Leave a Comment Akcja filmu ma miejsce w Meksyku w roku 1746. Rebeliant Leon Alastray uciekając przed żołnierzami króla Hiszpanii chroni się w klasztorze, następnie korzystając z pomocy ojca Josepha ucieka do położonej na odludziu miejscowości San Sebastian. U kresu podróży zakonnik ginie zabity przez jednego z Indian, natomiast mieszkańcy, którzy z obawy przed atakami Indian uciekli w góry, biorą Leona za duchownego. Dzięki jego pomocy odbudowują wioskę, w międzyczasie podszywając się pod duchownego Alastray wyprasza u gubernatora broń dla mieszkańców wioski, buduje mur i ostatecznie dowodzi obroną i skutecznie odpiera atak Indian Yaqui.
Pod względem moralnym film ten jest niełatwy do jednoznacznej oceny, gdyż zawiera w sobie wiele wątków pozytywnych, jednakże sporą jego część zajmują rzeczy niezgodne z nauką chrześcijańską. Generalnie do plusów niewątpliwe należy zaliczyć główny wątek filmu, jakim jest działanie jego bohatera dla dobra miejscowości San Sebastian. Wielokrotnie naraża on swe życie, mobilizuje mieszkańców do pracy dla odbudowy wioski i walki w jej obronie. Ma to tym większe znaczenie, że jej mieszkańcy są chrześcijanami i głównie z tego powodu są napadani przez Indian. Ci mordują każdego duchownego, który się pojawi w miejscowości, zmuszając mieszkańców do ukrycia się w górach. Walka ta więc jest walką nie tylko o ziemię czy dobytek, lecz głównie o prawo do swobodnego wyznawania wiary w Jezusa Chrystusa. Pewna przemiana bohatera następuje prawdopodobnie za sprawą ojca Josepha, który nie bacząc na naciski władz wojskowych czy nawet zwierzchników kościelnych broni powszechnie uznawanego w minionych wiekach prawa azylu, to znaczy możliwości schronienia się w murach kościoła. Zakonnik ten umierając wybacza swemu mordercy i prosi Leona, by puścił go wolno. Kontrowersyjna jest jednak sytuacja, gdy pomaga Leonowi w ucieczce za mury klasztoru, lecz wynika to raczej z chęci troski o duszę niż z pragnienia pomocy człowiekowi, który zbuntował się wobec legalnej władzy. Choć poza informacją, że Leon Alastray to rebeliant nie pojawia się więcej informacji na ten temat, to należy pamiętać, że poza ściśle określonymi przez Magisterium Kościoła przypadkami zbrojny bunt wobec władzy jest moralnie niedopuszczalny. Z historii zaś wiemy, że przyczyną buntów kolonialnych były zazwyczaj zbyt wysokie w opinii mieszkańców kolonii podatki i chęć samostanowienia, co ciężko uznać za wystarczający powód do sięgania po broń przeciw legalnej władzy.
Najpoważniejszym minusem filmu są sytuacje, gdy główny bohater działa co prawda w dobrej sprawie, ale dopuszcza się przy tym czynów niemoralnych, jak podszywanie się pod osobę duchowną. Wykorzystuje to zarówno dla zdobycia autorytetu mieszkańców jak i wyproszenia u gubernatora dostawy broni i amunicji. Pewnym usprawiedliwieniem czy raczej złagodzeniem jego winy może być fakt, że Leon został po prostu uznany przez ludzi za zakonnika, jak i to że z początku próbował zaprzeczać, jednak w obliczu zamieszania nikt nie słyszy tej wiadomości. Ostatecznie przyznaje się do swej prawdziwej tożsamości, gdy jest proszony przez mieszkańców o odprawienie Mszy. Do innych minusów filmu należy zaliczyć brak napiętnowania innych występków bohatera, jak rozpusta czy pijaństwo. W pewnych sytuacjach deklaruje on także swój ateizm. Pomimo iż przechodzi pewną przemianę – z hulaki staje się mężnym obrońcą wioski i ryzykuje dla niej swe życie nie ma to związku z religijnym nawróceniem.
Generalnie film ten można uznać za prochrześcijański, gdyż postawy takie jak miłość bliźniego, przebaczenie, nieustępliwość w obronie praw Bożych w obliczu nacisku władz cywilnych czy gotowość do obrony swej wiary nawet z bronią w ręku przed niesprawiedliwym atakiem, gdy ryzykuje się własnym życiem, są ukazane w sposób pozytywny, budzący sympatię widza. Należy jednak pamiętać, że dobry cel nie uświęca środków samych w sobie niemoralnych, jak kłamstwo czy rozpusta, a w tym filmie coś takiego jest przedstawione w sposób pozytywny.
Filip Palkowski
/.../
Leave a Comment Ten popularny również w naszym kraju serial telewizyjny, którego akcja rozgrywa się na zachodnich obszarach USA, krótko po zakończeniu wojny secesyjnej, opowiada historię młodej lekarki Michaeli Quinn postanawiającej otworzyć swą praktykę medyczną w znajdującym się na tzw. Dzikim Zachodzie miasteczku o nazwie Colorado Springs. Los sprawia, iż przy tej okazji Michaela przejmuje opiekę nad trójką osieroconych dzieci, później zaś zakochuje się w samotnym traperze Byronie Sully’m. Wszyscy oni tworzą w końcu rodzinę, której będzie dane borykać się z problemami i trudnymi rzeczami, ale również doświadczać radości oraz szczęścia.
Na płaszczyźnie etycznej i światopoglądowej serial ten jest jedną z najtrudniejszych do oceny produkcji, którą przyszło nam opisywać. W sposób bardzo silny współistnieją w nim bowiem wątki pochwalające różne dobre rzeczy i tradycyjne chrześcijańskie wartości obok promowania oraz usprawiedliwiania rozmaitych fałszywych doktryn oraz pewnych grzechów. Z jednej strony mamy tu więc, m.in., uznanie dla ciężkiej pracy, czystości przedmałżeńskiej (co niezwykle rzadkie w filmach, główna bohaterka pozostaje nawet dziewicą do ślubu), opiekę nad niepełnosprawnymi, piętnuje się w nim pijaństwo, rasizm, prostytucję oraz hazard, pozytywnie pokazuje się chrześcijaństwo. Z drugiej jednak strony dowartościowuje się w tym serialu pogańskie wierzenia i praktyki północnoamerykańskich Indian, popiera się teorię ewolucji, z wyraźnym pobłażaniem pokazuje się homoseksualizm oraz piętnuje się karę śmierci jako niemoralną zemstę społeczeństwa na winnych ciężkich zbrodni przestępcach. Pisząc o negatywnych aspektach tej produkcji nie sposób też nie wspomnieć o swoistym jej letimotivie, a mianowicie ciągle powracającej promocji ideologii feministycznej. I niestety, trudno jest tu powiedzieć, iż feminizm tego serialu ogranicza się do krytyki pewnych niesprawiedliwych czy przesadnych ograniczeń, jakie niegdyś były również w ramach cywilizacji chrześcijańskiej nakładane na kobiety (np. niechęć do tego, by kobieta wykonywała zawód lekarza albo przyzwolenie dla bicia żony przez męża), ale mamy tu do czynienia również z błędnymi wyrazami tej ideologii, która domaga się całkowitego równouprawnienia mężczyzn i niewiast i dla której nie do zaakceptowania jest wszelka myśl o zwierzchności osób płci męskiej nad kobietami.
Dodatkowo, sprawę oceny „Doktor Quinn” utrudnia jeszcze jedna okoliczność. Serial ów bowiem, zwłaszcza jak na standardy filmowe ostatnich 40 lat w środkach wyrazu do niego użytych można uznać za wyjątkowo przyjazny rodzinie. Choć opowiada o rzeczach nieraz trudnych i złych, przy których nieraz usprawiedliwia się epatowanie widza plastycznymi szczegółami różnych obrzydliwości, jego twórcy zadbali o to, by czynić to z taktem, umiarem, ostrożnością i swoistą „elegancją”. W produkcji tej jest więc mowa o przemocy, ale nie ma epatowania przemocą – widoku odcinanych głów, tryskającej na wszystkie strony krwi, etc. W serialu porusza się problemy prostytucji, hazardu i pijaństwa, ale nie wykorzystuje się tego, jako okazji do eksponowania wulgarnej mowy, nagości, scen seksu, itp. To coraz rzadsza cecha w przemyśle filmowym, więc tak czy inaczej zasługuje na uznanie. Pytanie tylko, czy owe łagodne i przyjazne rodzinie środki wyrazu nie są swoistą „owczą skórą” w przebraniu której przemyca się widzom „wilka” niosącego im wiele fałszywych doktryn i koncepcji?
Jak zatem widzisz drogi Czytelniku, mamy wyraźny problem z bardziej jednoznaczną oceną tego serialu, gdyż ów jest prawdziwym „pomieszaniem z poplątaniem”. Ostatecznie jednak, z pewną dozą niepewności i wahania postanowiliśmy mu przyznać najniższą z możliwych, acz pozytywnych ocen, czyli „+1”. Jeśli już to doradzamy jednak oglądać ów z dużą dozą ostrożności i neutralizując zawarte w nim fałszywe doktryny lekturą Pisma świętego oraz nauczania katolickiego.
/.../