Leave a Comment Słynny i wielokrotnie nagradzany film zaliczany do tzw. kina drogi. W wypadku tej produkcji nowością było jednak, iż główni, przemierzający długą trasę, bohaterowie, to nie mężczyźni, a kobiety – a konkretnie tytułowe Thelma i Louise. Głównym tematem owego filmu jest pewnego rodzaju ucieczka bohaterek w podróż po wielkich połaciach USA od codziennych problemów i bolączek. W tle pojawia się tu jednak wątek kryminalny, gdyż Thelma i Louise, w nie do końca zamierzony sposób, zabijają człowieka i chociaż, obiektywnie rzecz biorąc, sytuacja, w której to uczyniły, sprawiała, iż mogły w dość łatwy sposób dowieść swej niewinności (gdyż była to obrona przed zgwałceniem) to jednak nie wierzą one, iż sąd da wiarę ich wersji wydarzeń – dlatego też postanawiają uciekać przed wymiarem sprawiedliwości.
„Thelma i Louise” niestety nie jest tylko opowieścią o podróży, w której odrywamy się na chwilę od codziennych trosk i kłopotów. Nie jest to też tylko film o wadach ludzkiego systemu niesprawiedliwości i zagubionych przez to ludziach. Ta produkcja jest bowiem bardziej historią uciekania od tradycyjnej moralności chrześcijańskiej i sugestią, że „patriarchalne” społeczeństwo niemal zawsze musi być złe. Podczas tej podróży, bohaterki nadużywają alkoholu, palą papierosy, używają wulgarnego języka, nieskromnie tańczą z mężczyznami, uczą się kradzieży i braku szacunku dla władzy, a jedna z nich nawet zdradza swego męża z dopiero co poznanym młodym kowbojem. Wszystko to zaś jest pokazane w takiej otoczce, by na płaszczyźnie emocjonalnej widz raczej sympatyzował z wymienionymi wyżej występkami, aniżeli odwracał się od nich z obrzydzeniem. I tak np. Thelma, owszem, cudzołoży, ale wszak jej prawowity mąż to brutal, który ją bije i poniża (w takim kontekście nasze serce łatwo powie nam: „Ach biedna kobieta, niech przynajmniej teraz trochę cieszy się życiem„). Kobiety co prawda kradną i łamią prawo, ale są przecież ścigane przez policję, więc już „z tyłu głowy” podsuwane jest nam tłumaczenie, że „przecież nie mają innego wyboru” i „muszą jakoś przetrwać„.
Wielka szkoda, że ten zły, bezbożny i niemoralny film wszedł do klasyki hollywoodzkiej i światowej kinematografii. Dałby Bóg, aby kiedyś on popadł w kompletne zapomnienie.
Mirosław Salwowski
/.../
Leave a Comment Film opowiada o Francisie, młodym mężczyźnie, bojowniku Irlandzkiej Armii Republikańskiej (dalej IRA), który w celu pozyskania dla swej organizacji wyrzutni rakiet „Stinger” wyjeżdża do USA. Tam też, dzięki pomoc sympatyków IRA, przyjmując fałszywą tożsamość, zamieszkuje w domu Toma, jednego z nowojorskich policjantów o irlandzkich korzeniach. Po pewnym czasie więź pomiędzy oboma mężczyzna staje się coraz bardziej zażyła i koleżeńska, co z kolei stawia Toma, w bardzo kłopotliwej sytuacji, gdy ten – jako policjant – dowiaduje się o nielegalnej i przestępczej działalności swego nowego kolegi i gościa.
Jak ocenić ów obraz na płaszczyźnie moralnej i światopoglądowej? Zacznijmy może od jego wad. A więc wydaje się, iż przesadzono tu z ilością wulgaryzmów (o ile, można w tym kontekście piętnować jedynie „przesadę”, gdyż wulgarnej mowy powinno się unikać z samej zasady i, jak to już pokazało doświadczenie, da się kręcić filmy pokazujące trudne emocjonalnie sytuacje bez epatowania widzów takim słownictwem). Pewną ułomnością tego filmu wydaje się też zbyt jednostronne pokazywanie konfliktu w Irlandii Północnej na korzyść racji prezentowanych przez IRA. Chociaż, ostatecznie rzecz biorąc, produkcja ta wydaje się dystansować od zbrojnej walki z legalnym rządem prowadzonej przez tę organizację, inne aspekty owego konfliktu pokazywane są tu w sposób sugerujący sympatię dla IRA. Chodzi przede wszystkim o to, że w wyraźny sposób oddane jest tu cierpienie Irlandczyków i zwolenników IRA, zaś Anglicy są tu przedstawiani niczym pewnego rodzaju „cyborgi” – widzimy więc jak walczą i zabijają bojowników IRA, ale nie poświęca się tu czasu na pokazanie tego, iż oni też musieli cierpieć i boleć nad losem swych bliskich, którzy byli zabijani lub okaleczani w wyniku owego zbrojnego konfliktu. Poza tym, nie znajdujemy w tym filmie też śladu sugestii, iż IRA była ugrupowaniem o charakterze lewicowym i marksistowskim.
Kolejną wadą tego filmu jest jedna z jego końcowych scen, gdzie Tom (w tej roli Harrison Ford) w odniesieniu do postawy tak swej, jak i Francisa, wypowiada następujące słowa: „Obaj nie mieliśmy wyboru„. Tego rodzaju stwierdzenie sugeruje pewien moralny determinizm, zakładający, iż jako ludzie jesteśmy przymuszeni do określonych działań i zachowań, niezależnie od tego, czy ich ocena etyczna będzie dobra czy zła. Taka interpretacja tych słów wydaje się tym bardziej uprawniona, iż Tom oraz Francis w pewnym momencie stają po dwóch przeciwnych stronach barykady, dążąc do innych celów i wychodząc z odmiennych założeń moralnych i światopoglądowych. Tom, zdecydowanie krytycznie ocenia bowiem zbrojny aspekt działalności IRA i zgodnie z wyznawanym przez siebie etosem uczciwego i praworządnego policjanta, pragnie przeszkodzić Francisowi w dostarczeniu przez niego rakiet mających służyć IRA. Jeśli jednak, zarówno strzegący prawa i porządku Tom, jak i zbrojny buntownik Francis, co do swych działań „nie mieli wyboru”, to może i rozróżnienie pomiędzy dobrem a złem obu owych odmiennych sytuacji nie powinno być tak jasne i jednoznaczne? Filmy rzadko przybierają formę filozoficznych traktatów, więc nie możemy być pewni, czy aby na pewno taka myśl przyświecała twórcy owego obrazu, gdy wkładał omawiane słowa w usta Toma. Nie sposób jednak pominąć milczeniem wątpliwej wymowy takiego stwierdzenia, która we wcale nie-błahy sposób osłabia dobre elementy tego filmu, o których mowa będzie poniżej. Poza tym, warto sobie uświadomić, iż słowa „Obaj nie mieliśmy wyboru” użyte w kontekście zachowań odnoszących się do sytuacji typu: „Przestrzeganie prawa albo jego łamanie„; „Zabijanie żołnierzy i policjantów albo szanowanie władzy, którą reprezentują” są „de facto” jasnym zaprzeczeniem nauczania Pisma świętego i Tradycji Kościoła, wedle których choć przestrzeganie pewnych moralnych przykazań może być trudne, to jednak nigdy – z Bożą pomocą i łaską – nie jest niemożliwe. Spośród licznych tekstów potwierdzających tę prawdę przytoczmy choćby słowa św. Pawła Apostoła: „Pokusa nie nawiedziła was większa od tej, która zwykła nawiedzać ludzi. Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania abyście mogli przetrwać” (1 Kor 10, 13) oraz Jana Pawła II: „Wreszcie, jest zawsze możliwe, że przymus lub inne okoliczności mogą przeszkodzić człowiekowi w doprowadzeniu do końca określonych dobrych działań; nie sposób natomiast odebrać mu możliwości powstrzymania się od zła, zwłaszcza jeżeli on sam gotów jest raczej umrzeć niż dopuścić się zła (…) W określonych sytuacjach przestrzeganie Prawa Bożego może być trudne, a nawet bardzo trudne, nigdy jednak nie jest niemożliwe ” („Veritatis splendor”, n. 52, 102). Więcej na ten temat można przeczytać pod poniższym linkiem: http://www.konserwatyzm.pl/artykul/4073/pismo-swiete-i-tradycja-kosciola-o-czynach-wewnetrznie-nieup
Wskazane wyżej wady i braki tego filmu choć dość poważnie osłabiają, to jednak nie wydają się całkowicie przekreślać lub czynić bezwartościowym dużej dawki „zdrowego pokarmu” w nim zawartego. Mimo wszystko bowiem, w obrazie tym, mamy mocno zarysowaną postać Toma, który swą postawą życiową reprezentuje niejedną z tradycyjnych cnót i wartości. Jest to bowiem człowiek, który stoi na straży prawa, dba o rodzinę, nie bierze łapówek, brzydzi się kłamstwem (kiedy raz czyni coś takiego, by chronić swego przyjaciela, ma z tego powodu wielkie wyrzuty sumienia), modli się oraz chodzi do kościoła. Zaletą tej produkcji jest też to, iż nie epatuje ona scenami seksu, nieskromności, nagości oraz obscenicznymi aluzjami. Nawet przemoc tu pokazana, choć w jakimś sensie, uzasadniona treścią fabuły, nie sprawia wrażenia bycia eksploatowaną po to by zabawiać czy ekscytować nią widza (główną uwagę przyciąga tu bowiem raczej sam rozwój akcji i moralne dylematy pokazane w filmie niż poszczególne krwawe sceny).
/.../