Leave a Comment „Szeregowiec Dolot” to żartobliwy hołd złożony pierzastym bohaterom II wojny światowej. Animacja ta opowiada nam o dzielnych gołębiach w służbie Jej Królewskiej Mości, które roznosiły ważne wojskowe wiadomości, przemierzając niebezpieczne niebo Europy. Trud tych dzielnych stworzeń został zresztą całkiem na serio doceniony przyznaniem im aż 32 Medali Dickina (specjalne brytyjskie odznaczenie dla zwierząt za zasługi dla kraju, odpowiednik Krzyża Wiktorii). Tu największym bohaterem filmu jest niewyrośnięty gołąb o imieniu Dolot (w oryginale Valiant). Mimo mikrego wzrostu marzy on o tym, by dołączyć do elitarnej eskadry brytyjskich gołębi. By zaciągnąć się w jej szeregi, wyrusza więc do Londynu. Po drodze poznaje drobnego cwaniaczka – pobratymca o imieniu Bugsy, który, nieoczekiwanie dla samego siebie, również wstępuje do armii. Oprócz niego w jednym oddziale z Dolotem znajdą się jeszcze dwa „mięśniaki” i pewien gołąb z wyższych sfer. Wszystkie ptaki przejdą mordercze szkolenie, a następnie w przyśpieszonym tempie (zdecydują o tym poważne straty w szeregach RAF) wysłane zostaną do Francji z niezwykle ważną misją. Zadanie to będzie nader niebezpieczne, gdyż po drodze czyhać będą na śmiałków nazistowskie sokoły bojowe pod wodzą generała von Szpona.
Zabawne przygody dzielnych gołębi przedstawiają młodym widzom wiele pozytywnych wartości i postaw godnych naśladowania. Przede wszystkim mamy tu pokazany jako rzecz dobrą i chwalebną udział w sprawiedliwej wojnie. Wysoko cenione są też takie wartości jak patriotyzm, odwaga, waleczność, posłuszeństwo przełożonym, pokora, odpowiedzialność, poświęcenie dla dobra innych i przyjaźń. Nadto film pokazuje pozytywną przemianę jednego z bohaterów, który wprawdzie z początku dezerteruje ze strachu przed akcją, ale później powraca z własnej woli do oddziału. Istotną zaletą filmu jest też fakt, że jego główny bohater jest stworzeniem słabym i niepozornego wzrostu, i chociaż z tego względu jest często niedoceniany i lekceważony, to zwycięża on silniejszego, zadufanego w swoją potęgę, przeciwnika. Przywodzi to na myśl biblijne napomnienie, by nie lekceważyć nikogo ze względu na niepozorny wygląd: „Nie wychwalaj męża z powodu jego pięknej postawy ani się nie brzydź człowiekiem z powodu jego wyglądu. Mała jest pszczoła wśród latających stworzeń, lecz owoc jej ma pierwszeństwo pośród słodyczy. (Syr 11, 2-3).
Film ten obok niewątpliwych zalet ma też niestety pewne wyraźniejsze wady, które są tym bardziej rażące, że przedstawione tu gołębie mają tak wiele ludzkich cech, że ich zachowania mogą być postrzegane jako wzorzec postępowania (w dorosłym życiu) dla młodych widzów. A wzorzec ten nie zawsze jest dobry. Mamy tu więc ukazane posługiwanie się kłamstwem dla osiągnięcia zamierzonego celu (co nie jest niestety zganione, lecz ma miejsce przy biernej postawie pozytywnego bohatera). Trzeba też zauważyć nazbyt swobodne zachowania pomiędzy postaciami płci przeciwnej (które kojarzą się ze znanym zjawiskiem „wojennego” rozluźnienia obyczajów). Te zachowania, które na przykładzie gołębi wyglądają niewinnie, przełożone na świat ludzi już niestety takimi niestety nie są. Chodzi tu głównie o dwuznaczne żarty, tańce w bliskim cielesnym kontakcie oraz namiętny „finałowy” pocałunek pomiędzy Dolotem a jego ukochaną.
Reasumują, polecamy film jednak z poważnymi zastrzeżeniami.
Marzena Salwowska
/.../
Leave a Comment Bridget Jones, 32-letnia pracownica jednego z londyńskich wydawnictw, silnie przeżywa brak męża (a chociażby chłopaka). Matka Brigdet próbuje przyjść jej z pomocą, swatając ją z rozwiedzionym prawnikiem Markiem Darcy. Ten jednak nieopatrznie uświadamia pannie Jones, że nie ma u niego szans, gdyż jest „rozgadaną starą panną, która pije, pali i ubiera się jak własna matka”. Wstrząśnięta Bridget postanawia „coś z tym zrobić” – ograniczyć alkohol, papierosy i słodycze, zrzucić parę zbędnych kilogramów, a wszystko to, by zwiększyć szanse znalezienia właściwego kandydata na męża. Jednakże, zamiast szukać porządnych mężczyzn, tak jak sobie obiecała, Bridget szybko wdaje się w romans ze swoim szefem o imieniu Daniel, który jest niegodnym zaufania kobieciarzem (określenie”kobieciarz” jest tu eufemizmem dla słowa „rozpustnik”). A jako że „Dziennik” nawiązuje do „Dumy i uprzedzenia”, zwłaszcza do tej ekranizacji powieści Jane Austen, w które wystąpił Colin Firth, to nie będzie zaskoczeniem, gdy powiem, że z horyzontu panny Jones nie zniknie też całkiem, skonfliktowany z „rozrywkowym”Danielem, poważny pan Darcy.
Negatywna ocena tego filmu może być dla niektórych a naszych Czytelników zaskoczeniem, wszak główna bohaterka postanawia tu zerwać z nałogami, przestać się objadać (koniec z grzechem obżarstwa) i poszukać dobrego, przyzwoitego kandydata na męża. Widzimy też, jak martwi się wiarołomstwem swojej matki i dąży do scalenia rozbitego małżeństwa rodziców. Oczywiście walka z nałogami czy poszukiwanie właściwego współmałżonka to rzeczy same w sobie dobre. Problem jednak w tym, że kiedy dobrej rzeczy przypisuje się nadmierne znaczenie, to łatwo może ona urosnąć do rangi bożka. Taką też mamy sytuację w tej produkcji filmowej, gdzie idol ma imię „znaleźć partnera za wszelką cenę”. Główna bohaterka popada tu wręcz w manię napędzaną histerycznym strachem przed staropanieństwem (co konsekwentnie podsyca rodzina i otoczenie).
Niebezpieczeństwem filmu jest nie tylko to, że nadaje on nadmierne (bałwochwalcze wręcz) znaczenie dobrej z natury rzeczy, jaką jest małżeństwo, ale nadto odziera z godności stan panieństwa. Przesłanie „Dziennika” streścić można słowami: „rób, co tylko chcesz, byle nie zostać starą panną„. Oczywiście, by uniknąć tego losu sugeruje się, że panny powinny być przygotowane na „sypianie” z odpowiednimi kandydatami, na tyle jednak sprytnie, by wiedzieć, jak wykorzystać swoje atuty, czyli na przykład „nie iść nim do łóżka” za wcześnie, by nie „wyjść na łatwą”, ale też nie odstraszać jako” zbyt trudna do zdobycia”. Rzecz jasna, nie ma tu mowy o takiej możliwości jak czystość przedmałżeńska, a słowo panna, które przez wieki było synonimem dziewicy, oznacza tu osobę bardziej seksualnie dyspozycyjną, gdyż nie jest ona w stałym związku i może zmieniać partnerów. Panna Jones jest więc bardzo dyspozycyjna i otwarta (również na perwersyjne formy współżycia), gdyż w tym upatruje nadzieję na wyjście ze swojego „haniebnego” staropanieństwa.
Warto tu przypomnieć, że takie poniżające podejście do panieństwa czy bezżenności dalekie jest od nauczania Pisma świętego i Magisterium Kościoła w tej kwestii. Od początku bowiem istnienia Kościoła, choć małżeństwo było uważane za rzecz dobrą i pożyteczną dla większości ludzi, to bezżenność traktowana była jako szansa na jeszcze lepsze służenie Bogu, ujmując rzecz słowami św. Pawła: „Człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to, jak by się przypodobać Panu. Ten zaś, kto wstąpił w związek małżeński, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać żonie. I doznaje rozterki. Podobnie i kobieta: niezamężna i dziewica troszczy się o sprawy Pana, o to, by była święta i ciałem, i duchem. Ta zaś, która wyszła za mąż, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać mężowi” (List do Koryntian 7,32-34). Sam Pan Jezus zresztą mówi nam, że nie wszyscy ludzie (z różnych przyczyn) nadają się do wchodzenia w związki małżeńskie: „Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!” (Mateusz 19,1-12). W każdym razie duch desperackiego poszukiwania współmałżonka za wszelką cenę sprzeczny jest z chrześcijaństwem.
Kolejnym istotnym zarzutem, który postawić można tej produkcji jest zaniżanie standardów „kultury kobiecej” (przez co rozumiem filmy czy literaturę wywierające szczególny wpływ na płeć piękną). Żeby się przekonać o zasadności tego zarzutu, wystarczy porównać pannę Jones z jej odpowiedniczką z „Dumy i uprzedzenia” (do której to powieści „Dziennik” wyraźnie się odwołuje). Zamiast wszechstronnie wykształconej chrześcijańskiej dziewicy, która nie zapominając o szacunku dla siebie i bliźnich potrafi robić dobry użytek ze swojego ciętego dowcipu i bystrego umysłu, oferuje się współczesnym pannom jako wzorzec nadużywającą alkoholu i papierosów, seksualnie dyspozycyjną, niedokształconą i zdesperowaną gadułę, którą można by wręcz określić jako „głupią gęś”.
Reasumując, film ten „stanowiący „milowe dzieło” w rozwoju komedii romantycznej i wytyczający szlaki tego gatunku na długie lata, deprecjonuje stan bezżenny, poniża godność kobiety (sugerując, że bez mężczyzny jest istotą niepełnowartościową), a także zaniża standardy kobiecości. Nadto występuje tu sporo wulgaryzmów, jak również lubieżnych dialogów i aluzji.
Marzena Salwowska
Ps. Spodobała Ci się ta recenzja? Przekaż nam choćby symboliczną darowiznę w wysokości 2 złotych. To mniej, niż kosztuje najtańszy z tygodników opinii, a nasze teksty możesz czytać bez żadnych limitów i ograniczeń.
Numer konta: 22 1140 2004 0000 3402 4023 1523, Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Do przeciętnej londyńskiej szkoły przychodzi z początkiem roku nowa nauczycielka plastyki. Obdarzona sporym urokiem osobistym, około 40-letnia Sheba Hart szybko zyskuje sympatię tak uczniów, jak i pozostałych nauczycieli. O jej towarzystwo zabiega zwłaszcza zbliżająca się do emerytury i nieco „zołzowata” Barbara Covett. Obie nauczycielki, mimo dzielącej je sporej różnicy wieku i charakterów, szybko się zaprzyjaźniają. Barbara wkrótce poznaje też rodzinę Sheby – jej dużo starszego męża i dwoje nastoletnich dzieci. Pewnego dnia pani Covett przypadkowo odkrywa haniebną tajemnicę swojej nowej koleżanki – romans z piętnastoletnim uczniem. Tą wiedzą postanawia się posłużyć, by przywiązać do siebie Shebę …
Na początku chcę zaznaczyć, że oceniłam ten film negatywnie bynajmniej nie ze względu na jego tematykę. Temat bowiem obyczajowego skandalu – ocierającego się o pedofilię romansu dorosłej osoby z własnym uczniem, mógł przecież posłużyć do stworzenia wartościowego moralnie dzieła, które eksponowałoby ohydę grzechu i potrzebę odkupienia, i w którym granice między dobrem i złem byłyby wyraźnie zaznaczone. Tak się jednak nie stało. Cała historia romansu jest tu tak opowiedziana, by widz odbierał Shebę bardziej jako ofiarę niż sprawcę ewidentnego zła. Nie dość, że jest ona obiektem ciągłej manipulacji ze strony zaborczej „przyjaciółki” to jeszcze jej 15-letni kochanek okazuje się cynicznym uwodzicielem, a mąż zauważa, że „każdy ma czasem ochotę na kogoś młodego”. Żadna z postaci filmu nie wykazuje też wyraźniejszej skruchy za swoje grzechy. Sheba i jej młodociany partner wydają się nie żałować samego cudzołóstwa, a jedynie konsekwencji tego czynu. Nauczycielka zresztą od lat żyje w zbudowanym na wiarołomstwie i ludzkiej krzywdzie związku (czym się nawet przechwala przed Barbarą), gdyż mężczyzna, którego nazywa swoim mężem, przed laty zostawił dla niej żonę i dzieci. Ów mężczyzna zresztą też zdaje się nie widzieć w tym stanie rzeczy najmniejszego zła. O zmianie swojego złego postępowania nie myśli również Barbara, jak to nam jest wyraźnie sugerowane w zakończeniu filmu.
Poza tym, że w filmie nie ma żadnego pozytywnego przykładu osoby, która (nieprzymuszona) odwróciłaby się od swego grzechu, co dla produkcji o takiej tematyce jest istotną wadą, to mamy tu też takie problemy jak wulgarny język, dość sugestywne sceny cudzołóstwa oraz nieprzyzwoite rozmowy.
Film ten jednakże nie jest pozbawiony pewnych zalet, jako że z wyraźną naganą pokazuje zło, jakim jest instrumentalne traktowanie bliźniego. Mimo że całą historię oglądamy z perspektywy Barbary, to nie mamy wątpliwości, że jej postępowanie wobec Sheby jest niewłaściwe. Twórcy filmu dają nam wyraźnie odczuć, że traktowanie drugiego człowieka głównie jako sposobu na zaspokojenie własnych potrzeb nie tylko, że na dłuższą metę nie pomaga w pokonaniu samotności, ale może być tej samotności główną przyczyną. Za zaletę filmu uznać też można fakt, że chociaż nie pokazuje on skruchy Sheby, to przynajmniej eksponuje spustoszenie, jakie czyni jej „prywatny” grzech w jej środowisku, a przede wszystkim rodzinie.
Powyższe jednak zalety filmu, choć wpływają znacząco na podwyższenie jego oceny, mają jednak zbyt małą wagę, by zrównoważyć jego wady. Dlatego całościowa ocena „Notatek o skandalu” musi pozostać negatywna.
Marzena Salwowska
Ps. Spodobała Ci się ta recenzja? Przekaż nam choćby symboliczną darowiznę w wysokości 2 złotych. To mniej, niż kosztuje najtańszy z tygodników opinii, a nasze teksty możesz czytać bez żadnych limitów i ograniczeń.
Numer konta: 22 1140 2004 0000 3402 4023 1523, Mirosław Salwowski
/.../