Filmy



Ocena ogólna: Dobry ale z poważnymi zastrzeżeniami (+2)
| Brak | Niewiele | Umiarkowanie | Dużo | Bardzo dużo | |
|---|---|---|---|---|---|
| Nieprzyzwoity język | ![]() | ||||
| Przemoc / Groza | ![]() | ||||
| Seks | ![]() | ||||
| Nagość / Nieskromność | ![]() | ||||
| Wątki antychrześcijańskie | ![]() | ||||
| Fałszywe doktryny | ![]() |
Niniejsza recenzja jest sumarycznym omówieniem sezonów 2-5 serialu „The Chosen” (przypomnijmy, że 1 sezon został już zrecenzowany na naszej stronie: https://kulturadobra.pl/?s=The+Chosen).
Na wstępie warto pochwalić te sezony za przemyślane dawkowanie zmiany nastroju i stopniowe dodawanie napięcia i dojrzalszych elementów. Pierwsze serie są bowiem jakby gatunkowo lżejsze, skoncentrowane na problemach pojedynczych ludzi, na pokazywaniu uczniów Jezusa jako ludzi z krwi i kości, którzy mierzyli się z podobnymi problemami co współcześni. Twórcy tej produkcji stopniowo jednak pokazują, jak Jezus dalekowzrocznie buduje z tych „kamieni” swój Kościół. Tak że bohaterowie mierzą się tu już nie tylko ze swoimi prywatnymi problemami, ale stają się częścią wspólnoty, na której „lidera” Nauczyciel wybiera Szymona – Piotra. Środkowe sezony pokazują zatem proces „ciosania tych kamieni”, relacje w gronie uczniów, czasem pełne napięć i potrzeby wzajemnego wybaczania. Z rozwojem serialu widać też narastające napięcie i wrogość wobec Jezusa. Zwłaszcza od trzeciego sezonu, kiedy Zbawiciel staje się już w pełni publiczną postacią, jego nauczania potwierdzane licznymi cudami stają się coraz głośniejsze, w wielu sercach narasta pytanie, czy jest on oczekiwanym Mesjaszem. Tłumy rosną, ale wrogowie są też coraz liczniejsi i potężniejsi. Twórcy serialu dobrze pokazują, jak w tej opowieści coraz częściej pojawiają się mroczne tony i zapowiedzi Krzyża. Widzimy jak zwłaszcza wśród faryzeuszy i Sanhedrynu pojawia się silna „opozycja” wobec Jezusa. Niezbyt przychylnie, a przynajmniej podejrzliwie podchodzą do Jego misji też Rzymianie. Swoje decyzje podejmuje Judasz, a pozostali apostołowie zdają się jeszcze nie pojmować powagi sytuacji. Wrogowie Mesjasza kierowani różnymi motywacjami, łączą siły, zmierzając w końcu do jednego celu, który tak zapowiada już powstała przed Ewangeliami Księga Mądrości w drugim rozdziale:
„Zróbmy zasadzkę na sprawiedliwego, bo nam niewygodny: sprzeciwia się naszemu działaniu, zarzuca nam przekraczanie Prawa, wypomina nam przekraczanie naszych [zasad] karności.Głosi, że zna Boga, zwie siebie dzieckiem Pańskim. Jest potępieniem naszych zamysłów, sam widok jego jest dla nas przykry, bo życie jego niepodobne do innych i drogi jego odmienne.Uznał nas za coś fałszywego i stroni od dróg naszych jak od nieczystości.Kres sprawiedliwych ogłasza za szczęśliwy i chełpi się Bogiem jako ojcem.Zobaczmy, czy prawdziwe są jego słowa, wybadajmy, co będzie przy jego zgonie.Bo jeśli sprawiedliwy jest synem Bożym, Bóg ujmie się za nimi wyrwie go z rąk przeciwników. Dotknijmy go obelgą i katuszą, by poznać jego łagodność i doświadczyć jego cierpliwości. Zasądźmy go na śmierć haniebną, bo – jak mówił – będzie ocalony»”.
Serial ten warto też pochwalić za dosłowność w pokazywaniu cudów, niezwykłych uzdrowień, wskrzeszeń czy wypędzania demonów. Trzeba też zauważyć, że nie ma tutaj zachęty do „tolerancji” wobec kultów czy wierzeń pogańskich, wręcz przeciwnie świątynia bożka jest tu pokazywana jako coś obrzydliwego. Tak że produkcja ta dość wyraźnie zaznacza, że tylko Jezus Chrystus jest „drogą, prawdą i życiem” (Jana 14:6).
Główną zaletą tego serialu pozostaje, tak jak w pierwszym sezonie pokazanie Naszego Pana Jezusa Chrystusa jako Przyjaciela, który pragnie wchodzić do naszego życia, niezależnie od zagmatwania, w jakim się znajdujemy. Produkcja ta podkreśla, że ludzkie problemy, wątpliwości, lęki, ograniczenia czy wreszcie grzechy były w czasach pierwszego przyjścia Mesjasza bardzo podobne. Stąd też produkcja ta może wywoływać w widzu słuszne wrażenie, iż i on/ona może liczyć z Chrystusem na podobną relację, jeśli zdecyduje się być Jego uczniem/uczennicą. Nie mniej docenić trzeba także fakt, że serial nie pozostaje na poziomie osobistej relacji danego człowieka z Jezusa, co jest oczywiście bardzo ważne, ale w kolejnych sezonach pokazuje też stopniowe budowanie wspólnoty Kościoła, oraz przygotowanie tejże wspólnoty do zrozumienia Misterium Śmierci i Zmartwychwstania Zbawiciela.
Pewną poboczną zaletą serialu, którą warto docenić, jest to, iż propaguje podejście do wiary chrześcijańskiej totalnie sprzeczne z niebezpieczną doktryną znaną jako „ewangelią sukcesu”. Dla przypomnienia ta kontrowersyjna doktryna teologiczna, popularna w wielu kręgach chrześcijańskich głosi, że wiara w Boga, połączona z pozytywnym myśleniem, modlitwą i dawaniem (np. dziesięciny), prowadzi do materialnego dobrobytu, zdrowia i sukcesu osobistego. Według tej nauki Bóg chce, aby wierzący byli bogaci, zdrowi i szczęśliwi, a ubóstwo czy choroby są często postrzegane jako wynik braku wiary lub grzechu. W serialu nie widzimy takiego myślenia, wręcz przeciwnie, jest tutaj podkreślenie, że pełne zaufanie Bogu oznacza, że akceptujemy stan, w którym wiara nie musi się nam opłacać, prowadzić do życiowego sukcesu. Najdobitniej widoczne jest to chyba w scenie, w której Jezus prosi Jakuba Mniejszego, aby przyjął jako właśnie przejaw wyrazu szczególnego zaufania, którym obdarza go wraz z Ojcem to, iż choć będzie uzdrawiał chorych w imieniu Jezusa, to sam zostanie ze swej niepełnosprawności wyzwolony dopiero w życiu przyszłym. Z drugiej strony tej scenie można zarzucić, że wydaje się dość mało prawdopodobne, iż Zbawiciel nie uzdrowiłby własnego apostoła, gdyż w oczach współczesnych mogłoby to osłabiać wiarę w Jego potęgę, a także nie byłoby zbyt praktyczne w czasach, kiedy długie podróże (które wkrótce miały stać się udziałem apostołów) były nie lada wyzwaniem dla osoby niepełnosprawnej.
Przejdźmy teraz do wątpliwych aspektów tego serialu. A zatem mieszane odczucia budzi sposób przedstawienia Marii, Matki Jezusa. Najbardziej wątpliwa rzecz pojawia się w sezonie 2 i dotyczy istotnej różnicy w postrzeganiu katolickim, a tym, mówiąc skrótowo, protestanckim Maryi. Otóż w 3 odcinku drugiego sezonu serialu pokazuje Marię wspominającą, że doświadczyła typowych bólów porodowych i „bałaganu” (messy birth).To bezpośrednie nawiązanie do protestanckich poglądów, gdzie Maria jest zwykłą matką podlegającą skutkom grzechu pierworodnego (Rdz 3,16: „W bólach będziesz rodziła dzieci„). Kontrastuje to z katolicką doktryną, że Maria – wolna od grzechu – nie cierpiała bólów porodowych, co jest częścią jej dziewictwa in partu (w czasie porodu). Prorok Izajasz (66,7) zapowiada: „Zanim poczuła ból, urodziła syna„, co Ojcowie Kościoła (np. Grzegorz z Nyssy) interpretują jako cudowny, bezbolesny poród. Bezbolesność tego szczególnego porodu implikuje także dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny, gdyż dziwną rzeczą byłoby, gdyby wolna od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego niewiasta miała cierpieć bóle porodowe, które są jednym ze skutków tego grzechu, i to wprost wymienionym w Księdze Rodzaju. Pewne zastrzeżenia może też budzić sposób ukazania wyglądu i osobowości Marii. Matka Naszego Pana jest tu bowiem przedstawiona jako niewiasta uboga, ale jednocześnie nosząca na co dzień biżuterię (co wskazywałoby jednak na pewną próżność). Nadto czasem w tej kreacji postać ta wydaje się nieco wścibska, a nawet skłonna do nadopiekuńczości. Mianowicie bardzo cierpi ona z powodu tego, że nie czuje się już zbyt potrzebna swojemu synowi, który już przekroczył 30-tkę. Z drugiej strony, choć ten „kryzys pustego gniazda”, wydaje się w przypadku prawdziwej Maryi mało prawdopodobny, to jest w pełni zrozumiały w konwencji serialu, która pokazuje nam postacie z Ewangelii jako podobne w swoich problemach do współczesnych ludzi. A że przechodzenie „kryzysu pustego gniazda” samo w sobie jeszcze nie jest grzeszne, to można chyba pozwolić twórcom serialu na taką artystyczną swobodę. Postać Maryi, choć może być w tym wydaniu nieco irytująca, ma też swoje „mocne momenty”. Można tu wymienić chociażby, jedną chyba z piękniejszych scen serialu, w której Matka Jezusa, jak nikt inny, potrafi usłużyć swojemu skrajnie zmęczonemu Synowi, i okazuje się jednak wciąż potrzebna. Ciekawym wątkiem jest też Maria wspominająca biedę, momentami skrajną, w jakiej żyła z Józefem. Jest to tym bardziej wartościowe, iż przeciwne wspomnianej już „ewangelii sukcesu”.
Przejdźmy teraz do paru innych wątpliwych elementów tego sezonu, które nie dotyczą Maryi. A zatem w drugim sezonie znajdziemy scenę, w której Pan Jezus „ćwiczy” Kazanie na Górze i prosi Mateusza o pomoc w redagowaniu. Jest to pomysł co najmniej niefortunny, gdyż Jezus, jako Słowo Boże, nie potrzebuje pomocy w głoszeniu prawdy. Wszystkie Jego nauczania są inspirowane Duchem Świętym. Mamy tu też scenę, w której Mesjasz zdaje się zniechęcać Jana do otwartej krytyki cudzołożnego związku Heroda Antypasa z żoną swego brata Heroda Boethosa – Herodiadą. W natchnionym tekście biblijnym nie mamy jednak żadnej wzmianki czy sugestii, by takie działanie Jana Chrzciciela nie podobało się Bogu. A skoro nie ma takich zastrzeżeń, to bardziej chyba sensownym jest założyć, że taka postawa „największego narodzonego z niewiast” ((Łk 7,28) ) była nie tylko miła Bogu, ale też stanowiła część posłannictwa tego wielkiego proroka, gdyż dała nam po dziś dzień przykład bezkompromisowej postawy w słusznym napominaniu możnych tego świata. Jeśli chodzi o wątpliwości związane z sezonem 3, to wspomnieć należy też o niejasnym zdaniu, w którym Jezus mówi o sobie „Ja jestem Prawem Mojżeszowym”, podczas gdy, biblijnie Jezus wypełnia Prawo (Mt 5,17), ale nie utożsamia się z nim dosłownie. Niektórzy z widzów zdążyli już zauważyć, że tak sformułowane zdanie bardziej przypomina cytat z Księgi Mormona niż z Biblii. W tymże sezonie mamy nadto skrócenie cytatu z Ewangelii Łukasza (5,32), w którym Chrystus mówi jedyne, iż przyszedł wzywać grzeszników, a nie tak jak w tekście biblijnym, że przyszedł wzywać grzeszników do nawrócenia. To oczywiście osłabia prawdę o konieczności nawrócenia z grzechów. W sezonie tym pada też fraza „miłość to miłość”, która kojarzy się współcześnie z promocją różnego rodzaju dewiacji seksualnych. Choć w tej akurat scenie nie ma żadnego związku z „tęczową miłością”, i trudno powiedzieć, czy jest to tylko niefortunne sformułowanie, czy kryje się za tym coś naprawdę złego.
Pewną słabością serialu jest też paradoksalnie to, co jest jego największą siłą. Chodzi mianowicie o podkreślanie, że ludzie z czasów pierwszego przyjścia Pana Jezusa nie różnili się specjalnie od współczesnych. Nie jest to oczywiście tak dalekie od prawdy i podkreślanie tych podobieństw bardzo służy wciągnięciu współczesnego widza w sam jakby środek wydarzeń opisanych w Ewangeliach. Miejscami wydaje się ten zabieg iść jednak za daleko, gdy twórcy serialu zdają się już całkiem nie uwzględniać pewnej odmienności w mentalności ówczesnych ludzi oraz innych okoliczności, w jakich żyli. To przekładanie wszystkiego w serialu niemal 1 do 1 na nasze czasy i daje momentami dziwne rezultaty. Przykładowo bohaterowie serialu zdają się nieraz analizować zbiorowo swoje odczucia niczym na jakiejś sesji terapii grupowej, używając takich słów jak „trauma”. Daje to fałszywe wrażenie, jakby ówcześni Żydzi mieli również w zwyczaju usprawiedliwiać wszystkie swoje błędy czy grzechy z teraźniejszości np. trudnym dzieciństwem. To zresztą prowadzi do innego problemu, czyli być może nieco zbytniej koncentracji na uczuciach i emocjach. W pewnym momencie serialowy Jezus radzi nawet jednej z postaci „iść za sercem”, podczas gdy, odwrotnie niż pop kultura, Biblia przestrzega przed nadmiernym zaufaniem do swojego serca – „Serce jest zdradliwsze niż wszystko inne i niepoprawne – któż je zgłębi?” (Jer 17,9).
Kolejnym elementem, który wzbudza wątpliwość, jest rzecz opisana już w recenzji pierwszego sezonu, czyli ubiór pozytywnych postaci. Wątpliwość wzbudza tu męski strój, jaki miał być wedle wizji twórców serialu, noszony przez Pana Jezusa i innych hebrajskich mężczyzn. Otóż Jezus oraz apostołowie są tutaj często pokazywani przebrani nie w długie (jakie zgodnie z prawdopodobieństwem nosili), ale krótkie – sięgające powyżej ich kolan – tuniki. Taki strój jest wprawdzie zrozumiały, kiedy wiąże się z pracą fizyczną (np. apostołów rybaków), ale już przy publicznych wystąpieniach przez ówczesnych Żydów odbierany byłby słusznie zapewne jako urągający przyzwoitości.
Pewne wątpliwości może też budzić sformułowanie, którego używa jedna z bohaterek serialu, a mianowicie, że chciałaby być kiedyś nauczycielką jak Maria (Maria Magdalena). Takie sformułowanie może budzić uzasadniony niepokój, gdy zważy się na to, iż już od dłuższego czasu w przestrzeni publicznej rozpowszechniane są pewne heretyckie twierdzenia o tym, jakoby ta niewiasta miała być jedną z pierwszych przywódczyń i nauczycielek Kościoła. Z drugiej strony w serialu nie ma jakichś wyraźniejszych scen czy aluzji, by Maria z Magdali miała w istocie sprawować coś w rodzaju funkcji nauczycielskiej (w rozumieniu Kościoła), a jedynie uczy (i to właściwie tylko czytać) Ramę. Wreszcie, nie ma też sceny, w której Jezus wysyłałby ją na jakąś misję z apostołami. Wręcz przeciwnie jest tu pokazane, że zadania apostolskie powierza wyłącznie mężczyznom.
Trochę niefortunnie wydaje się też rozwijać wątek z Judaszem. Mianowicie, twórcy serialu zdają się sugerować, że kradnie on pieniądze ze „wspólnotowej sakiewki” nie dla siebie, ale po to, żeby zabezpieczyć finanse na późniejszą działalność Mesjasza. Poza tym swoją zdradą nie chce wyrządzić Jezusowi właściwie żadnej krzywdy, a zmusić Go do bardziej, w jego przekonaniu, mesjańskich działań (pokonanie Rzymian, ustanowienie Królestwa Bożego ze stolicą w Jerozolimie). Sugestie biblijne jednakże zdają się iść w kierunku bardziej egoistycznych pobudek Judasza (chciwość).
Mimo tych różnych zastrzeżeń te kolejne sezony wydają się również godne polecenia, gdyż całość można porównać nie do kieliszka dobrego wina z odrobiną trucizny, a raczej do dużej smakowitej i pożywnej ryby, z której jednak trzeba wyłuskać trochę drobnych ości. Niemądre byłoby wyrzucać taką rybę przez te ości, choć warto przed jej podaniem uprzedzić, w czym może być problem. Ta recenzja była więc próbą wyłuskania tych wszystkich ości, oddzielenia ich od zdrowego i bezpiecznego mięsa. Bo tego właśnie mięsa jest tu zdecydowanie więcej. Jako że jednak zalety tej produkcji są dość oczywiste, łatwe do zauważenia i już szeroko opisane, stąd też raczej była potrzeba wyszczególnienia bardziej wątpliwych rzeczy. Tym bardziej że serial ten ma to do siebie, że zazwyczaj albo jest bezkrytycznie chwalony, albo „odsądzany od czci wiary”. Stąd wydaje się, że zaistniała potrzeba recenzji z punktu widzenia osoby, która zasadniczo uważa tę produkcję za ważną i pożyteczną, jednocześnie dostrzegając pewne jej błędy, czy potencjalnie groźne elementy.
Marzena Salwowska
30 września 2025 18:05