Filmy
Wyspa (2006)

Ocena ogólna:  Bardzo dobry (+4)

Tytuł oryginalny
Ostrov
Data premiery (świat)
27 czerwca 2006
Data premiery (Polska)
24 października 2008
Rok produkcji
2006
Gatunek
Dramat
Czas trwania
112 minut
Reżyseria
Pavel Lungin
Scenariusz
Dmitri Sobolev
Obsada
Piotr Mamonow, Viktor Sukhorukov, Dmitriy Dyuzhev, Yuriy Kuznetsov, Viktoriya Isakova, Nina Usatova, Yana Esipovich, Olga Demidova
Kraj
Rosja
BrakNiewieleUmiarkowanieDużoBardzo dużo
Nieprzyzwoity język
Przemoc / Groza
Seks
Nagość / Nieskromność
Wątki antychrześcijańskie
Fałszywe doktryny

Film rozpoczyna się krótką retrospekcją: jest rok 1942, Niemcy zajmują radziecką barkę z węglem, na pokładzie której  znajdują młodego palacza Anatola i kapitana Tichona. Jeńcy mają być rozstrzelani. Anatol błaga o życie.  Niemiecki oficer daje mu wybór: sam zastrzeli swojego kapitana, albo oboje zginą rozstrzelani. Anatol strzela do Tichona, ten wypada za burtę. Niemcy nie dotrzymują słowa -pozostawiają palacza na zaminowanym okręcie na właściwie pewną śmierć. Ten jednak przeżywa wybuch, a ocalałego znajdują na brzegu mnisi. Ponad 30 lat później spotykamy głównego bohatera już jako ojca Anatola, słynącego z tego, iż Bóg obdarza go darem proroctwa i  łaską skutecznej modlitwy w wyjątkowo trudnych sprawach. By prosić go o modlitwę  na wyspę ściągają ludzie potrzebujący uzdrowienia, porady, proroctwa czy egzorcyzmu.

Tytułowa Wyspa, choć odizolowana od świata, nie jest miejscem od niego wolnym. I tu spotkać możemy, choć nie w takim natężeniu, typowe światowe przywary i problemy, takie jak: pycha, próżność, pochlebstwo, zawiść, donosicielstwo, czy małostkowość. Co zatem jest szczególnego w owej Wyspie? Otóż, jest ona miejscem świadomego wyboru Boga przez człowieka. Wyspa otoczona zmieniającym się światem, jest jak wciąż aktualna oferta znacznie większego i nieprzemijającego dobra. „Wyspa” jest jednym z tych wyjątkowych (niestety) filmów, które traktują sprawy Wiary z powagą, na jaką one zasługują. Znajdziemy tu częste, nacechowane szacunkiem i adekwatne do sytuacji posługiwanie się Słowem Bożym. Gdy zaś spotykamy postać opętanej kobiety, to nie mamy wątpliwości, że jest to problem duchowy, a nie psychiczny. A kiedy po modlitwie dochodzi do uzdrowienia z beznadziejnej choroby, to wiemy, że chory zawdzięcza to Bogu, nie zaś sile sugestii. Z całą powagą traktowana jest tu też kwestia grzechu, który jest tu zawsze nazywany po imieniu, niezależnie od tego czy dotyczy osób „świeckich” czy zakonników.

Stosując dość już oklepaną metaforę, można rzecz, że akcja tego filmu pokazuje jak Bóg wygrywa piękne melodie na krzywych ludzkich liniach. Problem ojca Anatola, jego krzywą linię, która  dzięki Bożej opatrzności zmienia się w drogę uświęcenia, najlepiej opisuje (cytowany zresztą w „Wyspie”) Psalm 50 (51), a zwłaszcza jeden jego fragment: „Uznaję bowiem moją nieprawość, a grzech mój jest zawsze przede mną.” Postać samego ojca Anatola może, szczególnie w pierwszych scenach, wydać się widzowi, niezbyt sympatyczna. Czasami bowiem jego styl bycia jest szorstki, niegrzeczny, czy chwilami wręcz opryskliwy. Jednakże jego zachowania zawsze motywowane są miłością i troską o bliźnich i ostatecznie wychodzą im na dobre. Podobnie zresztą trudno byłoby doszukać się grzeczności w słowach św. Jana Chrzciciela, który zwraca się do faryzeuszów per „plemię żmijowe” (Mt 3, 7), czy w słowach św.  Piotra Apostoła  skierowanych do Szymona Maga: „widzę, że jesteś żółcią gorzką i wiązką nieprawości” (Dzieje Apostolskie 8, 23). Jak widać, grzeczność, choć zwykle cenna, nie w każdej sytuacji jest cnotą Bożego męża.  Wracając do głównego bohatera, ojciec Anatol, mimo rozgłosu jaki nabiera jego imię, niezmiennie prowadzi bardzo skromne i proste życie. W klasztorze wciąż pełni funkcję zwykłego palacza, sypiając w składziku na węgiel. Nigdy, w żaden sposób, nie przypisuje sobie cudów, które przez niego czyni Bóg, ale zawsze dba o to, aby Jemu Samemu oddać chwałę. W tej gorliwości posuwa się chyba nawet trochę za daleko, gdy, nie chcąc być rozpoznanym, wprowadza przybywających na wyspę pielgrzymów w błąd co do swojej tożsamości.

Mimo drobnych mankamentów, które pewnie nie ujdą bystrym oczom widza, „Wyspa” to wybitne dzieło rosyjskiej kinematografii, przywodzące na myśl piękny kwiat, który niespodziewanie wyrósł na ziemi wyjaławianej  przez tyle dziesięcioleci. Jakby znak, że ta ziemia nie straciła jeszcze całkiem życiodajnej siły. Myślę, że warto więc, by widz pochylił się nad tym pięknym kwiatem.

Marzena Salwowska

wyspa4

14 czerwca 2014 08:40