Tag Archive: narkotyki

  1. Millerowie

    Leave a Comment „Drobny” dealer narkotyków Dawid po tym, jak zostaje okradziony z towaru, dostaje od swego szefa propozycję „nie do odrzucenia”. By uniknąć drastycznych konsekwencji, ma dla niego przywieźć z Meksyku kilkaset kilogramów marihuany. By ograniczyć ryzyko ściągnięcia na siebie podejrzeń o nielegalną działalność i w miarę niezauważonym przedostać się do Meksyku i z powrotem do USA, Dawid wpada na specyficzny plan. Otóż, postanawia namówić kilku swych znajomych, by razem z nim udawali przeciętną, normalną, kochającą się amerykańską rodzinę. Sęk w tym, że wszystkie osoby mające wziąć w tym udziałem – delikatnie mówiąc – „nie za bardzo” nadają się do odgrywania takiej roli. Mająca wszak udawać żonę Dawida, Rose to striptizerka; Kenny, który ma wcielić się w jego syna to de facto opuszczony przez swych rodziców młody chłopiec, a Casey grająca nastoletnią córkę jest bezdomną, która uciekła z domu na ulicę i od czasu do czasu pomieszkuje u swych  znajomych. Wszystkie te postaci mają zaś od tej pory być normalną amerykańską rodziną Millerów. Na płaszczyźnie etycznej i światopoglądowej, gdyby próbować doszukiwać się czegoś dobrego w tym filmie, to można by przede wszystkim wskazać na pewne – nazwijmy to „pro-rodzinne tęsknoty” w nim zawarte. Choć bowiem owszem, w pewnych wątkach i scenach „Millerów” widzimy ironiczne spojrzenie na tradycyjną amerykańską rodzinę, to z drugiej strony koniec końców „Happy Endem” w tej produkcji jest to, że główne postaci w nim występujące w pewien sposób tworzą coś w rodzaju namiastki takiej wspólnoty. I ów „prorodzinny” wątek tego filmu widzimy nie tylko w jego zakończeniu, ale też wcześniej, gdy udający Millerów zaczynają się o siebie troszczyć oraz przejawiać pewne typowe i naturalne dla członków rodziny zachowania i odruchy. Niestety jednak, ów – relatywnie zdrowy – wątek „prorodzinnych tęsknot”  został w tym filmie głęboko zanurzony w wyjątkowo wielki kubeł pełnym śmierdzących nieczystości, rozkładających się odpadków i odrażających widoków. Ilość, natężenie i drastyczność obsceniczności, sprośności, wulgarności, nieprzyzwoitości oraz bezwstydu tu zawarta są bowiem zatrważające. Szkoda – bo przy odrobinie pomysłowości, mogła to być całkiem ciekawa komedia z umiarkowanie tradycyjnym, konserwatywnym i prorodzinnym przesłaniem. A tak mamy do czynienia z wyjątkowo plugawym, ohydnym, wstrętnym i bezbożnym tworem.   Mirosław Salwowski /.../
  2. Narcos

    Leave a Comment Serial ten oparty został na prawdziwej historii zmagań agentów DEA i części kolumbijskich sił bezpieczeństwa z mafiami narkotykowymi działającymi na terenie Kolumbii. Dwie pierwsze serie tej produkcji nakreślają nam przestępczą działalność słynnego Pabla Escobara, szefa Kartelu z Medelin. Ostatnia zaś trzecia z serii pokazuje nam losy innych narkotykowych baronów, którzy – kolokwialnie mówiąc – „przejęli schedę” po działalności Escobara (wówczas, gdy został już on zabity, do czego sami zresztą poniekąd w pewnej swej części doprowadzili). Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej trudno ów serial ocenić w bardziej jednoznaczny sposób, gdyż pobudzana szlachetnymi motywami walka agentów DEA i części kolumbijskich sił bezpieczeństwa z przestępcami narkotykowymi wymieszana jest tu z mentalnością typu „Cel uświęca środki„, etc.  Ci więc, którzy zwalczają przestępczość, przykładowo sami wchodzą w konszachty z innymi przestępcami, kłamią, zabijają ludzi bez sądu (również wówczas, gdy ci są już rozbrojeni). Rozwój zaś akcji i wypowiedzi jego głównych bohaterów nieraz zdają się usprawiedliwiać tego typu działania. Co prawda podział na „dobrych i złych facetów” jest w omawianej produkcji dostrzegalny, jednak to rozróżnienie nie jest już zbyt mocno widoczne, jeśli spojrzy się na środki działania, jakimi posługują się obie te przeciwstawione sobie grupy. Z drugiej jednak strony na tej swoistej rzece mniej lub bardziej relatywistycznej moralności pojawiają się też co bardziej pokaźne statki wyrazistych cnót oraz postaw. Chodzi mi w tym miejscu np. o dowódcę jednej z kolumbijskich jednostek specjalnych, który determinację i gorliwość w ściganiu Escobara łączy z mocnym poszanowaniem pewnych moralnych zasad (gdy jeden z członków rządu sugeruje mu, by zabił owego narkotykowego bossa niezależnie od okoliczności, on odpowiada mu, że zrobi to wówczas, gdy ten uzbrojony będzie stawiał opór). Innym przykładem jaśniejącej cnoty jest postać jednego z dowódców wojskowych. Ów człowiek brzydzi się korupcją, a swą walkę z narkotykową przestępczością traktuje jako daną mu przez Boga świętą misję. Można wręcz powiedzieć, iż na jego przykładzie widzimy wcielenie współczesnego szlachetnego i pobożnego krzyżowca, który realizuje, to co na temat zadań władzy cywilnej mówi Pismo święte, a więc, że: nie na próżno nosi miecz. Jest bowiem narzędziem Boga do wymierzenia sprawiedliwej kary temu, który czyni źle (Rz 13, 4). Serial ten można też pochwalić za to, że w wyraźny sposób odmalowuje on stopień deprawacji i cynizmu jednego z jego głównych „anty-bohaterów”, a więc Pabla Escobara, pozbawiając go jakiekolwiek rzeczywistej romantycznej aury kolumbijskiego „Robin Hooda”, którą próbował on wokół siebie roztaczać. Do tego pozytywu trzeba jednak dodać pewną uwagę krytyczną. Otóż, twórcy „Narcos” nie ustrzegli się w swej pracy pewnych historycznych błędów, które może nie często, ale jednak w niektórych punktach wyolbrzymiają obraz demoralizacji Escobara. Oczywiście, to i tak nie zmienia istoty rzeczy, albowiem nawet, gdyby choćby połowa złych czynów owego człowieka pokazanych w tym serialu była prawdziwa, to i tak wyłania się z nich wizerunek osoby bezwzględnej, cynicznej i strasznie zdeprawowanej. Jako pewnego rodzaju wątpliwość co do treści omawianej produkcji tradycyjnie możemy już podać fakt, iż seks, nieskromność oraz wulgarna mowa są tu nieraz eksponowane bez większych ogródek. Naszym zdaniem , co potwierdza zresztą doświadczenie filmów starszej daty, dałoby się pokazywanie takich rzeczy wyraźnie ograniczyć i to bez większego uszczerbku dla odmalowania powagi zła czynionego przez „antybohaterów” serialu „Narcos”. Mirosław Salwowski /.../
  3. Cicha noc (2015)

    Leave a Comment Film ten opowiada o trójce przyjaciół (Ethanie, Isaacu i Chrisie), których tradycją jest wspólne spędzanie wigilii świąt Bożego Narodzenia na szalonych imprezach pełnych narkotyków i alkoholu. Nadchodzące zaś święta mają być ostatnimi,  które będą oni mogli spędzić razem, tak też chcą, by ich wigilijna impreza była jeszcze bardziej szalona niż zwykle. Sprawy się jednak komplikują, gdyż przyjaciele zaczynają się kłócić i powodzenie wspólnej zabawy zaczyna stać pod dużym znakiem zapytania. Jeśli chodzi o płaszczyznę moralną i światopoglądową to produkcja ta ma swoje zalety, gdyż wskazuje na wartość przyjaźni, rodziny, lojalności oraz poświęcenia się dla innych. Niestety te wszystkie mniej lub bardziej pozytywne rzeczy zostały w tym filmie otoczone bardzo grubą powłoką wulgarności, obsceniczności oraz sympatycznych nawiązań do zażywania narkotyków i (prawdopodobnie) upijania się.  Nie będzie zresztą przesadą powiedzieć, iż spora część akcji tego obrazu kręci się właśnie wokół narkotyków: główne postaci ciągle wszak mówią o korzystaniu z nich, marzą o imprezie z tymi używkami oraz podejmują starania, by je kupić. Wszystkie zaś te nawiązania nie są utrzymane w tonie wyraźnej nagany czy krytyki, lecz przeciwnie: ich humorystyczny ton wywołuje pozytywne względem zażywania narkotyków odczucia i emocje. Poza tym, w omawianym filmie są sceny, które można uznać za ocierające się o bluźnierstwo – osoba i imię Jezusa są wszak wymieniane w kontekście żartów, a postać lokalnego handlarza narkotyków na końcu okazuje się być Aniołem. Summa summarum, należy więc powiedzieć, iż produkcja pt. „Cicha noc” bardzo mocno miesza ze sobą dobre i złe rzeczy i raczej profanuje niż wspiera atmosferę świąt Bożego Narodzenia. Mirosław Salwowski   /.../
  4. Sąsiedzi

    Leave a Comment Kelly i Mac Radner, młodzi małżonkowie wraz ze swym niedawno narodzonym dzieckiem  spokojnie mieszkają sobie w domku na przedmieściach jednego z amerykańskich miast. Niestety jednak do czasu … Oto pewnego dnia, ich sąsiadami zostają, lubujący się w dzikich i szalonych imprezach, członkowie bractwa studenckiego.   Pewnej nocy, nie mogąc już dłużej wytrzymać hałasów dochodzących z sąsiedztwa, Mac dzwoni na policję. Ten krok okazuje się być początkiem swoistej między-sąsiedzkiej wojny pomiędzy Radnerami a członkami studenckiego bractwa. Choć trzeba uczciwie przyznać, że film pt. „Sąsiedzi” w jednej ze swych sugerowanych konkluzji wydaje się nieść słuszną lekcję moralną o wyższości spokojnego, rodzinnego życia nad niemal nieustannym „imprezowaniem”, to zdecydowanie za mało, by w jakikolwiek sposób polecać ów do oglądania. Zanim bowiem dane będzie  usłyszeć ową sugestię, musi on przebrnąć przez prawdziwy potok obrzydliwości, wulgarności i nieprzyzwoitości (głównie tych nawiązujących do rozpusty, homoseksualizmu i  bezwstydu, ale nie tylko; gdyż mamy tu też pijaństwo, używanie narkotyków, kłamstwa, znęcanie się nad słabszymi, oszustwa i zemstę). Poziom dowcipu jest tu rynsztokowy i mieszczący się w najmniej wybrednym nurcie filmowej popkultury w rodzaju „Borata”, „Sprzedawców” czy „American Pie”. Żadna ze stron sporu pokazana w tym filmie, nie zachowuje się tu w moralny i prawy sposób, a tylko eskaluje napięcie odpłacając się  wzajemnie złem za zło. I twórcy tego filmu chcą byśmy śmiali się widząc i słysząc wszystkie te obrzydliwości. Reasumując: pochwała rodziny w tej produkcji to nie przysłowiowa „wisienka na torcie”, ale raczej wisienka zanurzona w wielkiej kupie fekalii. Trzeba być głupcem, by chcieć się po nią schylać. /.../