Tag Archive: film o siedmiu nielegalnych siostrach

  1. Siedem sióstr

    Leave a Comment Koniec XXI wieku. Walcząc z przeludnieniem, rząd USA wprowadza „politykę jednego dziecka”, która jest drastycznie egzekwowana. „Nadprogramowe” dzieci są wyłapywane, odbierane rodzicom przez służby bezpieczeństwa i przewożone do tzw. ośrodków dziecięcej alokacji, w której rzekomo są hibernowane, do czasu kiedy sytuacja na świecie zmieni się na lepsze. Tymczasem w rodzinie Settmanów młoda kobieta, Karen, rodzi siedem dziewczynek. Wyczerpana porodem samotna matka umiera zaraz po wydaniu na świat dzieci w podziemnej klinice. Opiekę nad bliźniaczkami przejmuje ich dziadek, który rejestruje tylko jedną z dziewczynek, jednak wychowuje wszystkie w swoim mieszkaniu. Po to by zapewnić wnuczkom odrobinę normalności, mężczyzna wymaga od nich, by, zachowując swoją indywidualność w czterech ścianach domu, na zewnątrz dzieliły jedną wspólną tożsamość – Karen Settman. Tylko bowiem jako oficjalnie zarejestrowana Karen każda z nich może wychodzić na zewnątrz w dzień tygodnia, który jednocześnie jest jej imieniem (Poniedziałek wychodzi w poniedziałki, Wtorek we wtorki, itd.). Panny Settman uczone są od małego, jak ważne jest, by trzymały się tego systemu. Tym większym szokiem jest dla nich, gdy pewnego dnia „Poniedziałek” nie wraca do domu po pracy w korporacji. Świadome, że to zniknięcie zagraża bezpieczeństwu całej rodziny, kobiety robią wszystko, żeby dowiedzieć się, co stało z siostrą. Tego zadania nie ułatwia im fakt, że znalazły się na celowniku służb specjalnych, podległych w rzeczywistości niejakiej Nicolette Cayman, która jest głównym autorem planu „dziecięcej alokacji”. Istnienie aż siedmiu dorosłych sióstr w oczach pani Cayman ośmiesza cały jej plan i grozi jego ruiną, dlatego swoim poddanym zleca zabicie bliźniaczek. Gdyby brać pod uwagę jedynie tematykę i przesłanie tego filmu, to niewątpliwie zasługiwałby on na pozytywną uwagę i dobrą ocenę. Sam scenariusz tego obrazu wydaje się bowiem całkiem prawdopodobny, jeśli chodzi o oparte na chińskim wzorcu pomysły na walkę z prawdziwym czy rzekomym przeludnieniem za parę dekad. Zaletą tego filmu jest więc to, że stanowi dystopijne ostrzeżenie przed nader prawdopodobnym scenariuszem, tego co rzeczywiście może zdarzyć się w przyszłości. Docenić można też fakt, że tego rodzaju pomysły na kontrolę urodzin zostały tu pokazane w wyraźnie złym świetle, jako zbrodnicza działalność, która powinna spotkać się z należną karą. Z zakończenia filmu dowiadujemy się nawet, że Nicolette Cayman oczekuje za swoje czyny na egzekucję. Ważne jest pokazanie, iż pani Cayman, mimo iż w swoim mniemaniu jest dobroczyńcą ludzkości, to w istocie jest zadufaną w sobie zbrodniarką, która myśli, że ma prawo poświęcać niewinne ludzkie życia po to, by zbudować „nowy lepszy świat”. Jej przeciwieństwem jest tutaj, rzec można, dziadek siedmiu sióstr, który ceni jako dar życie każdej z nich i w naturalny sposób staje na straży życia oraz rodziny. Ostatecznie też to jego postawa wygrywa i okazuje się słuszna w całej tej historii. Niestety to zasadniczo dobre moralnie przesłanie i ważna tematyka filmu zostały utopione w rynsztoku różnych złych rzeczy. Przede wszystkim chodzi tu o nadmiar krwawych i często wyrafinowanych scen przemocy oraz scenę seksu o bardzo lubieżnym i perwersyjnym charakterze. Jeśli chodzi o przemoc, to wprawdzie akcja filmu po części ją uzasadnia, gdyż siostry muszą się jakoś bronić przed niesprawiedliwą napaścią, mimo to widać, że jest ona przede wszystkim nakierowana na szokowanie i przyciąganie widza do ekranu, a rozwój akcji jest tu raczej pretekstem do pokazywania przemocy niż przyczyną, dla której się ją pokazuje. Obleśność zaś sceny seksu dodatkowo podkreśla jeszcze jej kontekst – siostry namawiają jedną spośród siebie, żeby współżyła z narzeczonym zaginionej panny „Poniedziałek” (mężczyzna myśli, że współżyje ze swoją narzeczoną). Przy okazji dowiadujemy się, że „Poniedziałek” lubi być podduszana w trakcie współżycia, a dla siostry, która współżyje z jej narzeczonym, jest to pierwszy raz, choć przedtem lubiła się chełpić przed rodzeństwem swoimi rzekomymi licznymi „przygodami erotycznymi”. Jest tu więc nadto pokazana jako moralnie akceptowalna rzecz pozamałżeńskie współżycie, którego celem jest uzyskanie pewnych ważnych korzyści. Podsumowując, jest to jeden z tych filmów, aż proszących się o cenzurę obyczajową, która jest rzeczą dobrą i słuszną, gdyż jedynie nie pozwala na pokazywanie pewnych rzeczy w sposób, który jest sam w sobie grzeszny, gdyż łatwo może prowadzić widza do grzechu. Wystarczyłoby więc wyciąć jedną lubieżną scenę seksu i kilka zbyt drastycznych scen przemocy i film ten byłby moralnie całkiem wartościowym obrazem, nie tracąc zresztą na swojej dynamice. Marzena Salwowska /.../