Leave a Comment Kolejna z serii opowieści o przygodach uczniów i uczennic Monster High (Straszyceum), czyli pierwszej na świecie placówki edukacyjnej dla wampirów, żywych trupów, wilkołaków, upiorów i tym podobnych postaci. Ta część, choć już kolejna z cyklu, opowiada właściwie o początkach owej szkoły. Dowiadujemy się tu zatem, że pomysł Straszyceum zrodził się w głowie znudzonej domową edukacją Draculaury, która przekonała swego, żyjącego w bezpiecznej samotności, tatę hrabiego D., by zaryzykował i otworzył szeroko podwoje rodowego zamczyska na przyjęcie i kształcenie potomstwa innych potworów.
Niestety, ten skierowany głównie do dzieci film nie jest kiepską kpiną z trudów domowej edukacji czy z narastających problemów publicznej oświaty. Jest to upiorny lecz najprawdopodobniej całkiem poważny (mimo komediowej szatki) projekt socjotechniczny wymierzony w dzieci. Można bowiem chyba śmiało założyć, że celem całego przedsięwzięcia Monster High (poza oczywiście zarabianiem dużych pieniędzy) jest niszczenie w dzieciach klasycznej estetyki, w której piękno było zawsze kojarzone z jakimś dobrem (ciała bądź duszy) i zastąpienie jej nową estetyką, w łączącą „piękno” z rozkładem, śmiercią, zgnilizną, mrokiem i światem demonów (których odpowiednikiem są w bajkach właśnie potwory).
Główne bohaterki (czasem bohaterowie) tej produkcji to potomstwo potworów ze znanych baśni, legend bądź horrorów, pomyślane w taki sposób, by posiadać takie same mroczne i demoniczne cechy, lecz w formie nieco złagodzonej i bardziej przystępnej dla dzieci (np. Draculaura łączy wampirze kły z upodobaniem do różowych sukienek, małe wilkołaki przypominają słodkie szczeniaczki, które dzieci wszak uwielbiają).
Seria ta jest jednakże wymierzona nie tylko w małe dzieci, które z premedytacją oswaja ze światem zła i demonów, ale też zabiega o sympatię wchodzących w wiek dojrzewania dziewczynek. Potworkowate bowiem bohaterki tej animacji są skonstruowane dokładnie tak, by wzbudzać sympatię współczesnych nastolatek. Są one więc anorektyczne, kuso bądź obciśle odziane, interesują się głównie modą i gwiazdami muzyki pop. A ich pragnienia sprowadzają się przeważnie do bycia popularną i lubianą oraz znalezienia fajnej przyjaciółki i chłopaka. Ograniczona do takich potrzeb i aspiracji dziewczynka jest oczywiście idealną konsumentką dla masowej produkcji, na co z pewnością liczą producenci tej serii filmowej i całej linii powiązanych z nimi zabawek, ubrań i tym podobnych rzeczy.
Szczególną uwagę warto też zwrócić na pogadankę na temat pojęcia normalności, którą twórcy tego filmu serwują młodym widzom już na jego początku. Mówią w niej dzieciom, że coś takiego jak zdrowa norma w ogóle nie istnieje, ale każdy ma prawo uznać dowolną nienormalność za normę, jeśli tylko zechce. A biorąc pod uwagę ogrom demoniczności i szpetoty, jaką promuje ten film, bynajmniej nie chodzi tu o oswajanie dzieci z prawdą, iż różnimy się na wielorakie naturalne i nieszkodliwe (czy wręcz dobre) sposoby, czy też takie które są skutkiem tego, że żyjemy w niedoskonałym świecie (jak np. niepełnosprawność). Nie, tu można śmiało domniemywać, że chodzi raczej o przyzwyczajanie dzieci do uznawania za normę grzesznych zachowań i dewiacji, takich jak np. sodomia, paranie się okultyzmem czy słuchanie satanistycznej muzyki.
W przypadku tego filmu wszelkie pozytywne czy prorodzinne treści, które tu niewątpliwie występują, wcale nie przemawiają na jego korzyść. Tworzenie bowiem miłego wizerunku potworów przyrównać można do sytuacji, w której jacyś filmowcy stworzyliby produkcję dla dzieci prezentującą postać sympatycznego seryjnego pedofila, nie pokazując w ogóle, że ktoś taki zagraża dzieciom.
Normalną wiec chyba rzeczą będzie stwierdzenie, że animacja ta nam się straaaasznie nie podoba.
Marzena Salwowska
/.../