1 Comment Film został oparty na autentycznej historii Rona Woodroofa, który w połowie lat 80-tych ubiegłego wieku zorganizował półlegalny system opieki dla zarażonych wirusem HIV. Tym zaś co do tego doprowadziło głównego bohatera był fakt, iż po tym jak sam zaraził się tym wirusem zetknął się z niewydolnością publicznej służby zdrowia. Wstrząśnięty Wooddroof postanowił działać i z pijaka oraz dziwkarza stał się idealistycznym społecznikiem pomagającym innym cierpiącym na AIDS.
Trzeba powiedzieć, iż „Witaj w klubie” mógłby być całkiem dobrym filmem. Mamy tu bowiem nie tylko opowieść o idealizmie, poświęceniu dla innych i pomocy chorym. Są tu wszak też wątki wskazujące na wartość pozbycia się nienawiści, a także krytykujące nadmierną rolę rządu w dziedzinach, w których lepiej zostawić więcej pola dla wolnej inicjatywy. Niestety jednak wymowa tych dobrych rzeczy została tu mocno osłabiona przez równoległe złe treści umieszczone w filmie. Chodzi tu oczywiście przede wszystkim o to, że pozytywna, wewnętrzna przemiana Woodroofa, wedle sugestii zawartej w tym obrazie, to nie tylko poświęcenie się dla innych, ale też porzucenie tzw. homofobii na rzecz akceptacji mężołożnictwa (czyli homoseksualizmu) oraz transwestytyzmu i transseksualizmu. Poza tym produkcja ta posiada bardzo silny ładunek wulgarnej mowy, seksu i nieskromności. I w ten sposób z potencjalnie dobrego filmu jego twórcy uczynili kolejną politycznie poprawną i pro-„gejowską” agitkę.
/.../