4 komentarze “Mężowie izraelscy, słuchajcie tego, co mówię: Jezusa Nazarejczyka, Męża, którego posłannictwo Bóg potwierdził wam niezwykłymi czynami, cudami i znakami, jakich Bóg przez Niego dokonał wśród was, o czym sami wiecie, tego Męża, który z woli postanowienia i przewidzenia Bożego został wydany, przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście.” – Tymi słowami, zapisanymi również dla nas w Dziejach Apostolskich (tamże: 14, 22 – 23)), zwraca się apostoł Piotr do Żydów, którzy : „Gdy to usłyszeli, przejęli się do głębi serca”.
Te fragment z pierwszego „oficjalnego” przemówienia św. Piotra może posłużyć jako wstęp do omówienia klasycznej już ekranizacji powieści Lloyd C. Douglasa – „The Robe”(tytuł różnie tłumaczony na język polski: „Szata”, „Tunika”, „Płaszcz”), o ile skierujemy swoją baczniejszą uwagę na „bezbożnych”, czyli Rzymian, którzy to byli wykonawcami egzekucji Jezusa z Nazaretu. Film jest (podobnie jak, przykładowo, bardziej znane w Polsce „Quo Vadis”) powstałą z miłości do Zbawiciela fantazją na temat pewnych postaci wspomnianych w Nowym Testamencie. W tym przypadku chodzi o jednego z rzymskich legionistów, kierującego ukrzyżowaniem trybuna, który wygrywa (w grze w kości) szatę Jezusa. Ta makabryczna, choć zwyczajna dla rzymskich żołnierzy, rozrywka polegająca na rzucaniu losu o szatę skazańca ma miejsce tuż pod Krzyżem.
Zanim jednak spotkamy trybuna Marcellusa Gallio na Golgocie, poznajemy go w Rzymie jako „świetnie się bawiącego”, pewnego siebie młodego patrycjusza, który wybiera się właśnie na targ niewolników. Tam niespodziewanie spotka dwie osoby, które staną mu się bardzo bliskie: ukochaną kobietę, w osobie nie widzianej od lat towarzyszki dziecinnych zabaw oraz przyszłego przyjaciela, którego zakupi jako niewolnika. W tym miejscu napotka również swojego zagorzałego wroga – przyszłego cesarza Kaligulę. I właśnie przez wrogość Kaliguli, już na drugi dzień po targu, Marcellus otrzymuje rozkaz udania się w charakterze wojskowego dowódcy na trudną placówkę, jaką jest odległa od Rzymu Judea. Ta misja wkrótce całkowicie odmieni jego życie …
Najważniejsze zalety, jakie dla chrześcijańskiego widza może prezentować „Szata” to:
1. Postać głównego bohatera uosabiająca (wyraźne podobieństwo do Winicjusza z Quo Vadis) pysznego i zepsutego poganina, który nie o własnych siłach i nie przez jakąś „ludzką filozofię” (co zresztą byłoby niemożliwe), lecz dzięki spotkaniu Jezusa staje się nowym człowiekiem.
2. Scena Ukrzyżowania mimo że pozbawiona brutalnego naturalizmu ukazana w taki sposób, że widz (również niechrześcijanin) musi odnieść wrażenie, że stało się coś naprawdę ważnego.
3. Ukazanie jak szczere przyjęcie chrześcijaństwa pozytywnie zmienia relacje międzyludzkie.
4. Prezentacja wagi, jaką ma śmiałe i niezłomne w obliczu przeciwieństw świadectwo wiary.
5. Finał filmu, który jest daleki od klasycznego „Happy Endu” w stylu Hollywood, a jednak jest prawdziwie dobrym zakończeniem.
Film łączy wszystkie powyżej wymienione i nie ujęte tu zalety z cechami, które sprawiają, że jest on również po prostu dobrą rozrywkową, a mianowicie z ciekawą akcją, barwnymi postaciami i dobrym aktorstwem.
Marzena Salwowska
/.../