Tag Archive: blog filmowy Mirosława Salwowskiego

  1. The Chosen (sezony 2-5)

    Leave a Comment Niniejsza recenzja jest sumarycznym omówieniem sezonów 2-5 serialu „The Chosen” (przypomnijmy, że 1 sezon został już zrecenzowany na naszej stronie: https://kulturadobra.pl/?s=The+Chosen). Na wstępie warto pochwalić te sezony za przemyślane dawkowanie zmiany nastroju i stopniowe dodawanie napięcia i dojrzalszych elementów. Pierwsze serie są bowiem jakby gatunkowo lżejsze, skoncentrowane na problemach pojedynczych ludzi, na pokazywaniu uczniów Jezusa jako ludzi z krwi i kości, którzy mierzyli się z podobnymi problemami co współcześni. Twórcy tej produkcji stopniowo jednak pokazują, jak Jezus dalekowzrocznie buduje z tych „kamieni” swój Kościół. Tak że bohaterowie mierzą się tu już nie tylko ze swoimi prywatnymi problemami, ale stają się częścią wspólnoty, na której „lidera” Nauczyciel wybiera Szymona – Piotra. Środkowe sezony pokazują zatem proces „ciosania tych kamieni”, relacje w gronie uczniów, czasem pełne napięć i potrzeby wzajemnego wybaczania. Z rozwojem serialu widać też narastające napięcie i wrogość wobec Jezusa. Zwłaszcza od trzeciego sezonu, kiedy Zbawiciel staje się już w pełni publiczną postacią, jego nauczania potwierdzane licznymi cudami stają się coraz głośniejsze, w wielu sercach narasta pytanie, czy jest on oczekiwanym Mesjaszem. Tłumy rosną, ale wrogowie są też coraz liczniejsi i potężniejsi. Twórcy serialu dobrze pokazują, jak w tej opowieści coraz częściej pojawiają się mroczne tony i zapowiedzi Krzyża. Widzimy jak zwłaszcza wśród faryzeuszy i Sanhedrynu pojawia się silna „opozycja” wobec Jezusa. Niezbyt przychylnie, a przynajmniej podejrzliwie podchodzą do Jego misji też Rzymianie. Swoje decyzje podejmuje Judasz, a pozostali apostołowie zdają się jeszcze nie pojmować powagi sytuacji. Wrogowie Mesjasza kierowani różnymi motywacjami, łączą siły, zmierzając w końcu do jednego celu, który tak zapowiada już powstała przed Ewangeliami Księga Mądrości w drugim rozdziale: „Zróbmy zasadzkę na sprawiedliwego, bo nam niewygodny: sprzeciwia się naszemu działaniu, zarzuca nam przekraczanie Prawa, wypomina nam przekraczanie naszych [zasad] karności.Głosi, że zna Boga, zwie siebie dzieckiem Pańskim. Jest potępieniem naszych zamysłów, sam widok jego jest dla nas przykry, bo życie jego niepodobne do innych i drogi jego odmienne.Uznał nas za coś fałszywego i stroni od dróg naszych jak od nieczystości.Kres sprawiedliwych ogłasza za szczęśliwy i chełpi się Bogiem jako ojcem.Zobaczmy, czy prawdziwe są jego słowa, wybadajmy, co będzie przy jego zgonie.Bo jeśli sprawiedliwy jest synem Bożym, Bóg ujmie się za nimi wyrwie go z rąk przeciwników. Dotknijmy go obelgą i katuszą, by poznać jego łagodność i doświadczyć jego cierpliwości. Zasądźmy go na śmierć haniebną, bo – jak mówił – będzie ocalony»”. Serial ten warto też pochwalić za dosłowność w pokazywaniu cudów, niezwykłych uzdrowień, wskrzeszeń czy wypędzania demonów. Trzeba też zauważyć, że nie ma tutaj zachęty do „tolerancji” wobec kultów czy wierzeń pogańskich, wręcz przeciwnie świątynia bożka jest tu pokazywana jako coś obrzydliwego. Tak że produkcja ta dość wyraźnie zaznacza, że tylko Jezus Chrystus jest „drogą, prawdą i życiem” (Jana 14:6). Główną zaletą tego serialu pozostaje, tak jak w pierwszym sezonie pokazanie Naszego Pana Jezusa Chrystusa jako Przyjaciela, który pragnie wchodzić do naszego życia, niezależnie od zagmatwania, w jakim się znajdujemy. Produkcja ta podkreśla, że ludzkie problemy, wątpliwości, lęki, ograniczenia czy wreszcie grzechy były w czasach pierwszego przyjścia Mesjasza bardzo podobne. Stąd też produkcja ta może wywoływać w widzu słuszne wrażenie, iż i on/ona może liczyć z Chrystusem na podobną relację, jeśli zdecyduje się być Jego uczniem/uczennicą. Nie mniej docenić trzeba także fakt, że serial nie pozostaje na poziomie osobistej relacji danego człowieka z Jezusa, co jest oczywiście bardzo ważne, ale w kolejnych sezonach pokazuje też stopniowe budowanie wspólnoty Kościoła, oraz przygotowanie tejże wspólnoty do zrozumienia Misterium Śmierci i Zmartwychwstania Zbawiciela. Pewną poboczną zaletą serialu, którą warto docenić, jest to, iż propaguje podejście do wiary chrześcijańskiej totalnie sprzeczne z niebezpieczną doktryną znaną jako „ewangelią sukcesu”. Dla przypomnienia ta kontrowersyjna doktryna teologiczna, popularna w wielu kręgach chrześcijańskich głosi, że wiara w Boga, połączona z pozytywnym myśleniem, modlitwą i dawaniem (np. dziesięciny), prowadzi do materialnego dobrobytu, zdrowia i sukcesu osobistego. Według tej nauki Bóg chce, aby wierzący byli bogaci, zdrowi i szczęśliwi, a ubóstwo czy choroby są często postrzegane jako wynik braku wiary lub grzechu. W serialu nie widzimy takiego myślenia, wręcz przeciwnie, jest tutaj podkreślenie, że pełne zaufanie Bogu oznacza, że akceptujemy stan, w którym wiara nie musi się nam opłacać, prowadzić do życiowego sukcesu. Najdobitniej widoczne jest to chyba w scenie, w której Jezus prosi Jakuba Mniejszego, aby przyjął jako właśnie przejaw wyrazu szczególnego zaufania, którym obdarza go wraz z Ojcem to, iż choć będzie uzdrawiał chorych w imieniu Jezusa, to sam zostanie ze swej niepełnosprawności wyzwolony dopiero w życiu przyszłym. Z drugiej strony tej scenie można zarzucić, że wydaje się dość mało prawdopodobne, iż Zbawiciel nie uzdrowiłby własnego apostoła, gdyż w oczach współczesnych mogłoby to osłabiać wiarę w Jego potęgę, a także nie byłoby zbyt praktyczne w czasach, kiedy długie podróże (które wkrótce miały stać się udziałem apostołów) były nie lada wyzwaniem dla osoby niepełnosprawnej. Przejdźmy teraz do wątpliwych aspektów tego serialu. A zatem mieszane odczucia budzi sposób przedstawienia Marii, Matki Jezusa. Najbardziej wątpliwa rzecz pojawia się w sezonie 2 i dotyczy istotnej różnicy w postrzeganiu katolickim, a tym, mówiąc skrótowo, protestanckim Maryi. Otóż w 3 odcinku drugiego sezonu serialu pokazuje Marię wspominającą, że doświadczyła typowych bólów porodowych i „bałaganu” (messy birth).To bezpośrednie nawiązanie do protestanckich poglądów, gdzie Maria jest zwykłą matką podlegającą skutkom grzechu pierworodnego (Rdz 3,16: „W bólach będziesz rodziła dzieci„). Kontrastuje to z katolicką doktryną, że Maria – wolna od grzechu – nie cierpiała bólów porodowych, co jest częścią jej dziewictwa in partu (w czasie porodu). Prorok Izajasz (66,7) zapowiada: „Zanim poczuła ból, urodziła syna„, co Ojcowie Kościoła (np. Grzegorz z Nyssy) interpretują jako cudowny, bezbolesny poród. Bezbolesność tego szczególnego porodu implikuje także dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny, gdyż dziwną rzeczą byłoby, gdyby wolna od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego niewiasta miała cierpieć bóle porodowe, które są jednym ze skutków tego grzechu, i to wprost wymienionym w Księdze Rodzaju. Pewne zastrzeżenia może też budzić sposób ukazania wyglądu i osobowości Marii. Matka Naszego Pana jest tu bowiem przedstawiona jako niewiasta uboga, ale jednocześnie nosząca na co dzień biżuterię (co wskazywałoby jednak na pewną próżność). Nadto czasem w tej kreacji postać ta wydaje się nieco wścibska, a nawet skłonna do nadopiekuńczości. Mianowicie bardzo cierpi ona z powodu tego, że nie czuje się już zbyt potrzebna swojemu synowi, który już przekroczył 30-tkę. Z drugiej strony, choć ten „kryzys pustego gniazda”, wydaje się w przypadku prawdziwej Maryi mało prawdopodobny, to jest w pełni zrozumiały w konwencji serialu, która pokazuje nam postacie z Ewangelii jako podobne w swoich problemach do współczesnych ludzi. A że przechodzenie „kryzysu pustego gniazda” samo w sobie jeszcze nie jest grzeszne, to można chyba pozwolić twórcom serialu na taką artystyczną swobodę. Postać Maryi, choć może być w tym wydaniu nieco irytująca, ma też swoje „mocne momenty”. Można tu wymienić chociażby, jedną chyba z piękniejszych scen serialu, w której Matka Jezusa, jak nikt inny, potrafi usłużyć swojemu skrajnie zmęczonemu Synowi, i okazuje się jednak wciąż potrzebna. Ciekawym wątkiem jest też Maria wspominająca biedę, momentami skrajną, w jakiej żyła z Józefem. Jest to tym bardziej wartościowe, iż przeciwne wspomnianej już „ewangelii sukcesu”. Przejdźmy teraz do paru innych wątpliwych elementów tego sezonu, które nie dotyczą Maryi. A zatem w drugim sezonie znajdziemy scenę, w której Pan Jezus „ćwiczy” Kazanie na Górze i prosi Mateusza o pomoc w redagowaniu. Jest to pomysł co najmniej niefortunny, gdyż Jezus, jako Słowo Boże, nie potrzebuje pomocy w głoszeniu prawdy. Wszystkie Jego nauczania są inspirowane Duchem Świętym. Mamy tu też scenę, w której Mesjasz zdaje się zniechęcać Jana do otwartej krytyki cudzołożnego związku Heroda Antypasa z żoną swego brata Heroda Boethosa – Herodiadą. W natchnionym tekście biblijnym nie mamy jednak żadnej wzmianki czy sugestii, by takie działanie Jana Chrzciciela nie podobało się Bogu. A skoro nie ma takich zastrzeżeń, to bardziej chyba sensownym jest założyć, że taka postawa „największego narodzonego z niewiast” ((Łk 7,28) ) była nie tylko miła Bogu, ale też stanowiła część posłannictwa tego wielkiego proroka, gdyż dała nam po dziś dzień przykład bezkompromisowej postawy w słusznym napominaniu możnych tego świata. Jeśli chodzi o wątpliwości związane z sezonem 3, to wspomnieć należy też o niejasnym zdaniu, w którym Jezus mówi o sobie „Ja jestem Prawem Mojżeszowym”, podczas gdy, biblijnie Jezus wypełnia Prawo (Mt 5,17), ale nie utożsamia się z nim dosłownie. Niektórzy z widzów zdążyli już zauważyć, że tak sformułowane zdanie bardziej przypomina cytat z Księgi Mormona niż z Biblii. W tymże sezonie mamy nadto skrócenie cytatu z Ewangelii Łukasza (5,32), w którym Chrystus mówi jedyne, iż przyszedł wzywać grzeszników, a nie tak jak w tekście biblijnym, że przyszedł wzywać grzeszników do nawrócenia. To oczywiście osłabia prawdę o konieczności nawrócenia z grzechów. W sezonie tym pada też fraza „miłość to miłość”, która kojarzy się współcześnie z promocją różnego rodzaju dewiacji seksualnych. Choć w tej akurat scenie nie ma żadnego związku z „tęczową miłością”, i trudno powiedzieć, czy jest to tylko niefortunne sformułowanie, czy kryje się za tym coś naprawdę złego. Pewną słabością serialu jest też paradoksalnie to, co jest jego największą siłą. Chodzi mianowicie o podkreślanie, że ludzie z czasów pierwszego przyjścia Pana Jezusa nie różnili się specjalnie od współczesnych. Nie jest to oczywiście tak dalekie od prawdy i podkreślanie tych podobieństw bardzo służy wciągnięciu współczesnego widza w sam jakby środek wydarzeń opisanych w Ewangeliach. Miejscami wydaje się ten zabieg iść jednak za daleko, gdy twórcy serialu zdają się już całkiem nie uwzględniać pewnej odmienności w mentalności ówczesnych ludzi oraz innych okoliczności, w jakich żyli. To przekładanie wszystkiego w serialu niemal 1 do 1 na nasze czasy i daje momentami dziwne rezultaty. Przykładowo bohaterowie serialu zdają się nieraz analizować zbiorowo swoje odczucia niczym na jakiejś sesji terapii grupowej, używając takich słów jak „trauma”. Daje to fałszywe wrażenie, jakby ówcześni Żydzi mieli również w zwyczaju usprawiedliwiać wszystkie swoje błędy czy grzechy z teraźniejszości np. trudnym dzieciństwem. To zresztą prowadzi do innego problemu, czyli być może nieco zbytniej koncentracji na uczuciach i emocjach. W pewnym momencie serialowy Jezus radzi nawet jednej z postaci „iść za sercem”, podczas gdy, odwrotnie niż pop kultura, Biblia przestrzega przed nadmiernym zaufaniem do swojego serca – „Serce jest zdradliwsze niż wszystko inne i niepoprawne – któż je zgłębi?” (Jer 17,9). Kolejnym elementem, który wzbudza wątpliwość, jest rzecz opisana już w recenzji pierwszego sezonu, czyli ubiór pozytywnych postaci. Wątpliwość wzbudza tu męski strój, jaki miał być wedle wizji twórców serialu, noszony przez Pana Jezusa i innych hebrajskich mężczyzn. Otóż Jezus oraz apostołowie są tutaj często pokazywani przebrani nie w długie (jakie zgodnie z prawdopodobieństwem nosili), ale krótkie – sięgające powyżej ich kolan – tuniki. Taki strój jest wprawdzie zrozumiały, kiedy wiąże się z pracą fizyczną (np. apostołów rybaków), ale już przy publicznych wystąpieniach przez ówczesnych Żydów odbierany byłby słusznie zapewne jako urągający przyzwoitości.Pewne wątpliwości może też budzić sformułowanie, którego używa jedna z bohaterek serialu, a mianowicie, że chciałaby być kiedyś nauczycielką jak Maria (Maria Magdalena). Takie sformułowanie może budzić uzasadniony niepokój, gdy zważy się na to, iż już od dłuższego czasu w przestrzeni publicznej rozpowszechniane są pewne heretyckie twierdzenia o tym, jakoby ta niewiasta miała być jedną z pierwszych przywódczyń i nauczycielek Kościoła. Z drugiej strony w serialu nie ma jakichś wyraźniejszych scen czy aluzji, by Maria z Magdali miała w istocie sprawować coś w rodzaju funkcji nauczycielskiej (w rozumieniu Kościoła), a jedynie uczy (i to właściwie tylko czytać) Ramę. Wreszcie, nie ma też sceny, w której Jezus wysyłałby ją na jakąś misję z apostołami. Wręcz przeciwnie jest tu pokazane, że zadania apostolskie powierza wyłącznie mężczyznom. Trochę niefortunnie wydaje się też rozwijać wątek z Judaszem. Mianowicie, twórcy serialu zdają się sugerować, że kradnie on pieniądze ze „wspólnotowej sakiewki” nie dla siebie, ale po to, żeby zabezpieczyć finanse na późniejszą działalność Mesjasza. Poza tym swoją zdradą nie chce wyrządzić Jezusowi właściwie żadnej krzywdy, a zmusić Go do bardziej, w jego przekonaniu, mesjańskich działań (pokonanie Rzymian, ustanowienie Królestwa Bożego ze stolicą w Jerozolimie). Sugestie biblijne jednakże zdają się iść w kierunku bardziej egoistycznych pobudek Judasza (chciwość).Mimo tych różnych zastrzeżeń te kolejne sezony wydają się również godne polecenia, gdyż całość można porównać nie do kieliszka dobrego wina z odrobiną trucizny, a raczej do dużej smakowitej i pożywnej ryby, z której jednak trzeba wyłuskać trochę drobnych ości. Niemądre byłoby wyrzucać taką rybę przez te ości, choć warto przed jej podaniem uprzedzić, w czym może być problem. Ta recenzja była więc próbą wyłuskania tych wszystkich ości, oddzielenia ich od zdrowego i bezpiecznego mięsa. Bo tego właśnie mięsa jest tu zdecydowanie więcej. Jako że jednak zalety tej produkcji są dość oczywiste, łatwe do zauważenia i już szeroko opisane, stąd też raczej była potrzeba wyszczególnienia bardziej wątpliwych rzeczy. Tym bardziej że serial ten ma to do siebie, że zazwyczaj albo jest bezkrytycznie chwalony, albo „odsądzany od czci wiary”. Stąd wydaje się, że zaistniała potrzeba recenzji z punktu widzenia osoby, która zasadniczo uważa tę produkcję za ważną i pożyteczną, jednocześnie dostrzegając pewne jej błędy, czy potencjalnie groźne elementy.Marzena Salwowska /.../
  2. Niezwykła wędrówka Harolda Fry

    Leave a Comment Harold Fry to spokojny starszy pan, który mieszka wraz z żoną w domu z ogródkiem na przedmieściach Devon. Pewnego dnia ten emerytowany mężczyzna otrzymuje list od dawnej przyjaciółki z pracy – Queenie Hennessy. Dowiaduje się z niego, że kobieta ma nowotwór i przebywa w hospicjum. Z początku Harold zamierza wyrazić swoje wsparcie przyjaciółce po prostu w formie listu; jednakże w drodze na pocztę, po części pod wpływem nieznajomej dziewczyny (której historią się inspiruje), podejmuje zaskakującą decyzję. Wyrusza w 600-kilometrową drogę z Devon do Berwick-upon-Tweed (tam znajduje się hospicjum, w którym przebywa Queenie). Pan Fry jest przeświadczony, że, dopóki będzie szedł, jego przyjaciółka nie umrze i że owa „pielgrzymka” ją uzdrowi. Główny bohater realizuje swój zamiar właściwie bez namysłu, z początku nie zawiadamiając nawet żony, bez telefonu komórkowego, mając przy sobie tylko rzeczy, które uważa za niezbędne … Film ów zasługuje na uwagę i docenienie jako przykład wartościowego „kina drogi”. Mówiąc bardziej precyzyjnie, obraz ten można nawet określić mianem „kina pielgrzymki”, taki bowiem charakter ma piesza wędrówka głównego bohatera. Choć jest to „pielgrzymka świecka” (o czym będzie mowa później), to zawiera w sobie wiele pozytywnych elementów. Mocno wyeksponowana jest tu m.in. idea oczyszczania duszy poprzez celowy, skonkretyzowany wysiłek. Trud podjętej drogi pozwala bowiem bohaterowi wytrąconemu z codziennej rutyny spojrzeć z dystansem na własne życie, zajrzeć w głąb siebie, rozliczyć się z błędami i grzechami z przeszłości, W czasie tej wędrówki Harold mierzy się też ponownie z największą tragedią swojego życia, z którą nie potrafił poradzić sobie przez ostatnich 25 lat, a która to zbudowała mur pomiędzy nim a jego żoną. Na swojej drodze spotyka też innych ludzi, dla których jest inspiracją, którzy często pomagają mu bezinteresownie, lub którym on sam stara się pomóc. Jednym z ważniejszych aspektów tej wędrówki głównego bohatera jest fakt, że powziął ją z miłości bliźniego Pragnie on bowiem dać swojej przyjaciółce nadzieję i siłę do walki z chorobą, a także zadośćuczynić jej za krzywdę, jaką poniosła (z własnego wyboru) z jego powodu przed laty. Mimo smutnych tematów, które dominują w filmie, jest on też mimo wszystko bardzo optymistyczny. Pokazuje bowiem, że również w starszym wieku można i warto coś zmieniać w życiu na lepsze. Obraz ten kończy się wręcz romantycznym „Happy Endem” (jest to na tyle łatwe do przewidzenia, iż nie trzeba chyba przepraszać za spoiler) – Harold odzyskuje miłość żony, która wręcz zakochuje się w nim na nowo. Jego wysiłek podjęty dla bliźniego, przynosi mu więc też nieoczekiwaną osobistą korzyść. Obok tych głównych pozytywnych wątków, film ten ma jeszcze sporo pomniejszych zalet, z których jako ciekawostkę warto wymienić postać bezpańskiego psa. Zwierzę to przyłącza się jako towarzysz do wędrówki głównego bohatera, idzie z nim większość drogi, a kiedy już wyczuwa, że nie będzie dalej potrzebne, odłącza się od Harolda, by towarzyszyć innej osobie. Jest to o tyle ciekawe, iż choć film nie ma jakiegoś wyraźnego przesłania religijnego, to wątek ten może kojarzyć się z psem towarzyszącym Tobiaszowi Młodszemu w jego długiej pieszej wędrówce (patrz: biblijna Księga Tobiasza). Nadto przywodzi myśl o Bożej Opatrzności, która sprawia, że poddane nam zwierzęta są też nieraz dobrymi i mądrymi towarzyszami w ludzkich trudach. Mimo ogólnie pozytywnego wydźwięku film ten ma niestety również pewne istotne wady. Po pierwsze jest tutaj w miarę dużo wulgarnej mowy, tzn. nie ma jej więcej niż w przeciętnej współczesnej produkcji filmowej, jednakże jest jej więcej, niż byśmy się tego spodziewali, biorąc pod uwagę spokojny klimat tego obrazu. Najpoważniejszym jednak brakiem tego filmu jest parokrotne podkreślanie faktu, iż główny bohater nie interesuje się wiarą w Boga. Nie znaczy to, iż jest zdeklarowanym ateistą czy krytykiem chrześcijaństwa (raczej jak sam mówi, nie bardzo pojmuje sam koncept wiary w Boga). Ten brak wiary głównego bohatera może być o tyle problematyczny, że podejmuje on wędrówkę, którą trudno nazwać inaczej niż pielgrzymką. Tyle że brak odniesienia do Boga w tego rodzaju przedsięwzięciu daje niemiłe poczucie, że w zlaicyzowanej kulturze kolejna rzecz należąca z natury do sacrum zawłaszczana jest przez profanum. Można by też rzec, że gdyby w jakiś sposób dzięki wędrówce i wyrzeczeniom Harolda jego przyjaciółka zupełnie ozdrowiała, to byłby to też rodzaj świeckiego cudu, dokonany dzięki sile dobrej woli człowieka. W całym filmie zresztą pobrzmiewa coś w rodzaju przesadnego humanistycznego przekonania o tym, że ludzie są dobrzy (przesadnego, gdyż nie uwzględnia ono głębokiego zepsucia natury ludzkiej przez grzech pierworodny). Jest tu też miejscami widoczna bezrefleksyjna pobłażliwość dla ludzkich grzechów. Kiedy np. pewien nieznajomy zwierza się głównemu bohaterowi z tego, że najmuje jakiegoś biednego młodego człowieka do świadczenia usług seksualnych, to można odnieść wrażenie, iż w sumie „to nic takiego”. Ba, z perwersji tego mężczyzny (upodobanie do lizania butów chłopaka) wynika nawet dobro, gdyż litując się nad stanem jego obuwia, mężczyzna ten postanawia za namową Harolda kupić chłopakowi nowe buty. Takie tutaj mamy więc niestety „kwiatki”, czego warto być świadomym, wybierając ten film. Niemniej, jeśli chodzi o osoby dorosłe, to choć z poważnymi zastrzeżeniami co do jego wątków pobocznych, można polecać ten film jako opowieść o tym, że nigdy nie jest za późno, by uczynić coś dobrego dla bliźniego, i niejako przy okazji dla siebie samego. Marzena Salwowska Ps. Powyżej opisany film można legalnie obejrzeć pod następującym linkiem internetowym: https://katoflix.pl/film/niezwykla-wedrowka-harolda-fry 23_10_2021_TUPOHF_DG_28.arw /.../
  3. Ojciec Pio

    Leave a Comment Akcja filmu toczy się głównie w roku 1920 w San Giovanni Rotondo. W tym włoskim miasteczku wciąż żywe pozostają wspomnienia i skutki Wielkiej Wojny. Powojenna bieda zaostrza jeszcze, istniejące już wcześniej, konflikty w obrębie tej niewielkie społeczności. Pomiędzy biednymi a bogatymi narasta wzajemna wrogość. Biedni czują się wyzyskiwani, pogardzani i źle opłacani za swoją ciężką pracę, bogaci boją się (też nie bez racji), że robotnicy zasilający ruch socjalistyczny przyczynią się do rewolucji, która nie tylko zagrozi ich interesom, ale zniszczy cywilizację chrześcijańską we Włoszech. Sytuację zaostrzają jeszcze zbliżające się wybory, które będą starciem dwóch przeciwstawnych obozów. Przelew krwi w tak niewielkiej i zdawałoby się spokojnej miejscowości będzie już tylko kwestią czasu. W takich to okolicznościach, jakby na pewnym uboczu, rozgrywa się historia ojca Pio, który o problemach mieszkańców San Giovanni Rotondo dowiaduje się głównie z konfesjonału. Historia przyszłego świętego poprowadzona jest tu równolegle z „wątkiem społecznym” i symbolicznie splata się z nim, kiedy z jednej strony dochodzi do masakry robotników (idących pod czerwonymi sztandarami) z drugiej ojciec Pio otrzymuje pierwsze stygmaty. Już na wstępie trzeba powiedzieć, że nie jest to film do wspólnego rodzinnego oglądania – zdecydowanie nie polecamy go jako obraz odpowiedni dla dzieci, nastolatków, czy osób o sympatiach wyraźniej lewicowych. Zacznijmy więc może od tego, dlaczego film ten mimo iż w pozytywny sposób ukazuje jednego z wielkich świętych Kościoła nie otrzymał od nas wyższej oceny. Po pierwsze ogólne przesłanie tego obrazu bardzo mocno zbliża się do granicy jakiejś pro-lewicowej propagandy. Chodzi mianowicie o to, że w filmie zastosowana została niebezpieczna paralela pomiędzy marksizmem (potocznie pojmowanym) a chrześcijaństwem. Przesłanie tego obrazu można łatwo odebrać w ten sposób – istotą jednego i drugiego jest troska o bliźnich i pomoc im – są to więc dwie równorzędne drogi do tego samego celu. To wrażenie podkreśla fakt, że postaci związane z organizacją marksistowską są tutaj pokazane wyłącznie w pozytywny sposób, mogą więc uchodzić za niewinnie prześladowane. Sama też scena zmasakrowania robotników idących z czerwonymi sztandarami może się jawić jako ofiara tożsama z męczeństwem chrześcijan za wiarę – może nawet konieczna do tego, by ojciec Pio otrzymał stygmaty męki Pana Jezusa Chrystusa. Gdyby to zrównanie ruchów o proweniencji marksistowskiej z chrześcijaństwem było odrobinę bardziej wyraźne, to film otrzymałby już negatywną ocenę na naszym portalu. Jednakże wątek ten osłabiają różne tropy, które sugerują, że niekoniecznie chodzi tu jakąś apologię komunizmu; a raczej po prostu o dowartościowanie „zwykłego” cierpienia prostych ludzi; a także podkreślenie iż gnębienie biednych, czy nawet nie dbanie o ich los jest złem i obrzydliwością. I to nawet większą obrzydliwością, jeśli dopuszczają się tego osoby powołujące się na chrześcijańskie wartości. Za tym, że nie koniecznie chodzi w tym wątku o promocję błędnych ideologii, może przemawiać też fakt, iż robotnicy wstępujący w szeregi partii socjalistycznej zdają się tu niezbyt świadomi ideologii tego ruchu. Raczej wstępują tam kierowani biedą, szukając pomocy i nadziei na dobre zmiany w rodzaju większej społecznej sprawiedliwości, lepszych warunków pracy i płacy, itp. A tak się składa, że z takimi postulatami wychodzi w czasie i miejscu, w którym żyją akurat ruch socjalistyczny. Poza jednym pro-rewolucyjnie nastawionym młodzieńcem (zresztą z klasy wyższej) nawet przywódcy partyjni w San Giovanni Rotondo niezbyt poważnie traktują też marksizm, a także osobę Józefa Stalina. Jednakże, mimo że „wątek społeczny” jest tu wątkiem najbardziej wątpliwym (o czym wcześniej była mowa), to są w nim zawarte pewne słuszne spostrzeżenia. Taką rzeczą jest chociażby wskazanie na fakt, iż ruchy, nazwijmy je z grubsza, komunistyczne były swego czasu również w Europie atrakcyjne, gdyż odwoływały się do prawdziwej nędzy, rzeczywistego wyzysku i społecznych niesprawiedliwości. Film ten pokazuje obrazowo, że większą winę za powodzenie i rozprzestrzenianie się ideologii marksistowskich mogli ponosić ci, którzy wyzyskiwali robotników, bądź byli na ich los obojętni niż sami robotnicy, którzy często robili to w nieświadomości. Trzeba jeszcze pokrótce wspomnieć o innych co najmniej wątpliwych elementach tego filmu. Pierwszy z nich to używanie wulgarnej mowy przez aktora odgrywającego rolę ojca Pio. Wulgaryzmy są w nim użyte w sytuacji, gdy filmowy ojciec Pio krzyczy na nieskruszonego grzesznika (który prawdopodobnie jest w istocie diabłem): „Powiedz, że Jezus jest Panem”. Zatem wulgaryzm ten sąsiaduje bezpośredni z najświętszym imieniem Jezus, choć odnosi się do złego ducha. Warto zauważyć, iż nie ma dowodów, by prawdziwy Padre Pio posługiwał się, nawet w podobnych sytuacjach, wulgarną mową. Kolejny wątpliwy element filmu to nadmiernie obrazowe ukazanie kuszenia/nękania św. Pio przez Szatana, który przybiera postać nagiej młodej kobiety. Pokazana jest tu nie tylko wyraźnie sama nagość, ale co więcej postać ta zachowuje się w sposób lubieżny; co może stanowić pewne zagrożenie moralne dla wielu widzów. Zdecydowanie lepiej byłoby, żeby twórcy filmu zachowali większą powściągliwość w pokazywaniu takich kuszeń demonicznych. Dlaczego zatem pomimo tak wielu wątpliwości film ten otrzymuje – wprawdzie najniższą, lecz jednak – ocenę pozytywną? Otóż mimo wszystko przekazuje on obraz świętości, kształtującej się jakby na polu walki. Widzimy zatem człowieka z krwi i kości, który na tej drodze musi zmagać się nie tylko z własnymi słabościami, ale też tzw. nocą wiary, pokusami, a nawet bezpośrednimi atakami ze strony diabła, wreszcie z niechęcią i niezrozumieniem ze strony otoczenia (także bliskiego). Oczywiście pokazywanie tego rodzaju walki jest wręcz „klasyką” filmów o świętych. Nie mniej trzeba zauważyć, że ten włoski obraz z 2022 czyni to w sposób bardzo przekonujący i udany, co już aż tak częste w kinematografii nie jest. Jest w tym dużo zasługi aktora grającego ojca Pio, któremu udało się wręcz namacalnie przekazać zwłaszcza duchowe cierpienie tegoż świętego. Zdołał on też pokazać gorącą miłość Padre Pio do grzeszników, z której wynikało heroiczne pragnienie przyjęcia na siebie cierpień w intencji ich zbawienia. Jedną z wyraźniejszych zalet filmu jest też to, iż obok rysu psychologicznego, a także próby pokazania konkretnych okoliczności historycznych, w których żył ojciec Pio, nie zabrakło tu też rzeczy z porządku ponadnaturalnego takich jak cuda dokonywane przez Boga za pośrednictwem tegoż świętego. Nadto rzeczy te pokazywane są w sposób, w którym nie wyczuwa się jakiegoś sceptycyzmu, czy próby ich naturalistycznego tłumaczenia. A jednocześnie sposób pokazywania tych rzeczy daleki jest od jakiegoś sztucznego patosu czy cukierkowatości. Wreszcie zaletą tej produkcji jest pokazywanie w pozytywnym świetle duszpasterskiej posługi Padre Pio. Jest tu też dość dobitnie widoczne, że miłość, którą ten święty darzył grzeszników, kiedy trzeba potrafiła się też objawić w ostrych reakcjach. Podsumowując, mimo poważnych zarzutów wobec filmu, które też sprawiają, że polecać go można tylko z pewną ostrożnością dorosłym widzom, doceniamy to, iż jego twórcy zdają się kierować dobrą wolą i chęcią przybliżenia współczesnemu widzowi postaci ojca Pio. Ogólnie rzecz biorąc obraz ten ma też pewien potencjał, by wzbudzać, podtrzymywać, bądź bardziej rozpalać w widzach prawdziwą wiarę. Marzena Salwowska Ps. Powyżej opisany film można legalnie obejrzeć pod następującym linkiem internetowym: https://katoflix.pl/film/ojciec-pio /.../
  4. Irlandczyk

    Leave a Comment Film opowiada historię Franka „Irlandczyka” Sheerana – gangstera i płatnego mordercy na usługach włoskiej rodziny przestępczej Bufalino. Wydarzenia pokazywane są tu oczami samego Franka, który po latach więzienia zbliża się do kresu swoich dni w „domu spokojnej starości”. Zniedołężniały Sheeran opowiada o swoim pełnym zbrodni życiu, a część z tych zwierzeń ma formę spowiedzi. Z opowieści tych wyłania się obraz powojennej Ameryki, w którym dużo miejsca zajmują przenikające się światy gangsterstwa, polityki i biznesu. Film dotyka też jednej z najważniejszych tajemnic Stanów Zjednoczonych, a mianowicie zaginięcia przywódcy związkowego Jimmego Hoffy. Można powiedzieć, że sprawa Hoffy jest najważniejszym z wątków filmu i jako taka postrzegana jest również przez samego Franka „Irlandczyka” Sheerana. Ów bowiem, mający silne związki z mafią, przywódca związkowy przez lata przyjaźni się z Frankiem i jego rodziną. Do tej więc sprawy w retrospekcjach czy też spowiedzi Irlandczyk będzie powracał najczęściej… „Irlandczyk” oparty jest na książce pod niewinnie brzmiącym tytułem: „Słyszałem, że malujesz domy”. Ta lektura jest zapisem rozmów, które przeprowadził Charles Brandt z bliskim już śmierci działaczem związkowym, a jednocześnie mafiosem i zabójcą na zlecenie – Frankiem „Irlandczykiem” Sheeranem. Człowiek ten pomimo swojego irlandzkiego pochodzenia pracował przez lata dla włoskiej mafii, a prokurator Giuliani zaliczał go nawet do grupy jej najważniejszych członków. Warto jednak zaznaczyć, iż niniejsza recenzja nie dotyczy książki, a jedynie filmu. Nie mniej warto wspomnieć, że „Irlandczyk” oparty jest na rzeczywistych wspomnieniach przestępcy, które zostały zapisane, a może nawet „wydobyte” przez jego rozmówcę – Charlesa Brandta, któremu nie obce były techniki przesłuchań. A zatem, biorąc nawet poprawkę na to, iż w filmie pewne rzeczy z tej historii oddane mogą być w sposób skrótowy czy uproszczony, to jednak widzowie mogą się spodziewać, że pokazuje on zasadniczo prawdziwe zdarzenia. Można więc powiedzieć, że film ten ma pewną wartość edukacyjną. Warto także zwrócić uwagę na tytuł książki -„Słyszałem, że malujesz domy”, który to później pada też w filmie „Irlandczyk”. Zdanie to kieruje mianowicie do Sheerana przywódca związkowy Hoffa przy ich pierwszym spotkaniu. Pod tym niewinnie brzmiącym określeniem kryje się mordowanie ludzi na zlecenie w taki sposób, by krew ofiar tryskała na ściany. Zdanie to w dużym stopniu oddaje ducha ludzi, z którymi mamy tutaj do czynienia, zawierając w sobie zimne okrucieństwo i brutalność, połączone z zakłamaniem. Zaznacza też, że wielu nieraz znanych, wpływowych, a nawet szanowanych obywateli USA dobrze wiedziało, z kim wchodzi w układy. Przechodząc do samego filmu, trzeba powiedzieć na początku, że „Irlandczyk” może być dla części widzów pozytywnym zaskoczeniem. Wszak po historii opowiadanej z punktu widzenia mafiosa można się było spodziewać wiele złego. Takim złem mogła być chociażby jakaś forma uatrakcyjniania „profesji” płatnego mordercy czy też samej mafii. W filmach poświęconych zorganizowanej przestępczości nieraz przecież widzimy głównego bohatera przedstawianego w taki sposób, by widz jakoś z nim sympatyzował, czy nawet podziwiał za pewne cechy (typu błyskotliwa inteligencja, wyjątkowa odwaga, a nawet takie błahostki jak ciekawa stylizacja). Sama mafia również już nieraz bywała przedstawiana wręcz jako ostoja tradycyjnych rodzinnych wartości. Wbrew takim uzasadnionym obawom „Irlandczyk” daleki jest od wszelkich prób koloryzowania czy to całej włoskiej mafii, czy poszczególnych przestępców z nią związanych. Obraz zorganizowanej przestępczości daleki jest tutaj od atrakcyjności, wręcz przeciwnie raczej może zniechęcać do wchodzenia na podobną drogę. Wydźwięk, zwłaszcza drugiej połowy, „Irlandczyka” jest taki, że w zasadzie poza pieniędzmi (i to nie zawsze) członkowie mafii nic nie zyskują. A z tych pieniędzy, o ile uda im się dożyć starości, mają taki pożytek, że mogą sobie kupić „wypasioną” trumnę. Frank „Irlandczyk” Sheeran zanim dojdzie do kresu swoich dni, po drodze straci też wszystko, co było dla niego ważne: miłość i szacunek dzieci, przyjaźń i wolność. To ogólne wrażenie, jakie wywiera film, iż droga zbrodni często nie popłaca już w doczesnym życiu, bardzo wzmacnia pewien prosty zabieg, który należy zdecydowanie pochwalić, a mianowicie chyba przy większości prezentowanych postaci ukazuje się krótka wzmianka o tym, kiedy i jak zginęli. I okazuje się, że niewielu zmarło śmiercią naturalną, większość zaś zamordowana przez podobnych sobie bandytów. Można więc powiedzieć, iż film ten niejako przestrzega przed wchodzeniem na drogę zbrodni. Pewną zaletą filmu jest też to, że pokazuje też drogę Irlandczyka do stania się płatnym mordercom na usługach mafii. Istotnym punktem na tej drodze jest dokonywanie na rozkaz dowódca bezprawnych egzekucji na niemieckich żołnierzach w czasie II wojny światowej. Później w czasie pokoju Sheeran dopuszcza się też innych przestępstw, poczynając od kradzieży w zakładzie pracy, wymuszeń, pobić. Wreszcie staje się płatnym mordercą, który, na rozkaz zabije nawet swojego przyjaciela. Warto też wspomnieć, że jest to jeden z nielicznych obrazów filmowych, w którym dużo miejsca poświęca się starości. Starość jest tutaj pokazana jako bardzo ważny etap życia, gdyż niejako odziera człowieka z różnych złudzeń, próżności, zadufania we własne siły. Zmusza też oczywiście do różnych refleksji nad swoim życiem, od których nieraz człowiek skutecznie uciekał przez wiele lat. Jak pokazuje film na starość nieraz ludzie którzy budzili grozę, stają się po prostu śmieszni, by nie powiedzieć żałośni. Ten etap życia w naturalny sposób skłania też do rozważań nad śmiercią i nad tym, co po niej. W filmie mamy tego może krótki, ale dość wyrazisty, przykład w spowiedzi Irlandczyka. W scenie rozmowy z księdzem pojawia się tu dość ciekawa i celowo niedomknięta rozmowa na temat tego, co właściwie oznacza żal za grzechy. Jeśli chodzi o negatywne strony filmu, to nie sposób pominąć tu masy wulgaryzmów, które padają z ust aktorów. Ktoś może oczywiście powiedzieć, że jest to jedynie oddanie prawdy o pokazywanych w tej produkcji postaciach. Jest to jednak dość naciągane usprawiedliwienie, gdyż nie wszystkie złe rzeczy powinny być pokazywane na ekranach dosłownie i nieraz wystarczy większa inwencja reżysera, by dane zło zasugerować, nie epatując nim widza. Na domiar złego wulgaryzmy tu zawarte nawiązują często do perwersyjnych czynności seksualnych. Z drugiej strony nie ma w tym filmie takich wad, których można się było obawiać ze względu na jego tematykę – przemoc nie jest aż tak obfita i nie sprawia wrażenia pokazywanej dla zabawienia widza, nadto nie ma tu żadnych scen seksu czy lubieżności (mimo że np. romans głównego bohatera dawałby ku temu pretekst). Inną poważną wątpliwością związaną z „Irlandczykiem” jest jego, jakby nie było, przynależność do kategorii kina gangsterskiego. Ten rodzaj kina zaś z reguły nie jest godzien polecenia, gdyż czyniąc z przestępców czy wręcz zbrodniarzy głównych bohaterów odwraca niejako właściwy porządek rzeczy. Z zasady bowiem lepiej jest, gdy, oglądając kryminalną historię, widz skupia się np. na kibicowaniu działaniom policji czy współczuciu ofiarom. Z drugiej strony, może ktoś powiedzieć, iż takie odwrócenie zaowocowało w literaturze choćby jedną z najbardziej wartościowych moralnie powieści, czyli „Zbrodnią i karą” Dostojewskiego. Problem w tym, że sztuka filmowa jest, rzec można, bardziej nachalna w przekazie i mniej skłaniająca odbiorcę do osobistej refleksji niż literatura. Podsumowując, choć z bardzo poważnymi wątpliwościami, oceniamy jednak film pozytywnie ze względu na jego ogólny przekaz, a po części też ze względu na bardziej umiarkowane posługiwanie się tu przemocą niż można by się spodziewać, a także brak obscenicznych scen. Niemniej jest to produkcja, którą polecamy ze sporą ostrożnością jedynie dojrzałym widzom, którzy nie mają zbytniej skłonności do posługiwania się wulgarną mową, czy usprawiedliwiania tego zjawiska. Jednocześnie zastrzegamy, że film ten stanowi raczej pozytywny wyjątek na tle całości kina gangsterskiego, od którego z reguły lepiej trzymać się z daleka. Marzena Salwowska Grafika dołączona została do powyższej recenzji za witrynami internetowymi: Filmweb, CNN /.../
  5. Recepta na święta

    Leave a Comment Film ten opowiada o Vanessie, ambitnej pani doktor, która przyjeżdża do rodzinnego domu na święta Bożego Narodzenia. W tym przedświątecznym i świątecznym czasie Vanessa stanie przed dylematem odnoszącym się do rozwoju jej kariery zawodowej, a także jej osobistego (romantycznego) życia. Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej produkcja ta jest miłą (choć jednak „przesłodzoną”) opowieścią o ważności takich tradycyjnych cnót i wartości jak rodzina, małżeństwo, miłość bliźniego, rzetelne wykonywanie swych obowiązków. Nie uświadczy się też w niej żadnego seksu, obsceniczności, wulgarności, przemocy czy specjalnego eksponowania nieskromności (choć nie do końca przyzwoite stroje są w niej pokazane). Jedynie na końcu owego filmu znajdziemy scenę niezbyt przyzwoicie wyglądającego pocałunku pomiędzy niepoślubioną parą – ale jest ona dość krótka i ponadto trudno taką jedną scenę porównywać z natężeniem i ciężarem gatunkowym tego, co pod tym względem można obejrzeć w raczej większej części współczesnego przemysłu filmowego. Jeśli więc mamy już coś w tym filmie krytykować, to jest to przede wszystkim to, czego w nim nie ma. Nie ma zaś w nim jakichś bardziej wyraźnych i bezpośrednich odniesień do samego sedna Bożego Narodzenia, a więc osoby naszego Pana i Zbawcy Jezusa Chrystusa. Ta okoliczność jednak razi, gdy zważy się, że ów film jednak nawiązuje do okresu owych świąt. Odnośnie zaś wątku, który jest obecny w omawianym obrazie, a który raczej zasługuje na naszą przyganę, to należy tu wymienić przychylnie pokazany zwyczaj okłamywania dzieci polegający na wmawianiu im, iż rzekomo sam św. Mikołaj (w kulturze amerykańskiej nazywany „Santa Claus”) przychodzi i zostawia im prezenty. Nie kwestionując, iż za owym zwyczajem kryją się dobre intencje, to na płaszczyźnie obiektywnej należy ocenić go jako moralnie naganny. W celu zapoznania się z bardziej szczegółową argumentacją przemawiającą przeciw tego rodzaju wprowadzaniu w błąd dzieci, zachęcamy do zapoznania się z poniżej linkowanymi artykułami i materiałami filmowymi: http://edwardfeser.blogspot.com/2010/11/there-is-no-santa-clause.html https://salwowski.net/2019/12/06/piec-powodow-dla-ktorych-klamstwa-o-sw-mikolaju-sa-grzeszne/ Pomimo jednak powyższych zastrzeżeń, polecamy zapoznanie się z filmem pt. „Recepta na święta”. Mirosław Salwowski Ps. Powyżej opisany film można legalnie obejrzeć pod następującym linkiem internetowym: https://katoflix.pl/film/recepta-na-swieta *** Grafika dołączona do powyższego tekstu została za następującymi stronami: Filmweb.pl, Canal Plus /.../
  6. To wspaniałe życie

    Leave a Comment Ten „bożonarodzeniowy klasyk” opowiada o Georgu Baileyu, który postanawia popełnić samobójstwo po tym jak popadł w poważne tarapaty finansowe. Z pomocą przychodzi mu jednak zesłany przez Boga anioł Józef, który pokazuje Georgowi, jak otaczająca go rzeczywistość wyglądałby w sytuacji, gdyby nie przyszedł on na ten świat. Na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej film ten jest oczywiście wart polecenia, gdyż w przychylny sposób ukazuje nam takie z tradycyjnie chrześcijańskich cnót i wartości jak: wiara w Boga, modlitwa, dobroczynność, pomoc bliźniemu, rodzina i małżeństwo. Co więcej, jako że produkcja ta była kręcona w czasach „starego, dobrego” Kodeksu Haysa to nie uświadczy się w niej seksu, obsceniczności, nagości, wulgarnej mowy czy zbyt naturalistycznie lub „rozrywkowo” pokazywanej przemocy. Tytułem zastrzeżeń, jakie można sformułować względem tego filmu, to należy się w tym miejscu odnieść się do scen, w których w tonie zbyt humorystycznym żeńska nagość jest sugerowana (acz nie pokazywana). Myślę również, iż sceny w których ukazuje się pozamałżeńskie tańce damsko-męskie są utrzymane w co najmniej neutralnym, jeśli nie życzliwym wobec nich kontekście – co rzecz jasna na naszą pochwałę nie może zasługiwać. Należy w tym miejscu wspomnieć także o kontrowersyjnym doktrynalnie przedstawianiu świata aniołów – występujący w filmie anioł Józef ukazany jest jako istota pod kątem psychologicznym wyraźnie niedoskonała. Ten wątek omawianej produkcji być może należy potraktować jako swego rodzaju humorystyczne „antropomorfizowanie” owego zagadnienia. Ostatecznie zaś biorąc, mowa jest tu o ułomnościach owego anioła, które nie mają charakteru stricte moralnego, a zatem autorzy filmu nie zasugerowali w ten sposób, iż posłuszne Bogu anioły są również grzesznikami (co oczywiście byłoby już co najmniej skrajnie wątpliwą rzeczą). Podsumowując: nasze doktrynalne i moralne zastrzeżenia wobec filmu „To wspaniałe życie” nie mają raczej poważniejszego charakteru i w żaden bardziej wyraźny sposób nie przyćmiewają one wspaniałego oraz tradycyjnie chrześcijańskiego jego przesłania. Polecamy zatem obejrzenie owego obrazu – zwłaszcza w nadchodzącym czasie przygotowywania się i obchodzenia świąt narodzenia naszego Pana i Zbawcy Jezusa Chrystusa. Mirosław Salwowski *** Grafika dołączona została do powyższego tekstu za następującymi stronami internetowymi: www.filmweb.pl, www.teleman.pl /.../
  7. Ruby na ratunek

    Leave a Comment Oparta na faktach opowieść o policjancie i jego psie. Pierwszy z dwóch głównych bohaterów tej historii to policjant stanowy, 29-letni – Daniel O’Neil. Dan marzy o wstąpieniu do elitarnego zespołu poszukiwawczo-ratowniczego K-9, niestety kilka razy podchodził on już nieskutecznie do egzaminów kwalifikujących do tej jednostki. Ten rok jest dla niego ostatnią szansą na spełnienie marzenia, ponieważ kandydaci przyjmowani są tylko do 30 -tki. Daniel dowiaduje się od dowódcy K-9, że jego szanse wzrosną, jeśli sam znajdzie i wyszkoli odpowiedniego psa. O’Neil, którego nie stać na rasowego owczarka, udaje się więc do schroniska, gdzie jego wybór pada na Ruby, żywą i inteligentną suczkę, jednakże sprawiającą duże problemy swoim zachowaniem. Nie mniej policjant wierzy, że uda mu się uczynić z niesfornej Ruby prawdziwego psa-ratownika … . Jest to filmowa pozycja, którą śmiało polecić można rodzicom poszukującym wartościowej, a jednocześnie nienużącej opowieści do wspólnego oglądania z młodszymi czy starszymi dziećmi. Film ten w pełen ciepła i pogody sposób prezentuje wiele godnych naśladowania wzorców. Mamy tu więc przede wszystkim głównego bohatera – oddanego swojej pracy (postrzeganej jako służba bliźnim) młodego policjanta, który na dodatek jest wręcz wzorowym mężem i ojcem. Głowę domu wspiera zaś w rozsądny i łagodny sposób żona – łącząca swoje powołanie do pracy nauczycielki z powołaniem do bycia matką. W takim małżeństwie oczywiście z miłością też przyjmowane są dzieci. Wartościowy jest również oczywiście sam główny wątek filmu – w zasadzie spisanego już na straty psa, który dzięki właściwej postawie człowieka, staje się bohaterem-ratownikiem. Historia ta podkreśla bowiem hierarchię stworzeń, którą Stwórca ustanowił w naturze. W układzie tym człowiek jako korona stworzenia powołany jest, aby mądrze panować nad zwierzętami. I choć ma to przynosić korzyść głównie ludziom, to nieraz zyskują na tej relacji również zwierzęta, które zresztą mogą też być takimi „mniejszymi przyjaciółmi” człowieka. Na przykładzie głównego bohatera i jego psa jest też dobrze pokazane, iż człowiek, aby być dobrym przywódcą dla zwierzęcia, musi najpierw sam być opanowany. Film ten zatem uczy dzieci mądrego stosunku do innych żywych istot, a rodzicom pokazuje, że czworonóg w domu może pomagać w kształtowaniu różnych pozytywnych cech charakteru u dziecka, takich jak opanowanie, zdrowa pewność siebie, opiekuńczość czy empatia. Jedyne zastrzeżenia, jakie chyba trzeba wysunąć wobec filmu, to obecne tu wyrażenie, które zbliża się niebezpiecznie do użycia Bożego imienia do błahych rzeczy (angielskie OMG) oraz zostawione bez krytycznego komentarza stwierdzenie koleżanki z pracy głównego bohatera o tym, iż rzekomo gdyby wyginęły wszystkie mrówki, to świat by nie przetrwał, natomiast; gdyby wymarła ludzkość ekosystem tylko by na tym zyskał. Niemniej zdecydowanie polecamy ten film, tym bardziej że poza opisanymi już zaletami, znajdują się w nim, wprawdzie niezbyt mocne, ale wyraźne i pozytywne nawiązania do Boga. Marzena Salwowska /.../
  8. Listopisarz

    Leave a Comment Maggy to amerykańska nastolatka, która śpiewa w młodzieżowej kapeli swojego chłopaka i marzy o wielkiej karierze. Życie dziewczyny nie jest jednak wypełnione samym śpiewem i marzeniami – zmaga się ona też z różnymi problemami, takim jak ciężka choroba młodszego brata, nieobecność ojca (mężczyzna porzucił rodzinę dla kochanki), zgorzkniałość matki czy kiepskie wyniki w szkole. Maggy często czuje się nadmiernie krytykowana i niedoceniana, zwłaszcza przez swoją zapracowaną matkę. To jednak zmienia się pewnego dnia, kiedy dostaje list pełen akceptacji i życzliwych słów od nieznanego sobie nadawcy, który jednak pisze o niej tak, jakby znał ją lepiej niż ktokolwiek. Zaskoczona dziewczyna postanawia odszukać tajemniczego listopisarza. W tym celu podejmuje ona poszukiwania, które zaowocują zmianą jej dotychczasowego życia … Film ten godny jest polecenia co najmniej z kilku względów. Jest to przykład współczesnego kina familijnego, które familijne nie jest tylko z nazwy. Opowieść ta nadaje się bowiem do polecenia całej rodzinie, od najmłodszych do najstarszych. Co się zresztą niestety dość rzadko zdarza w kinie, mamy tu ważnych dla akcji bohaterów w różnym wieku, dlatego film ten świetnie się sprawdzi np. oglądany wspólnie przez dziadków, rodziców i dzieci. Ta filmowa produkcja pełna też jest odniesień do Boga i jest zdecydowanie chrześcijańska w swojej wymowie. Jak przystało na dobre kino familijne, opowieść ta stara się połączyć ciekawą fabułę z walorami wychowawczymi. Z „umoralniających” jej wątków wymienić można chociażby wskazanie na wagę i znaczenie słów, jakie wypowiadamy do bliźnich (jak mówi Pismo święte: Śmierć i życie są w mocy języka – Prz 18:21), czy wartość okazywania należnego posłuszeństwa rodzicom i szacunku wobec innych starszych osób. Nadto kluczowym wątkiem filmu jest historia dość nieuporządkowanej moralnie nastolatki, która w wyniku listu pełnego pozytywnych i budujących słów, zaczyna wierzyć, iż również w niej jest wiele dobra i że ma w swoim życiu jakiś cel i zadanie. To odkrycie skłania ją także do żalu za dotychczasowe grzechy, pewnej pokuty, a przede wszystkim do wdzięczności wobec swojej matki. Zatem film ten może być pouczający nie tylko dla nastolatków, ale również dla ich rodziców. Warto również zwrócić uwagę na takie ważne aspekty filmu jak przesłanie, iż każdy człowiek jest powołany, by służyć Bogu i bliźniemu, wykorzystując do tego talenty dane przez Stwórcę. Pokazane jest tutaj również, iż każdy taki talent może być wykorzystany ku dobremu lub złemu, i to już od nas zależy, co z nim zrobimy. Niewątpliwą zaletą filmu jest też pokazanie znaczenia starszych osób w wychowaniu młodzieży. Opowieść ta obrazuje bowiem, że mniej zapracowani, nie tak zabiegani i nie tak skupieni na sprawach materialnych jak średnie pokolenie starsi ludzie mogą być pozytywnie inspirujący dla młodego pokolenia. Jeśli chodzi o negatywne aspekty filmu, to nie ma ich zbyt wiele. Wprawdzie jest tu pokazanych, czy raczej wspomnianych sporo negatywnych zachowań takich jak np. kradzież, ściąganie, rozbicie rodziny (prawdopodobnie na skutek zdrady męża) i opuszczenie dzieci, jednak wszystkie te złe rzeczy pokazane są jednoznacznie jako negatywne i niegodne naśladowania. Tylko w jednym mało znaczącym epizodzie sprawa zdaje się przedstawiać inaczej. Chodzi mianowicie o taniec dość nieskromnie ubranych nastolatek podczas szkolnego konkursu talentów, co wydaje się pokazane z pewną przychylnością, a przynajmniej jako coś moralnie neutralnego. Pewne wątpliwości może budzić to, czy aby w piosence Maggy, która jest jakby podsumowaniem całości, nie prezentuje się cudów w sposób zbyt naturalistyczny. Z drugiej strony samo stwierdzenie jakoby cuda dzieją się za sprawą ludzkich rąk, można jeszcze łatwo wybronić tym, że rzeczywiście w wielu, chociażby biblijnych historiach, Bóg w jakiś sposób posługuje się ludzkimi czynami, dla dokonania Swoich nadprzyrodzonych dzieł (przykładowo Aaron musiał rzucić swoją laskę na ziemię, by ta zamieniła się w węża; św. Piotr musiał postawić najpierw swoje stopy na wodzie, żeby po niej chodzić, itp.). Pewnym jednak nieporozumieniem jest to, iż główna bohaterka nazywa cudami po prostu dobre uczynki. Mimo tych lekkich zastrzeżeń, zdecydowanie polecamy film do oglądania, zwłaszcza w rodzinnym gronie. Marzena Salwowska Ps. Powyżej opisany film można legalnie obejrzeć pod następującym linkiem internetowym: https://katoflix.pl/film/listopisarz ***Grafika dołączona została do tekstu za następującymi witrynami internetowymi: https://katoflix.pl www.telemagazyn.pl /.../
  9. Jurassic World: Dominion

    Leave a Comment Film jest już trzecią z części serii Jurassic World. Minęły cztery lata od wydarzeń z drugiej – wybuchu wulkanu Mount Sibo i zagłady Isla Nublar. Dinozaury, które uciekły z tej wyspy, sprawiają mniejsze bądź większe problemy w różnych rejonach Stanów Zjednoczonych. Jednym z nich jest samica welociraptora – Blue, która ze swoim małym ukrywa się w górach, w okolicy gdzie zamieszkuje też jej były opiekun, Owen Grady. Owen, wraz z Claire Dearing, wychowują czternastoletnią Maisie Lockwood, dziewczynkę, która powstała na drodze klonowania. Pewnego dnia nastolatka, wraz z młodym welociraptorem, zostają porwani przez przemytników dinozaurów. Na pomoc Maisie ruszają jej przybrani rodzice. W międzyczasie na horyzoncie pojawia się drugi główny wątek filmu – ogromna szarańcza w szybkim tempie pustosząca pola uprawne. Ponieważ spustoszenie, w jakiś tajemniczy sposób omija farmy stosujące sadzonki firmy BioSyn, to oczywiście bohaterowie filmu w siedzibie tejże korporacji zlokalizowanej we włoskich Dolomitach szukać będą rozwiązania problemu. W to samo miejsce trafiają również schwytane dinozaury. Zatem do Italii śladem Maisie i młodego dinozaura podążą Owen i Claire, śladem zaś szarańczy ruszą dawni „pogromcy dinozaurów”, znani z Parku Jurajskiego naukowcy – Ellie Sattler i jej dawny ukochany Alana Grant. Nowi i dawni bohaterowie połączą oczywiście swoje siły, by uratować dziewczynkę, dinozaura i resztę świata przy okazji … Na wstępie trzeba zaznaczyć, że poniższe omówienie dotyczyć będzie wyłącznie Jurassic World: Dominion, nie odnosząc się do poprzednich części serii. Nadto pragniemy także przypomnieć czytelnikom, iż nasz portal zasadniczo nie zajmuje się ocenianiem wartości artystycznej produkcji filmowych czy też warsztatowej sprawności ich twórców, a głównie tą ich treścią, którą można w skrócie nazwać „ideowo -moralną”. W przypadku tego filmu owa zawartość jest dość pomieszana, z pewnym jednak wskazaniem na plus, a przynajmniej główne przesłanie wydaje się tu pozytywne. Mamy bowiem w tym obrazie klasyczny wątek, znany już z „kultowego” Parku Jurajskiego, zderzenia ludzkiej chciwości i pychy z naturą, która takiej postawy nie wybacza. Obraz ten pokazuje, iż jest ogromna różnica pomiędzy wypełnianiem przez człowieka Bożego nakazu, by czynić sobie ziemię poddaną, a „zabawą w Boga”. Innym ważnym wątkiem jest tutaj pozytywne pokazanie macierzyństwa i ojcostwa (niekoniecznie biologicznego) jako ważnego zadania kobiety i mężczyzny. Główni bohaterowie opiekują się bowiem jako przybrani rodzice od 4 lat dorastającą dziewczynką, która przyszła na świat w wyniku klonowania. Troska o dziecko również pogłębia oraz umacnia ich związek. Nie wiemy wprawdzie, czy są oni małżeństwem, ale sprawiają takie wrażenie, nie ma też w filmie żadnego zdania czy sugestii, że są oni jedynie konkubinatem, zatem można założyć korzystniejszą wersję. Mimo drobnych ewolucyjnych wtrętów film ten dość spokojnie oglądać mogą również w towarzystwie swoich wychowanków widzowie sceptycznie nastawieni do teorii Darwina. Można wręcz rzec, że szalejące tu dinozaury tak żywo kojarzą się z tradycyjnymi wyobrażeniami smoków, iż mogą dla dzieci być świetną lekcją poglądową i ilustracją do tego jak np. wyglądały te stworzenia, kiedy zdarzało im się jeszcze współistnieć z ludźmi. Jeśli chodzi o negatywne aspekty filmu, to w pierwszym rzędzie wspomnieć trzeba o tym, że właściwie pozytywnie mówi się tu o klonowaniu ludzi. W jakiś sposób można by nawet zrozumieć to, iż życzliwi wobec Maisie ludzie starają się ją pocieszyć i podbudować, gdy przechodzi ona kryzys tożsamości związany ze swoim pochodzeniem. Niestety sposób w jaki to czynią owi ludzie, posuwa się już do jawnej aprobaty postępowania matki Maisie – naukowca, która sklonowała samą siebie. Bohaterowi ci zachwycają się geniuszem i światłością owej niewiasty, mówiąc o niej i jej czynie wyłącznie z aprobatą. Laboratoryjna produkcja nowych ludzi, tu na dodatek na potrzeby samotnej matki, zostaje pokazana w tej opowieści jako coś pozytywnego. Oczywiście nie chodzi o to, żeby umniejszać wartości osoby ludzkiej powstałej w tak nienaturalny sposób, a jedynie wskazać na nieetyczność samego sposobu. Podobnie rzec się ma z dziećmi pochodzącymi z gwałtu – choć dzieci te są nie mniej wartościowe niż zrodzone w związkach małżeńskich z miłości, to chyba nikt rozsądny nie będzie kwestionował samej niegodziwości gwałtów. A w filmie tym niestety mamy takie pomieszanie z poplątaniem w opisanym powyżej wątku. Jest tutaj niestety jeszcze kilka innych wątpliwych moralnie wątków, choć już pobocznych i mniej eksponowanych. Mamy tu np. do czynienia z sugestiami, że jedna z bohaterek interesuje się „romantycznie” własną płcią, a może nawet utrzymuje jakieś relacje o charakterze lesbijskim. Jest to jednak jedynie sugerowane, w takiej formie, iż może nawet ujść uwadze młodszych widzów. Z problematycznych wątków obyczajowych mamy w tej produkcji filmowej również wznowienie po latach romansu znanych z Parku Jurajskiego naukowców – Alana Granta i Ellie Sattler. Nie byłoby w tym nic złego, jako że rozkwitające między nimi ponownie uczucie pokazane jest bez lubieżności, gdyby nie fakt, iż Ellie przedstawiona jest jako rozwódka. Dowiadujemy się bowiem, że przed laty zawarła ona związek małżeński z innym niż Alan mężczyzną, urodziła mu dzieci, i nie ma w filmie żadnych wskazań, by te małżeństwo było zawarte w jakiś nieważny sposób. Ostatnim, choć nie najmniejszej wagi zastrzeżeniem, jest to, iż pewien znany również z Parku Jurajskiego matematyk w swojej prelekcji do młodych, zapatrzonych w niego ludzi zdaje się sprowadzać gatunek ludzki do tego samego poziomu, co reszta istot. A przynajmniej twierdzi, że nie możemy się spodziewać i oczekiwać jakiejś szczególnej pozycji i ochrony w świecie, co oczywiście w świetle Pisma świętego (por. Łukasz 12, 24) i Tradycji chrześcijańskiej nie jest prawdą. Reasumując, film ten polecamy za względu na jego ogólny wydźwięk, choć z niemałą liczbą zastrzeżeń. Zalecamy też większą ostrożność jeśli chodzi o młodsze dzieci, bo niektóre sceny z dinozaurami – smokami bądź ogromną szarańczą mogą być dość przerażające. Marzena Salwowska /.../
  10. Lena i Śnieżek

    Leave a Comment Po rozwodzie rodziców Lena zamieszkuje ze swoim ojcem w nowym miejscu – miasteczku na amerykańskim Południu. Jąkająca się, skupiona na samotnej pracy artystycznej w garażu 13-latka jest obiektem częstych kpin ze strony rówieśników. Jedynym jej przyjacielem jest obecnie własny pies. Sytuacja zmienia się, gdy w życiu Leny pojawia się niespodziewanie białe lwiątko, które znajduje w pobliżu bagien. Dziewczynka niewiele myśląc, przygarnia kota i ukrywa go przed ojcem w garażu. Nie wie jeszcze, że lwiątko jest tropione przez dwóch przemytników, którzy mają je dostarczyć swojemu bardzo wymagającemu zleceniodawcy … Produkcja ta to ciepła, sympatyczna opowieść, nadająca się zasadniczo również dla małych dzieci, choć z zachowaniem pewnej wychowawczej czujności (o czym później). Głównym napędem akcji w filmie jest nielegalny przemyt dzikich zwierząt (obejmujący gatunki zagrożone wyginięciem) dokonywany dla czczej rozrywki bogatych ludzi. Ten nielegalny proceder jest słusznie tutaj pokazany jako nietyczny, okrutny i pozbawiony jakiegoś bardziej racjonalnego usprawiedliwienia. Można rzec, że główny czarny charakter tego filmu jest zaprzeczeniem bardziej szlachetnych form myślistwa, gdyż poluje nie np. dla pozyskania pożywienia czy dla dobra ekosystemu, ale wyłącznie dla zaspokojenia swojej próżności, nadto w sposób szkodliwy dla środowiska. Taki rodzaj „łowiectwa” pozostaje w negatywnym kontraście choćby do tego, który zobaczyć można, w również opisanym na naszej stronie „Łowcy jeleni” (http://kulturadobra.pl/lowca-jeleni/). Oprócz próżności i chciwości słusznie piętnuje się też w tej opowieści takie złe rzeczy jak znęcanie się (tutaj: psychiczne) nad osobami w jakiś sposób słabszymi. W omawianym filmie bowiem główna bohaterka jest obiektem szyderstwa dla grupy chłopaków, głównie dlatego, że się jąka. Jest to wątek, z którym pewnie będzie łatwo utożsamić się wielu młodym widzom, mającym w szkole podobne problemy. Lena nadto nie ma w nowym miejscu zamieszkania przyjaciół wśród rówieśników, a chłopak, do którego czuje jakąś wzajemną sympatię, długo nie może zdobyć się na odwagę, by stanąć po jej stronie. Zatem kolejną rzeczą pokazywaną tutaj jako niechlubna i niegodna naśladowania jest tchórzostwo, czy też może zbytnia chęć pasowania do grupy i bycia lubianym. Ważnym wątkiem w tym filmie jest również motyw rozpadu małżeństwa rodziców Leny. Dowiadujemy się, iż jakiś czas temu rozwiedli się oni, z inicjatywy żony, która to weszła w nowy związek i ma już dziecko z nowym „partnerem”. Widzimy, że Lana cierpi z tego powodu, mimo że jej samotny ojciec stara się jak może zapewnić jej ciepły dom i właściwe warunki do dorastania. W jakimś więc sensie negatywnie pokazane jest tu też zjawisko rozwodów. Z pokazywanych zaś pozytywnych rzeczy warto wymienić pewne cechy i postawy, które wyraźnie przejawia główna bohaterka. Lena nie potrafi przejść obojętnie wobec cierpienia bezbronnego stworzenia i stara mu się jak najlepiej pomóc. Poza tym wykazuje takie godne naśladowania cechy jak odwaga, pracowitość czy kreatywność. Mimo że czuje się samotna w nowym miejscu, nie zabiega też na siłę o sympatię rówieśników. Główna bohaterka mimo, iż jest nastolatką, spędza swój wolny czas pracowicie i twórczo, nie wykazuje też skłonności dla typowych dla swego wieku przywar, typu nadmiernie zainteresowanie wyglądem, nieskromnymi strojami, itp. Jeśli chodzi o wątki filmu wymagające większej uwagi ze strony rodziców, to trzeba tu powiedzieć o tym, że główna bohaterka okłamuje swojego ojca odnośnie lwiątka, które też przed nim ukrywa. To złe zachowanie nie spotyka się później z żadną naganą, ani karą ze strony tegoż rodzica. Ogólnie można powiedzieć, że chyba promuje się w tym obrazie model ojca już nadmiernie wyrozumiałego. W pewnym momencie troska o zwierzęta ze strony Leny posuwa się też wyraźnie za daleko, gdyż prowadzi do tego, iż naraża ona życie swoje i kolegi dla ratowania lwiątka. I niestety jej postawa jest pokazywana jako właściwa. Podsumowując, polecamy ten film dla całych rodzin, jednakże zachęcamy do zachowania rodzicielskiej czujności i wskazywania dzieciom niewłaściwości pewnych zachowań pokazanych w filmie jako dobre, bądź neutralne. Marzena Salwowska Ps. Powyżej opisany film można legalnie obejrzeć pod następującym linkiem internetowym: https://katoflix.pl/film/lena-i-sniezek /.../