Leave a Comment Film ten nawiązuje do znanej sprawy „wampira z Zagłębia”, w której to po latach żmudnego i nie dającego długo rezultatów śledztwa ujęto Zdzisława Marchwickiego i oskarżono o zabójstwo 14 kobiet. Cała ta sprawa rozgrywała się jeszcze w czasach PRL-u, czyli na przełomie lat 60 i 70-tych XX wieku. W obrazie tym, Marchwicki jest pokazany jako Wiesław Kalicki, a do jego złapania przyczynia się grupa dochodzeniowa pod kierownictwem młodego i ambitnego milicjanta Janusza Jasińskiego. Z biegiem czasu jednak wokół domniemanej winy zatrzymanego pojawia się coraz więcej wątpliwości, zaś sam Jasiński będzie musiał stanąć przed wyborem, czy wyciągnie wnioski z owych wątpliwości wystawiając w ten sposób na wielkie ryzyko swą zawodową karierę i pozycję, czy może jednak zlekceważy takowe, nie narażając się w ten sposób swym przełożonym.
Na płaszczyźnie etycznej i światopoglądowej, wydaje się, iż film ten jest – przy uwzględnieniu poważnych doń zastrzeżeń – dziełem godnym polecenia. Obraz ten może bowiem w sposób pozytywny pobudzać widzów do głębszej refleksji nad znaczeniem w życiu takich wartości jak: uczciwość, odpowiedzialność oraz sprawiedliwy osąd. Z filmu wyłaniają się też pytania odnośnie tego, ile w imię tych zasad jesteśmy w stanie poświęcić. Co prawda, postawa Janusza Jasińskiego jest tu przynajmniej dwuznaczna, ale, jakby nie patrzeć, walczy on w tej sprawie sam ze sobą i próbuje postępować dobrze. W produkcji tej pokazany jest też cudzołożny związek oraz pijaństwo Jasińskiego, jednak zostało to raczej osadzone w kontekście jego moralnej degradacji i kryzysu, więc można powiedzieć, iż wątek ów nie służy usprawiedliwianiu czy pochwalaniu owych nieprawości. Można też powiedzieć, iż w „Jestem mordercą” doceniana jest rodzina, gdyż wzmianki o tej instytucji są tam zazwyczaj utrzymane w tonie raczej przychylnym.
Poważnym zastrzeżeniem, jaki można wysunąć wobec omawianego obrazu, jest mnogość wulgarnej mowy tam umieszczonej. Zapewne, wielu w tym miejscu broniłoby takiego zabiegu twórców filmu uzasadniając to troską o jego „realizm”, ale my przy takich okazjach tradycyjnie powtarzamy, iż nie wszystko w imię „realizmu” godzi się pokazywać w dosadny oraz naturalistyczny sposób (np. to, że zdarzają się akty pedofilii i można kręcić o takowych rzeczach obrazy, nie znaczy, że powinno się na ekranie w szczegółowy sposób obrazować owe obrzydliwe czyny). Koniec zaś końców, by pokazać, iż bohaterzy omawianej produkcji posługiwali się wulgarnym językiem, można było owe słowa – w przysłowiowy sposób – „wypikać” (czyli puścić początek takowych, lecz zagłuszyć ich dalszą część).
Podsumowując, polecamy nowy film Macieja Pieprzycy z powodu ważnych pytań natury etycznej, które ów stawia, ale doradzamy przy jego oglądaniu zachować dużą ostrożność ze względu na obfitość wulgarnego języka oraz dosadnie pokazane tam sceny seksu i nagość.
Mirosław Salwowski
/.../