – delikatnie mówiąc – „nie za bardzo” nadają się do odgrywania takiej roli. Mająca wszak udawać żonę Dawida, Rose to striptizerka; Kenny, który ma wcielić się w jego syna to de facto opuszczony przez swych rodziców młody chłopiec, a Casey grająca nastoletnią córkę jest bezdomną, która uciekła z domu na ulicę i od czasu do czasu pomieszkuje u swych znajomych. Wszystkie te postaci mają zaś od tej pory być normalną amerykańską rodziną Millerów.
Na płaszczyźnie etycznej i światopoglądowej, gdyby próbować doszukiwać się czegoś dobrego w tym filmie, to można by przede wszystkim wskazać na pewne – nazwijmy to „pro-rodzinne tęsknoty” w nim zawarte. Choć bowiem owszem, w pewnych wątkach i scenach „Millerów” widzimy ironiczne spojrzenie na tradycyjną amerykańską rodzinę, to z drugiej strony koniec końców „Happy Endem” w tej produkcji jest to, że główne postaci w nim występujące w pewien sposób tworzą coś w rodzaju namiastki takiej wspólnoty. I ów „prorodzinny” wątek tego filmu widzimy nie tylko w jego zakończeniu, ale też wcześniej, gdy udający Millerów zaczynają się o siebie troszczyć oraz przejawiać pewne typowe i naturalne dla członków rodziny zachowania i odruchy.
Niestety jednak, ów – relatywnie zdrowy – wątek „prorodzinnych tęsknot” został w tym filmie głęboko zanurzony w wyjątkowo wielki kubeł pełnym śmierdzących nieczystości, rozkładających się odpadków i odrażających widoków. Ilość, natężenie i drastyczność obsceniczności, sprośności, wulgarności, nieprzyzwoitości oraz bezwstydu tu zawarta są bowiem zatrważające. Szkoda – bo przy odrobinie pomysłowości, mogła to być całkiem ciekawa komedia z umiarkowanie tradycyjnym, konserwatywnym i prorodzinnym przesłaniem. A tak mamy do czynienia z wyjątkowo plugawym, ohydnym, wstrętnym i bezbożnym tworem.
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Film opowiada historię Michała Korda, ojca nastoletniej dziewczyny, który po tym, jak ta została brutalnie zgwałcona w miejscowej dyskotece przez trzech mężczyzn, próbuje doprowadzić do ukarania sprawców. Nie jest to jednak zadanie łatwe, gdyż jeden z gwałcicieli to zięć bogatego i wpływowego człowieka, mającego koneksje na wysokich stanowiskach w Policji, a także dysponującego pomocą jednego z lepszych adwokatów. Doprowadzenie zatem do ukarania sprawców tego ohydnego czynu na normalnej, prawnej drodze wydaje się dla głównego bohatera trudnym zadaniem. Powodem tego jest splot korupcji odpowiedzialnych za ściganie przestępstw oraz niektórych z mechanizmów prawnych, które zdają się zawodzić w tym konkretnym przypadku. Przed ojcem zgwałconej dziewczyny staje więc dylemat, czy czekać, aż sprawiedliwość sprawcom wymierzy sąd czy może ze swej strony aktywnie pomóc w ukaraniu tych ludzi.
Być może, wielu Czytelników naszego portalu zdziwi to, iż „Prawo ojca” zostało przez nas pozytywnie ocenione, podczas gdy wielu filmom o podobnej tematyce przyznawaliśmy mniej lub bardziej negatywne noty uzasadniając to tym, że owe pochwalają prywatną zemstę i samosądy, a więc coś, co jest zdecydowanie potępiane przez Pismo święte i Tradycję Kościoła. Sęk jednak w tym, że choć zdecydowana większość recenzji przedstawia „Prawo ojca”, jako właśnie jedną z opowieści o samotnym mścicielu, który postanawia ukarać złoczyńców na własną rękę i bez oglądania się na państwo i prawo, my tego w omawianej produkcji, mimo wszystko nie dostrzegamy. Owszem, w filmie tym pojawiają się wypowiedzi głównego bohatera w jakiś sposób sugerujące, iż jest on gotów ukarać gwałcicieli swej córki na własną rękę, rozwój zaś fabuły w pewnych swych miejscach nie odpowiada na pytanie, czy tak by się właśnie stało. Mamy tu też tradycyjny dla podobnego rodzaju obrazów motyw nieudolności i korupcji powołanych do ścigania przestępców organów. Jednak mimo tego, całość akcji tego filmu pozwala stwierdzić, że jest on raczej opowieścią o moralnie dozwolonej obronie koniecznej, a nie o prywatnej zemście głównego bohatera. Bo, choć owszem, Kord na własną rękę wydobywa od jednego z gwałcicieli jego córki obciążające ich zeznania, to jednak po wszystkim puszcza go wolno (a nie zabija czy okalecza), a nagranie z jego wyznaniem dostarcza policji. Ostatecznie zaś, to Kord wraz ze swą pokrzywdzoną córką musi bronić się przed ścigającymi ich przestępcami, nie zaś przestępcy są ścigani i ukarani w akcie samosądu przez niego. Nawet jeśli teoretycznie rzecz biorąc, założylibyśmy, że fabuła tego filmu mogłaby potoczyć się w kierunku pokazania i usprawiedliwiania prywatnej zemsty w wykonaniu Michała Korda, to, faktycznie rzecz biorąc, tak się nie stało, a ukazane tu jego zachowania w swej większości i zasadniczym wymiarze mieściły się w ramach moralnie usprawiedliwionej obrony koniecznej życia swego i swych bliskich. Ponadto, jak to już wyżej zasygnalizowaliśmy główny bohater, pomimo nieudolności i korupcji przedstawicieli władzy państwowej, współpracuje z takową, chcąc by to ona, a nie on jako prywatna jednostka, ukarała gwałcicieli jego córki.
Ponadto, atutem tego filmu jest to, iż wskazuje on na służebną rolę, jaką wobec zwykłych obywateli winno pełnić prawo i instytucje państwowe i że źle się dzieje, gdy różne prawne procedury, które w swym zamyśle miały na celu ochronę takich ludzi, stają się narzędziem do obrony różnych złoczyńców i przestępców. Jak wszak uczy o tym Pismo święte, władza nosi miecz po to, by wzbudzać strach u złoczyńców (Rz 13: 4), a zadaniem sprawujących władzę jest zapewnianie spokojnego, pobożnego i cichego życia dla zwykłych ludzi (1 Tm 2: 1-2).
Jako pozytywną stronę omawianego obrazu można też wskazać to, iż w pewien sposób wskazuje on na wielkie niebezpieczeństwo takich miejsc jak dyskoteki. W tym filmie, to właśnie wszak w dyskotece dochodzi do brutalnego gwałtu na córce Korda i to owo miejsce przedstawiane jest widzom jako kontrolowane przez świat przestępczy siedlisko rozwiązłości i narkotyków. Można więc powiedzieć, że przynajmniej w pośredni, domyślny i niewyraźny sposób w tym aspekcie „Prawo ojca” wpisuje się z nurt tradycyjnie katolickich przestróg i ostrzeżeń przed podobnego rodzaju miejscami i rozrywkami.
Przechodząc zaś do bardziej wątpliwych aspektów tej produkcji, to jak zwykle przy podobnych obrazach można zadać pytania o stosowność i konieczność pewnych drastycznych obrazów (scena gwałtu, nagość) czy słów tu użytych (wulgaryzmy). My tradycyjnie już trzymamy się zdania, że da się pokazać pewne przejawy moralnego zła bez uciekania się do bardziej wyrazistego obrazowania pewnych jego szczegółów. Przez wiele lat kino umiało łączyć umiar i ostrożność w tym względzie z jednoczesnym pokazywaniem pewnych moralnych problemów i nieprawości tego świata.
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Kuba bierze udział w nielegalnych i niebezpiecznych wyścigach bardzo szybkich samochodów po to, by zarobić na drogą operację swej chorej na raka młodszej siostry. To jego zajęcia doprowadza go do kontaktów ze światem przestępczym, w którym trwa rozgrywka o kontrolę nad światem nielegalnych wyścigów.
Jeśli chodzi o moralną i światopoglądową wymowę tego filmu to w dość oczywisty sposób jest ona dwuznaczna. Co prawda, nie można stanowczo powiedzieć, iż udział w nielegalnych wyścigach samochodowych należy do aktów wewnętrznie złych (a więc zawsze i wszędzie zakazanych), ale nie zmienia to zasady, że prawa zasadniczo (choć nie zawsze) trzeba przestrzegać. Owszem, główny bohater za pomocą swego nielegalnego i groźnego procederu pragnie ratować życie i zdrowie swej młodszej siostry, jednak w filmie coś takiego jawi się jako jedyna opcja, tak jakby nie były dostępne inne środki w tym zakresie (np. pomoc fundacji charytatywnych, zbiórki pieniężne). Poza tym, Kuba jest też prócz udziału w nielegalnych wyścigach gotowy pomagać przestępcom w innych formach ich kryminalnej działalności: co prawda nie jest powiedziane w jakich, ale można się domyślać, że jest to jeszcze bardziej wątpliwe etycznie niż ściganie się samochodami z dużą prędkością.
Oglądając ów film, trudno też nie odnieść wrażenia, iż przebija się z niego pewnego rodzaju sympatia dla przestępczej działalności. Ostatecznie, wszystkie z głównych postaci tego obrazu są zaangażowane w łamanie prawa, więc w tym względzie widz może kibicować tylko „mniej złym” jego bohaterom. W produkcji tej pełno jest również scen nieskromności i bezwstydu. Piszący te słowa, dosłownie musiał w paru momentach filmu zasłaniać oczy, a także zastanawiał się, czy aby nie przerwać z tego względu jego oglądania.
Także, nierząd (w znaczeniu: seks przedmałżeński), pijaństwo oraz skrajnie wręcz poufałe tańce nie są w tym filmie pokazywane z dezaprobatą, ale – być może z pewnym zastrzeżeniem co do upijania się, lecz też niekoniecznie – są one obrazowane tak, jakby były normalną częścią życia.
Podsumowując: film „Diablo. Wyścig o wszystko” to obraz z dwuznacznym moralnie przesłaniem, którego fabuła pomyślana została tak, by wskazywać widzom łamanie porządku prawnego jako jedyne dostępne rozwiązanie trudnych życiowych sytuacji. Mnogość sugestywnych pod względem erotycznym scen czyni ową produkcję niebezpieczną nie tylko pod kątem swoistej „filozofii życiowej” w niej prezentowanej, ale także na płaszczyźnie bezpośredniego procesu jej oglądania.
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Główny bohater „Uniewinnionego” to Mitch Brockden, młody prokurator, któremu świetnie się powodzi tak na sali sądowej, jak i w życiu prywatnym. Pewnego wieczoru świętuje z kolegami narodziny dziecka i kolejną wygraną sprawę. Po suto zakrapianej imprezie, zamiast wracać taksówką (jak obiecał żonie), siada za kierownicą swego samochodu. W drodze do domu potrąca człowieka. Mimo błagań rannego, aby z nim został, nie chcąc ryzykować karierą, a nawet wolnością, Mitch ucieka z miejsca wypadku. Wcześniej wzywa, jednak, anonimowo z budki telefonicznej karetkę pogotowia. Następnego dnia Mitch dowiaduje się, że ranny człowiek nie żyje, a o jego zamordowanie podejrzany jest niejaki Clinton Davis, człowiek ciężko doświadczony przez stratę najbliższych. Wkrótce Davis stanie na sali sądowej, gdzie oskarżycielem będzie prawdziwy sprawca wypadku …
Film ten, zwłaszcza jak na thriller, ma sporo mocnych moralnie punktów. Po pierwsze (rzecz dość nietypowa dla gatunku) jego twórcom zdaje się nie zależeć na epatowaniu widza przemocą (co nie znaczy, że jej tu nie ma) – choć jest tu kilka razy mowa o torturach, to jednak nie są one pokazane na ekranie. Kolejną zaletą filmu jest wyraźna nagana dla szukania zemsty na własną rękę. W innym filmie postać mężczyzny, któremu (na jego oczach) bestialsko zamordowano bliskich, posłużyłaby zapewne jako pretekst do pokazania krwawego spektaklu przemocy i okrucieństwa. Tu jednak nic takiego nie ma miejsca, mimo że ów mężczyzna morduje najbardziej zdeprawowanych przestępców, sympatia widzów szybko się od niego odwraca i jasnym jest, że to co czyni jest bezprawiem i złem, gdyż wchodzi on w nienależną sobie rolę sędziego i kata jednocześnie. I właśnie szacunek do ładu moralnego, porządku społecznego i prawa jest największą zaletą tego filmu. Główny bohater ściąga na siebie kłopoty, gdyż nie jest odpowiedzialnym mężem i ojcem, prowadząc po spożyciu alkoholu nie przestrzega prawa (którego powinien być stróżem), następnie zostawia rannego człowieka na drodze, dalej zaciera ślady i mataczy. Istotną zaletą filmu jest też wątek pojednania braci poróżnionych przez błędy przeszłości. Ważne jest również przypomnienie, że rolą mężczyzny jest bycie opoką i obrońcą swojej rodziny.
Niestety, film nie jest wolny od pewnych wad, które nieco osłabiają jego przesłanie. Jedną z tych wad jest obecność w nim pewnej dozy wulgaryzmów. Najpoważniejszy problem stanowi tu jednak postać głównego bohatera, którego przemiana w odpowiedzialną głowę rodziny wydaje się dość wątpliwa. Widz obserwując jego poczynania może mieć poważny problem z dostrzeżeniem czy i kiedy postanowił on skończyć ze swoim oportunistycznym i tchórzliwym postępowaniem. Film przynosi pewne rozczarowanie – jest tu bardzo moralna historia z budującym przesłaniem i główny bohater zbyt słaby by ją ponieść.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment Serial ten oparty został na prawdziwej historii zmagań agentów DEA i części kolumbijskich sił bezpieczeństwa z mafiami narkotykowymi działającymi na terenie Kolumbii. Dwie pierwsze serie tej produkcji nakreślają nam przestępczą działalność słynnego Pabla Escobara, szefa Kartelu z Medelin. Ostatnia zaś trzecia z serii pokazuje nam losy innych narkotykowych baronów, którzy – kolokwialnie mówiąc – „przejęli schedę” po działalności Escobara (wówczas, gdy został już on zabity, do czego sami zresztą poniekąd w pewnej swej części doprowadzili).
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej trudno ów serial ocenić w bardziej jednoznaczny sposób, gdyż pobudzana szlachetnymi motywami walka agentów DEA i części kolumbijskich sił bezpieczeństwa z przestępcami narkotykowymi wymieszana jest tu z mentalnością typu „Cel uświęca środki„, etc. Ci więc, którzy zwalczają przestępczość, przykładowo sami wchodzą w konszachty z innymi przestępcami, kłamią, zabijają ludzi bez sądu (również wówczas, gdy ci są już rozbrojeni). Rozwój zaś akcji i wypowiedzi jego głównych bohaterów nieraz zdają się usprawiedliwiać tego typu działania. Co prawda podział na „dobrych i złych facetów” jest w omawianej produkcji dostrzegalny, jednak to rozróżnienie nie jest już zbyt mocno widoczne, jeśli spojrzy się na środki działania, jakimi posługują się obie te przeciwstawione sobie grupy.
Z drugiej jednak strony na tej swoistej rzece mniej lub bardziej relatywistycznej moralności pojawiają się też co bardziej pokaźne statki wyrazistych cnót oraz postaw. Chodzi mi w tym miejscu np. o dowódcę jednej z kolumbijskich jednostek specjalnych, który determinację i gorliwość w ściganiu Escobara łączy z mocnym poszanowaniem pewnych moralnych zasad (gdy jeden z członków rządu sugeruje mu, by zabił owego narkotykowego bossa niezależnie od okoliczności, on odpowiada mu, że zrobi to wówczas, gdy ten uzbrojony będzie stawiał opór). Innym przykładem jaśniejącej cnoty jest postać jednego z dowódców wojskowych. Ów człowiek brzydzi się korupcją, a swą walkę z narkotykową przestępczością traktuje jako daną mu przez Boga świętą misję. Można wręcz powiedzieć, iż na jego przykładzie widzimy wcielenie współczesnego szlachetnego i pobożnego krzyżowca, który realizuje, to co na temat zadań władzy cywilnej mówi Pismo święte, a więc, że: nie na próżno nosi miecz. Jest bowiem narzędziem Boga do wymierzenia sprawiedliwej kary temu, który czyni źle (Rz 13, 4).
Serial ten można też pochwalić za to, że w wyraźny sposób odmalowuje on stopień deprawacji i cynizmu jednego z jego głównych „anty-bohaterów”, a więc Pabla Escobara, pozbawiając go jakiekolwiek rzeczywistej romantycznej aury kolumbijskiego „Robin Hooda”, którą próbował on wokół siebie roztaczać. Do tego pozytywu trzeba jednak dodać pewną uwagę krytyczną. Otóż, twórcy „Narcos” nie ustrzegli się w swej pracy pewnych historycznych błędów, które może nie często, ale jednak w niektórych punktach wyolbrzymiają obraz demoralizacji Escobara. Oczywiście, to i tak nie zmienia istoty rzeczy, albowiem nawet, gdyby choćby połowa złych czynów owego człowieka pokazanych w tym serialu była prawdziwa, to i tak wyłania się z nich wizerunek osoby bezwzględnej, cynicznej i strasznie zdeprawowanej.
Jako pewnego rodzaju wątpliwość co do treści omawianej produkcji tradycyjnie możemy już podać fakt, iż seks, nieskromność oraz wulgarna mowa są tu nieraz eksponowane bez większych ogródek. Naszym zdaniem , co potwierdza zresztą doświadczenie filmów starszej daty, dałoby się pokazywanie takich rzeczy wyraźnie ograniczyć i to bez większego uszczerbku dla odmalowania powagi zła czynionego przez „antybohaterów” serialu „Narcos”.
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Kontynuacja debiutanckiej komedii Juliusza Machulskiego. Film opowiada o tym, jak Gustaw Kramer, osadzony niegdyś wskutek intrygi Henryka Kwity w więzieniu, ucieka zeń i próbuje dostać się do Szwajcarii, ale przedtem postanawia jeszcze zemścić się na swym dawnym wspólniku. W tym celu organizuje porwanie Justysi, dziewczynki, którą Kwinto zaczął wychowywać wspólnie z żoną swego nieżyjącego przyjaciela, Tadeusza. Kramer liczy, że kasiarz przyjdzie do niego w celu uwolnienia tego dziecka i wtedy będzie można „wrobić go” w próbę kradzieży.
Chociaż sequel „Vabanku” niewiele różni się pod względem moralnym od poprzedniej części, to chciałbym najpierw wskazać na te punkty obrazu, które świadczą o jego nieco wyższej wartości.
O ile fabuła pierwszej części kręciła się głównie wokół realizowanej przez Kwintę prywatnej zemsty na Kramerze (a więc działania obrzydłego Panu Bogu), o tyle w drugiej to odmalowany w negatywnych barwach Kramer mści się na kasiarzu, przez co wymierzanie sprawiedliwości na własną rękę wypada tu gorzej. Kwinto natomiast w pewnym momencie zdaje się wątpić w słuszność tego, co uczynił w poprzednim filmie – w rozmowie z przyjacielem Duńczykiem zauważa, że przez swą zemstę rozkręcił spiralę nienawiści, a porwanie Justysi nie miałoby teraz miejsca, gdyby nie owe niegdysiejsze wydarzenia.
Ogólnie wydaje się, że pozytywni bohaterowie, którzy niegdyś chętnie parali się przestępczym procederem prowadzą w tym filmie na co dzień bardziej stateczną i pożyteczną działalność – Duńczyk, Nuta, Moks i Natalia pracują w wytwórni filmowej, Kwinto uprawia ogródek. Dopiero cios ze strony Kramera odciąga ich od tych zajęć.
Kwinto wykazuje się tu też niewątpliwą odwagą. Idąc w celu uwolnienia dziewczynki do domu, w którym oczekuje go Kramer, zdaje sobie sprawę, że dosięgnąć go może zemsta tego człowieka. Mimo to, dla ocalenia niewinnego dziecka, ryzykuje swą wolnością, a niewykluczone, że nawet życiem.
Te zalety nie są jednak w stanie zrównoważyć wad i niebezpieczeństw omawianej produkcji. Krytyka prywatnej zemsty jest tu bardzo niekonsekwentna. Kwinto i jego towarzysze nie ograniczają się bowiem do uwolnienia Justysi. Opracowują oni skomplikowany plan wtrącenia Kramera z powrotem do więzienia. Ma on na celu takie pokierowanie podróżą tego człowieka do Szwajcarii, aby ten, myśląc, że dotarł do celu, tak na prawdę pozostał w Polsce, gdzie można go będzie ująć. Gdyby Kramer zasługiwał na więzienie, a pozytywni bohaterowie (tak jak jest to pokazane) znaliby miejsce jego pobytu, to powinni oni zawiadomić o tym właściwe organy powołane do ścigania przestępców. Stwarzanie u Kramera wrażenia, iż wyjechał z Polski, by potem „wylać mu na głowę kubeł zimniej wody” służyło tylko powiększeniu jego rozczarowania i wściekłości; nie było konieczne dla jego złapania. Mamy tu więc ponownie do czynienia z pozytywnie ukazaną prywatną zemstą. Co gorsza Kwinto, by powiększyć zadawane przeciwnikowi na własną rękę dolegliwości, podstępem doprowadza go do podpisania czeków, dzięki którym bezprawnie pobiera pieniądze z jego konta; działanie to odmalowane jest w przychylny i humorystyczny sposób.
Czy jednak Kramer w ogóle zasługiwał na odesłanie do więzienia? Odpowiedź na to pytanie jest złożona. Jeśli przyjrzy się jego czynom to, biorąc pod uwagę ówczesne polskie prawo (akcja filmu ma miejsce w 1936 r.), można stwierdzić, że groziło mu nie tylko pozbawienie wolności, ale niewykluczone, że nawet kara śmierci. Zlecał on bowiem w przeszłości zabójstwa, zaś art. 225 par. 1 Kodeksu karnego z 1932 r. stanowił: „Kto zabija człowieka, podlega karze więzienia na czas nie krótszy od lat 5 lub dożywotnio albo karze śmierci” (część ogólna tego aktu zawierała zaś generalną zasadę mówiącą, że podżegacz ma odpowiadać zawsze w takich samych granicach jak bezpośredni sprawca danego przestępstwa). Pamiętajmy jednak, że Kramer w więzieniu osadzony był nie za wspomniane nieprawości, ale pod fałszywym zarzutem okradzenia własnego banku. Ktoś powie – co za różnica, skoro i tak powinien tam trafić? Chrześcijaninowi powinnien być jednak znany bezwarunkowy zakaz rzucania oszczerstw wyrażony chociażby w przykazaniu: „Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”. Nie wolno więc nawet największego zbrodniarza fałszywie oskarżać o np. drobną kradzież, której nie popełnił. Kwinto wraz z kolegami nie stara się w tym filmie o ujawnienie prawdziwych przestępstw Kramera, lecz dąży do utrwalenia sytuacji, w której ten uważany jest za winnego czegoś, czego nie zrobił i odsiaduje za to wyrok. Postawa kasiarza i jego kompanów nie ma nic wspólnego z miłością, która „nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą” (1 Kor 13, 6).
Do powyższych wad dochodzi jeszcze przedstawienie bez negatywnego komentarza związku Kwinty z żoną swego tragicznie zmarłego kolegi (co prawda niewiasta ta, jako wdowa, miała prawo zawrzeć nową relację, lecz kasiarz, jak wiadomo z pierwszej części, miał żonę, z którą się rozstał, nic zaś nie wiadomo o jej śmierci lub stwierdzeniu nieważności tamtego małżeństwa).
Film „Vabank II, czyli riposta” pozostaje wobec tego dość toksyczną mieszaniną pochwały postaw szlachetnych i promowania nieprawości. Nie da się polecić tego obrazu nawet z bardzo poważnymi zastrzeżeniami.
Michał Jedynak
/.../
Leave a Comment „Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni” (Mt 5, 6). To zdanie mogłoby być mottem dla filmu Joela Schumachera. Opowiada on bowiem o słynnej irlandzkiej dziennkarce, Veronice Guerin, która poświęciła niemal wszystko, łącznie z życiem, aby zbrodniarzy nie minęła zasłużona kara (i o ile została zbawiona, a mam głęboką co do tego nadzieję, to mogła z raju oglądać sukces swoich działań).
W omawianej produkcji dane jest nam oglądać śledztwo, jakie tytułowa bohaterka prowadzi w celu zdemaskowania odrażającego procederu, którym parają się wpływowi baronowie narkotykowi. Im więcej dowodów ich winy dziennikarka odkrywa tym intensywniej starają się ją oni zastraszyć, aby prawda nigdy nie wyszła na jaw. W końcu bandyci posuwają się nawet do morderstwa, ale nie jest ono już w stanie ugasić „pożaru”, jaki Veronica Guerin wznieciła i jaki ma wkrótce strawić ich zdeprawowany świat.
Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej film ten ma wiele zalet. Po pierwsze ukazuje zgubne skutki narkomanii. Zawziętość, z jaką główna bohaterka walczy z przestępczym światem, bierze się z faktu, że dane jej było spotkać młodocianych, którzy wpadli w szpony wspomnianego nałogu, otarła się ona o ich fizyczną i moralną nędzę i zamierza ochronić kolejne osoby przed podobną degeneracją. Już pierwsze sceny filmu uświadamiają więc nam, że „prochy” to nie niewinna rozrywka, ale śmiertelna i uzależniająca trucizna. Przy okazji obalony zostaje argument (podnoszony czasem nawet na prawicy przez tzw. konserwatywnych liberałów), jakoby zażywanie narkotyków można traktować wyłącznie jako prywatną sprawę obywateli, bo ewentualne spustoszenia z jakimi się ono łączy mają rzekomo występować jedynie w organizmie narkomana. Przedstawieni w filmie ludzie uwikłani w nałóg mówią, że aby zdobyć pieniądze na używki, dokonują rozbojów – widać więc, że zniewolenie jednej osoby może skutkować krzywdą drugiej, niemającej z nałogiem pierwszej nic wspólnego.
Produkcja w jak najgorszym świetle (ale zgodnie z prawdą) przedstawia środowisko zawodowych kryminalistów, którzy nie tylko żerują na krzywdzie naiwnych (którym sprzedają narkotyki), ale są zdolni do najgorszych zbrodni w celu zatajenia faktów o swej działalności. Nie cofają się oni przed szantażem, zamachami, ranieniem bliźnich, torturami i zabójstwami; żaden widz o w miarę normalnie ukształtowanej moralności nie powinien czuć cienia sympatii wobec podobnych kręgów. Przy okazji niekorzystnie przedstawiono tu prostytucję i kluby ze striptizem, których związek ze zorganizowaną przestępczością został wyraźnie zasugerowany.
Oglądając to dzieło nie czujemy się jednak zdołowani (mimo konfrontacji z brudem tego świata), bowiem w osobie i działaniach głównej bohaterki otrzymujemy wystarczającą aż nadto przeciwwagę dla pokazanych tu nieprawości. Jest ona bardzo wyrazistą postacią, której zalety takie jak odwaga, pragnienie sprawiedliwości, odporność na pokusy są w filmie należycie wyeksponowane i sprawiają, że ktoś komu mamy kibicować jest dla nas jednocześnie bardzo dobrym przykładem. Veronica Guerin nie daje zamknąć sobie ust. Pomimo sugestywnych gróźb kierowanych pod jej adresem, nie zważając na „ostrzegawczy” postrzał, którego doznała, znosząc pobicie i odrzucając oferty korupcyjne wytrwale walczy o ujawnienie prawdy i zmuszenie przez to władz do wzmożenia walki z plagą handlu narkotykami. Bierze udział w demonstracjach przeciw działalności dealerów, udziela bezkompromisowych wywiadów, a przede wszystkim zbiera informacje o bossach przestępczego świata i pisze artykuły obnażające ich knowania. Walczy aż do ofiary życia. Kieruje nią szczere pragnienie sprawiedliwości i praworządności, nie zaś jedynie chęć zrobienia kariery w redakcji pisma „Sunday Independent”. Autentycznie martwi ją niewydolność systemu walki z przestępczością (zwłaszcza trudności z odkrywaniem źródeł dochodów pochodzących najprawdopodobniej z przestępstw). Można więc główną bohaterkę uznać w wielu dziedzinach za wzorową obywatelkę troszczącą się o dobro swego państwa i narodu.
Bardzo przychylnie jest tu też pokazana kochająca się rodzina, która dla Veroniki stanowi źródło wsparcia i radości. Dziennikarka przeżywa w związku z tym również poważne dylematy, gdyż boi się, aby jej najbliższych nie dosięgła zemsta gangsterów. Jednak nie daje się ona ponieść emocjom i z opanowaniem prowadzi dalej swe dochodzenie.
Koniec filmu pokazuje jak Bóg ze zła może cudownie wyprowadzić dobro. Morderstwo, którego dopuścili się wrogowie lubianej w Irlandii Veroniki, obnażyło bezwzględność sprawców i wpłynęło na pomnożenie i konsolidację jej zwolenników. Pikiety przeciwników handlu narkotykami zaczęły odtąd gromadzić naprawdę pokaźne tłumy. Artykuły dziennikarki, których popularność stale wzrastała, zwróciły uwagę rządzących na poważny społeczny problem i przyczyniły się do zmian w prawie, które uczyniły walkę z przestępczym procederem dużo skuteczniejszą. Ukarani zostali też sprawcy zabójstwa. To wszystko przyczyniło się do znacznego spadku zagrożenia ze strony wspomnianych bandytów.
W filmie, mimo jego brutalnej tematyki, zastosowano bardzo umiarkowane środki wyrazu. Przemoc nie jest obrazowana w sposób, który skłaniałby widza do rozkoszowania się jej widokiem. Występy striptizerek i inne przejawy nieskromności są tu pokazane jedynie w krótkich i raczej mało sugestywnych ujęciach.
Zastrzeżeniem, które zgłosiłbym wobec obrazu jest nadmiar wulgarnej mowy (choć lwia jej część wychodzi z ust przestępców i jest oznaką ich degeneracji). Inną wadą jest fakt, że główna bohaterka (stająca zazwyczaj dzielnie w obronie prawa) wyraźnie lubi przekraczać na drodze dozwoloną prędkość, mówi o tym dość lekko i wydaje się, że niewiele sobie robi z nałożonej na nią za ten czyn grzywny – jest to przedstawione w sposób dość humorystyczny. Ten ostatni element stanowi jednak zupełnie poboczny wątek omawianej produkcji.
Podsumowując – polecam film „Veronica Guerin” jako bardzo budującą opowieść o walce cnoty z występkiem i zwycięstwie nad zorganizowaną przestępczością. Jest to przykład kina, które nie rezygnując z wartkiej i ciekawej akcji (i ogólnie atrakcyjnej dla widza formy), przekazuje oglądającemu wspaniałą lekcję moralną.
Michał Jedynak
/.../
Leave a Comment Dwóch gangsterów – Max i „Gula” – chce na polecenie swego szefa zakupić walizkę z narkotykami, aby później sprzedać ją z zyskiem. W interesach pomaga im syn ich zwierzchnika, Jonny, aktywny homoseksualista. Walizka należy do przestępczyni Mai, byłej dziewczyny Maxa. Ponieważ obiekt ten wykradli jej ludzie Normana, innego gangstera, ona morduje ich i odzyskuje stracony przedmiot. Norman ściga więc Maję oraz jej klientów, by ponownie zdobyć narkotyki i samemu na nich zarobić. Na walizkę poluje też trzecia mafia pod wodzą Cygana. Tymczasem stary i doświadczony komisarz szkoli wyglądającego na ofermę Malinowskiego, syna swej kochanki, oraz wspólnie z nim przygotowuje się do rozgromienia przestępczego świata.
Ten film stanowi niestety stertę gnoju. Dzieje się tak, gdyż niemal całość narracji prowadzona jest z perspektywy przedstawionych z sympatią Maxa i ”Guli” – mafiosów, handlarzy narkotyków, morderców, porywaczy, szantażystów, ludzi gardzących prawem i pobłażliwych wobec rozpusty. Widz ma im kibicować w ich staraniach o to, by „wykiwać” konkurencję i policję. Ich ciężkie nieprawości są tu więc niefrasobliwie wyeksponowane w celach rozrywkowych. Policjanci (z wyjątkiem, o którym później wspomnę) jawią się na tle inteligentnych gangsterów zazwyczaj jako kompromitujące się przez swą nieudolność półgłówki. Komisarz, grany przez Jana Frycza, jest co prawda bardziej lotny, ale to postać zdecydowanie negatywna – nie dość że zdradza żonę to jeszcze jest skorumpowany (mówi Maxowi, że mógłby przymknąć oko na jego lewe interesy, gdyby dostał z nich 10 % zysku). Forma filmu jest adekwatna do jego treści – mamy w nim ogrom plugawej mowy (na potrzeby recenzji naliczyłem tu 136 wulgaryzmów), twórcy nie stronią też od dosadnego pokazywania, mającej bawić widza, przemocy. Seksu co prawda jest niewiele, ale zamiast niego sporo tu umieszczono obrzydliwych, obscenicznych dialogów (np. snutych przez sodomitę Jonnego rozważań o analnym nierządzie czy też przechwałek „Guli”, że żyje z młodocianą kochanką).
Jeśli chodzi o ewentualne zalety filmu (z powodu których nie dostał on jeszcze niższej oceny) to w tym stogu zgniłego siana doszukałem się właściwie tylko jednej większej igły. Otóż Malinowski z początkowego safanduły przeistacza się w „silnego, zwartego, gotowego” do akcji policjanta i aresztuje swego przełożonego, któremu udowadnia korupcję (to chyba jedyny przejaw zła, jaki zostaje w tej produkcji ukarany). Młody stróż prawa nie baczy przy tym na żadne międzyludzkie układy. Inną, nieco na siłę odszukaną, zaletą może być, dokonana przez Maxa, lekka krytyka faktu, iż „Gula” żyją z tak młodą kochanką (choć powodem krytyki jest tylko jej wiek, a nie sam fakt nierządu).
Zakończenie filmu jest równie odpychające jak prawie cała jego reszta. Ostatecznie bowiem, po doprowadzeniu swego niecnego planu do końca, Max i Maja wycofują się z procederu, ale tylko dlatego, że chcą sobie razem ułożyć życie. Nie ma najmniejszej wzmianki o tym, by żałowali za swe zbrodnie, żadnej sugestii kary – mają żyć długo i szczęśliwie, niczym księżniczka i jej rycerz po zakończeniu sprawiedliwej wojny. Nie ma też mowy o tym, aby ich związek miał być prawowitym małżeństwem. „Happy endem” jest przejęcie przez „Gulę” interesów szefa (którego zamordował wcześniej Norman) oraz jego iście szatańskie pojednanie z gangiem Cygana – dokonane po to, aby móc odtąd wspólnie prowadzić przestępczą działalność.
Podsumowując – nie ma co sobie zatruwać duszy tym niemal bezwartościowym filmem, nawet jeśli komuś wydaje się, że naprawdę nie ma co robić w jakiś deszczowy i nudny weekend.
Michał Jedynak
/.../