Leave a Comment Film ten został w luźny sposób oparty na prawdziwej historii przeprowadzonej przez FBI na przełomie lat 70 i 80 XX wieku operacji „Abscam”. W obrazie tym jest przedstawione jak Richie DiMaso, jeden z agentów FBI wciąga w swe plany złapania kilku skorumpowanych polityków parę oszustów – Irvinga Rosenfelda oraz jego kochankę Sydney Prosser. DiMaso proponuje bowiem owej parze uwolnienie od kary za wcześniej popełnione przestępstwa w zamian za współpracę z FBI. Para oszustów godzi się na to, jednak z biegiem czasu zaczynają oni prowadzić też swą własną grę.
Film pt. „American Hustle” to wysoce dwuznaczne dzieło. Z jednej bowiem strony owszem jest tu wątek walki z korupcją, jednak z drugiej ta walka prowadzona jest bardzo wątpliwymi metodami, ostatecznie zaś element filmowego „Happy Endu” stanowi to, iż parze oszustów udaje się kolejny raz skutecznie oszukać swych bliźnich. Ponadto, w produkcji tej ciągle powracają rozważania o tym, iż „każdy oszukuje”, „każdy udaje”, a „życie jest sztuką wyboru pomiędzy złem mniejszym a złem większym”. Dodajmy, że w zasadzie te stwierdzenia nie są równoważone jakimiś pozytywnymi przykładami czy choćby bardziej prawowiernymi wypowiedziami, które by wskazywały na to, iż jest możliwe życie święte, autentycznie bogobojne, w którym wysoce ceni się prawdomówność, uczciwość oraz unika kłamstw i oszustw. Owszem, w pewnym momencie Richie DiMaso wspomina tu o swej babci „która nigdy nie kłamała”, ale to wspomnienie pojawia się tylko raz i tyczy się osoby zmarłej, która osobiście nie pojawia się w żadnej ze scen filmu. Tak też, niemal wszystkie z występujących w tym obrazie postaci, których sylwetki są pokazane w bardziej wyrazisty sposób sprawiają jednocześnie wrażenie mniej lub bardziej zepsutych, co nie jest duchowo budujące. Poza tym, w filmie tym jest dużo wulgarności, bezwstydu oraz obsceniczności.
Po stronie pozytywów owego obrazu można by umieścić to, iż w niektórych swych wątkach zdaje się on z ironią pokazywać typ kobiety skoncentrowanej na kosmetykach, biżuterii, wymyślnych fryzurach i drogiej odzieży, sugerując, że taki styl życia jest głupi oraz próżny. Jednak i w tym przypadku ów pozytyw w pewnym momencie przeradza się w coś negatywnego, gdyż ukazana w ten sposób kobieta jest seksualnie zdradzana przez swego męża z niewiastą, która jest tu pokazana w sposób zdecydowanie od niej bardziej sympatyczny i przychylny (co z kolei może rodzić sympatię dla grzechu cudzołóstwa). Zresztą elementem filmowego „Happy Endu” jest tutaj także niestety to, iż mąż owej próżnej kobiety rozwodzi się z nią i układa sobie życie ze swą kochanką.
Podsumowując: nie polecamy tego filmu, gdyż jest w nim dużo zła a mało dobra.
Mirosław Salwowski
/.../