Leave a Comment Przyznaję, iż przed gruntownym zabraniem się do pisania recenzji tego filmu, miałem zamiar nadać mu umiarkowanie pozytywną ocenę „+1”, czyli „Dobry, ale z bardzo poważnymi zastrzeżeniami”. Mimo bowiem kilku istotnych wad, obraz ten jawił mi się jako będący w swym głównym przesłaniu pochwałą takich dobrych rzeczy jak: waleczność, odwaga, honor, wytrwałość, wierność wobec prawowitych władców i sprzeciw względem niesprawiedliwych uzurpatorów. Chociaż co do części z wymienionych przed chwilą zalet tego filmu nie zmieniłem zdania i nadal uznaję, iż rzeczywiście są one w nim zaakcentowane i uwypuklone, to po dokładniejszym zapoznaniu się przede wszystkim z historycznymi faktami, które są kanwą „Walecznego serca”, doszedłem do wniosku, że owa produkcja nie zasługuje jednak nawet na bardzo umiarkowanie pozytywną notę.
Dlaczego? Zanim, przejdziemy do omówienia zasadniczych powodów, które przekreśliły możliwość wyrażenia naszej aprobaty dla tego dzieła, zatrzymajmy się jednak na kilku wadach o charakterze stricte moralnym i światopoglądowym, które już wcześniej dostrzegaliśmy w „Walecznym sercu”. Otóż:
W filmie tym cudzołóstwo, czyli zdrada małżeńska jest pokazywana w taki sposób, iż łatwo może ona wzbudzić na płaszczyźnie emocjonalnej sympatię i wsparcie widzów. Sceny, w których główny bohater intymnie obcuje z cudzą żoną (księżniczką Izabelą) są wszak obrazowane w dość podniosłym i romantycznym klimacie, poza tym owa niewiasta jest traktowana w zimny i chłodny sposób przez swego męża, co dodatkowo rodzi dla niej i siłą rzeczy też dla występnej moralnie sytuacji, w którą się angażuje współczucie ze strony oglądających. Ponadto, Wallace w żadnym momencie filmu nie wyraża skruchy z powodu uwiedzenia cudzej żony, co tym tym bardziej wzmacnia postrzeganie tego wątku owego obrazu jako wyrażającego co najmniej pobłażanie dla śmiertelnego grzechu cudzołóstwa. Nota bene, w rzeczywistości ów wątek został wymyślony przez twórców filmu na jego potrzeby, gdyż Izabela miała zaledwie trzy lata w czasie bitwy pod Falkirk, więc nie mogła w krótkim czasie po tym wydarzeniu (jak z kolei jest to pokazywane w „Walecznym sercu”) dopuszczać się cudzołóstwa z Wallacem. Ponadto, jeden z jej synów, czyli przyszły król Anglii, Edward III nie mógł być synem Wallace’a (jak sugeruje ów film), gdyż urodził się on w kilka lat po jego śmierci.
2. Film ten w tak plastyczny sposób pokazuje przelew krwi i przemoc, że można się zastanawiać, czy nie zostało to uczynione w celu ekscytowania tym publiczności. Mniej więcej do końca lat 80-tych XX wieku, w kinie zgodnie z zasadami obowiązującego Hollywood „Kodeksu Haysa” z dużą ostrożnością i umiarem podchodzono do pokazywania scen przemocy (np. unikano ukazywania scen agonii, ujęć rozlewania krwi, etc.). Jednak później filmowcy zaczęli coraz bardziej odchodzić od tej powściągliwości i umiarkowania w obrazowaniu rozlewu krwi. Często tłumaczono to troską o „realizm” życia przedstawionego w filmach, ale niektórzy wcale nie kryli, że taki sposób przedstawiania przemocy ma służyć podniesieniu atrakcyjności danej produkcji, a nawet wyraża własną ich dla niej fascynację i pragnienie jej celebracji. Można spytać, co przyświecało Melowi Gibsonowi w takim portretowaniu zadawania ran, śmierci i przelewu krwi? Zwłaszcza, gdy zważy się na to, iż w filmach przez niego kręconych i w tych, w których bierze on udział, tak wymyślnie pokazana przemoc jest regułą …
3. W filmie miesza się sprawiedliwa obrona i walka o swój kraj z osobistą zemstą. William Wallace mści się na tych, którzy go skrzywdzili i zdradzili, nawet wówczas, gdy ci są już bezbronni, nie biorą udziału w walce i nie mogą się obronić. Jest więc w tym obrazie krwawa i osobista zemsta, ale nie ma za to pokazanych cnót, które byłyby dla niej przeciwwagą, a więc np. nadstawiania drugiego policzka, modlitwy za swych nieprzyjaciół, przebaczenia okazywanego wrogom.
To wszystko są istotne wady i niedoskonałości, które znacząco obniżyły moje uznanie dla tego filmu. Mimo jednak świadomości, że takowe istnieją, byłem gotów zasadniczo docenić inne moralne walory tego filmu. Przysłowiową kroplą, która przelała „czarę goryczy” na jego niekorzyść jest jednak fakt, iż „Waleczne serce” jest tak niedokładny i nieprawdziwy pod względem historycznym, że można określić go mianem „bliskiego oszczerstwu”. Mówiąc prościej, ten film pokazuje zupełnie nieprawdziwe rzeczy albo sugeruje wydarzenia, które są bardzo mało prawdopodobne. I nie mam tu bynajmniej na myśli, iż film fabularny nawiązujący do historii powinien być w każdym szczególe zgodny z faktografią. Oczywiście pewna dowolność w ukazywaniu niektórych historycznych szczegółów jest prawem filmowców i nie należy im czynić z tego tytułu moralnych zarzutów. To prawo jednak kończy się, gdy ta dowolność zaczyna dotykać istotnych elementów historii, które są potrzebne do moralnej oceny danego wydarzenia bądź postaci. Ilustrując to na przykładzie Adolfa Hitlera. Nie byłoby niczego niestosownego, gdyby jakiś reżyser filmowy pokazał wodza III Rzeszy, jako posiadacza psa typu kundel zamiast właściciela psa rasy owczarek (jak było w rzeczywistości). Ale, czy można by to samo powiedzieć, w wypadku, gdyby Hitler został pokazany jako kochający, pełen współczucia i litości dla Żydów??? Oczywiście, że nie i nikogo nie przekonałyby tu ewentualne tłumaczenia danego reżysera, że przecież jego dzieło to nie film dokumentalny, ale historyczny.
Jakie zatem fakty istotne dla oceny moralnej wydarzeń i osób przestawionych w „Walecznym sercu” zostały tam zakłamane, zmanipulowane i zniekształcone?
Po pierwsze: wbrew filmowej wersji objęcia panowania przez angielskiego króla Edwarda I „Długonogiego” nad Szkocją nie doszło do tego w wyniku zbrojnej inwazji. „Waleczne serce” pokazuje, że w 1280 roku Anglicy z rozkazu swego króla mieli najechać Szkocję i wymordować wielu szkockich szlachciców. Tymczasem, prawda jest taka, że król Anglii Edward I przynajmniej początkowo poddał sobie Szkocję w sposób pokojowy, na drodze pertraktacji i umów w ówczesnymi przywódcami tego kraju. W 1291 roku rada szkockich baronów uznała go bowiem najwyższym seniorem szkockich baronów. Konflikt zbrojny pomiędzy Anglią a Szkocją rozpoczął się zaś dopiero w 1296 roku, po tym jak król Szkocji Jan, wbrew swej wcześniejszej przysiędze wierności i poddania Edwardowi I, zawarł sojusz z jego wrogiem królem Francji Filipem I.
Coś takiego znacznie zmienia moralną wymowę tych wydarzeń historycznych. Nie jest bowiem, tak jak to zostało pokazane w „Walecznym sercu”, że Edward I i Anglicy przemocą doprowadzili do poddania sobie Szkocji. Uczynili to sami przywódcy Szkocji, którzy w warunkach pokoju podporządkowali się Anglii, jednak później złamali obietnice i przysięgi, jakie złożyli Edwardowi I. Nie była to więc w tym aspekcie historia „czarno-biała” (dobrzy Szkoci versus źli Anglicy).
Po drugie: w filmie widzimy, jak Edward I „Długonogi” postanawia wprowadzić na terenie Szkocji tzw. prawo pierwszej nocy, po to by zyskać sobie przychylność szlachty. Przypomnijmy, że zwyczaj ów miał polegać na tym, iż szlachcicowi przysługiwać miało prawo do seksualnego obcowania z żoną swego poddanego w noc poślubną. Jednak, w rzeczywistości nie ma dowodów na to, by owa praktyka była szeroko rozpowszechniona w średniowiecznej Europie, a już nie ma żadnych historycznych przesłanek, by twierdzić, iż Edward I popierał takowy zwyczaj. Tak więc twórcy „Walecznego serca” rzucili oszczercze i niesprawiedliwe pomówienie na tego człowieka, jako promotora rozpusty i cudzołóstwa, krzywdziciela słabszych.
Po trzecie: jest mało prawdopodobne, by Edward I, naśmiewał się z postawy jego synowej, księżniczki Izabeli rozdającej duże jałmużny biednym (jak to zostało pokazane w filmu), gdyż w rzeczywistości źródła historyczne mówią nam, iż sam on był znany z hojnego wspomagania różnych charytatywnych dzieł.
Podsumowując: film „Waleczne serce” ma mocne moralnie punkty, ale przychylność dla cudzołóstwa, sceny wymyślnej krwawej przemocy oraz przede wszystkim rażąca, stronnicza i niesprawiedliwa nierzetelność w przedstawianiu historycznego tła opisanych tam wydarzeń, sprawia, że nie możemy nawet w umiarkowanym stopniu go pochwalić i polecić innym do oglądania.
/.../